Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żel do twarzy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żel do twarzy. Pokaż wszystkie posty
[594.] Jak myć tłustą skórę twarzy?

[594.] Jak myć tłustą skórę twarzy?




 

 

 

Tłusta skóra twarzy wymaga szczególnego podejścia do pielęgnacji. Nadmiar sebum, rozszerzone pory i skłonność do niedoskonałości to częste wyzwania, z którymi można skutecznie sobie poradzić dzięki odpowiednim nawykom i produktom.

Dlaczego tłusta skóra potrzebuje właściwego oczyszczania?

Tłusta skóra produkuje nadmiar sebum, które może zatykać pory i prowadzić do powstawania zaskórników oraz wyprysków. Zbyt agresywne mycie pozbawia ją jednak naturalnej warstwy ochronnej, co może prowadzić do jeszcze większej produkcji sebum w odpowiedzi na przesuszenie.

(żele z grafiki: Feedskin oraz Slavia Cosmetics)

 

Jak prawidłowo myć tłustą skórę twarzy?

1. Wybór odpowiedniego produktu do mycia

Postaw na delikatne żele lub inne kosmetyki do mycia twarzy przeznaczone dla skóry tłustej. Powinny one skutecznie usuwać nadmiar sebum, ale jednocześnie nie naruszać bariery hydrolipidowej skóry.

2. Użycie letniej wody

Częstym błędem jest stosowanie gorącej wody, która nadmiernie wysusza skórę, lub zimnej, która nie usuwa skutecznie zanieczyszczeń. Letnia woda to najlepszy wybór dla tłustej skóry – dokładnie oczyści ją z zanieczyszczeń i nadmiaru sebum.

3. Dwustopniowe oczyszczanie

Wieczorem warto zastosować metodę dwuetapowego oczyszczania:

  • Pierwszy krok: użycie olejku myjącego, mleczka lub płynu micelarnego, które skutecznie usuną makijaż, filtr SPF i powierzchowne zanieczyszczenia.
  • Drugi krok: zastosowanie żelu lub innego kosmetyku wymagającego masowania skóry aby dogłębnie oczyścić pory.
4. Regularne stosowanie peelingu

Tłusta skóra ma tendencję do gromadzenia martwego naskórka. Delikatny peeling enzymatyczny raz w tygodniu pozwoli odblokować pory i zapobiec niedoskonałościom, bez ryzyka podrażnienia.

5. Unikaj przesuszających składników

Produkty zawierające alkohol, polisorbat, PEG, PPG czy glikole niskocząsteczkowe mogą przesuszać skórę, co prowadzi do jej reaktywności i jeszcze większej produkcji sebum. Zamiast tego szukaj produktów z łagodnych formulacyjnie z wyciągami roślinnymi o działaniu regulującym.

6. Tonizacja po myciu

Po oczyszczeniu warto zastosować tonik, który przywraca odpowiednie pH skóry i przygotowuje ją na kolejne kroki pielęgnacyjne. To pomoże zniwelować połysk skóry wynikający z nadprodukcji potu!

7. Nawilżenie jako kluczowy element pielęgnacji

Wbrew pozorom tłusta skóra również potrzebuje nawilżenia. Stosowanie lekkich kremów nawilżających zapobiega przesuszaniu skóry i redukuje nadprodukcję sebum - zwróć uwagę, czy Twój krem zawiera składniki wspomagające dla skóry tłustej!

 

Szukasz odpowiedniego żelu do mycia twarzy o naturalnym składzie?

Sprawdź moje polecenia: LINK

(żele z grafiki: Bioetiq oraz nawilżający Vianek prebiotyczny)


Najczęstsze błędy podczas mycia tłustej skóry twarzy:
  • Zbyt częste mycie – maksymalnie dwa razy dziennie jest wystarczające.
  • Stosowanie agresywnych produktów, które przesuszają skórę.
  • Pomijanie tonizacji po myciu.
  • Niedokładne spłukiwanie produktów myjących, co może prowadzić do podrażnień.
Regularne i właściwe mycie skóry tłustej to pierwszy krok w kierunku jej zdrowego wyglądu. Zadbaj o odpowiednią pielęgnację, a Twoja skóra będzie wyglądać świeżo i promiennie każdego dnia!
 
Daj znać, czy artykuł był dla Ciebie pomocny - a może chciałabyś dodać coś jeszcze?
Czy masz swój ulubiony żel do mycia twarzy?
 
Pozdrawiam,

 
 

 (żel z grafiki: Soppo)
______
artykuł zawiera lokowanie produktu

 

[552.] Nowa seria kosmetyków AA - Bio Natural Vegan

[552.] Nowa seria kosmetyków AA - Bio Natural Vegan



Coraz więcej marek kosmetyków konwencjonalnych decyduje się na wprowadzanie linii preparatów całkowicie naturalnych - podobnie było z marką Garnier czy Bielendą (seria Botanic SPA Rituals do twarzy). Tym razem Pasjonatki Naturalnej Pielęgnacji zaskoczyła polska marka... AA!

W skład serii wchodzi 8 kosmetyków do twarzy - zarówno do pielęgnacji jak i oczyszczania - a ich składy przedstawiają się imponująco!

Sprawdźcie same:

Koncentrat "Detox" (serum)

INCI:
Dicaprylyl Ether, Caprylic/Capric Triglyceride, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Coco-Caprylate/Caprate, Tocopheryl Acetate, Helianthus Annuus Seed Oil Unsaponifiables, Silica, Bisabolol, Vitis Vinifera Seed Oil, Parfum
CENA: ok. 40 zł
LINK

Krem łagodzący Passiflora

INCI:
Aqua, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Dicaprylyl Carbonate, Octyldodecanol, Cetyl Alcohol, Myristyl Myristate, Glyceryl Stearate Citrate, Glyceryl Stearate, Passiflora Incarnata Seed Oil, Parfum, Hippophae Rhamnoides Seed Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Extract, Cucurbita Pepo Seed Extract, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Citric Acid, Tocopherol, Glyceryl Caprylate
CENA: ok. 27 zł
LINK

Krem antyoksydacyjny Rokitnik

INCI:
Aqua, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Dicaprylyl Carbonate, Myristyl Myristate, Cetyl Alcohol, Octyldodecanol, Glyceryl Stearate Citrate, Glyceryl Stearate, Parfum, Daucus Carota Extract, Hippophae Rhamnoides Seed Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Rosmarinus Officinalis Extract, Cucurbita Pepo Seed Extract, Glyceryl Caprylate, Xanthan Gum, Citric Acid, Tocopherol
CENA: ok. 27 zł
LINK

Krem przeciwzmarszczkowy Dzika Róża

INCI:
Aqua, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Dicaprylyl Carbonate, Myristyl Myristate, Octyldodecanol, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Glyceryl Stearate Citrate, Passiflora Incarnata Seed Oil, Parfum, Tocopheryl Acetate, Rosa Canina Fruit Oil, Tocopherol, Maris Aqua, Hydrolyzed Algae Extract, Cucurbita Pepo Seed Extract, Xanthan Gum, Citric Acid, Glyceryl Caprylate
CENA: ok. 27 zł
LINK


Krem pod oczy i na powieki Dzika Roża

INCI:
Aqua, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Dicaprylyl Carbonate, Myristyl Myristate, Octyldodecanol, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Glyceryl Stearate, Passiflora Incarnata Seed Oil, Parfum, Rosa Canina Fruit Oil, Tocopheryl Acetate, Cucurbita Pepo Seed Extract, Xanthan Gum, Citric Acid, Glyceryl Caprylate, Tocopherol
CENA: ok. 20 zł
LINK

Woda micelarna do demakijaźu

INCI:
Aqua, Glycerin, Betaine, Polyglyceryl-4 Caprate, Cucurbita Pepo Seed Extract, Vitis Vinifera Seed Oil, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Citric Acid, Parfum
CENA: ok. 20 zł
LINK

Żel oczyszczający
INCI:
Aqua, Ammonium Lauryl Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Betaine, Polyglyceryl-4-Caprate, Parfum, Cucumis Sativus Fruit Extract, Citric Acid
CENA: ok. 20 zł
 
Pasta peelingująca
INCI:
Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Dicaprylyl Carbonate, Glycerin, Glycine Soja Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Cetyl Alcohol, Prunus Domestica Seed Extract, Theobroma Cacao Seed Butter, Myristyl Myristate, Prunus Cerasus Shell Powder, Glyceryl Stearate, Hexyldecanol, Hexyldecyl Laurate, Cucurbita Pepo Seed Extract, Tocopherol, Parfum, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Xanthan Gum, Glyceryl Caprylate
CENA: ok. 20 zł
LINK


Niesamowicie podoba mi się kierunek, w którym zmierza kosmetologia - bardzo mnie cieszy, że na rynku kosmetyki naturalne są coraz lepiej dostępne i w cenie przystępnej dla każdego. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że na kosmetyki naturalne stawiają nie tylko nowe lub niszowe marki ale także firmy znane od lat oraz koncerny kosmetyczne!

Jestem ciekawa, co Wy sądzicie na ten temat i czy wypróbujecie którąś z nowości AA? Koniecznie dajcie mi znać!

[481.] Spieniacz kosmetyków myjących- hit czy kit?

[481.] Spieniacz kosmetyków myjących- hit czy kit?

Oczyszczanie skóry jest bardzo istotną kwestią, do której niestety często traktujemy po macoszemu. Delikatne mycie, a więc stosowanie takich kosmetyków, które zmyją zanieczyszczenia dnia codziennego bez naruszania bariery hydrolipidowej skóry, jest podstawą do zachowania dobrze nawilżonej skóry, na której nie pojawiają się suche skórki. Stosowanie delikatnych kosmetyków myjących sprawia, że po kąpieli nie odczuwamy dyskomfortu i rzadziej sięgamy po balsamy. 

By trafnie dobrać kosmetyk myjący, przede wszystkim należy zerknąć w jego skład INCI. O sile substancji myjących stosowanych w kosmetykach już Wam pisałam, dlatego jeśli nie wiecie, które środki powierzchniowo-czynne zaliczamy do delikatnych a które do mocnych, odsyłam:


Niestety cena kosmetyków myjących o bezpiecznym składzie zazwyczaj jest wyższa. I chociaż odstawienie balsamu lub rzadsze jego stosowanie pozwala nam już na pewną oszczędność, to dla wielu osób cena tych żeli może być zaporowa. Dlatego dziś pokażę Wam przyrząd, który znacząco oszczędza stosowanie kosmetyków myjących!


Spienianie żeli nie tylko niesie za sobą korzyści finansowe, ale także sprawia, że skóra ma mniejszy kontakt z substancjami powierzchniowo-czynnymi, dlatego mniej narażamy ją na wysuszenie. 

Ale czy sama pianka umożliwi nam dokładne umycie się? 

Należy bacznie obserwować reakcje swojej skóry. W przypadku skóry na ciele pianka jest wystarczająca, by dokładnie zmyć z nas zanieczyszczenia dnia codziennego nawet, jeśli byliśmy mocno spoceni. Oczywiście gdybyśmy były pobrudzone smarem, z pewnością nie domyłybyśmy go pianką, jednak w przypadku codziennych kąpieli, pianka w zupełności wystarcza.

Podobnie w przypadku cery- spieniaczem możemy spienić żel do twarzy i z pomocą powstałej pianki oczyścić skórę zarówno rano jak i wieczorem. Jeśli nosimy makijaż, oczywiście należy go uprzednio zmyć przy pomocy olejku, płynu micelarnego lub mleczka.


Jednak w przypadku tak newralgicznego miejsca jak okolice intymne osobiście skłaniam się ku stosowaniu skoncentrowanych, niespienionych żeli czy płynów. Ta okolica niesie ze sobą spore ryzyko nadkażeń i zwyczajnie musi być dokładnie oczyszczana. Chociaż stosowanie pianki może wydawać się dobrym wyborem dla delikatnej okolicy, to żele do higieny intymnej oparte o delikatne substancje myjące są odpowiednim środkiem- nie podrażniają, nie wysuszają a umożliwiają bardzo dokładne oczyszczenie i zachowanie higieny.


Spienianie kosmetyków jest także dobrą opcją w przypadku włosów- zwłaszcza, jeśli mamy włosy wysokoporowate, z tendencją do puszenia się. Pianka bez trudu rozprowadza się na włosach, dociera do skóry głowy i zapewnia delikatne oczyszczenie. Taka metoda oczyszczania sprawdzi się także w przypadku osób o wrażliwej skórze głowy, lub ze zmienionym chorobowo skalpem np. w przypadku ŁZS. Metoda ta może być także pomocna dla osób, które potrzebują codziennie myć włosy- osoby te mogą cierpieć na wzmożenie łojotoku wynikające z codziennego mycia a pianka umożliwi uspokojenie skóry głowy, poprawę jej nawilżenia, ponieważ nie będzie naruszana bariera hydrolipidowa a tym samym dojdzie do regulacji pracy gruczołów łojowych i normalizacji wydzielania sebum.

Niestety w moim przypadku mycie włosów pianką nie okazało się skuteczne- o ile włosom na długości wystarczało takie delikatne oczyszczanie, o tyle skóra głowy troszkę się buntowała. Odkąd stan moich włosów zmienił się ze zniszczonych, wysokoporowatych na średnioporowate w stronę niskoporowatych, częściej doskwiera mi przyklap czy szybsze przetłuszczanie się włosów. Odbiegając od tematu- może chcecie, żebym napisała Wam swoją "Włosową Historię"? =)

Osoby o włosach niskoporowatych czy przetłuszczających się muszą spróbować, jak ich włosy zareagowałyby na tak delikatne oczyszczanie. Sądzę, że w przypadku niektórych skór przetłuszczających się (wynikających głównie ze zbyt częstego lub zbyt agresywnego oczyszczania) pianka może się spisać. Warto spróbować i dać jej szansę!


Proces spienienia kosmetyku jest banalnie prosty- do pojemnika wlewamy niewielką ilość żelu - na powyższym zdjęciu może wydawać się go dużo, ponieważ zanim zdążyłam zrobić zdjęcie, żel zwyczajnie zaczął rozpływać się na boki. Zazwyczaj podczas mycia ciała aplikowałam na skórę 2-3 porcje żelu, do spieniacza daję tylko 1 porcję i wystarcza mi ona na umycie całego ciała.


Następnie zalewam żel wodą. Ilość dodanej wody ma wpływ na konsystencję piany- jeśli dodamy jej więcej, pianka jest bardziej rzadka i z jej pomocą łatwiej umyć włosy, jeśli mniej- piana będzie bardziej zbita i łatwiej aplikuje się ją na ciało.

Oczywiście nie tylko ilość dodanej wody ma wpływ na konsystencję piany ale także zastosowane środki powierzchniowo-czynne czy zagęszczacze. Np. spieniając nawilżający żel pod prysznic Vianek uzyskujemy sztywną i zbitą pianę, podczas stosowania żelu Nonique z granatem była rzadsza lecz wciąż zbita a delikatny płyn dla dzieci Anthyllis Baby daje wyraźnie rzadszą piankę, którą możecie zobaczyć na zdjęciach (spokojnie można ją jednak zaaplikować na skórę, konsystencja piany nie ma wpływu na samo mycie).


Ilość wody, którą producent rekomentuje dodawać do spieniacza zaznaczona jest bardzo delikatną linią, którą mam nadzieję uda Wam się dostrzec pomiędzy strzałkami.


Następnie zamykam wieczko- składa się ono z trzech części: dolna wygląda niczym sito, posiada otworki, które wtłaczają powietrze w żel i wodę, mieszając składniki i spieniając. Ta część jest odkręcana i niestety niezbyt mocno zamocowana, dlatego zdecydowałam się przytopić plastik i tym samym zamocować ją na stałe. Górna część jest ruchoma i umożliwia przesuwanie się tłoka w górę i w dół, bez wylewania pianki.

Ruch spieniania wykonuję energicznie a samo uzyskanie pianki zajmuje kilka sekund!


No dobrze, narobiłam Wam smaka, pewnie czujecie się zainteresowane więc przejdźmy do bardzo istotnej kwestii- czy to cudo kosztuje miliony monet? Czy to jakiś post sponsorowany?

Otóż spieniacz zakupiłam na Aliexpress (link do aukcji- niestety wygasł ale możecie znaleźć jeszcze masę aukcji z tym gadżetem) i zapłaciłam ok 8 zł. Jednak zakupienie takiego spieniacza może być zbędne- równie dobrze możemy sięgnąć po kuchenny spieniacz do mleka jeśli posiadamy, czy posłużyć się pustym opakowaniem po piankach do mycia twarzy np. Eco Laboratorie. Równie tanim gadżetem umożliwiającym spienianie kosmetyku jest... stosowanie gąbki do mycia ciała! I przez długi czas była to moja ulubiona forma stosowania żeli, o czym nawet wspominałam Wam podczas tematu peelingów ciała:


Koniecznie dajcie znać co sądzicie o tym gadżecie i czy macie już swój egzemplarz! 

Pozdrawiam serdecznie!
PS Spienianie żeli jest bardzo popularne w Korei oraz Japonii (zwłaszcza w tym drugim kraju spieniacz mieści się w top 10 najczęściej kupowanych gadżetów pielęgnacyjnych) i nawet Azjatycki Cukier poświęciła temu zagadnieniu osobny post!

[468.] Ulubieńcy ostatnich tygodni- naturalne kosmetyki warte uwagi!

[468.] Ulubieńcy ostatnich tygodni- naturalne kosmetyki warte uwagi!

Dziś przychodzę do Was z garścią kosmetyków- zarówno tych znanych marek jak i mniej popularnych, z wyższej półki cenowej jak i tych przyjaznych portfelowi- jednak każdy z nich cechuje się wzorowym składem INCI i mogę je Wam polecić!

Spośród wymienionych kosmetyków znajdzie się coś i do ciała, i to twarzy i do włosów, także mam nadzieję, że każdego coś zaintryguje!

Odżywczy balsam do ciała, Resibo


Ten balsam przewijał się już kilka razy na blogu i wciąż jestem nim zachwycona! Jego formuła wyróżnia się zdecydowanie- jest lekka, ale jednocześnie treściwa, bardzo dobrze nawilża i pielęgnuje skórę, jednocześnie pozostawiając ją gładką i przyjemną w dotyku.

Balsam ten uratował moją skórę przed kompletnym wysuszeniem podczas mojego "doświadczenia" z SCS - jestem pewna, że gdyby nie ten balsam, nie wytrwałabym z doświadczeniem do końca i przerwałabym eksperyment! Podczas stosowania żeli do mycia ciała z SCS skóra z każdym dniem stawała się coraz bardziej sucha, szorstka i - niestety- swędząca, co doskwierało mi najbardziej. Balsam przynosił skórze ukojenie, chociaż po raz kolejny utwierdziłam się w teorii, że najlepsze efekty w pielęgnacji przynosi stosowanie takich produktów myjących, które nie będą skóry wysuszały- a kiedy skóra będzie w dobrej kondycji, nakładanie balsamów dodatkowo przyczynia się do poprawy jej stanu! Chcąc zaobserwować na prawdę dobre efekty pielęgnacji, nie wystarczy stosować balsamów (czy też kremów) jako SOS po użyciu zbyt mocnych kosmetyków myjących. To nie przyczyni się do całkowitej poprawy stanu skóry!

Aż boję się pomyśleć, jak wyglądałaby moja skóra, gdybym nie miała tego balsamu w zanadrzu! Pamiętajcie o nim w nadchodzącym, wymagającym okresie jesienno-zimowym, kiedy skóra będzie potrzebowała mocnego odżywienia ale też ochrony!

Cena: ok. 60 zł za 200 ml

Fito-oczyszczający żel dla skóry tłustej i mieszanej, Planeta Organica


Ten gagatek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył- przede wszystkim ma bardzo ciekawą, niesamowicie gęstą konsystencję, co wpływa na jego wydajność. Wystarczy odrobina żelu by bez trudu umyć całą twarz. 

Początkowo troszkę obawiałam się, czy nie będzie dla mnie za mocny. Przy zmianie kosmetyku myjącego z pianki Eco Laboratorie na ten żel, początkowo zaobserwowałam pogorszenie stanu cery i pojawienie się wyprysków. Wiele osób w tym momencie stosowania kosmetyku zaczyna panikować obawiając się zapychania i odstawia produkt- a to błąd! Skóra może potrzebować kilku dni, by przyzwyczaić się do innego kosmetyku myjącego i początkowo reagować pojawieniem się niedoskonałości. Po kilku dniach sytuacja się uspokoiła, wypryski zaczęły ładnie znikać a z każdym kolejnym dniem stan cery się poprawiał- nie dość, że nie miałam problemu z niechcianymi gośćmi na twarzy, to dodatkowo skóra była przyjemnie odświeżona, nie zaobserwowałam wzmożenia łojotoku a ponadto zaobserwowałam zmniejszenie reaktywności naczynek.

Mimo, iż ten żel jest kosmetykiem dogłębnie oczyszczającym przeznaczonym- zgodnie z nazwą- dla problematycznych skór, nie powoduje uczucia ściągnięcia ani nie podrażnia cery. Ze względu na dodatek witaminy C i owoców acai polecam go dla osób borykających się jednocześnie z problemem cer naczynkowych oraz trądzikowych, tłustych, mieszanych. 

Cena: ok. 16 zł za 200 ml

Emulsja do higieny intymnej "Girls", AA intymna


Tym razem chciałabym pokazać Wam kosmetyk łatwo dostępny i o wzorowym składzie INCI- emulsja do higieny intymnej marki AA. Delikatnie myje, nie podrażnia, jest to produkt bezzapachowy. 

Kupiłam ją wiedziona ciekawością i chęcią odmiany mojego ulubieńca, kojącego Vianka- porównując oba produkty, mi osobiście bardziej pasuje Vianek, jednak jest to moje subiektywne odczucie a jeśli chodzi o skład, oba produkty są bezpieczne i naturalne. Próbujcie, a nóż okaże się Waszym ulubieńcem! Zwłaszcza, że kupicie ją właściwie w każdej drogerii (ja swój egzemplarz kupiłam w... Auchan ;)) i w przystępnej cenie.

Cena: ok. 13 zł za 300 ml

Naturalny peeling pod prysznic, bi good

Przepadłam! Zazwyczaj nie opisuję Wam zagranicznych kosmetyków, które nie są dostępne w PL, ale ten peeling zasługuje na wyróżnienie! Ma niesamowicie malutkie i delikatne drobinki, dlatego podczas pierwszego użycia nie spodziewałam się żadnego efektu. I bardzo się zdziwiłam- po spłukaniu skóra była niesamowicie gładka i bardzo przyjemna w dotyku! Peeling ten za każdym razem tak mnie zaskakiwał, dlatego postanowiłam przyjrzeć mu się dokładniej.

Tak na prawdę produkt zawiera baaaaardzo dużo drobinek peelingujących ale są one na tyle małe, że podczas masażu niemal ich nie czuć. Jednak produkt widocznie złuszcza naskórek pozostawiając skórę przyjemnie gładką- i efekt ten jest niesamowicie przyjemny! Peeling ten z powodzeniem mogą stosować osoby o bardzo wrażliwych skórach czy też osoby borykające się z naczynkami i żylakami. 

A poza tym pachnie czerwonymi Danonkami- ten zapach jest przysłowiową "kropką nad i" która sprawia, że polecam go całym sercem! Jeśli wybieracie się do Austrii, koniecznie go szukajcie! 

Cena: ok. 12 zł za 200 ml
Dostępność: marka na wyłączność austriackich drogerii BIPA
Link dla zainteresowanych składem


Serum odżywczo-odmładzające, Clochee

Serum o postaci bardzo lekkiej emulsji- z powodzeniem nada się do stosowania zarówno pod krem jak i pod olej. Bardzo podoba mi się efekt, jaki pozostawia na skórze- przede wszystkim ma wyrównany koloryt, rumień jest mniej widoczny a cera zdecydowanie mniej reaktywna. Podczas systematycznego stosowania skóra nabiera promiennego kolorytu, jest wypoczęta i rozświetlona. 

Serum jest napakowane substancjami przeciwzmarszczkowymi- w tym olejem perilla, czy komórkami macierzystymi z jabłka- dlatego jest to produkt zarówno dla osób chcących opóźnić procesy starzenia się skóry jak i tych z Was, które chcą zrewitalizować cerę i pobudzić ją do przebudowywania!

Cena: ok. 145 zł za 30 ml

Odżywka do włosów, Biolaven


Na cześć tej odżywki mogłabym pisać pieśni pochwalne, mogę wypowiadać się o niej w samych superlatywach- ma wzorowy skład, zbilansowany pod względem emolientów i humektantów dzięki czemu powoduje wygładzenie włosów bez efektu strączkowania. 

Kilka dni temu publikowałam post z recenzją tej odżywki i bardzo się zdziwiłam przewagą negatywnych opinii! Ale to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że moje włosy są "inne"- już dawno zaobserwowałam, że to, co jest hitem włosomaniaczek u mnie się nie sprawdza a to, co one uważają za przeciętny lub słaby kosmetyk, u mnie staje się hitem- tak samo było w przypadku maski jajecznej Babuszki Agafii. Dlatego jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze ulubione odżywki i maski do włosów (oczywiście o naturalnym składzie!)- polećcie mi coś w komentarzach!

Osobiście uważam, że tej odżywce warto dać szansę- oczywiście nie istnieje uniwersalny kosmetyk, który spisze się na każdym typie włosów, dlatego warto wypróbować ją na własnych kosmykach. A jest to odżywka, którą można bardzo łatwo stuningować, by poprawić lub wzbogacić jej działanie.

Cena: ok. 20 zł za 300 ml


Jestem bardzo ciekawa, czy znacie któreś z powyższych kosmetyków i jak spisują się one u Was? A może zainteresowałam Was którymś produktem?

Pozdrawiam serdecznie!

[462.] SLS i SLES- wszystko co powinnyście wiedzieć!

[462.] SLS i SLES- wszystko co powinnyście wiedzieć!

Temat SLS i SLES był na blogu już poruszany, jednak chciałabym uaktualnić ten wpis i zebrać wszystkie informacje w jednym miejscu. Artykuł ten będzie szczególnie pomocny dla nowych Czytelników a także członków grupy facebookowej "Kosmetologia Naturalnie" - jeśli do niej nie należycie, serdecznie zapraszam!

Sodium Lauryl Sulfate (SLS) i Sodium Laureth Sulfate (SLES) to substancje myjące, a dokładnie: anionowe środki powierzchniowo-czynne (jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o rodzajach substancji myjących i ich wpływie na skórę, zerknij do porównania). Odpowiadają nie tylko za właściwości myjące kosmetyku, ale także jego pienienie się. Obie substancje są bardzo podobne i można przypisać im kilka wspólnych cech, jednak posiadają też kilka różnic- dlatego też wrzucanie SLS i SLES do jednego worka nie zawsze jest trafne. Dziś chciałabym opowiedzieć Wam więcej o obu substancjach!



1. SLS może być stosowany w kosmetykach naturalnych, ale...
... jest substancją o silnie drażniących właściwościach (więcej na ten temat w linku podanym w poprzednim akapicie i na poniższej rycynie). Wymywa lipidy z bariery ochronnej naskórka, co prowadzi do naruszenia bariery hydrolipidowej a tym samym wzmożenia uciekania wody i w konsekwencji odwodnienia cery. Takie działanie zwłaszcza w przypadku młodych cer, prowadzi do aktywizacji pracy gruczołów łojowych i rozregulowania ich pracy: jest to reakcja obronna skóry na czynnik drażniący, próbuje ona odbudować płaszczy hydrolipidowy i zapobiec ucieczce wody z naskórka a jednocześnie wytworzyć bardziej szczelną barierę, która będzie w stanie ochronić skórę przed kolejnym, zbyt mocno oczyszczającym czynnikiem. Niestety, SLS jest w stanie naruszyć barierę hydrolipidową nawet tłustych cer, dlatego jego stosowanie przyczynia się do nasilenia problemu łojotoku, któremu będzie towarzyszyć wzmożenie niedoskonałości jak trądzik, czy zaskórniki.

Dlaczego może być stosowany w kosmetykach naturalnych? Ponieważ jest otrzymywany z kwasu laurynowego pozyskiwanego z oleju kokosowego. Jego otrzymywanie nie szkodzi środowisku a sam SLS jest biodegradowalny. Jednak ze względu na jego agresywne właściwości oczyszczające, odradzam jego stosowanie.



Tabela z publikacji "Clariant Mild Surfactant" - widzimy, że SLS jest o wiele mocniej myjącą substancją niż SLES.


2.  SLES jest łagodniejszym preparatem myjącym, ale...
.... przy jego produkcji wykorzystywany jest proces oksyetylenowania. Proces ten polega na wprowadzeniu do SLSu cząsteczek tlenku etylenu, w wyniku którego tworzy się SLES. Spójrzcie na powyższy wykres- jeśli do produkcji SLESu zostały dołączone tylko 2 mole tlenku etylenu na cząsteczkę SLESu (SLES + 2 EO), wykazywał on działanie średnio-drażniące a gdy zostały dołączone 3 mole tlenku etylenu na cząsteczkę SLESu (SLES + 3 EO)- nie wykazywał działania drażniącego.

Sam tlenek etylenu nie jest szkodliwy, natomiast podczas przeprowadzania reakcji może dojść do jego przekształcenia w dioksan- a ten gaz działa drażniąco, toksycznie a nawet ma udowodnione działanie kancerogenne przez co nie jest dopuszczony do stosowania w żadnych kosmetykach dostępnych na terenie UE. Warto zaznaczyć, że nie jest dopuszczony jako samodzielny surowiec, jednak może pojawić się jako skutek uboczny oksyetylenowania w ilościach śladowych.

Zdania osób zajmujących się produkcją i badaniem kosmetyków są podzielone- część z nich odradza sięganie po substancje oksyetylenowane ze względu na udowodnioną szkodliwość, natomiast inni wskazują na możliwość zmiany konsystencji produktu, gdyby dioksan uwalniał się z preparatu, dzięki czemu od razu zorientujemy się, że preparat nie powinien być użytkowany. Często wskazują oni na niewielkie stężenie tlenku etylenu wykorzystane w produkcji surowca, natomiast przeciwnicy oponują, że niemożliwym jest całkowite usunięcie dioksanu z kosmetyku i problem toksyczności dotyczy nawet jego niewielkich dawek.


Przejmować się dioksanem, czy też nie? Osobiście odradzam sięganie po kosmetyki, które mają substancje oksyetylenowane, ponieważ stawiam na prewencję. Łatwiej jest zapobiegać i unikać pewnych substancji niż później próbować cofać skutki ich działania. Aktualnie znajdziemy głosy zarówno "za" jak i "przeciw" SLES dlatego podejrzewam, że jednoznaczne stwierdzenie, czy substancja ta jest bezpieczna czy też nie, będzie możliwe dopiero w przyszłości, wraz z wykonaniem szeregu odpowiednich badań.

To, co warto zapamiętać- SLES jest substancją znacznie mniej drażniącą "samą w sobie" niż SLS, jednak szkodliwa jest pochodna reakcji jego otrzymywania- dioksan, którą SLES może być zanieczyszczony. Wraz ze wzrostem ilości tlenku etylenu użytego w syntezie SLES spada jego potencjał drażniący "sam w sobie" ale wzrasta ryzyko zanieczyszczenia dioksanem. Ponadto wybierając kosmetyk z SLES nie mamy pewności, ile zawiera tlenku etylenu na mol. Podejrzewam (ale są to tylko moje przypuszczenia!), że preparaty do higieny intymnej czy dla niemowląt oparte o SLES zawierają "delikatniejsze", czyli bardziej oksyetylenowane cząsteczki SLESu. Substancje oksyetylenowane nie są dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych!


3. Zaburzanie pH- czy aby na pewno?

I tutaj mój błąd!- przyznaję się i chciałabym sprostować!- w notce, którą napisałam dwa lata temu "SLS i SLES- o co tyle krzyku?" wskazywałam na zaburzanie pH skóry przez obie substancje, ponieważ zawierają w składzie sód (Sodium). I tutaj kij ma dwa końce- to prawda, że obie substancje podnoszą pH produktu, jednak po to w kosmetykach wykorzystywane są regulatory pH, żeby obniżyć pH preparatu do odpowiedniego poziomu. Najczęściej wykorzystywanymi substancjami obniżającymi pH kosmetyku są kwasy: najczęściej wykorzystywanym jest mlekowy, ponieważ jest to substancja naturalnie występująca w naszej skórze, ale często można też spotkać kwas cytrynowy, fitowy i inne. Problem zaburzania pH przez substancje myjące dotyczy także amfoterycznych substancji myjących (jak np. betaina kokamidopropylowa) czy niejonowych (glukozydy)- dlatego do kosmetyków w których występują, również dodaje się kwasy w celu obniżenia pH.

Jedynym produktem myjącym, podczas którego produkcji nie obniża się pH, jest mydło w kostce i dlatego bardzo mocno odradzam te kosmetyki. Zaburzanie pH nie przynosi nic dobrego! Nie tylko sprzyja wysuszaniu skóry ale też sprzyja rozwojowi patologicznej flory bakteryjnej a nawet uniemożliwia prawidłową syntezę ceramidów naskórka! Więcej o mydłach w artykule im poświęconym.


4. SLS pod postacią SCS (Sodium Coco-Sulfate)

SCS został okrzyknięty "Naturalnym SLSem", i w tym stwierdzeniu kryje się sporo prawdy. SCS jest pozyskiwany w podobny sposób jak SLS, dlatego tak samo jak i on, jest dopuszczony do stosowania w kosmetykach naturalnych. Różnica polega na tym, że do produkcji SLS wykorzystywany jest sam kwas laurynowy z oleju kokosowego a do produkcji SCS wykorzystywana jest cała frakcja olejowa kokosa.

Jednak kwas laurynowy stanowi aż 70% frakcji olejowej kokosa! SCS jest niejednorodną substancją, podczas jego syntezy wytwarzane jest kilka związków (w tym także SLS, który może stanowić go 70%, tak jak ilość kwasu laurynowego z użytej frakcji olejowej kokosa). Dlatego jeśli producent deklaruje na opakowaniu, że produkt nie zawiera SLS a w składzie widzimy SCS, to deklaracja ta jest grubymi nićmi szyta. Oczywiście tolerancja skóry na tę substancję jest kwestią indywidualną- swoje doświadczenia opisywałam Wam niedawno w osobnym artykule.


5. SLS i SLES - moje doświadczenia

Oczywiście jak wyżej- kwestia tolerancji skóry jest indywidualna i każdy może zareagować na SLS i SLES inaczej. Osobiście odradzam ich stosowanie ze względu na wysoki potencjał drażniący- a szukając preparatów dla problematycznych cer warto sięgać po te najbezpieczniejsze, by niwelować ryzyko przypadkowego pogorszenia stanu cery.

Moją skórę (zwłaszcza na ciele) zawsze mogłam określić jako odporną i dobrze nawilżoną- nigdy nie miałam problemów z jej wysuszeniem, rogowaceniem, podrażnieniami. Wszelkie ranki i zadrapania szybko się goiły oraz znikały bez pozostawiania śladu. Jednak nawet na tak bezproblemowej skórze, odstawienie SLS i SLES przyniosło zaskakujące i pozytywne rezultaty: okazało się, że skóra może być w jeszcze lepszej kondycji!

Efekty, jakie zaobserwowałam:
- Pozbyłam się problemu trądziku,
- Skóra stała się jeszcze lepiej nawilżona- podczas sięgania po produkty z SLS czy SLES w okresie zimowym zdarzało się drobnopłatkowe złuszczanie na łydkach, jednak znikało po aplikacji balsamu, po który i tak sięgałam co kilka dni a nie po każdej kąpieli. Aktualnie nie stosuję SLS i SLES a moja skóra w ogóle nie wymaga aplikacji balsamu (tj. nie pojawia się drobnopłatkowe złuszczanie ani inne zmiany wskazujące na jej odwodnienie),
- Pozbyłam się problemu rogowaciejącej skóry na piętach,
- Poprawa stanu skóry dłoni, brak odstających skórek przy paznokciach a także wzmocnienie samych paznokci,
- Zmniejszenie wypadania włosów oraz przetłuszczania skóry głowy,
- Trwała likwidacja łupieżu oraz świądu skóry głowy.

Więcej o tym, jakie efekty zaobserwowałam po odstawieniu SLS i SLES


Jestem bardzo ciekawa jakie Wy zaobserwowałyście zmiany po zmianie kosmetyków myjących! Dajcie znać, czy odstawiłyście SLS i SLES całkowicie, czy może zdarza Wam się po nie sięgać?

Pozdrawiam serdecznie!


[459.] "Naturalny SLS": Sodium Coco- Sulfate

[459.] "Naturalny SLS": Sodium Coco- Sulfate


Sodium Coco-Sulfate (SCS) został nazwany "naturalnym SLSem"- dziś chciałabym Wam opowiedzieć o nim troszkę więcej. Przede wszystkim, dlaczego nazywany jest w powyższy sposób i czy jest to negatywne czy pozytywne określenie? W jaki sposób działa na skórę i dlaczego wykorzystywany jest w kosmetykach?

Pamiętacie post, w którym pokazywałam Wam bardzo dużo kosmetyków zakupionych na Ukrainie? Wśród nich znalazło się dość dużo produktów z SCS- postanowiłam więc tak ułożyć plan pielęgnacji, by przez kilka tygodni sięgać po produkty do mycia ciała i szampony właśnie z SCS. Odkąd stosuję naturalne kosmetyki zdarzało mi się sięgać po produkty z SCS, nigdy jednak nie było to systematyczne stosowanie i po zużyciu opakowania, wracałam do produktów bez tychże środków myjących. Stosowanie produktów z SCS ciągiem dało ciekawe efekty i o tym również Wam opowiem.

Zacznijmy od początku- Sodium Coco-Sulfate to środek myjący a dokładnie anionowy związek powierzchniowo-czynny. Bardzo istotne jest to, iż jest "anionowy"- oznacza to, że posiada ładunek i może wchodzić w pewne interakcje z innymi związkami. Oprócz anionowych środków powierzchniowo czynnych wyróżnia się także niejonowe (czyli nie posiadające ładunku) oraz amfoteryczne (mogące przyjmować właściwości anionowych jak i kationowych środków powierzchniowo-czynnych, w zależności od pH preparatu, w jakim się znajdują). 

Bardzo uogólniając, można przyjąć, że anionowe środki powierzchniowo-czynne (do których należą SLS i SLES, o których wiadomo, że należy unikać w kosmetykach, ale także SCS) są mocnymi środkami myjącymi i mogą doprowadzać do podrażnień, natomiast amfoteryczne i niejonowe są delikatne oraz bezpieczne. Oczywiście wśród środków anionowych jest kilka wyjątków, które są niemal tak delikatne jak niejonowe glukozydy czy amfoteryczna betaina kokamidopropylowa i jeśli chcecie zgłębić ten temat bardziej, odsyłam do wpisu o porównaniu środków powierzchniowo-czynnych stosowanych w kosmetykach.

Jednak w badaniu, na którym się opierałam pisząc powyższy post, nie było wzmianki o SCS a jest to bardzo częsty składnik kosmetyków myjących, zwłaszcza szamponów (i to nie bez powodu!). Z pomocą p. Tomasza Bujaka (któremu z tego miejsca serdecznie dziękuję!) udało mi się zgłębić temat!

Tak na prawdę SCS to niejednorodna substancja myjąca- możemy ją sobie wyobrazić jako mieszankę różnych substancji, z czego aż 70% może być SLSem! Dlaczego? Zarówno SCS jak i SLS jest pozyskiwany w bardzo podobny sposób, obie substancje pochodzą z oleju kokosowego, jedyną różnicą jest to, że SLS pozyskiwany jest z samego kwasu laurynowego (jeden z kwasów tłuszczowych frakcji olejowej kokosa) a SCS z całej tej frakcji, w skład której oprócz kwasu laurynowego, wchodzą jeszcze: mirystynowy, palmitynowy, kaprylowy, kapronowy, stearynowy, oleinowy, linolowy. Kwas laurynowy stanowi około 70% oleju kokosowego, dlatego podczas produkcji tworzy się SLS i kilka innych substancji, które łącznie nazywa się SCS. Rozumiecie więc, dlaczego określenie "naturalny SLS" jest tak bardzo trafne...

SLS wykazuje właściwości silnie drażniące skórę, podejrzewam więc, że SCS jest równie silną substancją myjącą, chociaż nie aż w takim stopniu. Uważam, że różnica pomiędzy potencjałem drażniącym obu substancji jest niewielka ale na korzyść SCS. 

Dlaczego więc SCS jest tak chętnie wykorzystywany w kosmetykach naturalnych?
- jest surowcem tanim, chociaż nie aż tak jak SLS ze względu na tę marketingową "naturalność"- mimo to, jest i tak tańszy niż inne anionowe związki powierzchniowo-czynne,
- jest dopuszczony przez Ecocert- zarówno SCS jak i SLS są biodegradowalne i pozyskiwane z naturalnych surowców. Odmienna sytuacja tyczy się SLES, ale o tym opowiem Wam innym razem,
- bardzo łatwo daje się zagęścić przy pomocy soli- ta właściwość dotyczy większości anionowych środków myjących, ale nie wszystkich. Dlatego bardzo często w składzie produktu oprócz SCS znajdziemy sól. Jest ona dodawana w niewielkiej ilości i już wtedy jest w stanie zagęścić kosmetyk, jednak może dodatkowo potęgować działanie wysuszające skórę zwłaszcza, jeśli produkt jest stosowany systematycznie,
- anionowe związki powierzchniowo-czynne umożliwiają stworzenie szamponów ułatwiających rozczesywanie. Jak?

Wyżej wspomniałam Wam, że anionowe związki powierzchniowo-czynne mogą wchodzić w pewne interakcje. Dokładnie tworzą kompleksy w połączeniu z kationowymi związkami powierzchniowo-czynnymi. Chociaż ich nazwa brzmi podobnie, są to gumy i wykazują całkiem odmienne działanie- nie mają właściwości myjących, działają wygładzająco, antystatyczne. Ułatwiają rozczesywanie włosów, sprawiają, że skóra staje się przyjemnie gładka. Same gumy są w stanie znacznie wygładzić włosy, jednak kompleks wytworzony w połączeniu związków anionowych i kationowych daje nieporównywalnie lepsze efekty w ułatwianiu rozczesania włosów.


To właśnie te kompleksy sprawiają, że włosy już podczas mycia są bardziej śliskie i sypkie a nie jak błędnie sądzi wiele osób- silikony. One delikatnie potęgują ten efekt, jednak nie mają aż tak wielkiego znaczenia, jakie często im się przypisuje- szampon bez silikonów, ale za to z anionowymi i kationowymi substancjami powierzchniowo-czynnymi umożliwi bezproblemowe rozczesanie włosów nawet bez użycia odżywki. 

A jak wygląda sytuacja z szamponami, które nie mają anionowych substancji powierzchniowo-czynnych a tylko kationowe oraz niejonowe i/lub amfoteryczne? W tej sytuacji nie dojdzie do powstania kompleksów i na właściwości wygładzające odpowiadają tylko kationowe środki powierzchniowo-czynne. Jednak żeby dały zadowalający i widoczny efekt, trzeba zastosować je w większej ilości. I dlatego w takich szamponach może się zdarzyć, że wytrąca się guma (ot, z opakowania szamponu wycieka galaretka zamiast kosmetyku)- w kosmetykach naturalnych nie powinno się stosować sztucznych stabilizatorów, które uniemożliwiłyby wytrącanie się tej gumy i nieodpowiednie przechowywanie produktu (np. w niskiej temperaturze) doprowadza do jej wytrącenia. Nie jest to niczym niepoprawnym i produkt nie traci swoich właściwości, dlatego wystarczy wstrząsnąć butelkę przed użyciem, by guma z powrotem roztworzyła się w szamponie. 

W preparatach do ciała obserwujemy podobną zależność- tuż po zastosowaniu żelu z anionowymi i kationowymi środkami powierzchniowo-czynnymi skóra jest bardziej gładka i miękka, jednak jako żywa tkanka szybciej reaguje na nieodpowiadające jej substancje niż ma to miejsce w przypadku włosów.


A jak minęło moje doświadczenie z SCS? 
Od kilku tygodni stosowałam szampony i żele z tym składnikiem. Szampony: "Arctic Rose" Natura Siberica z serii Blanche a następnie (aż do teraz) ukraińską Niveę Pure&Natural. Pierwszym żelem z SCS był Melica Organic BlackBerry a aktualnie Yaka z rumiankiem (oba przywienione z Ukrainy).

Początkowo doświadczenie przebiegało pomyślnie i skóra dobrze znosiła SCS. Niestety, już po dwóch tygodniach zaczęłam obserwować lekkie swędzenie. Efekt ten pogłębiał się i po tych kilku tygodniach zauważyłam:
- większą suchość skóry- częściej sięgam po balsamy do ciała, zużywam ich więcej a także wchłaniają się bardzo szybko. Od początku wakacji jestem w posiadaniu balsamu odżywczego Resibo i na jego przykładzie zauważyłam, jak skóra się zmieniła- przed rozpoczęciem doświadczenia mogłam stosować ten balsam tylko na wieczór, ponieważ pozostawiał na skórze nietłusty, ale treściwy film. Aktualnie skóra niemal go wypija i mogę stosować go nawet na dzień bez obaw o ubrudzenie ubrań. Cieszę się, że mam ten balsam, bo ten produkt mocno odżywia skórę i znacznie łagodzi po SCS. Gdy po niego nie sięgam, skóra staje się szorstka, pojawia się drobnopłatkowe złuszczanie na łydkach- natomiast przed rozpoczęciem doświadczenia, po balsam sięgałam okazjonalnie, bardziej z poczucia, że trzeba zrobić coś dobrego w ramach pielęgnacji niż faktycznej potrzeby, że skóra jest sucha czy źle wygląda.


- Gorsze gojenie się zadrapań- jako kocia-mama często jestem podrapana (a jakże ;)) i stosując żele bez anionowych substancji powierzchniowo-czynnych nawet nie myślę o tych drobnych niedoskonałościach. Po tych kilku tygodniach z SCS zadrapania dużo gorzej się goją, łuszczą się, są bardziej suche. Tak długie gojenie zwłaszcza w połączeniu z upalną pogodą przyczyniło się do powstania przebarwień mimo aplikacji kremu z filtrem- dlatego też przypominam, że odradzam wykonywanie zabiegów z kwasami latem nawet tych bardzo delikatnych!
- Brak uczucia gładkości i nawilżenia skóry po wyjściu z kąpieli.


Natomiast włosy dłużej trzymały fason- aż do zużycia 3/4 opakowania szamponu Natura Siberica, którym nawet się zachwycałam i pisałam Wam w ulubieńcach. Wykańczanie szamponu wiązało się z pojawieniem swędzenia skóry głowy a odkąd kontynuuję doświadczenie z szamponem Nivea, znacznie się nasiliło. 

Ponadto włosy faktycznie dużo łatwiej rozczesać: już podczas mycia są gładkie i nie plątają się, szczotka wchodzi w nie jak w masełko. Chociaż nie mam problemu z rozczesywaniem włosów, zdecydowanie widzę różnicę pomiędzy swoim ulubionym szamponem odżywczym Vianek (bez anionowych środków powierzchniowo-czynnych) a tymi szamponami z SCS. Efekt ten jednak jest tylko chwilowy i ułatwia rozczesywanie włosów tuż po umyciu- wbrew temu, co mogłabym oczekiwać, włosy nie są bardziej wygładzone ani dociążone po wyschnięciu. W tej kwestii lepiej spisuje się Vianek, ponieważ (podejrzewam, bo nie znam receptur Natur Siberica ani Nivea ;)) ma większą ilość gum które bardzo dobrze wygładzają włos. Wybierając pomiędzy ułatwionym rozczesaniem a wizualnym efektem końcowym wolę to drugie- po szamponach z SCS włosy są bardziej spuszone a w porównaniu do początków doświadczenia, stały się bardziej suche. Staram się ratować je olejami i olejuję je przed każdym myciem- wcześniej tak częste olejowanie doprowadzało do przyklapu włosów więc zazwyczaj olejowałam co 2-gie mycie. 

Intensyfikacji uległa także częstotliwość mycia włosów- przed rozpoczęciem doświadczenia myłam włosy co 3-4 dni, przy czym wcale nie wyglądały na przetłuszczone. Aktualnie myję włosy co 2-3 dni i wyraźnie widać, że są nieświeże. Efekt ten nie nastąpił nagle po zmianie szamponu, nasilał się powoli i stopniowo.

Od tygodnia obserwuję także wzmożone wypadanie włosów- i tutaj jeszcze się waham, czy jest to związane z SCS czy może nadchodzącą jesienią, kiedy u każdego z nas włosy zaczynają wypadać. Mam nadzieję, że to drugie i że nie doprowadziłam aż do takiego osłabienia cebulek...

Reasumując- stosować, czy nie stosować? Wszystko oczywiście zależy od kondycji naszej skóry- zwłaszcza niektóre skalpy preferują mocniejsze oczyszczanie. Moje subiektywne odczucia przekonują mnie, że nie będę już sięgać po produkty z SCS jedno po drugim pod rząd, jeśli kupię coś z tą substancją, będę stosowała zamiennie lub po wykończeniu całego opakowania, wrócę do delikatniejszych produktów. Ciężko całkowicie rezygnować z SCS, ponieważ jest on w wielu kosmetykach naturalnych, głównie szamponach. Ten artykuł nie miał na celu nikogo wystraszyć- miał po prostu zwiększyć Waszą świadomość i czujność =)


Koniecznie dajcie mi znać, czy ten wpis był dla Was pomocny, czy był zrozumiały? Jeśli coś pozostało niejasne albo czujecie niedosyt, koniecznie piszcie w komentarzach!

A po studiach myślałam, że jak umiem przeanalizować skład INCI to kosmetyki nie mają dla mnie tajemnic. Jakże się myliłam! Czuję, że wciąż się uczę i dostrzegam dopiero wierzchołek góry lodowej. Trzymajcie za mnie kciuki! =D

Pozdrawiam,


Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl