Dzisiejszy wpis raczej nie będzie należał do przyjemnych i pewnie dam się nie raz unieść emocjom, ale nic mnie tak nie irytuje jak nachalny marketing, w dodatku niepoparty wiedzą. Przemysł kosmetyczny to świetna maszynka do zbijania pieniędzy- za obietnice wiecznej młodości i piękna, niejedna z nas, kobiet, dałaby się pokroić. To straszne, jak wiele osób czy firm żeruje na kobiecych kompleksach.
Każda z nas wie, że kosmetyki bardzo pomagają w polepszeniu stanu naszej cery i skutecznie potrafią opóźnić procesy starzenia. Jednak żeby kosmetyki mogły faktycznie wykazywać takie działanie, muszą być:
1. Odpowiednio dobrane do naszej cery,
2. Stosowane w odpowiedniej kolejności,
3. Mieć bezpieczny skład INCI.
Także nie można generalizować, że każdy kosmetyk to strata pieniędzy ale dziś chciałabym pokazać Wam tę bardziej mroczniejszą część biznesu związanego z kosmetykami- i wcale nie odkryję tu przysłowiowej Ameryki, opowiem o tym, co dzieje się na co dzień, czego nawet nie jesteśmy świadomi- jak blogerzy sprzedają się za marne drobiazgi, w jaki sposób można robić wrażenie osoby znającej się na kosmetykach i jak można pociągnąć tym za sobą tłumy nieświadomych kobiet. A wszystko na przykładzie Pani Bożeny "Skin Coach" Społowicz i jej książki, która niedawno miała premierę.
O Pani Skin Coach dowiedziałam się, dostając meila z propozycją współpracy- była to końcówka sierpnia. Już sama treść meila w moim odczuciu miała nieprzyjemny wydźwięk:
To chwalenie się tytułem jedynego w Polsce Skin Coacha, który rozwiązuje problemy, z którymi nie radzą sobie kosmetyczki ani dermatolodzy (zakładam więc, że kosmetolodzy też mieszczą się w tej grupie, także poczułam małą igiełkę wbijającą się w moje ego)- no ale z drugiej strony, nie ma co być zazdrosnym- jakaś kobietka się rozwija, może warto podpatrzeć, czym się zajmuje i co promuje?
Z małą rozterką przeczytałam kolejną część meila- z góry założone polecenie książki. To już mi się kompletnie nie spodobało, ponieważ jeśli mam kupować przysłowiowego kota w worku, to jak mogę go polecać? Chętnie przeczytałabym książkę i napisała recenzję, ale jeśli z góry ma być ona pozytywna to podziękowałam. Za dużo pracuję na to, żeby w oczach moich czytelników być osobą rzetelną i godną zaufania, żeby zatracić to przez jedną recenzję.
I nawet nie wiecie, jaki miałam ubaw gdy widziałam w lutym (premiera książki się opóźniła), kolejne pojawiające się pozytywne recenzje książki Skin Coach napisane w konwencji, o którą prosiła autorka meila. Niektóre blogerki posunęły się do tego, że pisały dwie recenzje- jedną pozytywną, dla wydawnictwa a drugą- szczerą :). Książka Skin Coach była wszędzie- na insta, na fb, w gazetach. Obiecałam sobie, że ją przeczytam oraz napiszę szczerą recenzję. I wspomnę, że ludzie nie są idiotami i od razu wyczuwają buble! Jak postanowiłam, tak też zrobiłam- post będzie długi, bogaty w screeny, składniki INCI i szczyptę ironii.
Zanim jednak książka się ukazała, postanowiłam zapoznać się z Panią Skin Coach- wiecie: to, że chce rozpromować swoją książkę, to nie jest grzech. Może to ja jestem przewrażliwiona, może robię z igły widły i niepotrzebnie uniosłam się dumą po przeczytaniu meila. Z ciekawością zerknęłam w odmęty internetu, kim też jest Skin Coach i czym się zajmuje.
Na początku byłam pozytywnie zaskoczona- Pani Bożena podkreśla, że popiera naturalną pielęgnację cery. Pomyślałam więc, że zapewne będę mogła ją podglądać i dowiedzieć się wiele nowości. Niestety, z każdym kolejnym artykułem na jej stronie internetowej, coraz bardziej się denerwowałam- apogeum osiągnęłam w momencie, gdy przeczytałam, że Pani Skin Coach, Pani popierająca naturalną pielęgnację,
nie popiera stosowania olejów w pielęgnacji (artykuł... został usunięty ze strony SkinCoach.pl!) Notabene parę tygodni wcześniej pisząc
post o zaletach oleju z pestek malin. Rozdwojenie jaźni czy może zaawansowana schizofrenia? Czym więc Pani Skin Coach chciałaby zastąpić oleje? Jaką naturalną substancją? Może silikonem zawartym w kosmetykach, które poleca (ale o polecanych kosmetykach będzie później)? Jedną z gaf Pani Skin Coach przytoczyłam Wam w
artykule dotyczącym właśnie pielęgnacji cery olejami:

Oczywiście substancje rozpuszczalne w wodzie- jak sama nazwa wskazuje- rozpuszczają się... W WODZIE (!!!) a więc jesteśmy w stanie je zmyć przy pomocy samej wody. Eureka.
W ogóle Pani Bożena na każdym kroku podkreśla, że jest jedyną w Polsce Skin Coach a może nawet na świecie. Nie wiem, czy siedzicie w temacie coachingu - kiedyś jak miało się problem, szło się do psychologa. Teraz idzie się do coacha, bo to lepiej brzmi. Wg mnie żeby być dobrym coachem wystarczy mieć gadane, umieć przekazać wiedzę, mieć pomysł. A Pani Bożena w swojej książce, na stronie internetowej czy w wywiadach jakie udziela jest nudna jak flaki z olejem! Gdy ją słucham, z pewnością nie pojawia się w mojej głowie żadna iskra, pomysł, nie czuję się zainspirowana. Czuję się tylko zażenowana i zdenerwowana- jak wtedy, gdy w "Dzień Dobry TVN" na pytanie prowadzącej "Czym różni się Skin Coach od kosmetyczki?" odpowiedziała:
"Skin Coach edukuje swoich klientów. Pokazuje, co jest dobre dla skóry. Zahacza o aspekty takie jak dieta, styl życia no i oczywiście prawidłowa pielęgnacja. Uczy, poszerza świadomość, wspiera, motywuje, żeby ta zmiana rzeczywiście była trwała a kosmetolog/kosmetyczka wykonuje zabieg."
To po co były mi te 5 lat studiów? Więcej nauczę się na weekendowym kursie coachingu? Byłam na jednym, to znaczy, że jestem skin coachem? Mam dwie koleżanki, które kończyły wraz ze mną kosmetologię + kończyły także dodatkowo magisterkę z coachingu medycznego- to może one mają prawo nazywać się skin coach? Niestety, prawo Polskie jeszcze tego nie reguluje, także coachem może być każdy, nieważne co ukończył i czy cokolwiek w ogóle ukończył.
Zobaczcie zresztą same, jak prowadzący "DDTVN" poganiali Panią Bożenę:
LINK
No ale nie ma się co złościć o nazwę- jest chwytliwa i pewnie wiele osób pobiegnie jak stado bezmyślnych owieczek tylko za nią. I nic dziwnego- że mając takich czytelników- przez całą książkę Pani Bożena zwraca się do nas jak do przygłupów. Wydźwięk tej książki jest jednoznaczny: "Ja jestem Skin Coach, ja wiem wszystko najlepiej. Ty nic nie musisz analizować, nie musisz się w nic zagłębiać, po prostu rób co piszę a z pewnością poczujesz się lepiej."
Przejdźmy więc do książki, bo to o niej ma być wpis a na razie wychodzę na jadowitą zołzę. To, co rzuciło mi się pierwsze w oczy, to masa błędów stylistycznych... Już na zakładce okładki mamy... słowo "uważność", które nie istnieje (dla ciekawskich, odsyłam do
słownika języka polskiego)- jakiś taki śmieszny neologizm.
Ale neologizmy to nic złego, "uważność", "celowność" czy "coachennice" to takie smaczki, które urozmaicają książkę. Dużo większym minusem było zwracanie się do czytelnika z małych liter. Książka jest formą przekazu, zwłaszcza napisana w takim stylu, jak robi to Pani Skin Coach. Jest to forma listu- zwraca się do nas bezpośrednio, krok po kroku instruuje o kolejnych etapach pielęgnacji. Jednak wszystkie zaimki występują z małej litery: "twój, ty, twoja, tobie, ciebie"- jako czytelnik od razu stawiam się na niższej pozycji. "Jestem taka mała, nic nieważna, nic nie wiedząca, w porównaniu z Panią Skin Coach". Celowy zabieg czy niedopatrzenie?
Niewyjustowane akapity pominę, bo to pierdoła i bez nich można żyć. Ale trochę rażą w oczy =) Zwłaszcza, że cała książka jest ładnie wydana, zdjęcia są estetyczne, dopracowane... a tutaj te rozjeżdżające się linijki.
Pierwszym stwierdzeniem, które pojawiło się w książce i które wprawiło mnie w osłupienie było to, że "komórki naszego organizmu już pod wpływem samego myślenia o zmianie, (...) uruchamiają procesy regeneracyjne" - dobre, po przeczytaniu artykułu na pudelku, że Salma Hayek wymodliła sobie biust nie wzięłam tego na poważnie, ale Pani Skin Coach udowodniła mi, że nie potrzebuję kosmetyków, zabiegów ani ćwiczeń! Wystarczy, że będę MYŚLEĆ!

Zdaję sobie sprawę, że autorce chodziło o efekt placebo. Wiele problemów wyolbrzymiamy i często jesteśmy dla siebie surowe- zmiana toku myślenia sprawia, że przestajemy postrzegać nasz problem jako przerysowany. Efekt placebo jak najbardziej potwierdzony naukowo a nawet prowadzi się badania w których obserwuje się faktycznie pozytywne skutki leczenia z jego pomocą. Jednak napisać, że już od myślenia w komórkach zachodzą procesy regeneracyjne, to już mocne naciągnięcie. Jak osoba z wykształceniem medycznym, która kreuje się nie tylko na kosmetologa, ale także specjalistę w dziedzinie: psychologii, dietetyki, endokrynologii i technologii produkcji kosmetyków, może napisać taką głupotę? Podobnie w przypadku stwierdzenia Pani Skin Coach, że witamina D3 nie może być przyjmowana wraz z pożywieniem a jedynie syntezowana pod wpływem promieni UV- to jakim cudem eskimosi nie cierpią na niedobory witaminy D skoro cały czas chodzą grubo ubrani a słońca u nich jak na lekarstwo? Może rozwiązaniem jest dieta bogata w tłuste ryby, hm?
Pani Skin Coach ma nadzieję, że jej książka będzie inspiracją dla osób studiujących kosmetologię. Z taką masą błędów może jedynie oczekiwać ośmieszenia od osób związanych z branżą i wprowadzić w błąd osoby, które dopiero zaczynają przygodę z pielęgnacją.
Mam pytanie odnośnie punktu 4: pracuję w godzinach 7.00-15.00 a wstaję już o 5.00 rano. W jaki sposób mam do południa zrobić coś dla siebie? Myślę, że większość kobiet w Polsce pracuje w godzinach porannych...
Innym, rażącym mnie błędem jest... odrzucenie typu cery mieszanej. Jeśli to ma być jedna z innowacji Pani Skin Coach, to niestety obrała zły kierunek do robienia sensacji. Faktycznie, cerę mieszaną można źle zdiagnozować, można pomylić ją np.
z podtypem cery o rozregulowanej pracy gruczołów łojowych, czy cerą tłustą a odwodnioną, jednak błędem jest stwierdzić, że taki typ cery całkowicie nie istnieje! Większość Pań, z którymi mam styczność, określa swój typ cery jako mieszany, wyraźnie wskazując na cechy cery tłustej w strefie T i cechy skóry suchej na policzkach. Zgadzam się, że do pielęgnacji cery mieszanej nie trzeba stosować dwóch oddzielnych kosmetyków, każdego do odmiennej partii twarzy- nie oznacza to jednak, że cera mieszana nie istnieje!
Jednak zastanawia mnie, co w wypadku, jeśli jakaś osoba weźmie sobie wskazówki Skin Coach do serca. Zamiast określić swoją cerę jako mieszaną, określi ją jako problematyczną (ponieważ miejscowo występują u niej łojotok oraz niedoskonałości) i będzie traktować całą powierzchnię twarzy kosmetykami z kwasami i etanolem a myć ją przy pomocy mydła w kostce, tak zachwalanymi przez Panią Bożenę. Co wtedy stanie się z tymi bardziej suchymi partiami twarzy? A czy te mocne preparaty nie zaostrzą niedoskonałości cery? Tutaj Pani Skin Coach nie daje żadnych wskazówek. Zresztą po co- Czytelnik ma nie myśleć nad konsekwencjami tylko ślepo wierzyć autorce i stosować się do jej zaleceń.

1. Pani Skin Coach odradza kosmetyki z alkoholem (w ogóle szkoda, że nie wspomina o jakim rodzaju alkohou mówi, bo jak doskonale wiemy- w kosmetykach są różne rodzaje alkoholi i mają one odmienne właściwości. Zakładamy jednak, że autorce chodzi o etanol)- a jak zobaczycie w dalszej części artykułu, będzie polecać kosmetyki właśnie z alkoholem.
2. Każde mydło jest zasadowe, KAŻDE =)
3. W jaki sposób sebum może działać podrażniająco?!
Posłuchajcie zresztą wywiadu udzielonego przez Skin Coach dla Cosmopolitan o typach cery. Swoją drogą, dlaczego Pani Bożena opowiadając o typach cery musi zerkać do napisanego przez siebie "podręcznika"?! Porywa Was ten wywiad? Czujecie chęć zmiany?
LINK
I tutaj schodzimy na mój ulubiony temat- polecanie mydeł w kostce do mycia twarzy, głównie Aleppo ale też innych mydeł naturalnych. Mydła może i owszem, mają ładne składy, ALE niestety problematyczny jest jeden składnik wykorzystywany do ich tworzenia- wodorotlenek sodu. Bez tej substancji nie da się wytworzyć mydła, to ona odpowiada za właściwości myjące, pieniące tego kosmetyku a także sprawiają, że mydło ma formę stałą. Substancja ta jest stosowana do produkcji KAŻDEGO mydła w kostce!
Niestety, sód, który reaguje z olejami, jest metalem o zasadowym pH i podnosi wartość pH całego kosmetyku. A preparaty o zasadowym pH działają żrąco na naskórek i włosy- skrajnym przypadkiem takiego działania jest np. preparat "Kret" do udrażniania syfonów. Pewnie nie raz miałyście okazję zaobserwować, jak dobrze radzi sobie z rozpuszczeniem włosów zalegających w odpływie, być może któraś z Was doświadczyła podrażnienia skóry w kontakcie z tym preparatem. Oczywiście mydła nie są aż tak silnymi substancjami, jednak ten przykład bardzo dobrze obrazuje to, jak działają preparaty o wysokim pH. Mydła mimo, iż są słabsze, to przecież są stosowane systematycznie i często- a to sprawia, że nasza skóra jest narażona na wysuszenie i bycie bardziej wrażliwą na czynniki zewnętrzne.

Mimo, iż autorka zachwala mydła przy każdym akapicie dotyczącym cery problematycznej, sama wskazuje, iż trzeba robić od mydła przerwy. Czy nie zastanowiło ją to, dlaczego? Co się dzieje, gdy skóra jest długotrwale traktowana mydłem? Oczywiście na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi.
Dodatkowo Pani Skin Coach twierdzi, że tonik przywraca równowagę hydrolipidową (pomylone z wyrównywaniem pH skóry) a także widzimy kolejny zaimek z małej litery.
Oczywiście pH mydeł można starać się obniżyć, jednak aktualnie nie istnieje mydło w kostce o fizjologicznym odczynie pH (czyli takim, które byłoby bezpieczne dla naszej skóry). Jednak związki wykorzystywane do obniżania pH mydeł w kostce nie są dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych. Dlatego każde mydło w kostce a zwłaszcza te "naturalne" - będą zaburzać pH.
Zaburzenie pH skóry dodatkowo wiąże się z rozwojem patologicznej flory bakteryjnej- ponieważ lekko kwaśne pH skóry jest niesprzyjającym środowiskiem dla wielu bakterii- w tych warunkach może bytować nasza fizjologiczna ("dobra") flora bakteryjna. Rozwój patologicznej ("złej") flory bakteryjnej prowadzi do rozwoju trądziku (który jest wywoływany przez bakterie P. acnes), gorszego gojenia się wyprysków czy ranek na skórze, wraz z pozostawianiem przebarwienia. Można zaobserwować także hiperkaretotyczne zmiany niewiadomego pochodzenia, nierzadko łuszczące się czy swędzące.
Nasza skóra posiada jednak mechanizm, który przywraca skórze odpowiednie pH- jest to wydzielanie potu (pot ma kwaśne pH). Jednak żeby udało się skórze wyrównać pH, potrzeba czasu (ok. 2 h) - a za ten czas zasadowe pH mydła + bakterie, mogą przyczynić się do pogorszenia stanu cery. Nie u każdego gruczoły potowe pracują prawidłowo- część skór nie będzie w stanie wyrównać pH, natomiast u innych może dojść do wzmożonej pracy gruczołów potowych, co będzie skutkowało błyszczeniem się cery oraz spływaniem makijażu.
Być może niektóre z Was powiedzą- ale po to właśnie jest tonik, żeby wyrównać pH skóry po umyciu! To prawda, jednak producenci nie podają wartości pH toniku ani pH mydeł a nawet gdyby podawali- nie byłybyśmy w stanie obliczyć, czy pH skóry wróciło do prawidłowego odczynu, które dla każdej z nas jest inne i waha się w granicach 4,5-5,5. Dlatego naciągnięciem jest traktowanie toniku jako antidotum na destrukcyjne działanie mydeł.
Zalecanie samego hydrolatu po mydle jest nietrafione- w końcu hydrolaty czy też napary ziołowe mają lekko kwaśne pH. A żeby obniżyć pH do stanu fizjologicznego po użycia mydła, produkt tonizujący powinien mieć pH w granicach 2-3 ! A nawet tak niskie pH toniku nie daje nam pewności, że pH zostało prawidłowo wyrównane. Hydrolaty nie poradzą sobie z tonizacją po mydle... A już zwłaszcza, gdy mamy je wytrzeć chusteczką- po co?! Przecież to tylko woda, która w momencie odparowuje. Dajmy jej ten moment, by zadziałała.
Ostatnim problemem- i równie istotnym- jaki wiąże się ze stosowaniem mydeł w kostce jest to, że są to substancje niemal tak silnie naruszające barierę hydrolipidową skóry, jak SLS!
Jeśli kogoś interesuje bardziej temat mydeł i kontrowersji z nimi związanymi, zapraszam do zapoznania się z osobnymi artykułami:
- Kompendium Wiedzy o Mydłach
W przypadku mydeł potasowych, tzw. "czarnych" sytuacja wygląda dokładnie identycznie- ich inna konsystencja wynika z faktu, iż zamiast sodu występuje w tych preparatach potas, jednak wykazuje on dokładnie takie same właściwości względem skóry, jak sód.
Oczywiście są osoby, które uwielbiają mydła w kostce i które twierdzą, że te preparaty im służą. Jednak z tymi kosmetykami wiąże się tyle kontrowersji, że wolę dobrać pacjentce mniej ryzykowne środki myjące. W końcu do problematycznych cer należy dobierać jak najbezpieczniejsze preparaty, które dadzą największe prawdopodobieństwo poprawy stanu cery a nie jej ewentualnego pogorszenia, prawda?
Pani Skin Coach twierdzi, że problem łojotoku i trądziku pojawia się po 20. r. ż. A trądzik u nastolatków?! Poniżej nazwa, która rozbroiła mnie na łopatki: skóra interaktywna.
To, z czego Pani Skin Coach próbuje zasłynąć, to odchudzanie kosmetyczek, które ma umożliwić nam oszczędność pieniędzy. Tylko z czego mam rezygnować, skoro Pani Skin Coach poleca (na przykładzie pielęgnacji twarzy):
- kosmetyk do demakijażu- do wyboru: micel, żel, mydło, mleczko, pianka,
- tonik, hydrolat lub woda komórkowa,
- krem z filtrem,
- krem bazowy,
- ampułki i serum,
- krem pod oczy.
Czy to jest mało, zwłaszcza, że kosmetyki, które poleca, kosztują od 100 zł wzwyż? (Wyjątkiem są mydła i płyny do demakijażu za ok. 40 zł).
Jedyną różnicą, którą zauważam to brak dwuetapowego oczyszczania twarzy- wg p. Skin Coach wystarczy jeden kosmetyk myjący, niezależnie, czy mamy makijaż czy nie- makijaż wg tej Pani można zmyć mydłem, żelem, pianką. I w mojej opinii jest to kolejny rażący błąd- zastosowanie jednego kosmetyku to zdecydowanie za mało, żeby dokładnie oczyścić skórę!

Jeśli zastosujemy płyn micelarny, to jest to na tyle delikatny kosmetyk, że zmyje jedynie powierzchnie skóry- dlatego jest polecany do demakijażu. Sam micel niestety nie oczyści dogłębnie porów, nie wyciągnie tego, co w nich zalega. Żeby oczyścić pory dogłębnie należy skórę masować, ponieważ podczas masażu wytwarza się ciepło, pod którego wpływem otwierają się pory a kosmetyk myjący ma szansę "wyciągnąć" to, co zalega głęboko w nich. Brak dogłębnego oczyszczenia wpływa nie tylko na pojawianie się kolejnych niedoskonałości, ale także uniemożliwia wniknięcie substancji aktywnych odpowiednio głęboko w skórę, ponieważ mają one do pokonania jeszcze jedną barierę w postaci brudu zalegającego w rozszerzonych ujściach gruczołów łojowych. To wpływa na brak efektów pielęgnacji.
Natomiast jeśli nosimy makijaż a będziemy chciały zastosować od razu kosmetyk, którym masujemy skórę, również nie będzie to skuteczna metoda, ponieważ taki preparat stworzy zawiesinę wraz z kosmetykami kolorowymi, które były na naszej twarzy, a ona uniemożliwi dogłębne oczyszczenie skóry.
Również rozwiązaniem nie jest mycie twarzy dwa razy pod rząd kosmetykiem, którym masujemy twarz (wyjątek mleczka), ponieważ w ten sposób możemy doprowadzić do naruszenia bariery hydrolipidowej skóry. Rozwinięcie tematu dwuetapowego oczyszczania skóry w osobnym artykule:
niedoceniane oczyszczanie twarzy.
A teraz moje Drogie, wyobraźcie sobie zmywanie tuszu do rzęs przy pomocy mydła =) Nic, tylko słuchać Pani Skin Coach!
Zanim jeszcze przejdziemy do kosmetyków, które poleca Pani Skin Coach, chciałabym wymienić substancje, których Pani Bożena radzi unikać. Są to:
- parafiny i oleje mineralne,
- SLS-y,
- parabeny,
- inne szkodliwe konserwanty do których zalicza: Quaternium-15, Imidazolidinyl Urea, Methylisothiazolinone, Triethanoloamine, Sodium Benzoate,
- talk.
Niestety, kwestii PEGów Pani Bożena nie wyjaśniła- może dlatego, że znajdują się w polecanych przez nią kosmetykach?
Żałuję, że tematu szkodliwych substancji Pani Skin Coach nie rozwinęła bardziej- to przecież jest pole do popisu dla kosmetologa! Szkoda, że nie napisała wprost, żeby unikać też wazeliny, zamiast "oleje mineralne", SLS i jego pochodne wrzuciła do jednego worka jako "SLS-y", odradza stosowania benzoesanu sodu, który przecież jest zatwierdzony przez standard COSMOS i jest konserwantem spożywczym... Chętnie poczytałabym więcej na ten temat a zwłaszcza o benzoesanie. Żałuję, że Pani Skin Coach nie wypowiedziała się więcej o substancjach, które są niedozwolone do stosowania w kosmetykach naturalnych jak PEG, PPG, glikole czy silikony. Chyba, że poleca te substancje?
Silikonów niby nie poleca ale... zobaczycie dalej same ;)
A teraz przejdźmy do analizy składów INCI kosmetyków polecanych przez Panią Skin Coach! Oczywiście znalezienie składów niektórych preparatów było niemożliwe, jednak udało mi się zebrać aż 18 składów i... zobaczcie same, co poleca "ekspert naturalnej pielęgnacji"!
(Składy specjalnie podane w formie screenów z widoczną nazwą produktu, żeby nikt nie miał wątpliwości, że coś pozmieniałam czy dodałam od siebie) :
Smoothing Toner marki PCA Skin, ok. 160 zł:
Przepraszam, a gdzie mamy w INCI nagietek, gorzknik, ogórek, guaranę i bluszcz?
Azelac żel marki Sesderma, ok. 110 zł:
I mamy strzał w kolano! Popatrzcie najpierw na koniec składu. Co konserwuje ten produkt? Donor formaldehydu (Imidazolidinyl Urea) oraz parabeny, które przecież Pani Skin Coach odradza! Ponadto w produkcie mamy takie "smaczki" jak glikol propylenowy i ceteareth, które mogą być zanieczyszczone szkodliwymi tlenkami etylenu i wykazywać właściwości drażniące, ponadto w składzie znajdziemy silikon i etanol- faktycznie, sama natura i zdrowie!
Na żółto podkreśliłam triklosan- to antybiotyk, który jest wydawany bez recepty, ale jednak jest to lek. Uważam, że w przypadku takiej substancji lepiej jest zachować szczególną ostrożność podczas stosowania ale oczywiście Pani Skin Coach nic o tym nie wspomina...
Obagi Sun Shield Matte SPF 50 Broad Spectrum, ok. 130 zł:
I znów substancje potencjalnie drażniące, które nie powinny być obecne w kosmetykach naturalnych: PEG, glikole, polisorbat, ceteareth, disodium EDTA, BHT a także... odradzany przez samą Skin Coach Methylisothiazolinone! Z substancji komedogennych mamy silikony: dimethicone oraz cyclopentasiloxane.
Blephasol, płyn micelarny do codziennej pielęgnacji powiek marki Thea, ok. 30 zł:
I znów drażniące PEGi...
Woda komórkowa marki Esthederm, ok. 80 zł:
Tutaj skład jest chroniony patentem. Z tym preparatem miałam już styczność na studiach i bardzo mocno zastanawiałyśmy się wraz z prowadzącą, czymże może być ta woda komórkowa? Może roztworem soli fizjologicznej, który można kupić w każdej aptece za kilka zł? W każdym razie składu INCI nie poznamy...
Calm Redness Relief Serum marki Paula`s Choice, ok. 150 zł:
Byłoby pięknie, gdyby nie polisorbat, PEG, silikon i disodium EDTA. Dla mnie odpada, te substancje nie mogą być stosowane w kosmetykach naturalnych.
ectoSkin P7 marki Langsteiner, ok. 37 zł
Substancja potencjalnie drażniąca, która nie może być stosowana w kosmetykach naturalnych.
Deluxe Advance marki Tegoder Cosmetics, ok. 100 zł:
Na niebiesko zaznaczyłam konserwant, który Pani Skin Coach odradza (benzoesan sodu), jednak jest on dopuszczalny do stosowania w kosmetykach naturalnych. Chętnie dowiedziałabym się, dlaczego Pani Bożena odradza tę substancję, natomiast jest to po raz kolejny przypadek, gdy Pani Skin Coach poleca kosmetyk z substancją, przed którą przestrzegała w książce...
Serum liposomowe z witaminą C marki Sesderma, ok. 160 zł:
Przed wyjściem na słońce Pani Skin Coach zaleca zastosowanie serum z witaminą C a przy okazji etanolem, który przecież jest fototoksyczny, uwrażliwia skórę na promienie UV. Poza nim mamy takie "kwiatki" jak drażniące PEG, glikol i polisorbat. W składzie serum znajduje się również sól (sodium chloride), która niestety może wysuszać skórę...
Medi SPA Sunspray SPF50/PA+++ marki Cell Fusion C, ok. 150 zł:
Substancje potencjalnie drażniące: glikole, PEG, etanol, disodium EDTA. Z komedogennych: silikon (cyclopentasiloxane) oraz sól, która może wysuszać skórę.
Pigment Bar marki PCA Skin, ok. 200 zł:
A tutaj ciekawostka- etanol mamy ukryty aż pod dwoma nazwami: SD Alcohol 40-B oraz Alcohol- nie sądzę, żeby był to dobry wybór dla skór z przebarwieniami zwłaszcza, że etanol uwrażliwia skórę na promieniowanie UV. Dodatkowo w składzie mamy glikol i BHT, które są potencjalnie drażniące.
Factor G Renew serum liposomowe marki Sesderma, ok. 190 zł:
Substancje potencjalnie drażniące: PEGi, polisorbat, disodium EDTA, tromethamine a także wysuszająca sól i etanol.
Serum przeciwzmarszczkowe Reti-Age marki Sesderma, ok. 200 zł:
Nic nowego, po raz kolejny cała gama szkodliwych substancji, które nie mogą być stosowane w kosmetykach naturalnych.
Serum ATPses marki Sesderma, ok. 160 zł:
Poza całą śmietanką substancji potencjalnie drażniących, komedogennych i wysuszających, mamy kolejną "wpadkę": triethanoloamine, którą Pani Skin Coach przecież odradza...
CMS Eye Contour Gel marki Cell Fusion C, ok. 165 zł:
I znów strzał w kolano: triethanoloamine oraz parabeny, które Pani Skin Coach odradza okraszone glikolami...
INNO EXFO beta Purifier 24H Cream marki Innoaesthetics, ok. 210 zł:
"Tylko" glikol i disodium EDTA...
Tonik z witaminą C marki dr Murad, ok. 150 zł:
Glikole, PEGi i disodium EDTA- taka naturalność!
Jak widać na załączonych wyżej przykładach- nie można ślepo wierzyć w obietnice. Nawet jedynej w Polsce i być może na świecie- Skin Coach. Zawsze sprawdzajcie składy INCI- nie trzeba być wcale ekspertem, żeby zauważyć, jak wrabia nas autorka książki.
Cały post wyszedł mi strasznie długi a to dopiero kropla w morzu głupot, jakie wypisała Pani Bożena w swojej książce. Przytoczę Wam jeszcze na szybko kilka równie ciekawych "smaczków":
- "Skóra właściwa zawiera (...) trzy rodzaje gruczołów: czynne od urodzenia gruczoły potowe ekrynowe (...)"- a problem z termoregulacją u niemowląt i zwracanie uwagi, by nie przegrzewać maluszka?
- "soda oczyszczona jest dobrym zmywaczem skóry, nie podrażnia jej, przywraca fizjologiczne pH (...) reguluje pracę gruczołów łojowych."- soda, o zasadowym pH =)
- Jak myślicie, czym jest cera INTERAKTYWNA ? - ja w pierwszej kolejności pomyślałam o jakiejś zaawansowanej technologii, być może skóra po przeszczepie? - nie, Pani Skin Coach określa tak skórę wrażliwą (nadreaktywną).
- Pani Skin Coach odradza stosowanie kremów na noc a to właśnie w nocy skóra się regeneruje co sprawia, że nakładane na nią substancje mają możliwość lepiej zadziałać. Dodatkowo takie działanie może u niektórych cer przyczynić się do pogorszenia ich stanu: w przypadku cer suchych czy atopowych mogą wyraźnie nasilić się objawy wysuszenia cery takie jak suche skórki, zmiany hyperkeratotyczne, skóra może stać się bardziej reaktywna na czynniki zewnętrzne a nawet mocniej się czerwienić, co może doprowadzić do rozwoju cery naczynkowej. W przypadku cer normalnych, tłustych i mieszanych bardzo łatwo o rozregulowanie pracy gruczołów łojowych, nadmierne nasilenie ich pracy co w konsekwencji może przyczynić się do wzmożenia błyszczenia cery czy pojawiania się zmian trądzikowych.
- Małą pierdołą, ale która irytowała mnie w książce było określanie betainy kokamidopropylowej (substancji myjącej) samym słowem "betaina", która to jest inną substancją i wykazuje całkiem inne działanie (nawilżające)- Pani Bożena jako technolog produkcji kosmetyków chyba nie powinien robić takich błędów?
- Kolejną pielęgnacyjną "innowacją" Pani Skin Coach z którą się nie zgadzam, jest zachęcanie do stosowania kosmetyków z kwasami w terapii skóry problematycznej (a więc tłustej, mieszanej, trądzikowej). Stosowanie kosmetyków z kwasami na własną rękę wiąże się z dużym ryzykiem powikłań, o czym pisałam w
II części Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka. Jeśli myślicie o kwasach, lepiej zwróćcie się z tym problemem do profesjonalisty. Kolejną taktyką proponowaną przez P. Bożenę jest stosowanie kosmetyków z kwasami na dzień a na noc pozostawianie skóry bez żadnego kremu- w książce nie ma ani jednej wzmianki o tym, że kwasy uwrażliwiają skóry na promieniowanie UV i nawet stosowanie kremu z wysokim filtrem UV może nie być wystarczające, żeby uchronić skórę przed powstaniem przebarwień.

Polecenie stosowania kosmetyków z kwasami na dzień (przypominam o tym, że kwasy uwrażliwiają skórę na promieniowanie UV, co w konsekwencji może doprowadzić nawet do powstania przebarwień) a także brak pielęgnacji cery na noc- mam wrażenie, że Pani Bożena pisząc "regulacja pracy gruczołów łojowych" ma na myśli wysuszanie cery.
- na łamach stron 68 i 69 osoby rozpoczynające przygodę z naturalną pielęgnacją cery mogą dostać rozdwojenia jaźni, ponieważ Pani Skin Coach najpierw twierdzi, że na skórze znajduje się "PTS- płaszcz tłuszczowy skóry" zwany inaczej jako "sebum" a już w kolejnym akapicie wprowadza pojęcie "płaszcza hydrolipidowego". Czytelnik może zacząć zastanawiać się, czy są to całkiem dwa odmienne twory a w obu przypadkach rozchodzi się o barierę produkowaną przez nasze gruczoły- zarówno łojowe jak i potowe- która zapobiega utracie wody z naskórka, chroni przed czynnikami zewnętrznymi a także wnikaniem drobnoustrojów do organizmu.
- razi mnie wrzucenie cer: mieszanych, tłustych, łojotokowych, trądzikowych do jednego worka z określeniem "cera problematyczna". Już sama cera trądzikowa może mieć różne podłoże: hormonalne, związane z zażywanymi lekami, nieprawidłową pielęgnacją, nadmierną pracą gruczołów łojowych czy nadmiernym rozwojem bakterii. Każdą cerę trądzikową należy traktować indywidualnie i w zależności od przyczyny, dobieramy odmienne kosmetyki pielęgnacyjne.
- Nie podoba mi się również wrzucanie do jednego worka wszystkich kosmetyków kolorowych do makijażu i twierdzenie, że wszystkie szkodzą. Myślę, że istnieje ogromna przepaść pomiędzy drogeryjnymi podkładami bogatymi w silikony, glikole, PEGi czy inne potencjalnie drażniące i komedogenne substancje a podkładami mineralnymi, które zawierają dwutlenek tytanu i tlenek cynku, mogące wysuszać cerę. Jednak kwestia wysuszania cery przez podkłady mineralne jest kwestią bardzo indywidualną, znam osoby o cerze suchej z powodzeniem stosujące minerały. A przecież podkłady naturalne, to nie tylko sypkie formuły- na rynku istnieją ciekawe podkłady i kremy BB w formie płynnej, które świetnie spiszą się na skórach suchych. Za to podkłady mineralne są niezastąpione w pielęgnacji cery tłustej, trądzikowej i mieszanej- myślę, że są lepszym wyborem niż np. kwasy czy kosmetyki z etanolem, ponieważ regulują pracę gruczołów łojowych a ponadto chronią przed promieniowaniem UV.

- Wg Pani Skin Coach, w "zaawansowanej kosmetologii" wyróżnia się 4 podtypy cery: problematyczna, interaktywna, hiperpigmentacyjna, przedwcześnie starzejąca się- myślę, że taki podział to duże spłycenie i uogólnienie a szkoda, bo z przyjemnością dowiedziałabym się szczegółów zamiast ogółów.
- Naprzemienne zachęcanie do stosowania olejów po czym ich odradzanie. Zresztą przeczytajcie same, dlaczego nie powinnyśmy stosować olejów:
Znów wzmianka o złuszczaniu skóry kwasami w domowym zaciszu a także unikaniu alkoholu i silnych detergentów. Dalej- odradzanie stosowania olejów. A co z działaniem wzmacniającym barierę hydrolipidową przy pomocy NNKT zawartych w olejach? Właśnie w ten sposób oleje wpływają pośrednio na regulację pracy gruczołów łojowych! Oczywiście- ile cer trądzikowych, łojotokowych i mieszanych, tyle przypadków- u jednych oleje się spiszą a u innych nie. Może gdyby Pani Skin Coach nie generalizowała i nie wrzucała tych wszystkich przypadków do worka z podpisem "cera problematyczna", wyszłoby to jej metodom na lepsze.
- Oglądając wywiady z Panią Skin Coach obserwuję - cóż, zboczenie zawodowe- wyraźne błyszczenie się cery. Stres i uderzenia gorąca pod wpływem studyjnych lamp czy może rozregulowana praca gruczołów łojowych na wskutek stosowania się do własnych rad?
A tutaj screen ze strony Pani Skin Coach, która twierdzi, że substancjami myjącymi w piance Makutu są hydrolaty (destylaty). Jaką więc rolę w tym preparacie pełni betaina kokamidopropylowa?!
Pani Skin Coach udzieliła również wywiadu dla
gazeta.pl - tytuł krzyczy: "To robi wrażenie, gdy przychodzi ekspert i mówi: wszystko, co wiedzieliście o pielęgnacji to ściema."- powiedzcie mi więc, co tak innowacyjnego wprowadza ta Pani? Odchudzanie kosmetyczki- nie wyszło. Zachwalanie mydeł w kostce- phi, sama zaleca przerwy od stosowania mydła. Może odrzucenie faktu istnienia cery mieszanej? No to też Pani Skin Coach nie wyszło... Komentarze pod tym artykułem mówią same za siebie =)
"Nawilżenie głębszych warstw skóry"- jak już chcemy być dokładni, to naskórka, bo kosmetyki mają nie przenikać bariery skórno-naskórkowej. Kolejna rzecz- Pani Bożena używa strasznie dużej ilości innowacyjnych określeń, jak np. określanie kremu dopasowanego do potrzeb naszej skóry "kremem naprawczym"- myślę, że taka ilość nowych nazw tylko wprowadza czytelnika w błąd i robi zamęt.
Jeszcze kilka ciekawych mądrości Pani Skin Coach:
1. Mycie ciała mydłem- a przepraszam, czy do całego ciała też Pani Skin Coach zaleca tonik? Jeśli nie, w jaki sposób wyrównać pH na skórze ciała?
2. Odradzanie stosowania balsamów i kremów- jeśli skóra dopomina się zastosowania kosmetyku, to znaczy, że gruczoły łojowe nie są w stanie wytworzyć odpowiednio szczelnej bariery hydrolipidowej. Jest to sygnał, że jesteśmy posiadaczkami cery suchej lub borykamy się z problemami dermatologicznymi jak np. AZS. Odstawienie kosmetyków nawilżających nie wpłynie na pracę gruczołów łojowych, nie pobudzi to ich pracy, niestety. W przeciwnym razie, problemy cer suchych, dojrzałych czy AZS po prostu by nie istniały :).
3. Kosmetyki nawilżające (czyli kremy, balsamy) jeśli mają bezpieczny skład, nie zaburzą funkcji skóry. Prędzej zrobią to źle dobrane preparaty myjące.

Wg Pani Skin Coach produkty z kwasami są delikatne (równie jak pilingi enzymatyczne, wnioskuję z kontekstu) i zachęca do ich aplikacji w warunkach domowych. A przecież działanie peelingu enzymatycznego a eksfoliacja kwasami działa na całkiem inne struktury i to odpowiada za różnice w sile obu zabiegów! Peeling enzymatyczny rozpuszcza komórki, przez co działa wolniej i delikatniej. Kwasy mają malutkie cząsteczki rozpuszczające wiązania międzykomórkowe- mają też możliwość szybkiej penetracji skóry i zawsze należy pamiętać o ich neutralizacji, by zahamować ten proces! I oczywiście zawsze po peelingu stosujemy krem, ponieważ martwe komórki naskórka- chociaż w nadmiarze niepożądane- są bardzo istotną barierą fizyczną. Skóra po peelingu wymaga odpowiedniego traktowania i szczególnej pielęgnacji. Martwą warstwę komórek naskórka dobrze jest usuwać, ale nie możemy doprowadzić do zbyt agresywnego złuszczenia, żeby nie doprowadzać do podrażnienia cery- wtedy skóra zacznie stwarzać więcej problemów.

1. W nocy skóra jak najbardziej ma kontakt z zanieczyszczeniami- roztoczami, pościelą, partnerem/dzieckiem/zwierzakiem śpiącym (i np. śliniącym się, plującym, kaszlącym, smarkającym) obok nas. Dlatego mycie twarzy rano jest bardzo istotne!
2. Jeśli nie zaaplikujemy na noc kremu, skóra produkuje więcej sebum niż powinna, stąd wyczuwalny film. Taka pielęgnacja to prosta droga do rozregulowania pracy gruczołów łojowych.
3. A po co przecierać twarz tonikiem, skoro jej nie umyłyśmy? Po czym mamy tonizować skórę? Czy napar albo woda komórkowa zmyje nadmiernie wydzielone sebum? Nie, ponieważ żeby zmyć tłustą substancję, należy użyć czegoś więcej, niż samej wody...
4. Wstawkę o psychicznym komforcie sobie odpuśćmy, bo nijak ma się to do pielęgnacji.
Przecież w nocy także poruszamy gałkami ocznymi (sen i faza REM) =).
"Mechaniczne ścierniwo" oraz peeling szczoteczką to rodzaje peelingu mechanicznego. Dlaczego więc Pani Skin Coach jedno odradza a drugie zaleca? Wyjaśnienia czy rozwinięcia tematu brak.
To nie woda szkodzi skórze, ale związki w niej zawarte (jony, które odpowiadają za tzw. "twardą" wodę)- wystarczy stosować wodę przegotowaną czy mineralną. Brak zmywania substancji powierzchniowo-czynnych przyczynia się do wzmożenia podrażnień cery. Stosowanie toniku na niewiele się zda, ponieważ tonik- tak samo jak micel- również posiada w składzie substancje myjące.
1. I znów- po co tonizować skórę, skoro nie została umyta a jej pH nie zostało zaburzone? :)
2. Nawet na dobrze nawilżonej cerze mogą powstać zmarszczki, będące wynikiem np. fotostarzenia czy działania grawitacji. Znów Pani Skin Coach bardzo spłyca temat i uogólnia.
Fantastyczna porada tylko... jak będzie wyglądać odcięcie brązowej twarzy od jasnej szyi i ramion? :D
1. Większość źródeł podaje, że oleje z marchwi i malin posiadają barierę UV na poziomie SPF 30-50. Skąd u Pani Skin Coach wartość 8? Być może jest to związane z niestabilnością tych substancji albo od ustawień aparatury? Chętnie poczytałabym coś więcej.
2. "Mycie się" przy pomocy balsamu? A gdzie jakaś substancja myjąca, która najpierw usunie brud ze skóry? Fuj :P
Skóra nie oddycha :) Tzn. istnieje niewielka wymiana gazów między skórą a środowiskiem, jednak nie ma to żadnego znaczenia dla naszego organizmu- od oddychania mamy płuca. Natomiast dostęp tlenu do skóry jest potrzebny, żeby nie doprowadzić do rozwoju bakterii beztlenowych (np. P. acnes wywołujących trądzik)- jednak stosowanie kremów, olejów i maseł nie tworzy na skórze nieprzepuszczalnej okluzji i tlen swobodnie dociera do powierzchni skóry. Substancjami mocno okluzyjnymi są wazelina, parafina i silikony.
Słowem podsumowania- zdaję sobie sprawę,
że kosmetolodzy- podobnie jak lekarze- mają różne spojrzenia na
pielęgnację. Jedni preferują metody naturalne inni całkiem przeciwnie- i
nie ma w tym nic złego i absolutnie nie zamierzam narzucać swoich metod
innym specjalistom. Ale do szału doprowadza mnie wciskanie pacjentom
kitu- określanie się jako ekspert naturalnej pielęgnacji, gdy tej
"natury" w oferowanych kosmetykach jest tyle, co kot napłakał.
Ale
ludzie to nie są idioci. Polska to nie jest zamożnym krajem, każdy z
nas z rozwagą wydaje pieniądze- i myślę, że nawet, jeśli ktoś jest
majętny, to i tak zawsze sprawdzi, na co ma wydać ciężko zarobione
pieniądze- niezależnie od statusu ekonomicznego, lekkomyślnym jest
wydawanie oszczędności na prawo i lewo. I po raz kolejny się powtórzę-
nie trzeba znać na wyrywki wszystkich substancji, które mogą wystąpić w
INCI żeby zorientować się, że coś w tych składach jest nie tak...
To
tak w kwestii kosmetycznej, bo tutaj mam trochę do powiedzenia. Na
coachingu się nie znam, ale nie trzeba mieć w tym temacie wiedzy, żeby
móc ocenić Panią Bożenę jako coacha- wypowiadając się popełnia masę
błędów językowych. Nie umie przyciągnąć uwagi widza, w żaden sposób nie
inspiruje. Odnoszę wrażenie, że jest wszędzie na siłę- nieważne co
mówią, byleby mówiono a ludzie książkę kupowali. Szczerze? Nie warto...
W
temacie Skin Coachingu pojawi się jeszcze jeden post, w którym pokażę
Wam, że można skompletować kosmetyki z dużo bardziej przystępnego pułapu
cenowego, które będą miały bardzo dobre, naturalne składy INCI. Skupimy
się wtedy na krokach, jakie poleca Pani Skin Coach- odbudowa, odnowa,
antyoksydacja i filtry UV. Bo da się działać skutecznie
przeciwstarzeniowo i wcale nie wydając na kosmetyki majątku =).
Cieszę
się, że osoby, które czytają mojego bloga to osoby świadome,
dociekliwe, szukające odpowiedzi na trudne pytania, nieustępliwe.
Myślicie, poddajecie w wątpliwość czasem tego, co piszę- zadajecie masę
pytań. A ja się cieszę, że mogę coś wytłumaczyć, wskazać drogę, zwrócić
uwagę. I nie muszę być coachem- wolę być dobrym kosmetologiem =).
Pozdrawiam serdecznie!
PS Książkę dostałam dzięki uprzejmości autorki strony
kosmostolog.blogspot.com- fakt otrzymania książki nie miał wpływu na moją opinię.