Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kąpiel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kąpiel. Pokaż wszystkie posty
[596.] Cenny DAR NATURY w Polsce - WODA SIARCZKOWA | Balneokosmetyki i Hotele SPA

[596.] Cenny DAR NATURY w Polsce - WODA SIARCZKOWA | Balneokosmetyki i Hotele SPA

Zalety stosowania wód wysokozmineralizowanych w kosmetyce

Wody wysokozmineralizowane od lat cieszą się ogromną popularnością w pielęgnacji skóry. Źródła takie jak francuskie Vichy czy Avene stały się ikonami na światowym rynku kosmetycznym, ale Polska również może poszczycić się wyjątkowymi zasobami naturalnych wód mineralnych. Jednym z najbardziej interesujących złóż w naszym kraju jest woda siarczkowa z Solca-Zdroju. To cenny dar natury, który znalazł swoje zastosowanie zarówno w lecznictwie, jak i w kosmetyce.

Wodzie siarczkowa z Solca-Zdroju, wyróżnia się stężeniem 860 mg
siarkowodoru/l i jest uznana za „wodę życia”: liczy sobie ponad 2 mln lat i wykazuje działanie:

- antybakteryjne, przeciwgrzybicze, przeciwwirusowe

Związki siarki działają na poziomie komórkowym, zakłócając metabolizm drobnoustrojów odpowiedzialnych za problemy skórne. Woda siarczkowa ogranicza rozwój bakterii i grzybów na powierzchni skóry, na przykład Cutibacterium acnes powodujących rozwój trądziku. Z tego powodu stosujemy ją w recepturach dla skór mieszanych i tłustych, trądzikowych.

- wspomaga procesy regeneracyjne – doskonała dla skóry suchej, dojrzałej i wrażliwej

Woda siarczkowa wspomaga naturalne procesy regeneracyjne skóry, przyspiesza gojenie się uszkodzeń naskórka oraz wspiera prawidłowe dostarczanie składników odżywczych do komórek skóry. Dzięki temu tak doskonale wspiera pielęgnację każdego typu cery, zwłaszcza podrażnionej, z uszkodzoną barierą hydrolipidową czy ze skłonnością do łuszczenia i atopii.

Woda siarczkowa ponadto stymuluje produkcje kolagenu w skórze właściwej, a także działa przeciwzapalnie. Właśnie dlatego ma szerokie zastosowanie także w formułach przeznaczonych dla skóry dojrzałej, wrażliwej, suchej, wymagającej ukojenia i odżywienia. 

- oczyszcza i zwęża pory skórne oraz działa delikatnie keratolitycznie

Związki siarki zawarte w wodzie siarczkowej wykazują lekkie działanie keratolityczne. Wpływają na rozluźnienie cementu komórkowego łączącego wierzchnie warstwy naskórka, dzięki czemu mogą one zostać złuszczone bez potrzeby mechanicznego tarcia. Ta wyjątkowa właściwość jest szczególnie ważna w pielęgnacji skóry z tendencją do nadmiernego rogowacenia, które występuje m.in. w przebiegu łuszczycy i AZS.

Regularne, ale bardzo delikatne złuszczanie martwego naskórka, które zapewnia woda siarczkowa, przyspiesza także odnowę komórkową oraz wspiera działanie innych substancji aktywnych zawartych w formule kosmetyku.

 Woda siarczkowa znana jest także z działania oczyszczającego i normalizującego. Reguluje pracę gruczołów łojowych, co zapobiega gromadzeniu się sebum w okolicach ujścia mieszków włosowych. Ponadto związki siarki wspomagają usuwanie zanieczyszczeń z porów skórnych, dzięki czemu skóra staje się gładsza. Działanie to szczególnie docenią osoby zmagające się z nadmiernie rozszerzonymi porami, nierówną fakturą skóry i niedoskonałościami.

 


Woda siarczkowa z Solca-Zdroju i Malinowe Hotele

Solec-Zdrój, położony jest w województwie świętokrzyskim: to miejsce, gdzie znajduje się jedno z najbogatszych złóż wód siarczkowych w Polsce. Woda ta wyróżnia się wysoką zawartością siarki, co czyni ją unikalną w skali kraju. Właśnie na bazie tego źródła powstała idea Malinowych Hoteli, gdzie można skorzystać z kuracji wodą siarczkową i doświadczyć jej dobroczynnego wpływu na zdrowie i urodę.

Co to jest SPA?

SPA, czyli Sanitas Per Aquam (zdrowie przez wodę), to miejsca, gdzie wykorzystuje się terapeutyczne właściwości wód mineralnych, masaży oraz zabiegów pielęgnacyjnych. W Malinowych Hotelach SPA jest połączone z tradycją balneologiczną, co pozwala w pełni czerpać z dobrodziejstw wód siarczkowych.

Zastosowanie wody siarczkowej w Malinowych Hotelach

Woda siarczkowa z Solca-Zdroju znalazła zastosowanie w wielu kuracjach dostępnych w Malinowych Hotelach. Oferowane zabiegi to m.in.:

  • Kąpiele siarczkowe – pomagają łagodzić dolegliwości reumatyczne, poprawiają krążenie i działają przeciwzapalnie.
  • Zabiegi dermatologiczne – wspierają leczenie problemów skórnych, takich jak łuszczyca, trądzik czy egzema.
  • Terapie relaksacyjne – wykorzystujące właściwości odprężające i regenerujące wody siarczkowej.

 


Kompleksy Malinowych Hoteli

Malinowe Hotele to sieć luksusowych ośrodków SPA, które znajdują się w wyjątkowych lokalizacjach. W skład kompleksu wchodzą:

 
Kosmetyki na bazie wody siarczkowej z Solca-Zdroju

Nie musisz odwiedzać Malinowych Hoteli, aby korzystać z dobroczynnych właściwości wody siarczkowej – możesz wprowadzić je do swojej codziennej pielęgnacji dzięki kosmetykom na bazie wody siarczkowej. Marka Balneokosmetyki, korzystająca z bogactwa wód Solca-Zdroju, oferuje szeroką gamę produktów, które wspierają zdrowie skóry i włosów.


 

Dlaczego warto sięgnąć po kosmetyki na bazie wody siarczkowej?

Woda siarczkowa to wyjątkowy składnik, który wyróżnia się wysoką zawartością siarki w formie łatwo przyswajalnej przez skórę. Dzięki temu kosmetyki z jej udziałem oferują szereg korzyści:

  1. Działanie przeciwzapalne – Siarka zmniejsza stany zapalne, co jest szczególnie ważne dla osób z problemami skórnymi, takimi jak trądzik, egzema czy łuszczyca.
  2. Regulacja wydzielania sebum – Kosmetyki z wodą siarczkową pomagają normalizować pracę gruczołów łojowych, co sprawia, że skóra staje się mniej tłusta.
  3. Wsparcie regeneracji skóry – Woda siarczkowa wspomaga procesy regeneracyjne naskórka, co przyspiesza gojenie się drobnych ran i podrażnień.
  4. Detoksykacja skóry – Produkty z wodą siarczkową pomagają usuwać zanieczyszczenia i toksyny, pozostawiając skórę oczyszczoną i odświeżoną.
  5. Właściwości przeciwstarzeniowe – Dzięki zawartości siarki i minerałów kosmetyki te wspierają produkcję kolagenu, co wpływa na elastyczność i jędrność skóry.

Marka Balneokosmetyki to zdrowie inspirowane naturą. Wyróżniają ją kosmetyki oparte na wodzie siarczkowej, która nadaje im wyjątkowe właściwości pielęgnacyjne. Są to kosmetyki wegańskie, nietestowane na zwierzętach i produkowane w Polsce (już od 15 lat!). Łączą w sobie skuteczność, estetykę i przyjemny zapach.


Dla kogo są kosmetyki na bazie wody siarczkowej?

Kosmetyki z wodą siarczkową z Solca-Zdroju są odpowiednie dla osób w każdym wieku i z różnymi problemami skórnymi. Szczególnie polecane dla:

  • Osób z cerą tłustą i mieszaną – pomagają regulować wydzielanie sebum.
  • Osób z cerą problematyczną – łagodzą trądzik, podrażnienia i stany zapalne.
  • Osób ze skórą suchą i zniszczoną – intensywnie nawilżają i regenerują.
  • Osób z problemami dermatologicznymi, takimi jak łuszczyca czy egzema – wspierają leczenie i przynoszą ulgę.

 



Cudze chwalicie, a swego nie znacie!

Polska balneologia ma ogromny potencjał, a woda siarczkowa z Solca-Zdroju jest tego doskonałym przykładem. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o polskich źródłach, kosmetykach na bazie wód wysokozmineralizowanych czy miejscach, które warto odwiedzić, obserwuj blog – już niebawem powiemy sobie więcej!



[495.] Słuszność stosowania żeli do higieny intymnej

[495.] Słuszność stosowania żeli do higieny intymnej


Naturalna pielęgnacja budzi skrajne emocje- dla jednych jest najskuteczniejszą metodą pielęgnacji, natomiast u innych wywołuje zdziwienie i niechęć. Podejście tych drugich głównie wynika z błędnych przekonań dotyczących tego, czym są naturalne kosmetyki lub też trafiają na informacje nie tylko sprzeczne z zasadami ogólnie przyjętej pielęgnacji, ale nawet zakrawające o brak higieny. Sztandarowym tego przykładem, który jeży mi włos na głowie, jest kwestia higieny okolic intymnych.

Ostatnimi czasy na grupach dotyczących naturalnych kosmetyków natrafiam wyjątkowo często na informacje, jakoby do mycia okolic intymnych wystarczała sama woda lub jedynie szare mydło. Powielane jest stwierdzenie, że pochwa posiada właściwości "samooczyszczające się" a zakorzenianiu tych mitów sprzyja fakt, że wiele ginekologów odradza stosowanie żeli do higieny intymnej- czy aby na pewno słusznie?

Jak zazwyczaj w życiu bywa- prawda leży pośrodku: żele do higieny jak najbardziej należy stosować, jednak nie każdy ma bezpieczny skład i warto nauczyć się je rozróżniać. Zacznijmy więc od początku!



MIT nr 1: PH pochwy wynosi poniżej 4.5 a srom ma pH takie jak skóra (4.5-5.5) - żele do higieny intymnej posiadają wartości pH poniżej 4.5, mają więc zbyt niskie pH do mycia tychże okolic!

Zacznijmy od tego, skąd w ogóle bierze się wartość pH - jest ona wynikiem pracy naszego ciała, produkcji potu przez gruczoły potowe (a pot nadaje skórze lekko kwaśne pH). W przypadku pochwy o jej wartości pH decyduje produkcja i wydzielanie śluzu z dużą zawartością kwasu mlekowego. Śluz ten nie znajduje się jednak jedynie w obrębie pochwy lecz wydostaje się także na wargi sromowe, przyczyniając się tym samym do obniżania pH również w tej okolicy. Nie istnieje więc sztywna granica, na której pH skóry nagle drastycznie zmieniło by się na pH pochwy - śluz przyczynia się do stopniowej zmiany z wartości fizjologicznej skóry (4.5-5.5) na niższe - wewnątrz pochwy wynosi aż 3,8!


MIT nr 2: Żele do higieny intymnej służą do mycia wnętrza pochwy

Ten mit wynika poniekąd z przytoczonego wcześniej. Niektóre osoby próbując przekonać, że żel do higieny intymnej ma zbyt niskie pH błędnie wnioskują, że zapewne jest on przeznaczony do oczyszczania wnętrza pochwy. Dostaję dreszczy już na samą myśl, że ktoś mógł wpaść na pomysł takiego "dogłębnego" oczyszczania!

Kosmetyk (także żel do higieny intymnej) wg ustawy o kosmetykach z dnia 30 marca 2001 r. (Dz.U. 2001 nr 42 poz. 473) to każda substancja przeznaczona do zewnętrznego kontaktu z ciałem człowieka: skórą, włosami, wargami, paznokciami, zewnętrznymi narządami płciowymi, zębami i błonami śluzowymi jamy ustnej, stosowana w wyłącznym lub głównym celu utrzymywania ich w czystości, pielęgnowania, ochrony, perfumowania lub upiększania.

Także już wg definicji prawnej, żele do higieny intymnej mają służyć oczyszczaniu zewnętrznych narządów płciowych! Czyli właśnie ładnie to ujmując: "okolic intymnych" - a nie wnętrza pochwy! Nikt nie wymyśla, że należy stosować je w bardziej inwazyjny sposób, byłoby to wręcz niezgodne z prawem!



MIT nr 3: Do mycia okolic intymnych można stosować mydło
 
Mydło jest kosmetykiem silnie zaburzającym pH skóry. Ale po co nam to wiedzieć? Po to, że pochwa nie bez przyczyny ma tak niskie pH oraz nie bez celu produkuje takie ilości śluzu, by mogły one znaleźć się także u jej ujścia i na wargach sromowych: odpowiednie pH (czyli odpowiedni odczyn kwasowo-zasadowy) jest bardzo istotny dla rozwoju bakterii. Zachowanie fizjologicznego pH danej okolicy (w przypadku okolic intymnych mówimy o pH poniżej 4.5) sprzyja rozwojowi prawidłowego mikrobiomu ("dobrych" bakterii), który w okolicy intymnej różni się od mikrobiomu skóry. Jeśli nasza fizjologiczna flora bakteryjna ma odpowiednie środowisko do bytowania, może skutecznie konkurować z florą patologiczną ("złą") i tym samym zapobiegać infekcjom.

Z tego też powodu odpowiednie pH przyczynia się do zmniejszenia ryzyka występowania infekcji intymnych- jednak nie chroni przed nimi całkowicie i to także należy mieć na uwadze. Pochwa jest narządem wyjątkowo podatnym na ataki mikroorganizmów stąd tak istotne zabezpieczenie przed infekcjami dała nam matka natura. W ramach ciekawostki podpowiem, że o tym, jak bardzo "zabójcze" może być niskie pH pochwy dla innych mikroorganizmów świadczy fakt, że... sperma posiada pH 7.2-8.0 w celu neutralizacji tak kwaśnego odczynu pochwy a tym samym umożliwia dalszą wędrówkę plemnikom. Jedną z przyczyn niepłodności może być nieprawidłowy skład chemiczny spermy, przez co nie posiada ona wystarczającej do neutralizacji wartości pH.

Mydło ze względu na sposób jego otrzymywania, jest kosmetykiem o bardzo wysokim pH- zdecydowanie przewyższa ono fizjologiczne pH skóry a tym bardziej różni się od pH okolic intymnych.



MIT nr 4: To właśnie żele do higieny intymnej przyczyniają się do rozwoju infekcji intymnych

Jest to kompletną bzdurą i to stwierdzenie nawet nie ma podstaw, do których można byłoby się odnieść. Argument ten wciąż bazuje na błędnym przekonaniu, jakoby żele do higieny intymnej miały służyć do mycia wnętrza pochwy i tym samym prowadzić do usuwania mikrobiomu. Jak już zapewne rozumiecie - żele do higieny intymnej produkowane są z dbałością o zachowanie fizjologicznego pH okolic intymnych, które jest niższe niż 4.5 i to właśnie dzięki zachowaniu odpowiedniego pH skóry mają sprzyjać podtrzymywaniu prawidłowego mikrobiomu okolic intymnych.

Skąd jednak wiemy, że na okolicy intymnej bytują bakterie zapobiegające rozwojowi infekcji? Oczywiście oprócz "suchej analizy" jaką są badania laboratoryjne, możemy także przytoczyć sytuacje z życia wzięte. Infekcje intymne dotykają tych zewnętrznych okolic jakimi są wargi sromowe i ujście pochwy - pojawia się uczucie dyskomfortu, pieczenie, swędzenie. Podczas infekcji nasila się produkcja śluzu przez pochwę, ponieważ organizm stara się walczyć, usiłując stworzyć odpowiednio niskie pH, które z jednej strony zapewni lepsze środowisko do bytowania bakterii flory fizjologicznej ("dobrych") a z drugiej osłabi patologiczną florę bakteryjną ("złą"). Jednak to, co jest bardzo charakterystyczne dla wydzieliny pochwy podczas infekcji, to jej zmieniona barwa i nieprzyjemny zapach, które właśnie świadczą o nadmiernym rozwoju bakterii (bardzo podobna sytuacja dzieje się w naszym nosie podczas kataru- zwróćcie uwagę, że poważne infekcje zabarwiają tamtejszą wydzielinę nawet na zielono!)

Inną sytuacją "z życia wziętą", która dobrze obrazuje nam obecność bakterii chroniących przed infekcjami na zewnętrznych narządach płciowych są probiotyki zażywane doustnie. Probiotyki te zawierają szczepy bakterii charakterystyczne dla okolic intymnych. W jaki sposób mają one dostać się do okolicy intymnej? Otóż nie drogą wnętrza organizmu, nie z krwią, czy w jakikolwiek inny sposób, ale bardzo prozaicznie - rozprzestrzeniają się na okolicy odbytu a następnie zasiedlają okolice pochwy.



MIT nr 5: Okolicę intymną wystarczy podmywać samą wodą

Celowo nie połączyłam mycia samą wodą i mycia mydłem, ponieważ obie metody znacznie różnią się od siebie. O ile w kwestii mydła problematyczne jest wysokie pH, to jednak jest ono w stanie umyć zarówno zabrudzenia wszelkiego rodzaju- zarówno te hydrofilowe ("wodne") jak i lipofilowe ("tłuszczowe").

Natomiast woda jest rozpuszczalnikiem jedynie dla substancji hydrofilowych ("wodnych") - nie zmywa substancji "tłuszczowych", lipofilowych. Podmywając się jedynie wodą ciężko mówić o odpowiednim zachowaniu higieny- substancje lipofilowe to np. sebum wydzielane przez gruczoły łojowe okolic pochwy. Jednak terminem "okolica intymna" określa się nie tylko ujście pochwy czy wargi sromowe ale także okolice cewki moczowej oraz odbytu! A w kale znajdują się niestrawione resztki pokarmu, m. in. tłuszcze (lipofilowe). Dlatego też mamy, podcierające swoim pociechom pupki, nie przepadają za chusteczkami nawilżanymi samą wodą- powodują one więcej "rozmazywania" niż faktycznego oczyszczania. Sama woda to zdecydowanie zbyt mało, by zachować w czystości okolice intymne.



MIT nr 6: Właściwości samooczyszczające się pochwy

Ten mit zapewne wziął się z faktu, iż pochwa stale produkuje śluz. Warto jednak wziąć pod uwagę, że o ile sytuacja ta jest wystarczająca do zachowania higieny wewnątrz pochwy i absolutnie nie powinnyśmy ingerować w ten mechanizm, tak nie ma on przełożenia na zewnętrznych narządach płciowych. Wręcz przeciwnie - śluz w połączeniu z potem i martwymi komórkami naskórka, który zalega w zakamarkach warg sromowych, może być pożywką dla mikroorganizmów. Dlatego też należy dokładnie oczyszczać tę wyjątkowo wrażliwą okolicę- a higiena to podstawa pielęgnacji!



Czym kierować się podczas wyboru żelu do higieny intymnej?

Przede wszystkim należy mieć na uwadze, że chociaż żele do higieny intymnej stosujemy w obrębie zewnętrznych narządów płciowych, to nie unikniemy całkowicie ich styczności z błonami śluzowymi. A te struktury o wiele bardziej przepuszczają substancje z kosmetyku do krwioobiegu, niż skóra. Dlatego warto unikać substancji podejrzewanych o oddziaływanie na cały organizm: kancerogenne czy wpływające na gospodarkę hormonalną organizmu.

Ze względu na delikatność okolic intymnych, warto wybierać kosmetyki oparte o delikatne substancje myjące a także te, które nie niosą za sobą ryzyka podrażnień.

Porównanie siły substancji myjących stosowanych w kosmetykach

Za wyjątkowo bezpieczne uważam żele Sylveco, Biolaven, Vianek a także AA Intymna: wersja Baby Girl oraz Girls.

Na co zwracać uwagę podczas zakupu żelu do higieny intymnej? 


Oczywiście każda kobieta jest inna i każdej pasuje inny środek do higieny intymnej- znajdą się także takie, które będą uważać, że woda całkowicie im wystarcza do mycia, inne będą sięgać po mydło i również nie będzie obserwować niepokojących nawrotów infekcji.

Natomiast jeśli stosujecie żele i zdarzyło Wam się usłyszeć porady takie jak powyżej i zastanawiałyście się nad ich słusznością, mam nadzieję, że pomogłam Wam rozwiać wątpliwości. Na pytanie "Czy stosować żele do higieny intymnej?" odpowiem, że jeśli jego skład INCI nie będzie budził zastrzeżeń, to jak najbardziej!



Koniecznie dajcie znać, czy post był dla Was pomocny! Jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze ulubione żele do higieny intymnej oraz czy stosowałyście któreś z polecanych przeze mnie? Jeśli potrzebujecie pomocy w analizie składu INCI żelu do higieny intymnej śmiało możecie wkleić go w komentarzach- pomogę przeanalizować =)

Pozdrawiam serdecznie!


[483.] Zestaw do solnego peelingu z nutą cytrusową od Mydlasie- zrób go sama!

[483.] Zestaw do solnego peelingu z nutą cytrusową od Mydlasie- zrób go sama!


Lubicie samodzielnie wykonywać kosmetyki? A może chciałybyście, ale nie wiecie jak zacząć? Zatem dziś pokażę Wam zestaw do samodzielnego przygotowania peelingu ze sklepu Mydlasie.pl - jest to nowy sklep z półproduktami i postanowiłam sprawdzić, co też ciekawego mają w ofercie. Oprócz zestawu do wykonania peelingu, zdecydowałam się także na olej makadamia (dla przypomnienia pokażę Wam, ja oleje makadamia różnych firm potrafią różnić się od siebie: LINK) oraz kwas hialuronowy- ostatnio przeżywam zachwyt prostotą i uniwersalnością działania 100% humektantowych kosmetyków.

Wróćmy jednak do bohatera dzisiejszej notki- być może niektórym z Was wydaje się, że robienie samodzielnie kosmetyku jest pewnego rodzaju sztuką. I owszem, nie mogę temu zaprzeczyć, ponieważ testowanie kolejnych surowców i efektów, jakie dają na skórze wymaga wprawy oraz doświadczenia, jednak nie od razu Kraków zbudowano! Każdy jakoś zaczynał i zanim skoczycie na głęboką wodę w poszukiwaniu idealnych konsystencji kosmetyków emulsyjnych, spróbujcie zrobić coś, co nie wymaga dużej wprawy ani umiejętności. Do takiego rodzaju kosmetyków mogę właśnie zaliczyć peelingi do ciała.

Peeling, którego przygotowanie zaprezentuję Wam krok po kroku jest kosmetykiem, który określiłabym jako surowy- znajdziemy w nim sól, oleje i masło. Zero emulgatorów, konserwantów, łączenia faz, pilnowania temperatury. Nie jest to kosmetyk wymagający szczególnej obróbki co czyni go możliwie najbardziej naturalnym jak się tylko da! 


Zestaw składa się ze szklanego pojemnika wraz z etykietą, w którym będziemy przechowywać peeling, masła shea, olejów: kokosowego, słodkich migdałów i awokado oraz soli himalajskiej. Do zestawu dołączona jest także drewniana szpatułka umożliwiająca dokładne wymieszanie kosmetyku oraz instrukcja.


Pierwszym krokiem jest przesypanie soli do naczynia, w którym jest wykonywany peeling- w tym celu możecie użyć od razu dołączonego do zestawu słoika. Osobiście zdecydowałam się na większe naczynie, żeby łatwiej mi było zaprezentować Wam półprodukty.

Następnie do soli dodajemy olej ze słodkich migdałów oraz olej awokado:


 Po dodaniu olejów mieszamy peeling i zaczynamy uzyskiwać pożądaną konsystencję- sól delikatnie zaczyna się sklejać w grudki, wciąż jest jednak sypka. Strukturą przypomina mokry piach:


Peeling odstawiamy i przygotowujemy się do roztopienia masła shea i oleju kokosowego- w temperaturze pokojowej mają postać stałą, dlatego żeby wprowadzić je do peelingu, musimy je podgrzać. Można to zrobić poprzez położenie opakować bezpośrednio na grzejniku, lub przygotowując kąpiel wodną.



Kąpiel wodna wydaje się być czymś bardziej skomplikowanym, dlatego chcę Wam pokazać, na czym ona polega. Nie jest to jednak nic trudnego- olej i masło (w oryginalnych opakowaniach lub po przelaniu do innych naczyń, jak ja zrobiłam) umieszczamy w naczyniu z ciepłą wodą i czekamy aż się rozpuszczą.


 Po rozpuszczeniu przelewamy do wcześniej wykonanej mieszanki soli z olejami:


Ponownie należy wymieszać peeling, by olej kokosowy i masło shea równomiernie rozproszyły się w kosmetyku:



Ostatnim krokiem jest dodanie olejku eterycznego- miejcie na uwadze, że olejki eteryczne ulatniają się w temperaturze powyżej 40 stopni Celsjusza. Mimo, że do mieszanki soli z olejami były dodawane kolejne masło i olej w wyższej temperaturze, to całkiem szybko ona maleje w kontakcie z chłodną masą i już po dotyku dłoniom same zauważycie, że kosmetyk nie jest gorący. 

Producent zaleca, by olejek dodać porcjami, ponieważ posiada intensywny zapach- dozując go możemy dopasować intensywność aromatu do własnych upodobań. Osobiście lubię bergamotkę, dlatego zdecydowałam się na dodanie pełnej porcji.


Peeling gotowy! Nie pozostaje nic innego jak przełożyć do oryginalnego opakowania oraz opisać- pamiętajcie zwłaszcza o dacie ważności!


A jakie są moje odczucia względem tego produktu?

Przede wszystkim dobrze złuszcza martwe komórki naskórka oraz mocno nawilża skórę pozostawiając na niej ochronny film, dzięki któremu nie ma potrzeby dodatkowo sięgać po balsam do ciała. Kosmetyk jest bardzo wydajny i powyższe opakowanie (ok. 400 g) wystarczy z pewnością na długi czas! 

Cena: 27 zł


Osobiście uważam, że własnoręcznie wykonany kosmetyk może być dużo lepszym prezentem niż ten kupiony za niemałą kwotę. Przede wszystkim pokazujemy obdarowywanej osobie, że poświęciliśmy tę odrobinę czasu, by wykonać kosmetyk samodzielnie. W dodatku możemy też swobodnie zaszaleć z dodaniem czegoś od siebie- np. odrobiny cynamonu by peeling działał antycellulitowo oraz nadawał kosmetykowi świąteczną nutę zapachową! Możemy także stworzyć samodzielnie etykietę czy zabawny napis- ogranicza nas jedynie wyobraźnia.


A Wy wykonujecie samodzielnie kosmetyki? Z jakich jesteście najbardziej dumne? Może podzielicie się przepisem?

Pozdrawiam serdecznie!

[481.] Spieniacz kosmetyków myjących- hit czy kit?

[481.] Spieniacz kosmetyków myjących- hit czy kit?

Oczyszczanie skóry jest bardzo istotną kwestią, do której niestety często traktujemy po macoszemu. Delikatne mycie, a więc stosowanie takich kosmetyków, które zmyją zanieczyszczenia dnia codziennego bez naruszania bariery hydrolipidowej skóry, jest podstawą do zachowania dobrze nawilżonej skóry, na której nie pojawiają się suche skórki. Stosowanie delikatnych kosmetyków myjących sprawia, że po kąpieli nie odczuwamy dyskomfortu i rzadziej sięgamy po balsamy. 

By trafnie dobrać kosmetyk myjący, przede wszystkim należy zerknąć w jego skład INCI. O sile substancji myjących stosowanych w kosmetykach już Wam pisałam, dlatego jeśli nie wiecie, które środki powierzchniowo-czynne zaliczamy do delikatnych a które do mocnych, odsyłam:


Niestety cena kosmetyków myjących o bezpiecznym składzie zazwyczaj jest wyższa. I chociaż odstawienie balsamu lub rzadsze jego stosowanie pozwala nam już na pewną oszczędność, to dla wielu osób cena tych żeli może być zaporowa. Dlatego dziś pokażę Wam przyrząd, który znacząco oszczędza stosowanie kosmetyków myjących!


Spienianie żeli nie tylko niesie za sobą korzyści finansowe, ale także sprawia, że skóra ma mniejszy kontakt z substancjami powierzchniowo-czynnymi, dlatego mniej narażamy ją na wysuszenie. 

Ale czy sama pianka umożliwi nam dokładne umycie się? 

Należy bacznie obserwować reakcje swojej skóry. W przypadku skóry na ciele pianka jest wystarczająca, by dokładnie zmyć z nas zanieczyszczenia dnia codziennego nawet, jeśli byliśmy mocno spoceni. Oczywiście gdybyśmy były pobrudzone smarem, z pewnością nie domyłybyśmy go pianką, jednak w przypadku codziennych kąpieli, pianka w zupełności wystarcza.

Podobnie w przypadku cery- spieniaczem możemy spienić żel do twarzy i z pomocą powstałej pianki oczyścić skórę zarówno rano jak i wieczorem. Jeśli nosimy makijaż, oczywiście należy go uprzednio zmyć przy pomocy olejku, płynu micelarnego lub mleczka.


Jednak w przypadku tak newralgicznego miejsca jak okolice intymne osobiście skłaniam się ku stosowaniu skoncentrowanych, niespienionych żeli czy płynów. Ta okolica niesie ze sobą spore ryzyko nadkażeń i zwyczajnie musi być dokładnie oczyszczana. Chociaż stosowanie pianki może wydawać się dobrym wyborem dla delikatnej okolicy, to żele do higieny intymnej oparte o delikatne substancje myjące są odpowiednim środkiem- nie podrażniają, nie wysuszają a umożliwiają bardzo dokładne oczyszczenie i zachowanie higieny.


Spienianie kosmetyków jest także dobrą opcją w przypadku włosów- zwłaszcza, jeśli mamy włosy wysokoporowate, z tendencją do puszenia się. Pianka bez trudu rozprowadza się na włosach, dociera do skóry głowy i zapewnia delikatne oczyszczenie. Taka metoda oczyszczania sprawdzi się także w przypadku osób o wrażliwej skórze głowy, lub ze zmienionym chorobowo skalpem np. w przypadku ŁZS. Metoda ta może być także pomocna dla osób, które potrzebują codziennie myć włosy- osoby te mogą cierpieć na wzmożenie łojotoku wynikające z codziennego mycia a pianka umożliwi uspokojenie skóry głowy, poprawę jej nawilżenia, ponieważ nie będzie naruszana bariera hydrolipidowa a tym samym dojdzie do regulacji pracy gruczołów łojowych i normalizacji wydzielania sebum.

Niestety w moim przypadku mycie włosów pianką nie okazało się skuteczne- o ile włosom na długości wystarczało takie delikatne oczyszczanie, o tyle skóra głowy troszkę się buntowała. Odkąd stan moich włosów zmienił się ze zniszczonych, wysokoporowatych na średnioporowate w stronę niskoporowatych, częściej doskwiera mi przyklap czy szybsze przetłuszczanie się włosów. Odbiegając od tematu- może chcecie, żebym napisała Wam swoją "Włosową Historię"? =)

Osoby o włosach niskoporowatych czy przetłuszczających się muszą spróbować, jak ich włosy zareagowałyby na tak delikatne oczyszczanie. Sądzę, że w przypadku niektórych skór przetłuszczających się (wynikających głównie ze zbyt częstego lub zbyt agresywnego oczyszczania) pianka może się spisać. Warto spróbować i dać jej szansę!


Proces spienienia kosmetyku jest banalnie prosty- do pojemnika wlewamy niewielką ilość żelu - na powyższym zdjęciu może wydawać się go dużo, ponieważ zanim zdążyłam zrobić zdjęcie, żel zwyczajnie zaczął rozpływać się na boki. Zazwyczaj podczas mycia ciała aplikowałam na skórę 2-3 porcje żelu, do spieniacza daję tylko 1 porcję i wystarcza mi ona na umycie całego ciała.


Następnie zalewam żel wodą. Ilość dodanej wody ma wpływ na konsystencję piany- jeśli dodamy jej więcej, pianka jest bardziej rzadka i z jej pomocą łatwiej umyć włosy, jeśli mniej- piana będzie bardziej zbita i łatwiej aplikuje się ją na ciało.

Oczywiście nie tylko ilość dodanej wody ma wpływ na konsystencję piany ale także zastosowane środki powierzchniowo-czynne czy zagęszczacze. Np. spieniając nawilżający żel pod prysznic Vianek uzyskujemy sztywną i zbitą pianę, podczas stosowania żelu Nonique z granatem była rzadsza lecz wciąż zbita a delikatny płyn dla dzieci Anthyllis Baby daje wyraźnie rzadszą piankę, którą możecie zobaczyć na zdjęciach (spokojnie można ją jednak zaaplikować na skórę, konsystencja piany nie ma wpływu na samo mycie).


Ilość wody, którą producent rekomentuje dodawać do spieniacza zaznaczona jest bardzo delikatną linią, którą mam nadzieję uda Wam się dostrzec pomiędzy strzałkami.


Następnie zamykam wieczko- składa się ono z trzech części: dolna wygląda niczym sito, posiada otworki, które wtłaczają powietrze w żel i wodę, mieszając składniki i spieniając. Ta część jest odkręcana i niestety niezbyt mocno zamocowana, dlatego zdecydowałam się przytopić plastik i tym samym zamocować ją na stałe. Górna część jest ruchoma i umożliwia przesuwanie się tłoka w górę i w dół, bez wylewania pianki.

Ruch spieniania wykonuję energicznie a samo uzyskanie pianki zajmuje kilka sekund!


No dobrze, narobiłam Wam smaka, pewnie czujecie się zainteresowane więc przejdźmy do bardzo istotnej kwestii- czy to cudo kosztuje miliony monet? Czy to jakiś post sponsorowany?

Otóż spieniacz zakupiłam na Aliexpress (link do aukcji- niestety wygasł ale możecie znaleźć jeszcze masę aukcji z tym gadżetem) i zapłaciłam ok 8 zł. Jednak zakupienie takiego spieniacza może być zbędne- równie dobrze możemy sięgnąć po kuchenny spieniacz do mleka jeśli posiadamy, czy posłużyć się pustym opakowaniem po piankach do mycia twarzy np. Eco Laboratorie. Równie tanim gadżetem umożliwiającym spienianie kosmetyku jest... stosowanie gąbki do mycia ciała! I przez długi czas była to moja ulubiona forma stosowania żeli, o czym nawet wspominałam Wam podczas tematu peelingów ciała:


Koniecznie dajcie znać co sądzicie o tym gadżecie i czy macie już swój egzemplarz! 

Pozdrawiam serdecznie!
PS Spienianie żeli jest bardzo popularne w Korei oraz Japonii (zwłaszcza w tym drugim kraju spieniacz mieści się w top 10 najczęściej kupowanych gadżetów pielęgnacyjnych) i nawet Azjatycki Cukier poświęciła temu zagadnieniu osobny post!

[459.] "Naturalny SLS": Sodium Coco- Sulfate

[459.] "Naturalny SLS": Sodium Coco- Sulfate


Sodium Coco-Sulfate (SCS) został nazwany "naturalnym SLSem"- dziś chciałabym Wam opowiedzieć o nim troszkę więcej. Przede wszystkim, dlaczego nazywany jest w powyższy sposób i czy jest to negatywne czy pozytywne określenie? W jaki sposób działa na skórę i dlaczego wykorzystywany jest w kosmetykach?

Pamiętacie post, w którym pokazywałam Wam bardzo dużo kosmetyków zakupionych na Ukrainie? Wśród nich znalazło się dość dużo produktów z SCS- postanowiłam więc tak ułożyć plan pielęgnacji, by przez kilka tygodni sięgać po produkty do mycia ciała i szampony właśnie z SCS. Odkąd stosuję naturalne kosmetyki zdarzało mi się sięgać po produkty z SCS, nigdy jednak nie było to systematyczne stosowanie i po zużyciu opakowania, wracałam do produktów bez tychże środków myjących. Stosowanie produktów z SCS ciągiem dało ciekawe efekty i o tym również Wam opowiem.

Zacznijmy od początku- Sodium Coco-Sulfate to środek myjący a dokładnie anionowy związek powierzchniowo-czynny. Bardzo istotne jest to, iż jest "anionowy"- oznacza to, że posiada ładunek i może wchodzić w pewne interakcje z innymi związkami. Oprócz anionowych środków powierzchniowo czynnych wyróżnia się także niejonowe (czyli nie posiadające ładunku) oraz amfoteryczne (mogące przyjmować właściwości anionowych jak i kationowych środków powierzchniowo-czynnych, w zależności od pH preparatu, w jakim się znajdują). 

Bardzo uogólniając, można przyjąć, że anionowe środki powierzchniowo-czynne (do których należą SLS i SLES, o których wiadomo, że należy unikać w kosmetykach, ale także SCS) są mocnymi środkami myjącymi i mogą doprowadzać do podrażnień, natomiast amfoteryczne i niejonowe są delikatne oraz bezpieczne. Oczywiście wśród środków anionowych jest kilka wyjątków, które są niemal tak delikatne jak niejonowe glukozydy czy amfoteryczna betaina kokamidopropylowa i jeśli chcecie zgłębić ten temat bardziej, odsyłam do wpisu o porównaniu środków powierzchniowo-czynnych stosowanych w kosmetykach.

Jednak w badaniu, na którym się opierałam pisząc powyższy post, nie było wzmianki o SCS a jest to bardzo częsty składnik kosmetyków myjących, zwłaszcza szamponów (i to nie bez powodu!). Z pomocą p. Tomasza Bujaka (któremu z tego miejsca serdecznie dziękuję!) udało mi się zgłębić temat!

Tak na prawdę SCS to niejednorodna substancja myjąca- możemy ją sobie wyobrazić jako mieszankę różnych substancji, z czego aż 70% może być SLSem! Dlaczego? Zarówno SCS jak i SLS jest pozyskiwany w bardzo podobny sposób, obie substancje pochodzą z oleju kokosowego, jedyną różnicą jest to, że SLS pozyskiwany jest z samego kwasu laurynowego (jeden z kwasów tłuszczowych frakcji olejowej kokosa) a SCS z całej tej frakcji, w skład której oprócz kwasu laurynowego, wchodzą jeszcze: mirystynowy, palmitynowy, kaprylowy, kapronowy, stearynowy, oleinowy, linolowy. Kwas laurynowy stanowi około 70% oleju kokosowego, dlatego podczas produkcji tworzy się SLS i kilka innych substancji, które łącznie nazywa się SCS. Rozumiecie więc, dlaczego określenie "naturalny SLS" jest tak bardzo trafne...

SLS wykazuje właściwości silnie drażniące skórę, podejrzewam więc, że SCS jest równie silną substancją myjącą, chociaż nie aż w takim stopniu. Uważam, że różnica pomiędzy potencjałem drażniącym obu substancji jest niewielka ale na korzyść SCS. 

Dlaczego więc SCS jest tak chętnie wykorzystywany w kosmetykach naturalnych?
- jest surowcem tanim, chociaż nie aż tak jak SLS ze względu na tę marketingową "naturalność"- mimo to, jest i tak tańszy niż inne anionowe związki powierzchniowo-czynne,
- jest dopuszczony przez Ecocert- zarówno SCS jak i SLS są biodegradowalne i pozyskiwane z naturalnych surowców. Odmienna sytuacja tyczy się SLES, ale o tym opowiem Wam innym razem,
- bardzo łatwo daje się zagęścić przy pomocy soli- ta właściwość dotyczy większości anionowych środków myjących, ale nie wszystkich. Dlatego bardzo często w składzie produktu oprócz SCS znajdziemy sól. Jest ona dodawana w niewielkiej ilości i już wtedy jest w stanie zagęścić kosmetyk, jednak może dodatkowo potęgować działanie wysuszające skórę zwłaszcza, jeśli produkt jest stosowany systematycznie,
- anionowe związki powierzchniowo-czynne umożliwiają stworzenie szamponów ułatwiających rozczesywanie. Jak?

Wyżej wspomniałam Wam, że anionowe związki powierzchniowo-czynne mogą wchodzić w pewne interakcje. Dokładnie tworzą kompleksy w połączeniu z kationowymi związkami powierzchniowo-czynnymi. Chociaż ich nazwa brzmi podobnie, są to gumy i wykazują całkiem odmienne działanie- nie mają właściwości myjących, działają wygładzająco, antystatyczne. Ułatwiają rozczesywanie włosów, sprawiają, że skóra staje się przyjemnie gładka. Same gumy są w stanie znacznie wygładzić włosy, jednak kompleks wytworzony w połączeniu związków anionowych i kationowych daje nieporównywalnie lepsze efekty w ułatwianiu rozczesania włosów.


To właśnie te kompleksy sprawiają, że włosy już podczas mycia są bardziej śliskie i sypkie a nie jak błędnie sądzi wiele osób- silikony. One delikatnie potęgują ten efekt, jednak nie mają aż tak wielkiego znaczenia, jakie często im się przypisuje- szampon bez silikonów, ale za to z anionowymi i kationowymi substancjami powierzchniowo-czynnymi umożliwi bezproblemowe rozczesanie włosów nawet bez użycia odżywki. 

A jak wygląda sytuacja z szamponami, które nie mają anionowych substancji powierzchniowo-czynnych a tylko kationowe oraz niejonowe i/lub amfoteryczne? W tej sytuacji nie dojdzie do powstania kompleksów i na właściwości wygładzające odpowiadają tylko kationowe środki powierzchniowo-czynne. Jednak żeby dały zadowalający i widoczny efekt, trzeba zastosować je w większej ilości. I dlatego w takich szamponach może się zdarzyć, że wytrąca się guma (ot, z opakowania szamponu wycieka galaretka zamiast kosmetyku)- w kosmetykach naturalnych nie powinno się stosować sztucznych stabilizatorów, które uniemożliwiłyby wytrącanie się tej gumy i nieodpowiednie przechowywanie produktu (np. w niskiej temperaturze) doprowadza do jej wytrącenia. Nie jest to niczym niepoprawnym i produkt nie traci swoich właściwości, dlatego wystarczy wstrząsnąć butelkę przed użyciem, by guma z powrotem roztworzyła się w szamponie. 

W preparatach do ciała obserwujemy podobną zależność- tuż po zastosowaniu żelu z anionowymi i kationowymi środkami powierzchniowo-czynnymi skóra jest bardziej gładka i miękka, jednak jako żywa tkanka szybciej reaguje na nieodpowiadające jej substancje niż ma to miejsce w przypadku włosów.


A jak minęło moje doświadczenie z SCS? 
Od kilku tygodni stosowałam szampony i żele z tym składnikiem. Szampony: "Arctic Rose" Natura Siberica z serii Blanche a następnie (aż do teraz) ukraińską Niveę Pure&Natural. Pierwszym żelem z SCS był Melica Organic BlackBerry a aktualnie Yaka z rumiankiem (oba przywienione z Ukrainy).

Początkowo doświadczenie przebiegało pomyślnie i skóra dobrze znosiła SCS. Niestety, już po dwóch tygodniach zaczęłam obserwować lekkie swędzenie. Efekt ten pogłębiał się i po tych kilku tygodniach zauważyłam:
- większą suchość skóry- częściej sięgam po balsamy do ciała, zużywam ich więcej a także wchłaniają się bardzo szybko. Od początku wakacji jestem w posiadaniu balsamu odżywczego Resibo i na jego przykładzie zauważyłam, jak skóra się zmieniła- przed rozpoczęciem doświadczenia mogłam stosować ten balsam tylko na wieczór, ponieważ pozostawiał na skórze nietłusty, ale treściwy film. Aktualnie skóra niemal go wypija i mogę stosować go nawet na dzień bez obaw o ubrudzenie ubrań. Cieszę się, że mam ten balsam, bo ten produkt mocno odżywia skórę i znacznie łagodzi po SCS. Gdy po niego nie sięgam, skóra staje się szorstka, pojawia się drobnopłatkowe złuszczanie na łydkach- natomiast przed rozpoczęciem doświadczenia, po balsam sięgałam okazjonalnie, bardziej z poczucia, że trzeba zrobić coś dobrego w ramach pielęgnacji niż faktycznej potrzeby, że skóra jest sucha czy źle wygląda.


- Gorsze gojenie się zadrapań- jako kocia-mama często jestem podrapana (a jakże ;)) i stosując żele bez anionowych substancji powierzchniowo-czynnych nawet nie myślę o tych drobnych niedoskonałościach. Po tych kilku tygodniach z SCS zadrapania dużo gorzej się goją, łuszczą się, są bardziej suche. Tak długie gojenie zwłaszcza w połączeniu z upalną pogodą przyczyniło się do powstania przebarwień mimo aplikacji kremu z filtrem- dlatego też przypominam, że odradzam wykonywanie zabiegów z kwasami latem nawet tych bardzo delikatnych!
- Brak uczucia gładkości i nawilżenia skóry po wyjściu z kąpieli.


Natomiast włosy dłużej trzymały fason- aż do zużycia 3/4 opakowania szamponu Natura Siberica, którym nawet się zachwycałam i pisałam Wam w ulubieńcach. Wykańczanie szamponu wiązało się z pojawieniem swędzenia skóry głowy a odkąd kontynuuję doświadczenie z szamponem Nivea, znacznie się nasiliło. 

Ponadto włosy faktycznie dużo łatwiej rozczesać: już podczas mycia są gładkie i nie plątają się, szczotka wchodzi w nie jak w masełko. Chociaż nie mam problemu z rozczesywaniem włosów, zdecydowanie widzę różnicę pomiędzy swoim ulubionym szamponem odżywczym Vianek (bez anionowych środków powierzchniowo-czynnych) a tymi szamponami z SCS. Efekt ten jednak jest tylko chwilowy i ułatwia rozczesywanie włosów tuż po umyciu- wbrew temu, co mogłabym oczekiwać, włosy nie są bardziej wygładzone ani dociążone po wyschnięciu. W tej kwestii lepiej spisuje się Vianek, ponieważ (podejrzewam, bo nie znam receptur Natur Siberica ani Nivea ;)) ma większą ilość gum które bardzo dobrze wygładzają włos. Wybierając pomiędzy ułatwionym rozczesaniem a wizualnym efektem końcowym wolę to drugie- po szamponach z SCS włosy są bardziej spuszone a w porównaniu do początków doświadczenia, stały się bardziej suche. Staram się ratować je olejami i olejuję je przed każdym myciem- wcześniej tak częste olejowanie doprowadzało do przyklapu włosów więc zazwyczaj olejowałam co 2-gie mycie. 

Intensyfikacji uległa także częstotliwość mycia włosów- przed rozpoczęciem doświadczenia myłam włosy co 3-4 dni, przy czym wcale nie wyglądały na przetłuszczone. Aktualnie myję włosy co 2-3 dni i wyraźnie widać, że są nieświeże. Efekt ten nie nastąpił nagle po zmianie szamponu, nasilał się powoli i stopniowo.

Od tygodnia obserwuję także wzmożone wypadanie włosów- i tutaj jeszcze się waham, czy jest to związane z SCS czy może nadchodzącą jesienią, kiedy u każdego z nas włosy zaczynają wypadać. Mam nadzieję, że to drugie i że nie doprowadziłam aż do takiego osłabienia cebulek...

Reasumując- stosować, czy nie stosować? Wszystko oczywiście zależy od kondycji naszej skóry- zwłaszcza niektóre skalpy preferują mocniejsze oczyszczanie. Moje subiektywne odczucia przekonują mnie, że nie będę już sięgać po produkty z SCS jedno po drugim pod rząd, jeśli kupię coś z tą substancją, będę stosowała zamiennie lub po wykończeniu całego opakowania, wrócę do delikatniejszych produktów. Ciężko całkowicie rezygnować z SCS, ponieważ jest on w wielu kosmetykach naturalnych, głównie szamponach. Ten artykuł nie miał na celu nikogo wystraszyć- miał po prostu zwiększyć Waszą świadomość i czujność =)


Koniecznie dajcie mi znać, czy ten wpis był dla Was pomocny, czy był zrozumiały? Jeśli coś pozostało niejasne albo czujecie niedosyt, koniecznie piszcie w komentarzach!

A po studiach myślałam, że jak umiem przeanalizować skład INCI to kosmetyki nie mają dla mnie tajemnic. Jakże się myliłam! Czuję, że wciąż się uczę i dostrzegam dopiero wierzchołek góry lodowej. Trzymajcie za mnie kciuki! =D

Pozdrawiam,


Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl