Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maska do włosów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maska do włosów. Pokaż wszystkie posty
[548.] Porównanie masek Garnier Fructis Hairfood - Banana, Macadamia, Papaya, Goji

[548.] Porównanie masek Garnier Fructis Hairfood - Banana, Macadamia, Papaya, Goji


Maski Garnier Fructis Hairfood szturmem podbiły serca Naturalnych Włosomaniaczek i wyprzedawały się z drogerii niczym świeże bułeczki! Do ich popularności cegiełkę dołożyły także liczne promocje oraz fantastyczna dostępność (Rossmann, SuperPharm, Auchan itp.). Dziś przychodzę do Was z długo oczekiwanym porównaniem tych masek - przepraszam, że musiałyście czekać aż tak długo, jednak zależało mi na tym, by wypróbować je dokładnie!

Moja przygoda z tymi maskami rozpoczęła się na przełomie maja i czerwca, gdy akurat byłam na Ukrainie. Nie wiedziałam, że maski te są także dostępne w Polsce, dlatego zakupiłam wersję Ukraińską. Po powrocie do Polski porównałam ją z polskim odpowiednikiem:

Kolejną wersją po jaką sięgnęłam była wersja z bananem, ponieważ jestem wielką zwolenniczką tego zapachu w kosmetykach! A gdy tylko zdenkowałam wersję bananową postanowiłam, że wypróbuję wszystkie te maski i porównam do siebie!


Sądzę, że samo wypuszczenie na rynek serii masek do włosów o naturalnym składzie przez taki koncern jak Garnier jest niesamowicie istotnym krokiem dla rozwoju naturalnej pielęgnacji! W końcu naturalne kosmetyki przestają być kojarzone z altmedem i szamanizmem a są synonimem dbałości o zdrowy styl życia jak aktywność fizyczna, czy prawidłowe odżywianie. Cieszy mnie to, ponieważ coraz więcej kobiet - czasem nieświadomie - ma szansę przekonać się o sile i skuteczności kosmetyków naturalnych, które stają się coraz lepiej dostępne oraz są w bardziej przystępnych cenach. Oczywiście można się kłócić o to, że Garnier zrobił to dla pieniędzy - osobiście nie uczestniczyłam w procesie powstawania tych masek i wdrażania ich na rynek, więc nie chciałabym pochopnie osądzać. A poza tym - czy którakolwiek firma produkuje kosmetyki charytatywnie? ;) Wielkie koncerny kosmetyczne mają także swoje zalety - przede wszystkim spore zaplecze technologiczne i zaawansowane laboratoria, co sprawia, że ich formulacje są dopracowane w najmniejszych szczegółach oraz mogą być znacznie dokładniej przebadane niż kosmetyki z firm dopiero co powstających. Osobiście uważam, że nie ma co demonizować Garniera ale docenić ich ukłon w stronę niszy, jaką jest naturalna pielęgnacja!

Skoro więc zaczęłyśmy już rozmowę na tematy technologiczne, to zacznijmy od analizy składów INCI tych masek (kolorami zaznaczone substancje, którymi różnią się te maski pomiędzy sobą):
PAPAJA
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Carica Papaya Fruit Extract, Phyllanthus Emblica Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylic/Capric Triglyceride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Geraniol, Limonene, Parfum

MAKADAMIA
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Simmonsia Chnensis Seed Oil, Jojoba Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Coco-Caprylata/caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Carmel, Linalool, Geraniol, Coumarin, Limonene, Citral, Citronelool, Benzyl Alcohol, Benzyl Cinnamate, Benzyl Salicylate, Parfum
Tangle Angel to moje ulubione szczotki do włosów - stosuję je od kilku lat i mam w swojej kolekcji kilka wersji. Chcecie porównanie? 

BANAN:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Butyrospermum Parkii Butter, Olea Europaea Oil, Musa Paradisiaca Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Persea Gratissima Oil, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Tocopherol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Eugenol, Coumarin, Benzyl Alcohol, Parfum

GOJI
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Lycum Barbarum Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Coco-Caprylata/caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Carmel, Linalool, Citronella,Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Parfum

Dla potwierdzenia zaznaczę, że maski mają całkowicie naturalny skład i nie mogę się przyczepić do ani jednej substancji w nich zawartych (nawet do kwasu salicylowego, ponieważ włosy znacznie lepiej znoszą kwaśne pH niż skóra)! Wszystkie surowce wykorzystane do produkcji masek są naturalne lub mogą być stosowane w kosmetykach naturalnych, ponieważ nie są szkodliwe dla środowiska.

W konsystencji wszystkie te maski przypominają gęsty i puszysty budyń. Żadna z tych masek nie rozwarstwiła się i każda zachwycała mnie swoim aromatem. Przejdźmy więc do moich opinii względem każdej z tych masek:

Garnier Fructis Hairfood Papaya (wersja regenerująca)

Jest to wersja, którą stosowałam na samym początku przygody z tymi maskami i też najbardziej podobała mi się pod względem aromatu - jest owocowy, jednak nie słodki ale mocno cytrusowy, długo utrzymujący się na włosach. Maska znacznie ułatwiała rozczesywanie włosów (nawet po hennie!) ale to, co najbardziej w niej polubiłam to wygładzenie włosów bez jednoczesnej utraty ich objętości. Maska lekko prostowała włosy.

Efekt po zastosowaniu wersji Papaja


Garnier Fructis Hairfood, Banana (wersja odżywcza)

Zapach tej maski jest przyjemny, ale troszkę mnie zawiódł - oczekiwałam typowego zapachu banana, ale jest to raczej banan złamany nutą wanilii. Pomimo tego niezbyt udanego pierwszego wrażenia uważam, że zapach uprzyjemnia stosowanie tej maski. Ta wersja również świetnie radziła sobie z rozczesywaniem włosów, ale niestety zbyt mocno obciążała moje cienkie kosmyki. Pomimo, iż obciążała moje włosy i szybciej się przetłuszczały, to jednocześnie wiele końcówek krótszych włosów (np. dłuższe babyhair) mocno odstawały. Sądzę, że będzie lepszym wyborem dla włosów mocno suchych i puszących się. Odniosłam wrażenie, że to właśnie wersja z bananem najmniej ingeruje w skręt włosów, także być może te z Was, które mają włosy kręcone, będą z niej zadowolone.

 Efekt po zastosowaniu wersji Bananowej


Garnier Fructis Hairfood, Goji (wersja nadająca blask)

Ta wersja również mocno wygładza włosy. Moja fryzura nie przetłuszczała się po niej tak szybko jak po wersji bananowej, ale też nie pozostawiała takiej lekkości jak wersja z papają. Za to zauważalnie nadawała niesamowitego blasku włosom, dlatego pomimo małych trudności w jej stosowaniu chętnie po nią sięgałam! Stosowana nawet przed myciem nadawała niesamowitego blasku włosom! Jej zapach jest słodkawy, owocowy, nie męczący, niektórym kojarzy się z gumą balonową, chociaż z pewnością nie jest to zapach typu "różowy Orbit" - mi osobiście w ogóle nie kojarzy się z aromatami preparatów czy słodkości dla dzieci. Wszystkie maski Garnier Fructis Hairfood są wydajne ale ta była w szczególności - miałam wrażenie, jak gdyby podczas "wmasowywania" jej we włosy znacznie łatwiej się rozprowadzała, co ułatwiało aplikację i przekładało się na wydajność. Ta wersja najmocniej wygładzała, dyscyplinowała włosy i lekko prostowała, dlatego sądzę, że kręconowłose mogłyby nie być z niej zadowolone.

Efekt po zastosowaniu wersji Goja



Garnier Fructis Hairfood, Macadamia (wersja wygładzająca)

Również jest to maska mocno obciążająca włosy, ale nie aż tak jak banan - raczej na poziomie goji. Zmiękcza włosy ale nie jest obojętna względem skrętu - odrobinkę je prostuje, chociaż mam wrażenie, że ciut mniej niż goja czy papaja. Po zastosowaniu tej maski i noszeniu przez kilka godzin warkocza uzyskiwałam na włosach piękne, trwałe fale - sądzę, że ta wersja mogłaby spisać się przed planowaną stylizacją. Ma przyjemną, apetyczną i "ciepłą" nutę zapachową, ale nie jest to aromat ani kwiatowy ani owocowy.

Efekt po zastosowaniu wersji Makadamia


Podsumujmy więc wszystkie maski: na moich włosach najlepiej spisała się wersja z Papają, ponieważ nie powodowała nadmiernego obciążania włosów ale ładnie je wygładzała. Na drugim miejscu plasuje się Goja, która chociaż już miała tendencję do przetłuszczania moich cienkich włosów, to pięknie je nabłyszczała - dlatego zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej bym się nie spodziewała, że zrobię: stosowałam maskę przed szamponem a po umyciu włosów już nie stosowałam żadnej odżywki / maski! Nigdy nie pomyślałabym, że taka metoda może spisywać się na moich włosach a jednak - tak zastosowana Goja wciąż wykazywała właściwości nabłyszczające ale włosy pozostawały ładnie odbite od nasady! Na trzecim miejscu podium znalazła się wersja z makadamią - dobrze wygładzała, odrobinkę zbyt mocno obciążała włosy (porównywalnie do wersji z Goją) ale brakło mi efektu "wow" na włosach jak podczas stosowania wersji Papaja i Goja. Na ostatnim miejscu znalazł się Banan, który nie jest złą maską - po prostu nie spasował moim kosmykom.

Podobieństwa tych masek:
- mocno wygładzające włosy, dyscyplinujące, zapobiegające elektryzowaniu,
- idealne po szamponach z dodatkiem protein - włosy są sprężyste, elastyczne ale nie spuszone,
- znacznie ułatwiały rozczesywanie włosów po hennowaniu,
- bardzo dobra wydajność,
- apetyczne aromaty,
- budyniowa konsystencja.

Maski mają pojemność 390 ml i kosztują ok. 26 zł (w promocji można je dostać poniżej 20 zł).
 

Jestem ciekawa, które z tych masek już wypróbowałyście i jak spisały się one u Was? Co sądzicie o tym, że Garnier zdecydował się wypuścić na rynek maski o naturalnych składach?

Co więcej - czyżby szykowały się kolejne wersje? LINK

Pozdrawiamy wraz z Tosią!

[539.] Aktualna pielęgnacja włosów

[539.] Aktualna pielęgnacja włosów

Ostatnią aktualizację włosową pokazywałam Wam początkiem czerwca - od tamtego czasu troszkę zmodyfikowałam pielęgnację, ponieważ zaczął pojawiać się u mnie problem wypadania włosów. Poza tym na rynku pojawiło się kilka nowości, które chciałam wypróbować!


Regenerujący żel do twarzy, ciała i włosów Aloesove

Pielęgnację włosów zawsze rozpoczynam od olejowania. Jednak zauważyłam, że moje włosy są znacznie lepiej wyglądają po olejowaniu na humektant. Są wtedy wygładzone, ale nie strączkują, zachowują objętość - bardzo dobrze spisuje się u mnie kwas hialuronowy i gliceryna, ale tym razem postanowiłam wypróbować żel aloesowy - zwłaszcza, że Sylveco wypuściło aż 3 nowe serie, w tym czysty żel aloesowy Aloesove! 

W poście dotyczącym żeli aloesowych dostępnych na Polskim rynku przybliżałam Wam kilka pozycji i gdy pisałam tamto porównanie, najładniejszy skład miał żel Equilibra oraz Organic Heaven. Żelu Equilibra zużyłam kilka opakowań (zarówno do włosów, twarzy jak i ciała) jednak w pewnym momencie zaczął podrażniać moją skórę. Jednocześnie mogłam stosować inne kosmetyki z aloesem, np. lekki krem brzozowy Sylveco. Problem dotyczył ewidentnie żelu Equilibra i co więcej - na grupach facebookowych poświęconych naturalnej pielęgnacji zaczęłam natrafiać na informacje, że u coraz większej rzeszy osób pojawia się owy problem. Postanowiłam poszukać przyczyny problemu na własną rękę - pod względem mikrobiologicznym jak i pH nie znalazłam żadnych niepokojących zmian. Co więc mogło się wydarzyć? Być może Producent zdecydował się pozyskiwać aloes z tańszego źródła, co odbiło się na jakości - musicie wiedzieć, że aloes można pozyskiwać w dwojaki sposób: z samego wnętrza liścia (samego soku) lub z całego (a więc ścianek liścia jak i wnętrza- soku). To właśnie w ściankach liścia aloesu znajdują się substancje, na które wiele osób ma uczulenie. Stosowanie lepszej jakości ekstraktu z aloesu, pozyskanego z samego wnętrza (miąższu) liścia bardzo rzadko wywołuje podrażnienia. Niestety po samym składzie INCI nie da się wywnioskować, jaki rodzaj aloesu został użyty w kosmetyku, dlatego nie mam pewności, czy faktycznie to jest powodem zmiany reakcji mojej skóry na ten dobrze znany mi kosmetyk - jednak nic innego nie przychodzi mi do głowy. Dodam, że problem z podrażnieniem po aloesie pojawił się nie w trakcie stosowania już otwartej tubki, tylko po zakupie nowej, z nowszej partii. Po tej sytuacji odpuściłam stosowanie żelu aloesowego na rzecz innych humektantów. Natomiast żel Aloesove ma sok aloesowy jakości farmaceutycznej, dlatego postanowiłam go wypróbować - nie zawiodłam się! Żel wykorzystuję z powodzeniem na skórę (na ciało na zadrapania czy otarcia czy twarz w ramach humektantowego serum) i włosy.

Powróćmy więc do wykorzystania tego produktu do włosów - żel aloesowy w opozycji do wcześniej wykorzystywanej gliceryny, nie obciąża nadmiernie włosów. Gliceryna mocno nawilża i nabłyszcza włosy jednak również mocno je wygładza, wręcz lekko obciąża, chociaż nie daje efektu strączkowania (w końcu to humektant a nie emolient) - zdecydowanie byłaby lepszym wyborem dla włosów wysokoporowatych, z tendencją do puszenia. Natomiast żel aloesowy sprawia, że włosy zachowują swoją lekkość. Jednocześnie stają się mocno nawilżone, sprężyste oraz pięknie lśniące!

Czy żel aloesowy można stosować jako serum do wygładzania końcówek lub żel do wygniatania loków?

Można, ale należy zachować ostrożność - żel aloesowy to humektant, więc pod wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych będzie wyciągał nawilżenie z włosa zamiast je wiązać a tym samym będzie potęgować puszenie się włosów. Więcej na ten temat pisałam w artykule poświęconym pielęgnacji PEH włosów. Reakcja włosów na żel aloesowy zastosowany solo może również zależeć od naszych włosów - aktualnie moje niskoporowate włosy całkiem dobrze na niego reagują, gdy stosuję go do wygniecenia końcówek włosów w lekkie loki jednak gdy miałam włosy wysokoporowate nie było opcji, żeby po takim zastosowaniu włosy wyglądały dobrze. Przede wszystkim obserwuje reakcje swoich kosmyków!

INCI:
Aqua, Glycerin, Propanediol, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ginkgo Biloba Leaf Extract, Hydroxyethylcelulose, Sodium Alginate, Allantoin, Lavandula Angustifolia Oil, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Pelargonium Graveolens Oil, Rosmarinus Officinalis Oil, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Limonene, Linalool, Citronellol, Geraniol

Cena: ok. 26 zł / 250 ml
Link do sklepu


Oliwka dla dzieci Anthyllis Baby


Skoro opowiedziałam Wam już o podkładzie pod olejowanie, to czas pochwalić się, co stosuję do olejowania włosów - a jest to oliwka Anthyllis, która już kiedyś gościła na blogu. Moje włosy bardzo lubią mieszanki olejów i sądzę, że dlatego ta oliwka tak bardzo im spasowała! Wraz z połączeniem z żelem aloesowym tworzą duet idealny, dzięki któremu mam pewność, że włosy będą dobrze wyglądać już po samym umyciu, bez jakiejkolwiek stylizacji. Oliwka ta jest na bazie oleju sojowego, więc muszę kiedyś wypróbować go solo. Kiedyś stosowałam na włosy oliwkę Sylveco (również na bazie oleju sojowego) i także bardzo dobrze ją wspominam. Chociaż wciąż nie uzyskałam aż tak dobrego efekt jak po oleju kokosowym.

INCI:
Glycine Soja Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Helianthus Annuus  Seed Oil, Parfum, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Limonene, Linalool

Cena: ok. 24 zł za 100 ml


Łagodzący peeling do skóry głowy Vianek

Raz na dwa tygodnie wykonuję peeling do skóry głowy - tym razem zdecydowałam się na Vianek i już od otwarcia wieczka urzekł mnie niesamowicie przyjemnym, pudrowym aromatem! Peeling złuszcza zarówno mechanicznie (zawiera cukier) jak i chemicznie (kwas salicylowy).

By ułatwić sobie poprawną aplikację produktu na skórę głowy (jest to istotne, by nie trzeć drobinkami po włosach, ponieważ w ten sposób można je uszkodzić i sprawić, że będą bardziej łamliwe), spłukuję włosy głową w dół - w ten sposób dzięki grawitacji mam ułatwiony dostęp do skalpu. Aplikuję dokładnie produkt na całej powierzchni skóry głowy (łatwiej nakładać go w mniejszej ilości w kilku partiach niż na raz nałożyć większą ilość i próbować rozsmarować na skórze głowy) po czym wykonuję krótki masaż. Po skończeniu pozostawiam produkt jeszcze na pół minuty na skórze głowy, po czym spłukuję dokładnie peeling i przechodzę do mycia głowy.

Po takim zabiegu skóra głowy jest odświeżona, mniej się przetłuszcza a włosy pozostają pięknie uniesione od nasady. Stosuję produkt ostrożnie, ze względu na dodatek kwasu jednak jak pisałam Wam już w części IV Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka - peelingi kwasowe są ciekawą opcją w przypadku skóry głowy:

Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka cz. IV - peelingi skóry głowy

INCI:
Vitis Vinifera Seed Oil, Sucrose, Helianthus Annus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Glyceryl Laurate, Salicylic Acid, Hydroxystearic Acid, Tocopheryl Acetate, Citrus Limonum Peel Oil, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene, Citral

Cena: 23 zł / 150 ml
Link do sklepu


Szampon - aktywator wzrostu włosów Beluga, Natura Siberica form Men


Jak wspomniałam na wstępie - ostatnio mam problem z nasilonym wypadaniem włosów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio włosy wypadały mi aż w takiej ilości, dlatego postanowiłam skupić pielęgnację na wzmocnieniu cebulek. Akurat natrafiłam na promocję na szampon Beluga, który gościł na blogu ładnych kilka lat temu i bardzo dobrze się u mnie sprawdzał. Bardzo lubię serię kosmetyków Natura Siberica for Men, za każdym razem zachwycają mnie składem, działaniem, zapachem i cieszącą oko szatą graficzną. 

I tym razem nie zawiodłam się na tym szamponie! Jest delikatny dla skóry (właściwości myjące zapewnia izetionian, anionowy środek powierzchniowo-czynny, ale łagodny dla skóry o czym pisałam Wam w porównaniu substancji myjących stosowanych w kosmetykach) a jednocześnie skutecznie oczyszcza. Chociaż jest to szampon dla mężczyzn, bardzo dobrze spisuje się na długich włosach - ułatwia ich rozczesywanie, wzmacnia, dodaje blasku, ale odrobinkę puszy włosy co zobaczycie na zdjęciu poniżej. Z substancji wzmacniających cebulki znajdziemy taurynę, ekstrakt z kawioru bieługi i łopianu.

Jedynym, drobnym minusem tego szamponu jest sól - może ona wysuszać włosy, dlatego należy zwracać uwagę, czy szampon ten pasuje naszym włosom!

Cena: ok. 18 zł / 250 ml

Link do sklepu


Szampony mocniej oczyszczające - White Agafia

Szampony na bazie SCS, dlatego wykorzystuję je do sporadycznego, mocniejszego oczyszczenia włosów. Stosowane systematycznie jako jedyny szampon niestety wzmagają u mnie swędzenie skóry głowy co jest sygnałem, że jest ona bardziej sucha. Osobiście odradzam stosowanie jedynie szamponów z SCS, ponieważ jest to silna substancja myjąca, jednak należy mieć na uwadze potrzeby naszych włosów - ważne, by nie przesadzać z mocnym oczyszczaniem skóry głowy i nie spowodować nasilenia łojotoku.

"Naturalny" SLS - Sodium Coco-Sulfate (SCS)
 Porównanie siły substancji myjących stosowanych w kosmetykach

Aktualnie wypróbowałam dwa szampony - wersję rokitnikową, o której pisałam Wam w ostatniej aktualizacji i którą bardzo sobie chwalę, oraz brzozową - niestety ta druga bardzo puszy mi włosy, dlatego zamierzam powrócić do wersji rokitnikowej. Oba szampony poza SCS posiadają w składzie sól, która również może wysuszać włosy. W sumie ciężko jest znaleźć szampon mocno oczyszczający o naturalnym składzie i innej substancji myjącej niż SCS. W dodatku zawsze przy SCS pojawia się sól, ponieważ te dwa związki wchodzą w reakcje zagęszczając szampon. Na chwilę obecną przeplatanie szamponu delikatnego z mocniej oczyszczającym (stosowanym ok. 1-2x na 2 tyg) bardzo dobrze sprawdza się na moich włosach.



Szampon rokitnikowy White Agafia

INCI:
Aqua, Melilotus Albus Flower/Leaf/Stem Extract, Sodium Coco-Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Chloride, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Arnica Montana Flower Extract, Rubus Idaeus Seed Oil, Rosa Canina Fruit Extract, Saponaria Officinalis Root Extract, Glycerin, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Tocopherol, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Limonene

Cena: ok. 12 zł / 280 ml

Link do sklepu


Szampon brzozowy White Agafia

INCI:
Aqua, Melilotus Albus Flower/Leaf/Stem Extract, Sodium Coco-Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Chloride, Betula Alba Leaf Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Pinus Pumila Needle Extract, Larix Sibirica Needle Extract, Malva Sylvestris Flower Extract, Saponaria Officinalis Root Extract, Glycerin, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Tocopherol, Citric Acid, Benzyl Alcohol,  Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Limonene, Linalool

Cena: ok. 12 zł / 280 ml

Link do sklepu


Maska do włosów bardzo suchych Hairfood Banana, Garnier Fructis


Po wielu zachwytach nad maską do włosów Fructis z tej samej serii, ale w wersji z papają, nadszedł czas na wypróbowanie kolejnej wersji. Skusiłam się na wersję bananową, ponieważ uwielbiam kosmetyki o tym aromacie! Maska nie pachnie jednak "typowo" jak kosmetyki o zapachu banana - wyraźnie czuć waniliową nutę, przez co kosmetyk bardziej określiłabym jako "bananowy budyń" niż "banan", jednak i tak uważam go za niezwykle apetyczny. Wersja bananowa jest również mocniej wygładzająca i dociążająca włosy niż wersja z papają. Z pomocą tej wersji łatwiej o utratę objętości fryzury, dlatego stosuję ją z rozwagą, w niewielkiej ilości, co przekłada się na jej świetną wydajność. Poleciłabym ją natomiast do włosów suchych, wysokoporowatych, które ciężko wygładzić i zdyscyplinować.

Kosmetyki o zapachu banana

Cena: ok. 25 zł / 390 ml

Link do sklepu


Wcierka z kozieradki

Poza szamponem Beluga postanowiłam powrócić do dobrze znanej, prostej i taniej wcierki - naparu z kozieradki. Łyżeczkę zmielonych nasion zalewam wrzątkiem tak, by woda zalała ziółka. Chwilkę mieszam, pozostawiam do wystygnięcia i po umyciu włosów aplikuję je na skórę głowy przy pomocy strzykawki bez igły. Jeśli chcecie bardziej bogatą w substancje aktywne domowej roboty wcierkę to polecam zajrzeć do przepisu wcierki z kofeiną i kozieradką jednak aktualnie postanowiłam przypomnieć sobie jak działa sama kozieradka. 

Cena: ok. 3 zł / 50 g
Do zakupu w sklepach zielarskich, spożywczych i aptekach


Czy udało mi się zahamować wypadanie włosów?
Wciąż jestem w trakcie "kuracji" szamponem Beluga i kozieradką, dlatego o pełnych efektach napiszę Wam zapewne w denku lub kolejnej aktualizacji włosowej. Połączenie obu produktów stosuję od dwóch tygodni i wypadanie włosów zostało częściowo zahamowane. Do idealnego efektu jeszcze trochę brakuje, więc nie poddaję się i systematycznie sięgam po oba preparaty. Po zakończonej "kuracji" muszę zaobserwować, czy problem nie powraca. Także trzymajcie kciuki, żebym uporała się z tym problemem!

Tak prezentuje się moja aktualna pielęgnacja włosów. Jestem bardzo ciekawa, czy stosowałyście któreś z powyższych kosmetyków? A może skusicie się na któreś z nich? Koniecznie dajcie mi znać!

Pozdrawiam serdecznie!
 
[534.] Bananove love

[534.] Bananove love

Zapach kosmetyku nigdy nie jest dla mnie wytyczną, którą się kieruję - ważniejszy jest dla mnie skład i działanie. Jednak pomimo tego rygoru nie potrafię oprzeć się kosmetykom o ujmujących aromatach. Najbardziej lubię zapachy pudrowe, w typie wodnym, czy "świeżego prania" natomiast owocowe nuty od razu poprawiają mi humor i pobudzają do działania! Jednym z zapachów, któremu nie potrafię się oprzeć jest banan - o ile prawdziwy, świeży banan ma niemal niewyczuwalny aromat o tyle kosmetyczna wersja odpowiadająca aromatowi banana sprawia, że nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Ten zapach szczególnie dobrze komponuje się z letnią beztroską i sprawia, że uśmiech sam pojawia się na twarzy.


W ostatnich tygodniach natrafiłam aż na 3 kosmetyki o naturalnym składzie INCI, które posiadały bananowy aromat. Dziś chciałabym Wam je opisać - zwłaszcza, jeśli podobnie jak ja, lubicie owocowe nuty!

Tegoroczny szał na kosmetyki bananowe rozpoczął się u mnie początkiem czerwca, gdy dowiedziałam się od Was, że Fructis wypuścił 4 maski do włosów o naturalnym składzie, w tym jedna w wersji bananowej (pochwaliłam się Wam maską Fructis o dobrym składzie, którą przywiozłam z Ukrainy a Wy zalałyście mnie wiadomościami, że maski te są dostępne również w Polsce!). Do tej pory stosowałam jedynie wersję papaja i najwyższa pora, by wypróbować inną - tym razem mój wybór padł oczywiście na banan i zaobserwowałam, że jest to wersja, która najszybciej znika ze sklepowych półek - nie wiem tylko, czy bardziej chodzi o działanie, czy może zapach?

Recenzja maski Garnier Fructis Superfood Papaya (wersja ukraińska)
Porównanie masek Garnier Fructis Superfood/Hairfood Papaya w wersji polskiej i ukraińskiej



Zapach tej maski nie jest typowo bananowy - jest słodki i troszkę ciężki, z wyczuwalną nutą wanilii. Mogłabym wręcz go określić jako waniliowy budyń z dodatkiem banana - a że lubię zarówno aromat wanilii jak i banana, to zapach jak najbardziej przypadł mi do gustu! Co dodatkowo bardzo mnie cieszy - zapach utrzymuje się na włosach jeszcze przez długi czas od ich umycia!

Skład INCI maski:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Butyrospermum Parkii Butter, Olea Europaea Oil, Musa Paradisiaca Fruit Extract, Glycine Soja Oil/Soybean Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Persea Gratissima Oil, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Tocopherol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Eugenol, Coumarin, Benzyl Alcohol, Parfum/Fragrance


Maska posiada przyjemną - budyniową - konsystencję, która bez trudu aplikuje się na włosach. Mocno je wygładza, dyscyplinuje, nawilża i zapobiega puszeniu. Po zastosowaniu włosy są gładkie i lśniące. W porównaniu do wersji z papają, ta maska jest znacznie mocniej wygładzająca, mogłabym polecić ją osobom mającym problem z suchymi, wysokoporowatymi włosami. Osobiście muszę uważać na to, ile maski aplikuję - jeśli nałożę zbyt dużo, nadmiernie obciąża kosmyki (mam tendencję do tracenia objętości włosów).

Cena: ok. 25 zł / 390 ml
Link do sklepu


Drugim kosmetykiem o aromacie banana, który niesamowicie mnie ucieszył, jest pianka do mycia rąk dla dzieci firmy Cien! Jest to kosmetyk dostępny tylko w sklepach sieci Lidl ale dzięki temu łatwo dostępny i w przystępnej cenie (6 zł!).

Pianka ta jest nowością w Lidlu i występuje jeszcze w innych wariantach zapachowych: malina, coca-cola i sensitive. Skład pianki jest wzorowy, Producent gwarantuje nam fizjologiczne pH dlatego produkt mogą stosować nie tylko dzieci (od 1 roku życia, co jest wyszczególnione na etykiecie) ale i dorośli! Piankę wykorzystuję do mycia ciała, wypróbowałam ją również do mycia twarzy - na cerze nie powoduje uczucia dyskomfortu ("ściągnięcia") a na skórze nie powoduje swędzenia. Pianka jest puszysta, aplikuje się ją bez trudu a po jej zastosowaniu skóra jest aksamitnie gładka! Zapach banana jest wyczuwalny, ale nie jest mocny ani przesadzony - nie jest męczący po kilku użyciach, co często zdarza się w przypadku owocowych aromatów!


W składzie pianki znajdziemy same delikatne substancje myjące, dlatego będę po nią z pewnością sięgać systematycznie! Mam nadzieję, że nie zostanie szybko wycofana ze sprzedaży.

Skład INCI pianki:
Aqua, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Cocoamphoacetate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate, Sodium Cocoyl Apple Amino Acids, Avena Sativa Kernel Extract, Citric Acid, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Denatonium Benzoate 

Cena: 6 zł / 300 ml
Dostępność: na wyłączność sklepów Lidl


Ostatnim kosmetykiem bananowym, który mnie wręcz uzależnił, jest bananowy krem do ciała "Banana MilkShake" Organic Therapy, który faktycznie aromatem przypomina bananowy shake - jest słodki ale również nie przesadzony ani nie mdlący. Aromat długo utrzymuje się na skórze i pozytywnie nastraja na cały dzień!

Krem posiada mocne właściwości nawilżające, sprawia, że skóra jest przyjemnie gładka i miękka. Dobrze się wchłania i pozostawia na skórze bardzo delikatny, zmiękczający film. Pomimo mało zachęcającego opakowania (plastikowy słoik) daje się łatwo wydobyć a podczas aplikacji nie powoduje rolowania ani bielenia na skórze.


W składzie poza odżywczym bananem (bogaty w potas i wit. z grupy B), znajdziemy masło shea, awokado i olej makadamia - każda z tych substancji bardzo dobrze sprawdza się na mojej skórze, dlatego nie dziwię się, że tak bardzo przypadł mi do gustu! Dodatkowy punkt za palmitynian izopropylu (substancja zapobiegająca utracie wody z naskórka), ponieważ to właśnie on odpowiada za uczucie aksamitnej gładkości skóry (jest to substancja dopuszczona do stosowania w kosmetykach naturalnych).

Skład INCI balsamu:
Aqua with infusions of Organic Vanilla Planifolia Seed Extract, Organic musa Acuminata Extract, Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Butyrospermum Parkii Butter, Octadecanol, Coco-Caprylat/Caprat, Glycerin, Isopropyl Pamitate, Glyceryl Stearate, Organic Hydrogenated Avokado Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Sodium Stearoyl Glutamate, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid

Cena: ok. 35 zł / 450 ml (aktualnie w Lidlach i Auchan jest na niego promocja i można go dostać w cenie znacznie niższej!)
Link do sklepu


Jestem bardzo ciekawa, czy spotkałyście się już z powyższymi kosmetykami i jak spisują się one u Was? A może któreś z powyższych kosmetyków macie już od jakiegoś czasu na oku?

Pamiętajcie, że zaglądam na Instagramie na hasztag #kosmetologianaturalnie i sprawdzam, co u Was słychać i jakie naturalne kosmetyki aktualnie stosujecie!

Lubicie zapach bananowych kosmetyków, czy może jednak jest dla Was zbyt słodki?

Pozdrawiam serdecznie!
Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl