Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania kafe krasoty, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania kafe krasoty, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
[538.] A gdyby tak po filtry UV sięgać cały rok?

[538.] A gdyby tak po filtry UV sięgać cały rok?

Pytanie, które zadałam w tytule, nurtuje zapewne niejedną z Was! Sama również rozumiem konieczność stosowania filtrów UV przez cały rok i o ile dotychczas stosowałam filtr SPF 50 poza okresem letnim sporadycznie a na co dzień wybierałam filtr mineralny (SPF 15-20), to w tym sezonie postanowiłam, że będę stosować filtry SPF 50 przez cały rok. Postanowienie wcieliłam w życie w marcu, kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze silniejsze promienie słońca. Jednocześnie postanowiłam wypróbować różne kremy z filtrami, nie tylko mojego dotychczasowego ulubieńca (Kafe Krasoty), by móc wskazać Wam różnice pomiędzy różnymi produktami. Oczywiście każda cera jest inna, jednak mam nadzieję, że dzisiejsze recenzje pomogą Wam chociaż odrobinę bliżej poznać 3 filtry, które dziś chcę Wam zaopiniować.


 Zanim jednak przejdziemy do recenzji chciałabym przypomnieć bardzo ważny artykuł dotyczący filtrów:



Kafe Krasoty (La Cafe de Beaute) SPF 50



Jest to jeden z pierwszych kremów z faktorem SPF 50 i naturalnym składzie, który pojawił się na Polskim rynku. Stosuję go już trzeci sezon i jestem pewna, że wciąż będę do niego wracać! Do zalet tego kremu mogę zaliczyć dobrze wchłanialną konsystencję a także brak "bielenia" skóry. W składzie znajdziemy zarówno filtry fizyczne (nie w formie zmikronizowanej) a także chemiczne. Tutaj zaczynają się schody - pomijam fakt, że jeden z wykorzystanych filtrów chemicznych jest "przenikającym", ponieważ temat ten roztrząsałam w wyżej podlinkowanym "wstępie teoretycznym" (osobiście stosuję kosmetyki z filtrami przenikającymi, ponieważ nie udowodniono ich szkodliwości) - bardziej głowę zaprząta mi potencjalny brak lub słabsze działanie przeciwstarzeniowe filtrów chemicznych w porównaniu do filtrów fizycznych. Jednak jak już wiecie- ta kwestia wymaga dalszych badań więc dopóki teoria słabszego działania przeciwstarzeniowego nie zostanie oficjalnie potwierdzona,  będę sięgać po Kafe Krasoty. 

Odnoszę pewne wrażenie, że dzięki filtrom chemicznym wnikającym w skórę, ten krem wykazuje działanie ochronne na odrobinę szerszej powierzchni, niż został zaaplikowany. Zawsze kosmetyki z filtrami aplikuję dopiero po ubraniu się, by ich nie zetrzeć w trakcie czynności  - i w przypadku Kremu Kafe Krasoty nigdy nie doszło do poparzenia skóry w przypadku niedokładnie posmarowanych miejsc w okolicach ramiączek, czy dekoltu. Natomiast stosując filtr fizyczny musiałam bacznie zwracać uwagę na dokładne rozprowadzenie filtra, ponieważ skóra potrafiła ulec poparzeniu w niewielkich obszarach skóry, w których filtr nie był dokładnie rozsmarowany (a więc blisko styku z ubraniami, tam zazwyczaj delikatniej nakładam filtr, żeby ich nie pobrudzić).
 

Posiadaczki cer problematycznych może niepokoić obecność oleju kokosowego w składzie kremu Kafe Krasoty. Jednak w ciągu tych 3 sezonów poleciłam krem wielu z Was - nawet posiadaczkom cer tłustych i trądzikowych, ponieważ:

1. Komedogenność jest kwestią indywidualną - czyli nie każdej cerze problematycznej ten olej będzie szkodził,

2. Stężenie ma znaczenie - nawet jeśli czysty olej kokosowy Ci nie służy, to zastosowany w kombinacji z innymi surowcami (jak w powyższym kremie), może być dobrze tolerowany przez Twoją skórę. 

Biorąc pod uwagę powyższe wskazówki wiele z Was zdecydowało się wypróbować Kafe Krasoty na swojej problematycznej cerze i z powodzeniem go stosują! Nierzadko dostaję wiadomości, że jest to również Wasz ulubiony krem z filtrem i nie zamierzacie zmienić go na inny. Pamiętajcie, że nikt nie zna Waszej cery lepiej, niż Wy same - dlatego powinnyście najpierw spróbować kosmetyku, postosować go ok. 2-3 tygodnie a dopiero w następnej kolejności, na podstawie własnych obserwacji osądzić, czy jest to kosmetyk odpowiedni dla Was. Nie zakładajcie z góry porażki!


Kolejnym plusem tego kremu brak pozostawiania tłustego filmu na skórze. W lecie jest to bardzo istotna kwestia, ponieważ podczas upałów żadna z nas nie chce kleić się do przedmiotów wokół. Ten krem dobrze się wchłania i nie jest problematyczny podczas noszenia. O ile twarz możemy przypudrować i zmatowić, o tyle na ciele dobrze jest mieć taki preparat z filtrem, który nie będzie uciążliwy w stosowaniu.

Ponadto krem posiada wysokie stężenia substancji aktywnych, dlatego stosowanie pod niego dodatkowo kremu pielęgnującego nie jest konieczne. Dodatkowym atutem umilającym jego stosowanie jest przyjemny, świeży zapach - idealny w upalne dni!


INCI:
Aqua, Cocos Nucifera Butter, Titanium Dioxide and Aluminia and Stearic Acid, Cetearyl Alcohol, Caprylic/Capric Triglycerides, Glyceryl Monostearate, Glycerin, Mangifera Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Triticum Vulgare Oil, Octocrylene, Butyl Methoxydibenzoylmethane, D-panthenol, Allantoin, Xanthan Gum, Parfum, Citric Acid, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol

Cena: ok. 32 zł / 100 ml


Bioderma Photoderm Mineral SPF 50+, UVA 26


Jak wspomniałam Wam wcześniej - jednym z moich postanowień na aktualny sezon letni było wypróbowanie nowych filtrów, dlatego mój wybór padł na spray z filtrem oparty jedynie o filtry mineralne. Wiele z moich Czytelniczek obawia się filtrów chemicznych, chce stosować jedynie mineralne i dlatego postanowiłam sama sprawdzić, jak taki rodzaj filtrów zachowuje się na skórze.  Zgodnie z moimi podejrzeniami muszę przyznać, że jest to całkowicie inny rodzaj preparatu niż dotychczas stosowany krem Kafe Krasoty. Bioderma ma olejową formułę z niewielkim dodatkiem substancji zapobiegających opadaniu filtrów na dno opakowania. I tak samo jak oleje - pozostawia na skórze wyczuwalny film. Oczywiście filtry mineralne częściowo będą działały absorbująco dla tej tłustej konsystencji a sama wchłanialność produktu jest uzależniona od typu naszej skóry, jednak olejowa formuła daje o sobie znać. O ile stosując krem Kafe Krasoty nakładałam na niego jedynie krem BB (Couleur Caramel lub Vianek) i skóra nie wymagała matowienia, o tyle w przypadku lekko tłustej powłoce pozostawionej przez Biodermę koniecznie sięgam po puder (jeśli chcecie, to przy okazji mogę Wam zrobić porównanie kilku pudrów, które ostatnimi czasy stosowałam - dajcie znać w sekcji komentarzy). 

Bioderma - jak przystało na filtr mineralny bez substancji mikronizowanych - mocno bieli skórę. Wręcz nadaje jej sino-fioletowy odcień! O ile na twarz nakładam makijaż, o tyle zdarzało mi się, że osoby trzecie pytały, czy coś mi się stało w rękę/łokieć, ponieważ mam siniaka - a to był po prostu nierównomiernie rozprowadzony filtr.  


Zalety tego preparatu zapewne docenią osoby o skórach wrażliwych i alergicznych: nie posiada zapachu, ma prosty skład i same filtry fizyczne, więc ryzyko wywołania uczulenia jest zredukowane niemal całkowicie. Ten filtr z powodzeniem można stosować również u dzieci. 

Podczas użytkowania tego sprayu z filtrem przytrafiło mi się kilka nieprzyjemnych sytuacji - jak wspomniałam wcześniej, jeśli nie rozprowadziłam filtra równomiernie, przytrafiały się poparzenia. Zawsze staram się nakładać filtr dokładnie, ale Bioderma wymagała bardzo dużej uwagi podczas reaplikacji. Poza tym przytrafiło mi się odparzenie skóry po aplikacji tego preparatu - będąc na wycieczce, podczas której dużo chodziłam, nałożyłam kosmetyk na całe ciało (również po wewnętrznej stronie ud). O ile moje uda zawsze się o siebie ocierają, o tyle NIGDY nie zdarzyło mi się odparzenie. Nie będąc przygotowana na taki obrót sytuacji, kupiłam jedyne opakowanie zasypki, jakie znalazłam w pobliskim sklepie - tak duże, że ledwie mieściło się do torebki (to się nazywa szalona wakacyjna przygoda!). Kolejnym przykrym wypadkiem jaki mi się zdarzył to po stosowaniu tego sprayu skóra stała się bardziej sucha. Sądzę, że odpowiada za to niewielka ilość substancji aktywnych - spray zawiera same substancje hamujące ucieczkę wody z naskórka jednak dla niektórych skór to może być zbyt mało.

Czy jest to zły filtr? Absolutnie nie - po prostu potrzebowałam czasu, by nauczyć się z nim pracować. Po zapoznaniu się z jego specyfiką przestał być dla mnie problematyczny - makijaż nie spływał, nie pojawiało się błyszczenie skóry, bielenie nie przebijało spod makijażu a równomiernie rozprowadzony na ciele nie tworzył sino-fioletowych plam.

INCI:
Decyl Oleate, Dicaprylyl Carbonate, Zinc Oxide, Caprylic/Capric Trigliceride, Cocoglycerides, Titanum Dioxide, Silica Dimethyl Silylate, Polyhydroxystaeric Acid, Tocopheryl Acetate, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Stearic Acid, Alumina, Tocopherol

Cena: ok. 40 zł / 100 g
Dostępność: można zamówić w każdej aptece


EY! Wodoodporny filtr przeciwsłoneczny


Wiedząc już, czego można się spodziewać po filtrach mineralnych, zdecydowałam się na kolejny - tym razem nowość na Polskim rynku - EY!. Ten preparat pomimo podobnej formuły jak Bioderma (również jest sprayem i także posiada olejową formułę), jest lepiej wchłanialny przez moją skórę. Wciąż zostawia na twarzy film ale jest on mniej wyczuwalny niż po Biodermie. Również powoduje bielenie skóry, jednak bez efektu "sinienia" - po prostu skóra wydaje się być jaśniejsza, ale posiada zdrowy koloryt. Produkt ma przyjemny zapach umilający jego stosowanie a także nie koliduje z makijażem (gdy zostaje przypudrowany twarz się nie błyszczy, makijaż nie spływa). Dzięki większej ilości substancji odżywiających skórę nie zaobserwowałam wysuszenia cery, chociaż dla pewności zdarza mi się aplikować pod niego niewielką ilość kremu o działaniu pielęgnującym.

INCI:
Dicaprylyl Carbonate, Glycine Soja Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Titanium Dioxide, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Alumina, Canola Oil, Stearic Acid, Oryzanol, Olea Europaea Fruit Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopherol, Parfum, Linalool, Citronellol, Geraniol

Cena: ok. 70 zł / 100 ml




Filtry chemiczne czy fizyczne?

Który finalnie krem polecam? Każdy, przy zachowaniu specyficznych wymagań dotyczących aplikacji. Jestem pewna, że do każdego z powyższych kosmetyków jeszcze powrócę. 

Co ciekawe - odnoszę wrażenie, że pomimo, iż kremy z filtrem fizycznym w teorii powinny być aplikowane jako ostatni element rutyny pielęgnacyjnej, to zastosowane pod makijaż lepiej chroniły moją skórę przed UV niż Kafe Krasoty (filtr mieszany). Jednak krem Kafe Krasoty jest mniej problematyczny do stosowania na ciało - nie bieli, nie pozostawia uczucia tłustej skóry, nigdy nie spowodował u mnie wysuszenia skóry czy odparzeń. 

Do plusów filtrów mineralnych należy ich natychmiastowe działanie po aplikacji oraz brak konieczności ich zmywania przed reaplikacją. Natomiast ich wadą jest łatwa ścieralność i wymóg częstej oraz bardzo dokładnej reaplikacji (jestem osobą potrafiącą smarować się kremem z filtrem nawet będąc w samochodzie, ale wiem, że nie każdy jest takim maniakiem kosmetycznym). W mojej opinii preparaty z filtrami chemicznymi zapewniają skuteczniejszą ochronę w ciągu 2h po aplikacji ponieważ są odporne na ścieranie i pocenie się, jednak zaleca się przed ich ponowną aplikacją umyć dokładnie skórę (ryzyko pogorszenia stanu skóry pod wpływem powstawania wolnych rodników podczas rozpadu filtrów). Ponadto podczas przekształcania promieniowania UV w energię cieplną filtry chemiczne również indukują powstanie wolnych rodników. Czy to znaczy, że nie chronią przed fotostarzeniem? Odsyłam do linku przytoczonego na samym początku, ponieważ tam przedstawiłam argumenty "za" i "przeciw".


Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście któreś z powyższych filtrów? Jak spisywały się one u Was? A może polecicie jakieś swoje ulubione filtry? Chętnie wypróbuję coś nowego!

Jeśli są wśród Was osoby mające cerę problematyczną a dobrze spisuje się u Was krem Kafe Krasoty - koniecznie dajcie o tym znać w komentarzu: niech osoby obawiające się tego kremu zobaczą, że czasem warto "chwycić byka za rogi" i na własnej skórze przekonać się, co nam służy a co szkodzi!

Pozdrawiam serdecznie!
[536.] Denko maj 2018

[536.] Denko maj 2018

Zgodnie z obietnicą nadrabiam denkowe zaległości i przychodzę do Was z majowym denkiem. Jeszcze tylko troszkę i będę na bieżąco! Przyznaję, że "Projekt Denko" jest dla mnie fenomenem - niejednokrotnie myślałam o zaprzestaniu tej serii, pokazywanie swoich "śmieci" jest troszkę krępujące jednak otrzymuję od Was informacje, że lubicie te serie i czekacie na nią. Tym bardziej jest mi niezręcznie, że w ostatnich miesiącach mam opóźnienia, jednak cieszę się, że chcecie poznać więcej kosmetyków naturalnych. Denka mają jeden niezaprzeczalny plus - umożliwiają szczere opiniowanie produktów po ich całkowitym zużyciu. Chyba nie ma bardziej nieszczerych opinii niż te, które są wydawane jedynie po kilkukrotnym zastosowaniu kosmetyków. Jeśli opiniuję jakieś kosmetyki, zawsze staram się wykonywać zdjęcia produktów wcześniej, by móc zaprezentować je na blogu w pełnej krasie, jednak recenzję piszę dopiero gdy kończę opakowanie lub już je wykończyłam. Zdarza się jednak, że wykonam jakimś kosmetykom zdjęcia a następnie okazuje się, że nie mogę na ich temat napisać nic pochlebnego - wtedy niestety zdjęcia i czas zostają zmarnowane, ale za to mam pełne poczucie, że kosmetyki, które finalnie pojawiają się na blogu, są godne uwagi.

Przejdźmy więc do meritum!



Pielęgnacja twarzy



Krem z filtrem SPF 50 Kafe Krasoty (La Cafe de Beaute)

Jest to mój ulubiony krem z filtrem, który odkryłam w 2016 r i co sezon powracam do niego. Jego niewątpliwymi zaletami są brak bielenia oraz dobrze wchłanialna konsystencja. W porównaniu z kremami pozbawionymi filtrów UV, Kafe Krasoty może wydawać się ciut bardziej treściwy, jednak wynika to z konieczności zwiększenia fazy tłuszczowej w kosmetykach z filtrami (więcej na ten temat pisałam w artykule dot. filtrów, link poniżej). Pomimo odrobinę gęstszej konsystencji dobrze się wchłania, nie wzmaga błyszczenia się cery i nie przyczynia się do wzmożenia niedoskonałości. Zdecydowanie różni się konsystencją od kremów z filtrami opartymi o emolientową bazę (np. Bioderma Photoderm Mineral) - jest znacznie przyjemniejszy i łatwiejszy w aplikacji oraz późniejszym nakładaniu makijażu. Jednak nie istnieje idealny krem z filtrem - krem ten posiada filtry "przenikające", które z pewnością są minusem dla wielu osób jednak jak pisałam Wam w artykule o filtrach UV - nie wykazano szkodliwego wpływu tych substancji na organizm.  Z całą pewnością nie jest to ostatnie opakowanie tego kremu jakie używam i powrócę do niego jeszcze w tym sezonie! 

Cena: ok. 35 zł / 100 ml


Lekki krem nagietkowy Sylveco

Po ten krem sięgałam systematycznie gdy borykałam się z trądzikiem - nagietek reguluje pracę gruczołów łojowych oraz wspomaga gojenie niedoskonałości. Krem bardzo mi pomógł i był jednym z pierwszych kosmetyków całkowicie naturalnych, jakie stosowałam. Do teraz lubię wracać do tego kremu, naprzemiennie z wersją brzozową. Bardzo lubię ziołowy zapach tego kremu, chociaż podczas używania pierwszego opakowania miałam ochotę więcej do niego nie wracać. Po odstawieniu kremu nagietkowego na rzecz kremu konwencjonalnego znów nasilił się mój trądzik, więc grzecznie powróciłam do lekkiego kremu nagietkowego. Od tamtej pory jego zapach już nigdy nie był dla mnie problemem, ponieważ widziałam pozytywne skutki jego wpływu na moją cerę! Jednocześnie mocno przekonałam się na własnej skórze, że zapach kosmetyku jest jedynie po to, by uprzyjemnić jego stosowanie. 

Nagietek znajduje również zastosowanie w pielęgnacji skóry męskiej, która często jest jednocześnie skórą skłonną do łojotoku, która źle reaguje na zbyt bogate konsystencje. Ekstrakt z nagietka wspomaga gojenie się ewentualnych zacięć i podrażnień po goleniu. 


Cena: ok. 30 zł / 50 ml


Serum anti-age do cery suchej i wrażliwej Planeta Organica

To serum z całą pewnością zasługuje na miano ulubionego i z całą pewnością będę do niego systematycznie powracać! Zużyłam już kilka opakowań i obserwuję dużą poprawę w kondycji skóry - znacznie zmniejszyła się widoczność naczynek, cera jest nawilżona, odżywiona, miękka i gładka. Serum jest bogate w substancje antyoksydacyjne, opóźniające procesy starzenia się skóry, dzięki czemu mam pewność, że zapobiegam zbyt szybkiemu starzeniu się cery.

Pełna recenzja
Cena: ok. 30 zł / 50 ml


Odżywcza pomadka ochronna Vianek

W tym denku znajdują się moje dwie ulubione pomadki Vianek! Zarówno wersja odżywcza jak i kojąca (poniżej) przypadły mi do gustu swoimi ciekawymi smakami. Uważam to za bardzo dobry krok, że Vianek zdecydował się wypuścić pomadki ochronne o przyjemnych aromatach!
Wersja odżywcza ma owocowy, jednak nie zbyt słodki smak - coś jakby morela, brzoskwinia, pomarańcza - a więc słodycz przełamana jest rześkością. Skutecznie chroni usta, mocno nawilża i nie dopuszcza do powstania suchych skórek. W porównaniu do wersji kojącej jest odrobinę bardziej wyczuwalna na ustach.

Cena: ok. 10 zł / 4,6 g


Kojąca pomadka ochronna Vianek

Ta pomadka również zachwyciła mnie aromatem - jest mniej słodki ale wciąż owocowy. Wyczuwalna jest w nim nuta winogron chociaż nie jest to smak przypominający Biolaven. Ta pomadka zyskuje najwięcej zwolenników pod względem aromatu dlatego polecam wypróbować! Również skutecznie nawilża i chroni usta a jednocześnie nie pozostawia bardzo tłustego filmu.

Cena: ok. 10 zł / 4,6 g


Krem pod oczy Zielona Herbata Mokosh

Jeśli poszukujecie mocno nawilżającego kremu pod oczy, który jednocześnie będzie rozświetlał spojrzenie, niwelował zasinienia oraz zapobiegał starzeniu się skóry, to szczerze polecam zwrócić uwagę na ten krem! Ekstrakt z zielonej herbaty jest jednym z najskuteczniejszych substancji o działaniu wyłapującym wolne rodniki, dlatego warto wybierać kosmetyki z tym składnikiem właśnie latem. Krem posiada treściwą, ale nie tłustą konsystencję, dobrze się wchłania i długotrwale nawilża. Dzięki obecności miki optycznie rozsprasza światło i sprawia, że skóra pod oczami wygląda na bardziej wypoczętą. Dzięki temu kremowi (oraz kilku innym kosmetykom Mokosh) mam ochotę przyjrzeć się bliżej tej marce - jakie kosmetyki tej firmy polecacie?

Pełna recenzja
Cena: ok. 75 zł / 15 ml


Woda aloesova Beaute Marrakech

Ostatnimi czasy sięgam właśnie po ten hydrolat - zużyłam już kilka opakowań i sądzę, że szybko z niego nie zrezygnuję! Woda aloesowa posiada charakterystyczne właściwości dla aloesu - przede wszystkim mocno nawilża skórę ale jednocześnie wspomaga gojenie się niedoskonałości. Ogólnie bardzo polecam hydrolaty, zdecydowanie bardziej niż toniki z zawartością substancji myjących - nie każda cera dobrze oddziałuje na ich pozostawanie na skórze nawet w tak niewielkiej ilości.

Cena: ok. 16 zł / 125 ml
Link do sklep



Pielęgnacja włosów


Henna Red (czysta henna) Sattva

Uwielbiam hennę za to, jaki daje efekt na włosach - mają naturalny odcień rudości zmieniający się pod wpływem kąta padania światła. Nie jest to jaskrawa, sztuczna pomarańcz, rażąca w oczy nawet w ciemności. Jednak największą zaletą henny jest to, że nie wypłukuje się! Tradycyjne farby do włosów z rudym pigmentem mają to do siebie, że bardzo szybko barwnik traci na intensywności - już po trzykrotnym umyciu włosów mamy ewidentnie sprany odcień, który nie jest ani rudością ani blondem...

Niestety henna nie jest widoczna na moim naturalnym odcieniu włosów, dlatego zawsze najpierw je rozjaśniam chemiczną farbą Montibello Oalia. Nie jest mi w smak stosowanie chemicznych farb, dlatego staram się szukać innych metod rozjaśniania włosów (dotychczasowe próby zakończyły się fiaskiem) oraz ograniczać nakładanie farby Montibello. O ile wizualnie efekt pozwala, poprawiam odrost czystą henną w celu jego "stonowania" a kiedy już odrost zaczyna być mocno widoczny, nakładam na same odrosty Montibello i to w formie pasemek, refleksów a nie "pełnego" krycia farbą. Coraz częściej chodzi mi po głowie powrót do naturalnego odcienia - jednak zanim to nastąpi, spróbuję znaleźć inną metodę na zaprzestanie korzystania z farby chemicznej. Co sądzicie o tym pomyśle?

Rozjaśnianie włosów kwasem jabłkowym

Cena: ok. 35 zł / 150 g

Link do sklepu


Regenerująca maska do włosów Hairfood Papaya Fructis Garnier

Muszę przyznać, że Fructis wypuszczając serię Hairfood nieźle zamieszał w światku kosmetyków naturalnych! To bardzo miły ukłon w stronę konsumentów stawiających na naturalne składy kosemtyków. Podpytywałam Panie pracujące w Rossmannie o sprzedaż tych masek i przyznały, że schodzą jak ciepłe bułeczki - co zresztą obserwuję po permanentnych pustkach na sklepowych półkach! Mam szczerą nadzieję, że ten sukces sprzedażowy sprawi, że Fructis nie wycofa tych masek ze swojej oferty.

Wersja z papają ma niesamowicie aromatyczny zapach, który uzależnia i przywołuje uśmiech na twarzy. Maska skutecznie wygładza, nawilża i nabłyszcza włosy a przy tym nie obciąża ich nadmiernie, nie powoduje strączkowania ani utraty objętości. Często zadajecie pytanie, czy jest to maska emolientowa, czy emolientowo-humektantowa? Ta druga, ponieważ już na trzecim miejscu w składzie mamy glicerynę ale w składzie znajdziemy kilka rodzajów olejów (sojowy i słonecznikowy), emolientów pochodzenia roślinnego (Isopropyl Mirystate, Coco-Caprylate/Caprate) i emulgatorów wykazujących właściwości wygładzające (Cetearyl Alcohol już na drugim miejscu w składzie).

Aktualna pielęgnacja włosów
Porównanie maski Superfood / Hairfood Papaya Garnier Fructis w wersji polskiej i ukraińskiej

Cena: ok. 25 zł / 390 ml

Link do sklepu


Odżywka do włosów Biolaven

Jest to moja ulubiona odżywka ze wszystkich spośród firmy Sylveco - w przeciwieństwie do pozostałych łatwiej jest rozprowadzić ją na włosach. Skutecznie wygładza włosy, ułatwia ich rozczesywanie oraz nawilża, chociaż musze przyznać, że obecność masek Fructis mocno zachwiała pozycją "Ulubieńca" odżywki Biolaven. Czas pokaże, po który produkt będę sięgała częściej!

Pełna recenzja

Cena: ok. 20 zł / 300 ml

Link do sklepu


Wzmacniające serum do włosów Vianek

Vianek zaskakuje innowacyjnością - to jedyna firma kosmetyków całkowicie naturalnych, która wypuszcza tak mało znane produkty jak peeling do skóry głowy, osobne wersje szamponów do włosów farbowanych - blond i ciemne, eliksir (czyli bezolejowe serum) czy właśnie serum do końcówek włosów pozbawione silikonów. Chociaż nie są to tak popularne kosmetyki jak kremy a więc nie interesują zbyt szerokiej grupy odbiorców, to jednak osoby zainteresowane prawidłową pielęgnacją mają możliwość zakupu produktu o bezpiecznym składzie INCI oraz w przystępnej cenie. Za to między innymi lubię Vianek!

Jeśli chodzi o to serum, to bardzo mocno wygładza włosy - na moich wystarczyła dosłownie kropelka, by je nabłyszczyć. Serum skutecznie chroni końcówki włosów przed uszkodzeniami i jeśli obawiacie się, że takie serum nie jest aż tak skuteczne jak serum silikonowe, to jesteście w błędzie - zawarte w serum analogi silikonów dają dokładnie taki sam efekt wygładzenia i ochrony kosmyków, ale jednocześnie nie są szkodliwe dla środowiska i są biodegradowalne!

Cena: ok. 23 zł / 30 ml
Link do sklepu


Bioferment z bambusa Ecospa.pl

Zanim Vianek wypuścił na rynek serum do końcówek, poszukiwałam na własną rękę produktu o działaniu ochronym. Strzałem w 10 okazało się wypróbowanie biofermentu z bambusa, który w moim przypadku najlepiej się sprawdza. Chroni końcówki włosów, wygładza, dyscyplinuje i nabłyszcza. Przy tym jest niesamowicie lekki i nie powoduje ich przetłuszczania ani utraty objętości. Preparat lekko usztywnia włos dlatego jest bardzo dobrą opcją dla tych z Was, którze lubią nosić proste włosy. Z całą pewnością bioferment zostanie ze mną na dłużej!

Porównanie serum do końcówek włosów: Vianek vs. bioferment z bambusa EcoSPA

Cena: ok. 20 zł / 30 ml

Link do sklepu


Rokitnikowy peeling do skóry głowy Oblepikha Siberica

Złuszczanie skóry głowy jest tak samo ważne jak na pozostałych partiach ciała - dlatego od czasu do czasu warto wykonać peeling skóry głowy. Należy jednak do takiego peelingu przygotować się chociażby w teorii, by nie wybrać produktu, który mógłby uszkodzić łodygi włosa u nasady.

Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka cz. IV- peelingi skóry głowy

Peeling Oblepihka Siberica jest w formie żelowej z zawartością drobinek złuszczających (zmielone łupiny). Drugą substancją złuszczającą jest kwas glikolowy - chociaż zazwyczaj odradzam stosowanie kwasów, to w przypadku złuszczania naskórka w obrębie głowy, mogą być one dobrym wyborem (oczywiście przy zachowaniu umiaru i ostrożności o których wspominałam w artykule podlinkowanym powyżej). Niestety peeling Planeta Oblepikha ma również dwa minusy - jednym jest obecność Sodium Coso-Sulfate (SCS), dość mocnej substancji myjącej - chociaż jej użycie może być usprawiedliwione chęcią silniejszego oczyszczenia skóry głowy podczas peelingu a tego nie stosujemy przecież codziennie) oraz Acrylates Copolymer - substancji zaliczanej do mikroplastiku zanieczyszczającego środowisko. Z tego względu nie wrócę już do tego produktu zwłaszcza, że w międzyczasie odkąd stosowałam peeling Oblepikha Siberica, Vianek wypuścił swoją wersję peelingu do skóry głowy o całkowicie naturalnym, wzorowym składzie! Sam peeling spisywał się u mnie dobrze w kwestii złuszczania i odświeżania skóry głowy, jednak po każdym zastosowaniu obserwowałam nasilone wypadanie włosów. Z jednej strony może to być efekt mechanicznego oddziaływania na włosy w telogenie, które usprawni ich szybsze usunięcie a w ich miejsce może zacząć wyrastać nowy włos ale z drugiej może to być sygnał, że taki zabieg po prostu nie odpowiada mojej skórze głowy. Będę obserwować dalsze efekty, tym razem sięgając po zdrowszą alternatywę - Vianek!

Cena: ok. 27 zł / 200 ml

Link do sklepu



Pielęgnacja ciała


Masło do ciała z młodym jęczmieniem, Botanicum Natural SPA 

Uwielbiam masła ze względu na ich uniwersalność! To masło zabierałam ze sobą w podróże (ponieważ posiadam mini opakowanie) i służyło mi jako produkt do demakijażu, do pielęgnacji twarzy, ciała i dłoni (zamiast kremów i balsamów), olejowałam nim włosy przed myciem a także smarowałam podrażnione czy zadrapane miejsca w celu szybszej regeneracji naskórka! Masło fantastycznie spisywało się w każdej roli, jednocześnie mocno odżywiając skórę i włosy, zmiękczając naskórek i poprawiając jego nawilżenie. Przyjemny, świeży zapach produktu oraz puszysta konsystencja uprzyjemniały jego stosowanie!

Pełna recenzja

Cena: ok. 50 zł / 120 ml
Link do sklepu 


 
Peeling do ciała masło shea i olejek migdałowy Wellness & SPA

Do tego peelingu z całą pewnością będę wracać zwłaszcza, że jest to kosmetyk dostępny w każdym Rossmannie a do tego przyjemnie tani! Uwielbiam jego pudrowy zapach, który utrzymuje się na skórze przez długi czas.

Peeling pozostawia skórę przyjemnie gładką, miękką ale nie tłustą. Drobinki soli skutecznie złuszczają martwe komórki naskórka chociaż należy mieć na uwadze, że po peeling solny nie powinno się stosować w przypadku podrażnień i otarć.

Pełna recenzja

Cena: ok. 15 zł / 300g


Łagodzący kremowy żel pod prysznic Vianek

Żele pod prysznic Vianek są obowiązkowym produktem w mojej łazience - ich nigdy dość! Są bardzo delikatne dla skóry, nie podrażniają jej i nie wysuszają. Systematyczne stosowanie żeli myjących bez SLS znacznie poprawia poziom nawilżenia skóry, dzięki czemu przestaje pojawiać się drobnopłatkowe złuszczanie i można znacznie rzadziej sięgać po balsam. Wygodne rozwiązanie i dające maksimum pewności, że skóra zawsze będzie wyglądać nienagannie!

Pełna recenzja

Cena: ok. 20 zł / 300 ml
Link do sklepu


Mydło do golenia Fair Squared

Ten produkt jest "mydłem" jedynie z nazwy - tak na prawdę jest to żel oparty o bardzo delikatne substancje myjące, jest więc całkowicie bezpieczny do stosowania. Duży plus za fizjologiczne pH wyraźnie oznaczone na opakowaniu! Produkt jest niesamowicie wydajny, ułatwia usuwanie włosków a maszynka gładko po nim sunie dzięki czemu łatwiej uniknąć zacięcia. Po depilacji pozostawia skórę bardzo przyjemnie gładką i przyjemną w dotyku (nie tylko ze względu na brak zbędnego owłosienia, ale bardziej ze względu na swoją żelową formułę).

Mydła - Kompendium Wiedzy

Warto także wspomnieć, że wszystkie kosmetyki Fair Squared uzyskały certyfikaty kilku niezależnych komisji certyfikujących, w tym Halal, PeTA, The Vegan Society, NaTrue i innych.

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 55 zł / 250 ml


Krem do rąk z olejem z migdałów Fair Squared

Kosmetyki tej marki bardzo przypadły mi do gustu jako produkty nie tylko o naturalnych składach potwierdzonym licznymi certyfikatami ale również skutecznością działania. Podobnie było w przypadku tego kremu do rąk - mocno nawilżał skórę, regenerował i zapobiegał powstawaniu suchych skórek wokół paznokci. Zdecydowanie będzie to mój "must have" zimą zwłaszcza, że jego gęsta konsystencja przekłada się na wydajność!

Cena: ok. 35 zł / 100 ml


Czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? Jestem bardzo ciekawa, jak spisały się one u Was!

Pamiętajcie, że sprawdzam na IG hasztag #kosmetologianaturalnie i podpatruję, jak spisują się u Was naturalne kosmetyki =)



[464.] Sierpniowe denko!

[464.] Sierpniowe denko!

Wraz z upływem kolejnego miesiąca czas pokazać Wam kosmetyki, które zdenkowałam w sierpniu. Tym razem kosmetyków nie jest wiele, mam jednak nadzieję, że krótkie recenzje okażą się dla Was pomocne!

Pielęgnacja twarzy


Krem na dzień "Sunlight", Lush Botanicals

Fantastyczny krem! Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach! To, co zdecydowanie najbardziej przypadło mi w nim do gustu to zapewnienie promiennej i wypoczętej skóry. I efekt ten możemy podzielić na "natychmiastowy" oraz "po dłuższym stosowaniu". Efekt "natychmiastowy" zapewniają nam lekko opalizujące drobinki miki, która jest dobrze zmielona i nie odznacza się na skórze ani też nie ujawnia się jako brokatowe drobinki, ale daje wręcz azjatycki efekt "chok-chok"! Natomiast efekt promienności "po dłuższym stosowaniu" wynika z nasycenia skóry wieloma substancjami aktywnymi oraz znacznej poprawy jej nawilżenia. Skóra wręcz promienieje!

Krem ten ma lekką i dobrze wchłanialną konsystencję, jednak nie jest przy tym wodnisty. Czuć, że zawiera wiele substancji aktywnych i skutecznie odżywia skórę. Nie nasila zmian trądzikowych, wręcz szybciej się one goją i nie pozostawiają po sobie przebarwienia. Podoba mi się wyważona równowaga pomiędzy emolientami i humektantami w tym produkcie- znajdziemy ich całe mnóstwo!


Cena: 195 zł za 50 ml
Pełna recenzja 
 

Nawilżająca pianka do mycia twarzy, Eco Laboratorie

Wypróbowanie pianek do mycia twarzy było strzałem w 10! Dzięki "zapowietrzonej" formule, dozujemy niewielką ilość produktu co sprawia, że pianka wystarcza na bardzo długo a ponadto skóra ma mniejszy kontakt z detergentami i jest delikatniej oczyszczana. Pianka Eco Laboriatorie nie wysusza skóry, nie pozostawia uczucia ściągnięcia i nie narusza bariery hydrolipidowej. Szczerze polubiłam się ze wszystkimi rodzajami pianek Eco Laboratorie i jestem pewna, że będę do nich wracać!

Cena: ok. 20 zł za 150 ml


Maksymalnie nawilżająca maseczka do twarzy, Organic Therapy

Maseczka ta była jednym z pierwszych naturalnych kosmetyków, z jakimi miałam styczność i nawet te ok. 3 lata temu zachwyciła mnie swoim działaniem! Z przyjemnością powróciłam do niej by przekonać się, czy wciąż tak dobrze będzie działała. To, co można zauważyć tuż po jej zmyciu to niebywała gładkość skóry! Przy długotrwałym stosowaniu obserwowałam lepsze gojenie się wyprysków (posiada w składzie aloes i zapewne on wspomagał gojenie niedoskonałości) oraz uszczelnienie naczyń krwionośnych- cera miała wyciszoną grę naczynkową i nie rumieniła się zbyt szybko. Niestety, doszyły mnie słuchy, że marka Organic Therapy jest wycofywana z Polski. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak- jeśli tylko zobaczycie jeszcze gdzieś tę maseczkę, koniecznie polecam wypróbować!

Cena: ok. 15 zł za 75 ml


Pielęgnacja ciała
 

Krem z filtrem SPF 50, La Cafe de Beaute (in. Kafe Krasoty)

Nie wyobrażam sobie lata bez stosowania kremu z filtrem! Chociaż moja skóra z łatwością się opala i rzadko ulega poparzeniom słonecznym, to zmniejszanie jej ekspozycji na promieniowanie UV gwarantuje opóźnienie procesów starzenia! Dlatego kosmetykiem obowiązkowym jest krem z bardzo wysokim filtrem UV- krem Kafe Krasoty to mój ulubieniec zeszłego i obecnego sezonu. Szybko się wchłania, w przeciwieństwie do wielu kremów z filtrem nie pozostawia tłustej powłoki i nie bieli. Stosowałam go zarówno na całe ciało jak i na twarz- nie powodował szybszego błyszczenia się cery ani spływania makijażu. Jestem pewna, że w następnym sezonie także trafi do moich zasobów!

Cena: ok. 37 zł za 75 ml


Żel do mycia ciała z ekstraktem z lipy, Yaka

Żel przywiozłam z Lwowa - kosztował ok. 7 zł, dlatego wybaczyłam mu obecność Sodium Coco-Sulfate i soli. Szybko tego pożałowałam- SCS to mocny środek myjący i systematycznie podsuszał moją skórę. Więcej na temat moich doświadczeń z SCS i czym dokładnie jest ta substancja.

Sam żel był niesamowicie wydajny i wystarczył na kilka długich tygodni stosowania. Zarówno kolor jak i zapach przypominały mi bardzo szampon "Bambino" dla dzieci. 

Cena: ok. 7 zł za 350 ml



Rozświetlający balsam do ciała "White Gold", Natura Siberica (seria "Blanche")

Zdecydowanie ten balsam zasługuje na miano ulubieńca! To kosmetyk idealny na lato: szybko się wchłania, nie pozostawia filmu, nie klei się a przy tym pozostawia skórę aksamitnie gładką. Zapach jest obłędny, owocowy ale nie duszący ani mdły- jednocześnie długo utrzymuje się na skórze! No i najważniejsze: balsam ten posiada delikatne drobinki, które idealnie wpasowują się w letni klimat!

Wprawdzie opisywanie opakowania nie jest w moim stylu, jednak muszę przyznać, że ta tubka prezentuje się bardzo elegancko! Balsam był prawdziwą ozdobą łazienki i z pewnością do niego wrócę! 

Cena: ok. 26 zł za 200 ml

Pełna recenzja


Pielęgnacja włosów


Normalizujący tonik-wcierka do skóry głowy, Vianek

Wraz z nadejściem jesieni mam na uwadze, że zacznie się okres wzmożonego wypadania włosów, dlatego przez cały sierpień sięgałam po wcierkę, by wzmocnić cebulki włosów przed tym wymagającym okresem. Akurat wcierkę Vianek bardzo lubię, ponieważ włosy rosną mi po niej zdecydowanie szybciej i w sierpniu poprawiałam odrost henną aż dwa razy! Mam nadzieję, że z okresu wzmożonego wypadania włosów wyjdę obronną ręką!

Cena: ok. 20 zł za 150 ml
Pełna recenzja


Odżywka do włosów, Biolaven

Najulubieńsza i jedyna! Ma idealny skład do stosowania na co dzień, ponieważ jest bogata w emolienty. Dzięki temu wygładza włosy, zapobiega ich puszeniu i elektryzowaniu. Natomiast bardzo łatwo daje się tuningować w celu zachowania równowagi PEH - moim ulubionym dodatkiem jest glutek z sieniemia, chociaż ostatnio często sięgam po żel aloesowy! Obiecuję, napiszę dla niej osobną recenzję, bo jestem nią zachwycona!

Cena: ok. 18 zł za 300 ml


Odżywczy olejek do włosów, Vianek 

Ten olejek jest niesamowicie wydajny! Śmiem twierdzić, że firma strzeliła sobie w kolano, wypuszczając produkt w aż tak dużej pojemności. Jeśli przyjrzycie się dokładnie opakowaniu na powyższym zdjęciu, to zauważycie, że jest już pożółkłe i wiele przeszło. Nic dziwnego- mój olejek pochodzi jeszcze z pierwszej partii (!!!) - a stosowałam go przed każdym- lub co drugim- myciem głowy! Wprawdzie powinnam trzymać się daty ważności i wyrzucić go 3 miesiące po otwarciu, jednak zużycie było znikome i postanowiłam go trzymać, dopóki nie zmieni zapachu. Nie zmienił więc zużyłam go po... półtora roku użytkowania (jeśli dobrze pamiętam, produkt pojawił się na rynku około marca 2016r ;)). 
Ale nie narzekam, ta niesamowita wydajność dla mnie osobiście była niebywałym plusem, bo moje włosy ten olejek wręcz pokochały! Już po pierwszym użyciu stawały się bardziej dociążone i błyszczące. Dzięki dodatkowi ekstraktów roślinnych nabierały lekkości bez efektu spuszenia a także były przez nie wzmacniane.

Natomiast jeśli pojemność i wydajność tego olejku Was przerasta, można go także wykorzystywać do ciała, do kąpieli, do demakijażu czy tuningować i spróbować wykonać z niego peeling np. z dodatkiem cukru!

Cena: ok. 20 zł za 200 ml

Inne

Olejek eteryczny lawendowy

To bardzo ciekawy olejek o uniwersalnym zastosowaniu- spisuje się w pielęgnacji każdego typu cery! Lawenda pomaga goić zmiany trądzikowe i regulować pracę gruczołów łojowych a przy tym jednocześnie może być stosowana nawet na bardzo wrażliwych skórach- to najmniej drażniący olejek eteryczny. Ponadto jest to olejek bardzo dobrze opóźniający procesy starzenia się skóry- poprzez działanie relaksacyjne w kierunku skóry i mięśni, rozluźnia je a dzięki temu zmniejsza pogłębianie się zmarszczek mimicznych.

Olejek lawendowy w połączeniu z żelem aloesowym używam także na drobne skaleczenia i zadrapania (uroki bycia "kocią mamą" ;)) oraz jako pierwsza linia pomocy w przypadku infekcji intymnych!

Spoza kosmetycznych właściwości tego olejku, wykorzystuję go także do skropienia pościeli, co gwarantuje uczucie odprężenia i dobry sen. Dodatkowo koty nie przepadają za lawendą, dlatego jeśli potrzebuję odstraszyć Tosię od jakiegoś przedmiotu, spryskuję go olejkiem lawendowym.

Cena: ok. 10 zł za 10 ml



Kojący balsam do ust "Perfector 3w1", Resibo

Gdybym miała określić go jednym słowem, byłoby to: fenomenalny! Ma bardzo ciekawą konsystencję: płynną, gęstą jednak nie lepką. Bardzo dobrze nawilża usta i bardzo długo utrzymuje się na nich! Do jednorazowej aplikacji wystarczy odrobina produktu, dlatego balsam ten jest niesamowicie wydajny. Z całą pewnością będzie to mój hit na okres jesienno-zimowy!

Dodatkowym atutem tego balsamu jest fakt, że przy systematycznym stosowaniu faktycznie poprawia kontur ust- zaczynają przybierać bardziej intensywną barwę przez co ładniej się prezentują. Efekt ten oczywiście jest delikatny, jednak zauważalny! Uważam, że cena jest jak najbardziej adekwatna do jakości.

Cena: ok. 40 zł za 10 ml

Pełna recenzja


Naturalna pasta do zębów, Sylveco

Kolor tej pasty jest zabójczy i może konkurować tylko z czarną Eco Dentą- jest szary i bury, co wygląda dość dziwnie w opozycji do dobrze nam znanych, śnieżnobiałych past. Kolor ten nie jest jednak przypadkowy- zawarte w paście ekstrakty: z mięty, goździka, rozmarynu i szałwii nadają jej ten specyficzny kolor. Zioła te wpływają na wzmocnienie dziąseł- podczas stosowania tej pasty nie przytrafił mi się problem ich krwawienia- a także odświeżają oddech.

Pasta nie zawiera fluoru, dlatego nadaje się nawet dla całkiem małych dzieci, które mogłyby ją połknąć a także dla osób, które unikają tego pierwiastka.

Cena: ok. 15 zł za 100 ml

Pełna recenzja
_____________________________________________

Jestem bardzo ciekawa, czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? Jeśli tak- jak spisują się one u Was?

A może zainteresowałam Was którymś z kosmetyków? Koniecznie dajcie znać!

Pozdrawiam serdecznie!

[544.] Ile silikonu z szamponu zatruwa ocean? Dywagacje podczas Projektu Denko!

[544.] Ile silikonu z szamponu zatruwa ocean? Dywagacje podczas Projektu Denko!

 Kolejne letnie tygodnie mijają jak z przysłowiowego bicza strzelił a ja wciąż mam zaległości z "Projektem Denko" - nieładnie! Jednak już przychodzę do Was z edycją czerwcową, żebyśmy nie zostawały zanadto w tyle. Jak zresztą mówi znane Polskie przysłowie: "Lepiej późno niż wcale! - i ja również tak uważam! Przejdźmy więc do omówienia kosmetyków i krótkich recenzji.


Pielęgnacja twarzy



Profilaktyczna pasta do zębów Elmex

W naturalnej pielęgnacji jest bardzo mocny trend stosowania past bez fluoru - osobiście nie jestem zwolenniczką rezygnacji z tego mikroelementu. Zęby to dla mnie bardzo istotna część ciała, której poświęcam wiele uwagi - doceniam fluor za jego właściwości wzmacniające szkliwo i ochronne. Zdarza mi się kupować pasty bez fluoru (najczęściej moja ulubiona czarna EcoDenta), jednak zdecydowanie częściej sięgam po pastę Elmex. Wybieram tę markę i rodzaj, ponieważ jako jedyny nie zawiera SLS, SLES, PEGów czy innych substancji, które nie powinny znajdować się w kosmetyku naturalnym. Ilość fluoru pochodząca z past do zębów nie jest szkodliwa dla organizmu - nawet niektóre firmy naturalne przełamują się i tworzą naturalne pasty wzbogacone o fluor. Właśnie EcoDenta wypuściła taką serię i mocno zastanawiam się nad przetestowaniem wersji wybielającej.

Cena: ok. 13 zł / 100 ml


Filtr mineralny SPF 50+ Bioderma

W tym roku postanowiłam nie trzymać się kurczowo swojego ulubionego kremu z filtrem (Kafe Krasoty) i wypróbować jakieś alternatywy. Na pierwszy ogień poszedł filtr mineralny Bioderma i był to pierwszy filtr mineralny, jaki stosowałam. W porównaniu do Kafe Krasoty miał bardziej "trudną" w aplikacji konsystencję: tłustą i rzadką, na której podkład niemiłosiernie się błyszczał. Jednak nie istnieje "idealny" krem z filtrem, więc byłam przygotowana, że ten kosmetyk może być problematyczny. Gdy nauczyłam się z nim współpracować byłam z niego bardzo zadowolona - mocno chronił skórę przed promieniowaniem i zapobiegał rumienieniu się skóry.


Filtr ten dał mi "w kość" podczas stosowania na ciele - tworzył na skórze niemal sino-fioletowy film, przez co skóra miała niezdrowy koloryt (dokładne rozcieranie filtra skutecznie niwelowało ten efekt) a także nabawiłam się odparzeń i podrażnień po całodniowej wędrówce w upale po aplikacji tego filtra w wewnętrznej cześci ud. Mimo wszystkich tych niedogodności - wybaczam mu, ponieważ fotoprotekcja jest dla mnie znacznie ważniejsza. Czy do niego powrócę? Cóż, zastanowię się, ponieważ znam inne naturalne kosmetyki z filtrem SPF 50, ale też nie mogłabym Wam go odradzić - po prostu powinnyście same sprawdzić, jak na Waszych skórach spisuje się ta konsystencja. Pomimo tłustej konsystencji spotkałam się z wieloma opiniami, że ten spray nie działa komedogennie, co jest niebywałą zaletą dla osób o problematycznych cerach.


Cena: ok. 36 zł / 100 g


Regenerująca pomadka ochronna Vianek

Niesamowicie entuzjastycznie podeszłam do tematu wypuszczenia na rynek pomadek ochronnych przez Vianek - znając jakość pomadek Sylveco wiedziałam, że będą to dobre produkty a do tego Vianek jest gwarancją ciekawych aromatów, które uprzyjemniają stosowanie ich kosmetyków. Nie myliłam się - każda pomadka z tej serii ma bardzo apetyczny, owocowy smak a w dodatku wykazuje fantastyczne działanie pielęgnujące.

Najbardziej do gustu przypadł mi zapach pomadki kojącej i odżywczej ale wersja regenerująca znajduje się na podium tuż za nimi. Wzorowo spełnia obietnice Producenta mocno nawilżając usta, zapobiegając ich pękaniu i powstawaniu suchych skórek. Po prostu wersja kojąca i odżywcza bardziej przypadły mi do gustu pod względem walorów smakowych chociaż wersję regenerującą (wyczuwam odrobinę smaku truskawek) nie mogę nazwać "nieprzyjemną". Ale o gustach się nie dyskutuje, polecam przekonać się samemu, który smak to Wam najbardziej odpowiada!


Cena: ok. 10 zł / 4.6 g


Hydrolat rozmarynowy EcoSPA.pl

Nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji bez hydrolatów! Moja cera źle znosi pozostawianie na niej nawet niewielkiej ilości substancji myjących, które znajdują się w wielu gotowych tonikach, dlatego staram się szukać toników ich pozbawionych, lub też właśnie sięgam po hydrolaty, które również mogą służyć przywróceniu odpowiedniego poziomu pH naszej skóry.
Hydrolat rozmarynowy został zakupiony przeze mnie w celu wykonania na jego bazie serum do rzęs, jednak pozostałą część hydrolatu postanowiłam zużyć do twarzy. Hydrolat rozmarynowy wykazuje silne właściwości regenerujące skórę, ale także jest polecany w terapii cer mieszanych, tłustych i trądzikowych. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jego działaniem, ponieważ wspomagał gojenie niedoskonałości i normalizował pracę gruczołów łojowych ale jednocześnie nie ściągał ani nie przesuszał skóry. Za to posiadał bardzo przyjemny, rozmarynowy zapach, który uprzyjemniał jego stosowanie!

Hydrolat z rozmarynu polecany jest także do problematycznej skóry głowy - suchej, swędzącej, z łupieżem oraz o osłabionych mieszkach włosowych. Niestety nie miałam na tyle odpowiedniej ilości hydrolatu, by przetestować go zarówno na twarz jak i skórę głowy jednak po reakcji mojej cery sądzę, że mógłby również skutecznie wpłynąć na mój skalp. Nie pozostaje nic innego jak wypróbować w przyszłości!

Cena: ok. 13 zł / 100 ml


Enzymatyczny peeling do twarzy Sylveco

Do złuszczania naskórka stosuję przeróżne peelingi - zarówno te mechaniczne jak i chemiczne, jednak do peelingu enzymatycznego Sylveco zapałałam wyjątkową miłością! Pomimo moich skoków w bok, wciąż wiernie powracam do niego. Pomimo, iż wykonanie peelingu enzymatycznego trwa dłużej niż mechanicznego, to niesamowicie podoba mi się efekt finalny, jaki uzyskuję. Przede wszystkim tuż po wykonaniu peelingu skóra nie jest zaczerwieniona, nie ma też ani śladu ewentualnego podrażnienia cery. 

Warto mieć na uwadze, że tuż po wykonaniu peelingu enzymatycznego nie widzimy pełni efektów jak jest to w przypadku peelingu mechanicznego - efekt złuszczania następuje jeszcze kilka dni po jego wykonaniu. Dlatego należy stosować ten peeling dłuższy czas, by móc wiarygodnie ocenić jego działanie. 

Podoba mi się uczucie gładkiej i miękkiej skóry po systematycznym stosowaniu. Jednocześnie pory są mniej widoczne, nie pojawiają się także suche skórki. W przypadku pojedynczych wyprysków - szybciej się goją. Jednak by móc cieszyć się pełnią efektów stosowania tego peelingu, należy dopasować go odpowiednio do swojego typu cery a także stosować w pewien charakterystyczny sposób o czym możecie przeczytać poniżej:


Cena: ok. 28 zł / 75 ml


Maseczka "Love the Chocolate" Be.Loved

Ta maseczka okazała się dla mnie niemałym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem! Analizując jej skład spodziewałam się, że będzie mocno nawilżać oraz uelastyczniać skórę, jednak efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania! To, co zauważyłam już po kilku użyciach to skuteczne działanie ujędrniające skórę, za który odpowiada spora dawka kakao (źródło magnezu!). Cóż, często prostota jest drogą do sukcesu a pisząc o "prostocie" mam na myśli całkowicie emolientowy skład złożony z olejów i maseł. Moja cera uwielbia takie treściwe konsystencje, dlatego jeśli i Wy lubicie pielęgnację olejami lub masłami, polecam zainteresować się bliżej tą maseczką!

Cena: ok. 105 zł / 30 ml 


Pielęgnacja włosów



Szampony White Agafia - wersja brzozowa i rokitnikowa

Odkąd stan moich włosów się poprawił i przestały mieć tendencję do puszenia (o czym pisałam Wam w MWH), jednocześnie stają się coraz bardziej przyklapnięte u nasady. Dlatego postanowiłam wypróbować metodę sporadycznego oczyszczania włosów mocniejszym szamponem i w tym celu zaopatrzyłam się w szampony White Agafia oparte o "naturalny SLS" - Sodium Coco-Sulfate. Metoda ta umożliwia mi zachowanie odbicia fryzury od nasady przez dłuższy czas, dlatego na chwilę obecną przy niej pozostanę.

Oba szampony, chociaż pochodzą z tej samej linii i niewiele różnią się składem INCI, to wykazują całkowicie odmienne działanie - wersja rokitnikowa pięknie wygładza i nabłyszcza włosy, natomiast wersja brzozowa mocno je puszy i sprawia, że nie wyglądają estetycznie. Dlaczego różnica jest aż tak znaczna? Możliwe, że poza drobną różnicą w substancjach aktywnych, oba szampony różnią się stężeniami substancji wpływających wygładzająco na włos (guma). Nie pozostaje nic innego jak próbować, jak te szampony spiszą się u Was, w końcu różne włosy preferują całkowicie odmienne składniki aktywne!

Pełna recenzja

Link do sklepu:
Wersja rokitnikowa
Wersja brzozowa
 
Cena: ok. 12 zł / 280 ml


Szampon regenerujący do włosów blond Vianek

Bardzo podobał mi się efekt rozjaśnienia i wzmocnienia koloru włosów po tym szamponie - kolor stał się żywszy, znacznie bardziej płomienny! Niestety, nie utrzymuje się na stałe - zawarte ekstrakty nie rozjaśniają włosów na stałe, ale sprawiają, że mają bardziej złocisty blask - znika on po zaprzestaniu stosowania tego szamponu. Produkt ten miał jeszcze jedną wadę - przez zawarte w nim proteiny lubił puszyć włosy. Jednak udało mi się je zwalczyć poprzez stosowanie sporadyczne szamponu rokitnikowego White Agafia a także nakładanie maski Hairfood Papaya Garnier Fructis po każdym umyciu. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do tego szamponu - gdy już nauczyłam się z nim "współpracować" byłam z niego bardzo zadowolona! Oczywiście to, za co kocham szampony Vianek to bardzo delikatne substancje myjące, które nie podrażniają skóry głowy!


Pełna recenzja

Cena: ok. 23 zł / 300 ml


Odżywka do włosów Biolaven

Tę odżywkę trudno było zdetronizować! Odkąd tylko pojawiła się w ofercie, pokochałam ją całym sercem - ładnie wygładzała moje włosy, dociążała ale jednocześnie nie powodowała szybszego przetłuszczenia. Z całej oferty Sylveco wyróżnia się konsystencją - znacznie łatwiej rozprowadza się na włosach niż pozostałe odżywki i maski firmy Sylveco. Na chwilę obecną odstawiłam ją na rzecz testowania masek Fructis, ale coś czuję, że Biolaven jeszcze zagości w mojej pielęgnacji. Prawdopodobnie będę przeplatała Fructis z Biolaven - zresztą o swoich poczynaniach będę Was informować na bieżąco w aktualizacjach pielęgnacji włosów!

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 21 zł / 300 ml


Hairfood Papaya Garnier Fructis
 
Wersja z papają była moją pierwszą maską z serii Hairfood Fructis i jak dotychczas - najlepiej spisuje się na moich włosach. Zużyłam aż dwa opakowania - w wersji ukraińskiej oraz polskiej, obie wersje były identyczne i spisywały się równie fantastycznie! Maska Fructis Papaya ładnie wygładza włosy ale jednocześnie nie obciąża ich przy tym nadmiernie - nie przyczynia się do utraty objętości włosów ani ich szybszego przetłuszczania. Po systematycznym stosowaniu włosy stają się gładkie, sypkie, miękkie i pięknie lśniące! Do tej wersji z pewnością będę powracać!

Porównanie wersji ukraińskiej i polskiej

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 25 zł / 390 ml


Intensywie wzmacniająca maska do włosów Vianek

Ta maska to bardzo dobry wybór dla tych z Was, które powinny rozpocząć pielęgnację PEH włosów, jednak nie chcą inwestować w kilka preparatów (osobno humektantów, osobno protein), ponieważ zawierają związki z obu grup a ponadto wygładzające emolienty - olej ze słodkich migdałów oraz analogi silikonów - Isoamyl Laurate i Isoamyl Cocoate. Po zastosowaniu tej maski moje włosy lekko się puszą, jednak efekt ten szybko znika po kolejnym myciu włosów (ponieważ maskę stosowałam sporadycznie przed myciem). Poza tą drobną niedogodnością tuż po umyciu włosów, systematyczne stosowanie maski sprawia, że stają się one bardziej gładkie, sypkie, miękkie ale także lepiej nawilżone. Dodatek protein wzmacnia włosy i zapobiega ich łamliwości.

Tą maską Sylveco po raz kolejny pokazało, że silikony wcale nie są niezbędne w pielęgnacji - można zastosować substancje dające identyczne efekty na włosach ale jednocześnie będące bezpiecznymi dla środowiska. Przewrażliwienie? Ile tego silikonu dostaje się do ogromnych oceanów? Tyle, że już oficjalnie potwierdzono zakazu wprowadzania do obrotu w produktach kosmetycznych spłukiwanych wodą niektórych silikonów (Cyclotetrasiloxane i Cyclopentasiloxane) w stężeniu równym lub większym niż 0,1 % masy którejkolwiek z tych substancji! Decyzja zapadła w styczniu tego roku a obowiązywać będzie od lutego 2020r. (dla ciekawskich przytaczam rozporządzenie) a trwają debaty na temat dalszych losów Cyclohexasiloxane - który może zastępować w/w silikony a jest tak samo szkodliwy.


Link do sklepu
Cena: ok. 23 zł / 150 ml



Rewitalizujący balsam do ciała Naturativ

Lekki balsam o bardzo dobrze wchłanialnej konsystencji - pozostawia skórę przyjemnie gładką i mocno nawilżoną! Balsam ten był bardzo pomocny gdy po urlopie w Macedonii i stosowaniu mineralnego filtru nabawiłam się wysuszenia skóry - balsam wspaniale koił i łagodził skórę, zmiękczał naskórek i wspomagał jego regenerację, dzięki czemu skóra szybko wróciła do prawidłowej kondycji. Balsam bardzo przypadł mi do gustu i miałam zamiar kupić kolejny, ale... Naturativ mnie uprzedziło i przesłało swój balsam chłodząco-rozświetlający! Napiszę Wam o nim coś więcej, ponieważ niesamowicie przypadł mi do gustu - ale to już nie dzisiaj!


Cena: ok. 60 zł / 200 ml


Żele pod prysznic Vianek: wersja nawilżająca oraz energetyzująco - orzeźwiająca

Wybierając żele pod prysznic oparte o bardzo delikatne substancje myjące, zazwyczaj sięgam po Vianek - jest łatwo osiągalny, w przystępnej cenie (jak na żel o naturalnym składzie) a także posiada szeroki wybór wersji zapachowych. W czerwcu zdenkowałam dwie wersje, do których systematycznie wracam: nawilżająca pozostawia niesamowicie gładką i miękką skórę, natomiast wersja orzeźwiająco - energetyzująca urzeka mnie zapachem - świeżym, lecz nie cytrusowym ani z nutą mięty - to aromat jabłka, chociaż pozbawiony wyraźnej nuty słodyczy! Oba żele mają na tyle neutralne zapachy, że również przypadają do gustu mężczyznom.

Link do sklepu:

Cena: ok. 17 zł / 300 ml


Antyperspiranty: Nivea i Fa

I tutaj przechodzimy do jednego z moich kosmetycznych "grzechów głównych" - antyperspiranty... Niestety, pomimo zachowywania higieny oraz zdrowej diety, szybko się pocę. Nie chcąc uprzykrzać życia moim współpracownikom potrzebuję sięgać po antyperspirant - dezodoranty w moim przypadku nie są skuteczne, nie maskują przykrego zapachu. Z drugiej jednak strony, rakotwórcze działanie glinu o którym dużo można przeczytać na internecie, nigdy nie zostało potwierdzone. Niestety, aktualnie dostępne antyperspiranty nie grzeszą składem - nie znalazłam jeszcze takiego, który zawierałby hydroksychlorek glinu a jednocześnie był pozbawiony innych substancji, które nie powinny być obecne w kosmetykach naturalnych. Nie mając więc zbyt wielkiego wyboru, zazwyczaj sięgam po klasyczną wersję Nivea lub Dove (bardzo lubię takie delikatne, pudrowe zapachy) ale w okresie wakacyjnym zakochałam się w zapachu Fa (arbuzowy!).


Pianka do mycia rąk dla dzieci Cien Lidl

Ta pianka chwilowo zdetronizowała żele pod prysznic Vianek - głównie ze względu na moje zamiłowanie do pianek, chociaż niewątpliwym plusem jest także jej przystępna cena. Produkt można stosować do mycia rąk, ja zużyłam ją do kąpieli całego ciała, sporadycznie również twarzy. Jest to bardzo dobry kosmetyk myjący oparty o delikatne substancje myjące, dzięki czemu nie narusza bariery hydrolipidowej skóry co przyczynia się do poprawy jej nawilżenia. Szczelna bariera hydrolipidowa to także gwarancja lepszego działania balsamów, maseł i olejów, które następnie aplikujemy na skórę!


Dostępność: na wyłączność sklepów Lidl
Cena: 6 zł / 300 ml


Cedrowe mydło Babuszki Agafii

Uniwersalny kosmetyk, z którego pomocą możemy umyć zarówno ciało, twarz i włosy. Mydło to jest "mydłem" jedynie z nazwy - produkt ten pod względem chemicznym jest po prostu gęstym żelem, niemal o konsystencji galaretki. Skutecznie oczyszcza, nie powoduje wysuszenia włosów ani skóry, w dodatku ma bardzo przyjemny, ziołowy zapach. Z całą pewnością przypadnie do gustu fankom minimalizmu a także mężczyznom!

Cena: ok. 16 zł / 300 ml


Olejek do skórek "Ciasto z Papają" Nacomi

Wstyd przyznać, ale jakoś nie po drodze mi z kosmetykami Nacomi, głównie przez to, że zraziłam się do nich na początku mojej przygody z naturalną pielęgnacją - zakupiony olej makadamia okazał się być rafinowany a masło do ciała było po prostu tłuste. Z aktualną wiedzą nie popełniłabym tych błędów zakupowych - poza tym przez te kilka lat Nacomi bardzo się rozwinęło a preferencje mojej skóry są całkiem inne (aktualnie bardzo lubię sięgać po całkowicie emolientowe produkty jak masła do ciała, zwłaszcza zimą!). Dlatego postanowiłam zrobić kolejne podejście do tej marki i swoją drugą szansę rozpoczęłam od wypróbowania olejku do skórek. 

Olejek stosowałam sumiennie ok. 2 miesiące co wieczór. zauważyłam, że najlepiej spisuje się on w połączeniu z kremem do rąk (najpierw wcierałam odrobinę kremu do rąk w skórki a następnie powtarzałam czynność z olejkiem) - zapewne moja skóra wymagała dostarczenia dodatkowej dawki humektantów, które posiada krem. W takiej konfiguracji systematycznie stosowany sprawił, że pozbyłam się suchych skórek i "zadziorków". Produkt ma bardzo przyjemny zapach, który umila jego stosowanie.


Link do sklepu
Cena:
ok. 9 zł / 15 ml


Kojący żel do higieny intymnej Vianek

Jest to mój ulubiony preparat do higieny okolic intymnych, który stosuję niezmiennie odkąd pojawił się na rynku (a więc będzie to już ok. 3 lat!) i nie myślę o zmianie, chociaż zdarzało mi się próbować inne żele oparte o delikatne substancje myjące (Sylveco, wybrane produkty AA) jednak finalnie zawsze kojący Vianek okazywał się najlepszą opcją. Jest wyjątkowo delikatny a jednocześnie pozostawia długotrwałe uczucie świeżości. Skutecznie łagodzi podrażnienia, wspomaga regenerację tej wyjątkowo wrażliwej okolicy. Być może odważę się kiedyś na zmianę i wypróbowanie innego produktu jednak na chwilę obecną pozostanę przy Vianku. A jeśli któraś z Was zastanawia się nad tym, czy osobny produkt do higieny intymnej jest potrzebny, zapraszam do lektury:


Link do sklepu
Cena:
ok. 22 zł / 300 ml



Gliceryna farmaceutyczna

Najłatwiej dostępny - a przy okazji najtańszy - humektant. O ile w przypadku pielęgnacji twarzy ma swoich zwolenników jak i przeciwników, o tyle w pielęgnacji włosów warto ją wypróbować jako podkład nawilżający pod olej. Podczas gdy ją stosowałam, dostawałam wiele komplementów za połysk włosów chociaż muszę przyznać, że jednocześnie bywało, że miały one odrobinę tendencję do tracenia objętości. Dlatego sądzę, że gliceryna może spisać się na włosach osób borykających się z problemem puszenia, elektryzowania czy suchości fryzury. Glicerynę można także stosować jako półprodukt dodany do maski lub szamponu, by dodać im właściwości nawilżających. 

Chociaż gliceryna wydaje się być trudno zmywalną substancją (jest gęsta i zawsze pozostawia na skórze film) to jest łatwo rozpuszczalna w wodzie: ręce śliskie od gliceryny wystarczy wypłukać w samej bieżącej wodzie, by całkowicie ją usunąć. Dlatego sądzę, że teoria o jej uporczywej komedogenności jest bardzo rozdmuchana. Oczywiście nie wykluczam osobniczych wrażliwości na tę substancję, jednak często przyczyna powstawania niedoskonałości wynika z innych przyczyn, niż stosowanie gliceryny. Jest to substancja obecna w większości kosmetyków - nie tylko ze względu na wyjątkową skuteczność działania i łatwość pozyskiwania ale także dlatego, że wspomaga ekstrakcję substancji czynnych z ziół (bywa więc składową ekstraktów roślinnych). Nierzadko zdarza się, że osoby początkujące w pielęgnacji szukając winowajcy pogorszenia stanu skóry szukają w składach INCI wspólnej substancji rzekomo odpowiedzialnej za powstanie niedoskonałości na ich skórze - no i zazwyczaj jedyną wspólną substancją dla tych kosmetyków jest gliceryna, którą następnie z góry przekreślają poszukując kolejnych preparatów. 

Sporadycznie spotykam nawet tak zdesperowane osoby, które twierdzą, że zapycha je nawet żel do mycia twarzy (ponieważ zawiera glicerynę) - spokojnie, jeśli stosujemy kosmetyk myjący, który bez trudu zmywa się wodą (jak żel, pianka, micel) to ryzyko zapchania jest równe zeru (chyba, że nie spłukujemy produktu dokładnie!). Dlatego do gliceryny nie podchodzę jak "pies do jeża" - niejednokrotnie ratowała moją skórę podczas kataru, by zapobiec podrażnieniu skrzydełek nosa na wskutek ich pocierania. W tym celu na noc (a czasem i na dzień) aplikuję na podrażnione okolicę warstwę gliceryny a na nią olej lub masło roślinne. Metoda ta świetnie uelastycznia i zmiękcza skórę, chociaż ciężko nazwać ją komfortową. Sądzę, że powinnam wypróbować glicerynę jako podkład nawilżający pod masło w pielęgnacji dłoni i stóp - nadchodząca jesień będzie ku temu idealną okazją!

Pełna recenzja

Dostępność: w każdej aptece
Cena: ok. 6 zł / 100 g 


Oleje roślinne - różne, EcoSPA.pl

Jak wspomniałam Wam w aktualnej pielęgnacji cery aktualnie wykorzystuję mieszankę olejów zamiast pojedynczego rodzaju, ponieważ miałam kilka różnych olejów, którym zbliżał się koniec daty ważności. Tym sposobem do mieszanki trafiły oleje z powyższego zdjęcia (za wyjątkiem marula): czarnuszka, konopny, pestki śliwki, arbuza, orzecha laskowego. Do mieszanki dodałam jeszcze odrobinę innych olejów (kosmetycznych jak i spożywczych): z pestek winogron, słonecznikowy, rzepakowy, makadamia, oliwa. 

Natomiast olej marula zamówiłam w celu zastosowania go jako substancji aktywnej w serum do rzęs a resztkę spożytkowałam na włosy. Wprawdzie ilość, którą posiadałam wystarczyła tylko na kilka użyć jednak zaobserwowałam wygładzenie i nabłyszczenie włosów, zdecydowanie ładniej się prezentowały. Sądzę, że nie pobiją mojego ulubionego oleju kokosowego, ale możliwe, że kiedyś jeszcze wypróbuję olej marula by móc powiedzieć o nim coś więcej.



L-cysteina

Jeszcze kilka lat temu niesamowicie modne były zabiegi typu Olaplex - zarówno te oryginalne jak i ich tańsze zamienniki. Sama opanowana modą na Olaplex poddałam się kuracji u fryzjera a następnie wykorzystałam drogeryjny zestaw Ultraplex firmy Joanna. Jednak intrygowało mnie, co w składzie tych produktów może odpowiadać za rzekome odbudowywanie mostków disiarczkowych? O ile substancja aktywna Olaplexu była strzeżona tajemnicą handlową, to w Ultraplexie już nie. Po analizie składu tego drugiego stwierdziłam, że jedyną substancją mogącą wykazywać rzekome działanie była cysteina. Kojarzyłam tę substancję ze sklepu zrobsobiekrem.pl i postanowiłam wypróbować!

Efekt po czystej cysteinie bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - byłam bardziej zadowolona z finalnego efektu niż po słynnym Olaplexie. Czy w Olaplexie również jest cysteina? Nie mam pojęcia, ponieważ składnik aktywny jest strzeżony - być może jest to jakaś kompozycja substancji czynnych zawierająca cysteinę jako składową lub też jakaś jej pochodna. Tak czy inaczej raz na zawsze skończyła się moja fascynacja Oleplexem - cysteina w zupełności była dla nich godnym zamiennikiem. 

Opakowanie, które widzicie na zdjęciu jest niesamowicie wydajne - stosując cysteinę 1-2x w miesiącu nie byłam w stanie zużyć całego opakowania przed upływem daty ważności. Dlaczego nie korzystałam z dobrodziejstw l-cysteiny częściej? Ponieważ ten aminokwas bardzo podnosi pH a wiecie, że nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań. Czy kiedyś powrócę do cysteiny? Być może, ponieważ efekt był intrygujący natomiast aktualnie postaram się zastąpić cysteinę innymi aminokwasami lub proteinami w myśl zasady równowagi PEH.


Cena: ok.6 zł / 10 g



Jestem bardzo ciekawa, czy stosujecie któreś z powyższych kosmetyków? Jak spisują się one u Was? A może któreś z powyższych Was zainteresowały?

Na sam koniec dodam, że codziennie zerkam na profile na IG, które oznaczają mnie hasztagiem #kosmetologianaturalnie - jestem ciekawa, jakich kosmetyków używacie i co u Was się spisuje. Przy okazji sama znajduję ciekawe perełki kosmetyczne!

Powiem Wam, że szykuję dla Was coś nowego - coś, co (mam nadzieję) jeszcze bardziej ułatwi nam komunikację i rozmowy o kosmetykach! Na razie nie chcę zdradzać szczegółów, ale trzymajcie za mnie mocno kciuki!

Pozdrawiam serdecznie!
Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl