Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trądzik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trądzik. Pokaż wszystkie posty
[524.] Wasze Historie - Gosia

[524.] Wasze Historie - Gosia

Dziś przychodzę do Was z historią Gosi - bardzo zależało mi, żeby podzielić się z Wami tą historią, ponieważ wiem, jak wiele z Was (zwłaszcza osób na początku przygody z kosmetykami naturalnymi) ma podobny tok myślenia do Autorki. Zdarza się powątpiewanie we własne umiejętności do tego stopnia, że zamiast samodzielnie analizować składy INCI, łatwiej zdać się na produkt, który jest polecany w blogosferze oraz określony przez Producenta mianem kosmetyku naturalnego. 

Podziwiam Gosię za jej upór - zapewne niejedna Dziewczyna na jej miejscu już dawno porzuciłaby myśl o naturalnej pielęgnacji. Jednak właśnie dzięki temu uporowi i determinacji zaczęła przełamywać blokady, które siedziały tylko w jej głowie. Sprawdźcie same, jak potoczyła się ta historia, oddaję głos Gosi:
 
"Cześć Agnieszko,
Wysyłam swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami. (...) Do ostatnich godzin się dzisiaj zastanawiałam, czy się odważyć wysyłać tę historię (poczułam mały stresik :) ), w dodatku wyszło dość rozbudowane, a i tak mam wrażenie, że wiele aspektów nie poruszyłam. W każdym razie cieszę się, że to zrobiłam i życzę miłego czytania :)


MOJA PRZYGODA Z NATURALNYMI KOSMETYKAMI


1. Jak to się wszystko zaczęło :)

Moje początki z naturalną pielęgnacją miały miejsce już wiele lat temu, jeszcze za czasów gimnazjum i nie były za bardzo udane :D Zaczęło się oczywiście od problemów z cerą, trądzik skłonił mnie do poszukiwania jakiś innych rozwiązań niż przypadkowy drogeryjny krem. Zaczęłam czytać o naturalnych produktach na popularnych wtedy blogach, byłam pewna, że mi pomogą. Tkwiłam wtedy w myśleniu „naturalne + polecane przez blogerki = na 100% mi pomogą”. Nie wiedziałam wtedy jak indywidualna jest każda skóra i że produkty trzeba dopasować i umieć ich używać, sam dobry skład nie zawsze wystarczy. W ten oto sposób przez długi czas używałam minerałków Annabelle, zamiast kremu - olej śliwkowy (solo, bez nawilżenia) i zmywałam to ziołowym żelem lub płynem micelarnym. Mając suchą skórę, nietrudno się domyślić, że skończyłam z jeszcze większym przesuszeniem i rozregulowaną cerą. Z czasem zaczęłam sięgać po kremy Fitomed i Sylveco, hydrolaty, własne napary, glinki, niektóre sprawdzały się lepiej, niektóre gorzej, ale nie nazwałabym tego jeszcze zaplanowaną, do końca świadomą pielęgnacją.

Jakiś czas później doszły próby naturalnej pielęgnacji włosów, która też nie wychodziła najlepiej. Olejowanie oliwą z oliwek, która jak teraz wiem, po prostu nie była dobrana do moich włosów, czy używanie zbyt dużej ilości protein, co skończyło się miotłą stulecia :D Potem trafiłam na opinie o hennie i z wielkim entuzjazmem nałożyłam brązową mieszankę Khadi. Dużo wcześniej miałam rozjaśniane pasemka, a w mieszance znajdowało się indygo, więc oczywiście skończyłam z zielonkawymi włosami przed studniówką :D

Na początku drogi z naturalnymi kosmetykami moimi głównymi błędami, było przekonanie, że jak naturalne i polecane to na pewno zadziała, szukałam przez długi czas „idealnych” kosmetyków, zamiast patrzeć na składy nie tylko w kategorii „naturalne”, ale też co w nich jest i jak na moją skórę, włosy działa. Nie przyglądałam się skórze, jej typowi, jak reaguje, czego potrzebuje. Przyglądałam się tylko kosmetykom. Było to trochę błądzenie po omacku.

Na zdjęciu zioła, z których robię toniki, wcierki itd.



2. Osioł odkrywa bardziej merytoryczne strony

Mimo że naturalna pielęgnacja nie wychodziła mi kompletnie, a wręcz wyglądałam coraz gorzej, nie chciałam dać za wygraną. Uparta jak osioł, chciałam wydusić z tych rzeczy, opisywane wszędzie cudowne działanie, wiedziałam, że coś robię nie tak. W tematykę coraz bardziej się wkręcałam, dużo czytałam i systematycznie trafiałam na bardziej merytoryczne materiały. Układanie sobie w głowie jak to wszystko działa, od podstaw jak emolienty, humektanty, proteiny po czytanie o funkcjonowaniu skóry i zawiłości w bezpieczeństwie poszczególnych składników. Bardzo mnie to wszystko nakręcało, a jednocześnie często trafiałam na momenty„Wiem, że nic nie wiem” :D Pielęgnacja stawała się coraz bardziej świadoma, indywidualna, zaczynałam osiągać w końcu jakieś większe efekty, przekonywałam się jak wiele aspektów nie jest czarno-biała i przede wszystkim mając coraz większe pojęcie o złożoności niektórych tematów, czy problemów, nie byłam już tak surowa przy wymaganiach wobec mojej skóry i włosów. Z każdym rokiem miałam coraz większe doświadczenie, pod koniec liceum moje działania w tym temacie nie były już tak chaotyczne, ale bardziej zaplanowane, świadomość funkcjonowania własnego ciała, skóry też większa. Wyczucie przy stosowaniu produktów, bardziej umiałam dostosować coś do siebie i wykorzystać to co kupiłam do końca, nawet jeśli docelowo się nie sprawdziło. Np. glinka, która źle działała na moją twarz, była fajnym dodatkiem do szamponu, olejek który solo nie sprawdził się na włosach w mieszance z innymi już działał fajnie, a także sprawdzał się dodawany do np. kremu do rąk lub w innych celach (tu też pomagał mi np. Twój artykuł o olejach, gdzie były też podziały).



Kilka przykładowych produktów, których używam:



 3. Monitorowanie efektów, dziennik, układanie planów pielęgnacyjnych

Wszelka analiza mojej pielęgnacji, planowanie i monitorowanie dużo mi dało. Mam rozpisane ogólne założenia, „własne” zasady/główne punkty, co i jak aktualnie używam, co mi się sprawdza co nie, jakie produkty są mi potrzebne. Dzięki temu nie zapominam np. o peelingach, nie robię niepotrzebnych zakupów kończąc z 4 kremami i brakiem szamponu a także łatwiej mi kontrolować co się sprawdza, a co nie :) Co jakiś czas robię też zdjęcia włosów lub stanu cery i gdyby nie to, nawet nie zauważyłabym niektórych efektów. Robię sobie też na bieżąco notatki na komputerze z tego co czytam – czy to blogi np. Kosmetologia Naturalnie :), czy książki, ostatnio „Skóra. Fascynująca historia.”

Screeny z notatek i tabelek z produktami:




Cera: Była powodem zainteresowania naturalną pielęgnacją i chociaż od młodzieńczego trądziku w gimnazjum i liceum trochę minęło, to nie do końca jeszcze rozwiązałam ten problem. Warstwowa pielęgnacja też się nie sprawdziła – wolę wymieszać np. krem z lekkim serum w dłoni i dopiero nałożyć, glinki z wodą pozostawione dłużej moją skórę odwadniają, ale w połączeniu z jogurtem – cudo, maseczki, hydrolaty albo własne napary ziołowe jako toniki, maseczki algowe – te wszystkie rzeczy bardzo lubię, ale stosuję z umiarem i rozsądkiem oraz w zależności od potrzeb. Wiele się zmieniło, moja cera na pewno jest o wiele lepiej nawilżona, bardziej uregulowana (miałam problemy z suchością i nadmiernym łojotokiem naraz), ma mniej zaskórników, ogólnie jej stany nie są już takie krytyczne i szalone, ale z trądzikiem dalej do końca sobie nie poradziłam. Jedna z rzeczy, którą się nauczyłam to, że pielęgnacja jest tylko jednym z elementów, trzeba też pamiętać o ogólnym „trybie życia” od jedzenia, po aktywność fizyczną, sen, odpoczynek itd. To czego przy pielęgnacji cery długo mi zajęło to nauka jak jej nie odwodnić, ani nie zatłuścić, przy równoczesnym braku zapchania. Ogólnie delikatność – jeśli jej mocno nie odwodnię (np. przez silne detergenty – zmieniłam je na kochane olejki myjące) to nie muszę jej mocno „zaklejać” tłustymi kremami, które by mnie zapchały. Uregulowałam ją na tyle ile potrafię, ale niestety dieta i stres się na mojej cerze mocno odbijają i z niespodziankami (chociaż w mniejszej ilości) dalej walczę :)


Jej stan pod względem fotograficznym zaczęłam dokumentować dopiero na początku roku, więc możesz zobaczyć jedynie zmagania z ostatnich miesięcy, a szkoda, bo pewnie jakbym zrobiła takie zdjęcia kilka lat temu różnica byłaby bardziej widoczna.




Włosy: Udało mi się je doprowadzić do lepszego stanu niż cerę, ale dalej się uczę i nad nimi pracuję. Kiedyś używałam tylko szamponu z SLES typu Elseve + odżywka tej samej firmy z silikonami, żeby jakoś zatuszować ich wygląd i to był koniec. Były suche, sianowate, kruche, skóra głowy podrażniona. Teraz są o wiele bardziej miękkie, błyszczące, mocniejsze, a skalp ukojony. Olejowanie przed myciem, delikatne szampony (uwielbiam Vianka <3), wcierki, maski, zabezpieczanie olejkiem końcówek (chociaż zastanawiam się nad wprowadzeniem Twoich alternatyw silikonów). Od jakiegoś czasu włączyłam też „senesowanie” (senes jest tańszym odpowiednikiem cassi – coś jak pół-przeźroczysta / pół-żółto-złota henna), w planach jest też typowe hennowanie :) Bardzo się wkręciłam, uwielbiam to, mam swój zbiór różnych ziółek, w tym kilogram wyżej wspomnianego senesu w szafie :D

Nie mam zdjęć z pierwszych podjeść do „włosomaniactwa” (było ich kilka ;) ), ale z początku „ostatniego” i aktualnie trwającego mam:




4. Dalsza praca

O ile jest progres między etapem, który był na początku, a jest teraz, to jeszcze jest trochę rzeczy nad którymi pracuję lub chciałabym bardziej udoskonalić w przyszłości. Naturalna pielęgnacja cery i włosów rozprzestrzeniła się na resztę ciała jak np. szczotkowanie ciała na sucho, balsamy i żele z dobrym składem, czy chociażby mój ostatni hit w postaci płynu do płukania ust Sylveco :) Powoli pracuję nad kosmetyczką do makijażu – lubię podkład mineralny, próbowałam tuszu Boho, w planach mam wymianę cieni i szminek na takie z lepszymi składami. Chętnie też się przyjrzę jak to wygląda jeśli chodzi o środki czystości w domu. Naturalna pielęgnacja zmobilizowała mnie też do przyjrzenia się kwestii jedzenia i aktywności, chociaż jest to ciężka walka, ale jest coraz lepiej :) Zastanawiam się nad przejściem w przyszłości na siłownię z treningów domowych, jakkolwiek dziwnie to brzmi, chyba bym nie rozmyślała nad tą decyzją, gdyby nie kosmetyki :D No i kontynuacja nauki pielęgnacji, zagłębianie się w dalsze obszary jak ćwiczenia twarzy, czy kwasy, chociaż do tego trzeba doświadczenia.

Na zdjęciu kilogram senesu :)



5. Rodzina mówi „Wypadną Ci wszystkie włosy!”

Nie ma wśród moich bliskich fanów naturalnej pielęgnacji, więc na moje początkowe działania patrzyli bardzo nieufnie. Nieraz słyszałam, że od nakładania masek wypadną mi włosy, a do twarzy wystarczy szare mydło i Nivea ;) Wraz z kolejnymi latami się przyzwyczaili, a nawet parę osób pytało mnie o rady dotyczące pielęgnacji twarzy, czy o to jakich masek do włosów używam. Zdecydowanie są bardziej ciekawi niż przerażeni :D Miałaś świetny artykuł o pielęgnacji okolic intymnych (jak nie dwa, gdzie też było jak wygląda ta kwestia u mężczyzn), dzięki czemu mogłam o tym porozmawiać na jakiejś imprezie rodzinnej i doradzić któryś z Vianków :) Ogólnie Twoja wiedza „przechodzi” dalej i sama też mogę dzięki Tobie czasami komuś pomóc, co jest dla mnie mega sprawą i bardzo za to dziękuję :) A i tak w kwestii rodziny najbardziej niesamowite są dla mnie rozmowy o kosmetykach i składach z babcią. Bardzo mądra i analityczna kobieta, kiedyś fanka przede wszystkim Yves Rocher, które czasami deklaruje się jako „naturalne”, razem omawiamy niektóre produkty i składniki i coraz bardziej przekonuje się do innych, wartościowszych marek :)





6. Efekt domina

Naturalna pielęgnacja spowodowała u mnie szereg ciągnących się za sobą zmian, o których w życiu bym nie pomyślała :D Od standardowego podejścia do pielęgnacji całego ciała, nie tylko twarzy, po składy kosmetyków, jedzenia, takiej ogólnej świadomości konsumenta jakichkolwiek produktów, po zgłębianie wiedzy z zakresów, które nie podejrzewałam, że będą dla mnie tak ciekawe, świadomości własnego ciała, przede wszystkim cierpliwości (na efekty czasami trzeba czekać :) ), trybu życia (nad tym pracuję skrupulatniej od niedawna), pomocy innym czy tego jak niektóre zagadnienia potrafią być wieloznaczne i rozbudowane. Są to czasami nawet tak prozaiczne rzeczy jak odkrycie nowych sklepików z niesamowitą obsługą – dzięki Twojemu tekstowi o sklepach na Śląsku odwiedziłam bardzo fajny "Świat Zdrowia" w Katowicach, w planach zostaje reszta z artykułu w tym mieście :) W sumie dopiero pisząc tę historię tak dokładnie zdałam sobie sprawę, jak wiele spowodowało to zmian w moim życiu :D Jest jeszcze jedna nad którą rozmyślam i być może nastąpi ona w przyszłości. Zastanawiam się, czy nie zacząć chemii jako drugi kierunek studiów, wiele lat temu bym o tym nawet nie pomyślała, a teraz ten pomysł nie chce mnie opuścić i kusi cały czas.

W każdym razie bardzo Ci dziękuję za całą pracę jaką wkładasz w bloga, bardzo pomogłaś mi i ludziom w moim otoczeniu. Wierzę, że dobrzy ludzie przyciągają dobre rzeczy, więc mam nadzieję, że życie Ci da tyle dobrego ile dałaś mi i pewnie wielu osobom :)


 Pozdrawiam ciepło,
Gosia


Serdecznie dziękuję Ci Gosiu za tyle motywujących słów - mam nadzieję, że mój blog wciąż będzie dla Ciebie ciekawym miejscem =)
Wspaniała, bardzo motywująca historia, nieprawdaż? Jak sama Gosia na początku przyznaje - nie poruszyła wielu tematów a ja chętnie bym o nich poczytała! Jeśli macie jakieś pytania do Gosi a także same chciałybyście poczytać więcej o jej historii, koniecznie napiszcie o tym w komentarzach! Być może podzieli się z nami pozostałą częścią swojej historii? Oczywiście trzymam mocno kciuki za podjęcie drugiego kierunku studiów!

Jeśli i Wy chciałybyście podzielić się ze mną i innymi Czytelniczkami swoimi historiami, serdecznie zapraszam do wysyłania ich na adres: biuro@kosmetologia-naturalnie.pl . Nie ma historii źle napisanych czy śmiesznych, każda z nas ma inne doświadczenia i historia każdej z nas jest cenna! Czy to historia ze spektakularnym efektem końcowym czy też ta z drobnymi zmianami. Każda jest motywująca i wiem, że są tu wśród nas osoby, które potrzebują takich historii! 

Pozdrawiam serdecznie!
[521.] Wyniki konkursu z okazji 10tys. like!

[521.] Wyniki konkursu z okazji 10tys. like!

Nadszedł 13 maj i najwyższa pora wyłonić Zwycięzcę konkursu, który zorganizowałam z okazji przekroczenia 10 tys. polubień fanpage Kosmetologia Naturalnie na Facebooku. Chociaż miałam wystarczająco dużo czasu na to, by zapoznać się z przesłanymi do mnie historiami, wybór najlepszej pracy był nie lada wyzwaniem! Do konkursu przystąpiły aż 77 osoby (już w pierwszym dniu, w kilka godzin po publikacji posta konkursowego otrzymałam pierwsze 3 zgłoszenia)!

Przyznam Wam szczerze, że obawiałam się, czy wymagania jakie postawiłam w zadaniu konkursowym (opisanie swojej historii) nie będzie zbyt wymagające i czy w ogóle dostanę jakieś prace. Wiem, że spisanie swojej historii kosmetycznej to czasem niemal spisanie swojego życiorysu (ponieważ u wielu z Was pierwsze problemy kosmetyczne pojawiły się w wieku nastoletnim, niektóre były z Wami od dziecka) i zajmuje sporo czasu, który nie zawsze da się ot tak wygospodarować. Nie każdy też ma ochotę dzielić się swoim doświadczeniem czy tym bardziej zdjęciami swojej twarzy. Ponadto zdaję sobie sprawę, że mimo, iż licznik polubień na fb przekroczył tak okrągłą sumę, to jednak osób śledzących mnie na bieżąco jest jedynie garstka. Wszystkie te myśli sprawiły, że obawiałam się iż konkurs będzie klapą ale gdzieś z tyłu głowy jakiś głosik podpowiadał mi, że nie ma co myśleć negatywnie i z pewnością znajdzie się ktoś, kto prześle mi swoją pracę. Dlatego serdecznie chcę podziękować wszystkim z Was, które poświęciły swój czas, napisały swoje historie i postanowiły wziąć udział w konkursie!

Wasze historie ujęły mnie za serce - KAŻDA! Nieważne, czy była ona kwieciście napisana czy też przez osobę mającą "ciężkie pióro". Wiele z Was w treści meila pisało takie zdania jak "Mam nadzieję, że dotrwasz do końca (...)" , "Wiem, że nie umiem ładnie pisać (...)" - DZIEWCZYNY! Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma dar do ładnego pisania =). Wysyłając do mnie swoją historię nie liczy się stylizacja wypowiedzi ale jej SENS! To, że Wasze historie są autentyczne i pokazują, jak wiele potrafią zdziałać naturalne kosmetyki jest na prawdę niesamowite! Widząc niejednokrotnie na Waszych zdjęciach spektakularne efekty "przed" i "po" wprowadzeniu prawidłowej pielęgnacji a także czując prawdziwe emocje jakie targały autorką historii i ja miałam łzy szczęścia w oczach! I na prawdę nieważne, czy ktoś swoją historię ubierał w słowa z polotem, czy używał prostych zdań - te emocje są wyczuwalne podczas czytania każdej z wysłanych do mnie historii!

Dla przypomnienia nagroda w konkursie (dodatkowo bezpośrednio od Producenta zostanie przesłany do Zwycięzcy krem Lush Botanicals, który ze względu na brak konserwantów musi zostać wyprodukowany w świeżej partii). Więcej szczegółów w poście konkursowym.
 
Jednak przejdźmy w końcu do wyłonienia Zwyciężczyzni ponieważ sama już chcę podzielić się z Wami jej historią! Jak wspomniałam wcześniej, konkurencja była spora i wyłonić tę jedną, jedyną osobę było wyjątkowo ciężko jednak mam nadzieję, że po przeczytaniu tej historii będziecie ze mną zgodne, że nagroda została przyznana słusznie! 

Zwycięzką historią jest historia Irminy, której autorka boryka się od dziecka z kruchymi naczynkami i wrażliwą cerą a na dodatek w wieku nastoletnim dopadł ją naprawdę ciężki trądzik... Zresztą, przeczytajcie same!

__________________________________

"Moja cera nigdy nie była idealna - jako dziecko miałam problem z pękającymi naczynkami. Do Komunii szłam z piękną, czerwoną plamą pod okiem ;-) Apogeum nadeszło jednak dopiero w okresie dojrzewania, kiedy chodziłam do gimnazjum. Na mojej skórze pojawiły się wielkie, ropne gule, które praktycznie zasłoniły czoło i brodę. W tamtych czasach nie słyszałam jeszcze o pielęgnacji naturalnej. Znałam trzy alternatywy - kosmetyki z supermarketu, wizytę u dermatologa i czyszczenie cery u kosmetyczki. Ta pierwsza była oczywiście opcją codzienną - żele, toniki i preparaty punktowe na bazie alkoholu były postawą pielęgnacji. Kremu nie używałam - uważałam, że przy trądziku nie jest on niezbędny. Często wyciskałam krostki, co zaowocowało dość konkretną kolekcją blizn i przebarwień. Jako nastolatka pierwszy raz wybrałam się do dermatologa. Diagnozą oczywiście był izotek, na leczenie którym się nie zdecydowałam. Później dostałam receptę na jakiś alkoholowy płyn w pojemniku z gąbką, którego nazwy niestety nie pamiętam. Działał podobnie do moich ukochanych kosmetyków - wysuszał cerę, która odwdzięczała się kolejnym atakiem trądziku. Kilka lat później ginekolog przepisał mi tabletki antykoncepcyjne, które miały poprawić stan mojej cery. Faktycznie, przez okres ich przyjmowania było całkiem nieźle. Po odstawieniu moja twarz zaczęła wyglądać tak źle, jak nigdy dotąd.


Jej stan nie polepszył się nawet kilka miesięcy po odstawieniu. Wszystkie kosmetyki powodowały zaognianie się zmian. W tamtym okresie sięgałam głównie po serię z liści manuka Ziai. Na co dzień używałam bardzo mocnych podkładów - królował Estee Lauder Double Wear. 

Któregoś dnia trafiłam na aplikację, która pozwalała czytać składy po zeskanowaniu kodów kreskowych. Wtedy też wrzuciłam większość moich kosmetyków ;-) w tym momencie zaczęłam powoli interesować się kosmetykami niedrogeryjnymi, jednak nie byłam jeszcze świadoma tego, co mi szkodzi i po co nie powinnam sięgać. Swoje kroki skierowałam do mydlarnii. Kupiłam wtedy krem z zielonej herbaty do cery tłustej, zieloną glinkę, hydrolat różany i afrykańskie czarne mydło. Po wdrożeniu tej pielęgnacji krostki stawały się mniej czerwone, z czasem robiło się ich mniej. Niestety moja radość nie trwała długo.

Po kilku miesiącach używania mydła moja twarz zaczęła być bardzo wrażliwa. Zawsze miałam skłonność do naczynek, ale wtedy wystarczyło umycie twarzy wodą, żeby cała skóra była czerwona! Niedługo później pojawiło się pieczenie i ściągnięcie, a każda krosta zaczęła zostawiać plamę. Oczywiście nadal używałam kryjących podkładów. 

Na blog Kosmetologia Naturalnie trafiłam niechcący, szukając w Google sposobu na określenie typu skóry. Jednego dnia przeczytałam wszystkie posty, zapisując sobie harmonogram dbania o cerę. Na żółtych karteczkach notowałam każdy kosmetyk, który mógłby się u mnie sprawdzić. Kluczowy okazał się być post o białych glinkach. Nie wiedziałam, że można oczyszczać skórę w taki sposób. Tak delikatna pielęgnacja była mi obca. Miałam świadomość tego, że mam problem z naczynkami, ale lekceważyłam to, bo przecież skoro mam trądzik to muszę mieć cerę mieszaną, prawda? ;-) dopiero lektura bloga odpowiedziała mi, że powinnam rozważyć ten kierunek w pielęgnacji. Wstyd przyznać, ale wcześniej nie znałam też pojęcia oczyszczania etapowego - po prostu zmywałam makijaż miceralem i płukałam twarz wodą. Po wprowadzeniu dwóch kroków  (glinka i miceral), trądzik zaczął się wycofywać. Pomocny okazały się również łagodzący hydrolat z melisy i lekki krem, które zniwelowały problem ściągnięcia i pieczenia. Od początku konsekwentnie stosuję się do wspomnianego harmonogramu - co do pozycji pilnuję nakładanie oleju, serum czy maseczki. Przestałam bać się masek nawilżających, a olej (malinowy), który kiedyś podejrzewałam o zapychanie okazał się zbawieniem dla mojej skóry. Nauczyłam się także stosować serum. Ponad wszystko pokochałam też peeling enzymatyczny - wcześniej sięgałam tylko po mechaniczne, które "roznosiły" pryszcze po twarzy. Pierwszy zestaw kosmetyczny jaki skompletowałam okazał się strzałem w 10 (widocznie czytałam blog bardzo dokładnie! :D)

Pielęgnację naturalną połączyłam z lekką zmianą diety - przede wszystkim przestałam jeść kilogramy słodyczy i fastfoodów. Po kilku miesiącach czuję się jak po operacji plastycznej ;-) ciężkie podkłady zastąpiłam podkładem mineralnym od Anabelle Minerals. Ostatnio nie zaliczam już niespodzianek nawet przed mięsiączką. Cera jest bardziej ujednolicona, rzadziej robi się czerwona. Przebarwienia i blizny pozostały, ale to kolejny punkt na mojej liście żądań do wykonania. Myślę jednak, że ogromnym sukcesem jest fakt, że w krótkim czasie (ok. 4 miesiące) osiągnęłam to, o co walczyłam przez całe życie. 
 

Dzięki zainteresowaniu się pielęgnacją naturalną zdobyłam większą świadomość w również w temacie dbania o własne zdrowie. Chętnie analizuję składy kosmetyków, coraz mocniej trafia do mnie żartobliwa idea "nie smaruj skóry tym, czego byś nie zjadła" - w przenośni oczywiście ;-) zaczęłam zgłębiać wiedzę także w temacie tego, jak na skórę i zdrowie działają różne rodzaje pokarmu. Dzięki temu schudłam już 7 kg, a podejrzewam że czekoladą była jednym z głównych winowajców w kwestii mojego trądziku.

Cieszę się, że trafiłam na Twój blog. Jego lektura diametralnie odmieniła moje życie. Dziękuję!"
 
 
Aktualnie stosowane kosmetyki przez Irminę:
- Płyn micelarny Biolaven, 
- Hydrolat melisowy Bioline,
- olej z nasion malin Etja,
- nawilżająca maseczka Planeta Organica,
- peeling enzymatyczny Sylveco,
- biała glinka Bioline,
- serum anti-age dla cery tłustej i mieszanej Planeta Organica.
______________________

Jestem niezwykle ciekawa, co sądzicie o tej jakże spektakularnej metamorfozie! Mam nadzieję, że będzie dla Was motywacją do tego, że warto zwracać uwagę na składy kosmetyków!

Z racji tego, iż dostaję wiele pytań, czy opublikuję także inne przesłane historie a ja sama widzę, że naprawdę było mnóstwo wspaniałych historii oczywistym jest, że chciałabym je stopniowo publikować. Są one niesamowitą motywacją oraz lekcją, zarówno dla osób dopiero myślących o zmianie pielęgnacji jak i dla weteranów. Każdy może z tych historii wyciągnąć coś dla siebie a ja sama widzę, jak przeróżne są cery i jak odmienne mają preferencje! Zakładam, że skoro każda osoba wysyłająca mi swoje zgłoszenie była gotowa na publikację, to nie będziecie mieć nic przeciwko, że pozostałe historie będą pojawiać się w przyszłości =). Jeśli jednak z jakiś przyczyn nie życzycie sobie, by Wasza historia została opublikowana, uprzejmie proszę o kontakt meilowy (biuro@kosmetologia-naturalnie.pl).

A jeśli są wśród Was osoby, które wahają się, czy przesyłać do mnie swoje historie - czy to ze względu na "ciężkie pióro" czy też w obawie, że efekt finalny jest mało ciekawy - od razu mówię - WYSYŁAJCIE! Każda historia jest cenna, godna uwagi i pokazuje, że naturalne kosmetyki są dla każdego! Zarówno dla nastolatek, młodzieży, młodych mam i ich rodzin czy Pań w wieku dojrzałym! Można je stosować mając duże problemy dermatologiczne jak trądzik czy AZS ale można także je stosować nie mając żadnych zmian skórnych - w końcu świadomy wybór kosmetyków to prewencja zdrowia i urody na przyszłość a także dbałość o nasze środowisko!

Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na Wasze opinie!
[492.] Kosmetyczka, kosmetolog czy dermatolog?

[492.] Kosmetyczka, kosmetolog czy dermatolog?

Kosmetyki i pielęgnacja mają ogromny wpływ na stan skóry - jednak nie są remedium na każde jej schorzenie. Głównym celem pielęgnacji jest prewencja, zapobieganie powstawaniu niechcianych zmian jak naczynka, przebarwienia, zmarszczki. Ale co zrobić, gdy jesteśmy już posiadaczkami tych zmian? Jakiego specjalistę wybrać, by móc cofnąć powstałe zmiany?

Teoretycznie każdy z powyższych zawodów- kosmetyczka (dokładnie technik usług kosmetycznych), kosmetolog oraz dermatolog, mają inny zakres uprawnień i powinni ze sobą współpracować. Jednak w prawie jest kilka luk i niedopowiedzeń, przez co każdy z tych zawodów tak na prawdę mógłby zajmować się wszystkim, co tyczy się skóry. Warto jednak wziąć pod uwagę tok nauczania każdego z tych zawodów by móc odpowiednio wybrać specjalistę, któremu powierzysz własną skórę.


Kosmetyczka (technik usług kosmetycznych)

To osoba posiadająca podstawy- potrafi przeanalizować typ cery i dobrać do niej kosmetyki, jednak nie oczekujmy, że kosmetyczka rozłoży na łopatki skład INCI kosmetyku i szczegółowo wyjaśni, jaką funkcję pełni dana substancja i czy niesie za sobą jakieś ryzyko powikłań podczas długotrwałego stosowania.

Kosmetyczka w toku studiów uczy się poprawnie wykonywać proste zabiegi kosmetyczne: manicure, hennę, masaż twarzy, wizaż, nakładanie maseczek, obsługę prostych urządzeń jak peeling kawitacyjny czy elektrostymulacja. Potrafi przeprowadzić poprawnie zabieg z użyciem kwasów, jednak nie zna szczegółów jego działania, stąd częste, utarte stwierdzenia, iż wysyp niedoskonałości po pierwszym zabiegu z użyciem kwasu to "efekt samooczyszczania się cery"- a to mit! Podobnie w przypadku oczyszczania manualnego- jest to zabieg przynoszący więcej szkód niż pożytku i absolutnie nie ma wskazań ku temu, by wykonywać go systematycznie wbrew temu, co często powtarzają kosmetyczki!

Za to kosmetyczkami zostają osoby utalentowane plastycznie, chcące w przyszłości zająć się wykonywaniem zdobień paznokci czy wizażem. Nauka na profilu technik usług kosmetycznych skupia się na zajęciach praktycznych- dlatego też lepiej iść na hennę, czy manicure do kosmetyczki, niż kosmetologa. Z tego też powodu w wielu gabinetach preferują przyjmować kosmetyczki niż kosmetologów zaraz po studiach, ponieważ kosmetyczka ma już opanowane do perfekcji umiejętności praktyczne niezbędne do wykonywania zawodu. A kosmetolog? Przeważnie wie dużo w teorii a dopiero idąc do pracy zdobywa umiejętności praktyczne.


Kosmetolog

Osoba kończąca kosmetologię jest dokładnie obeznana ze wszystkimi aspektami działania skóry, począwszy od jej anatomii i fizjologii na szlakach metabolicznych zachodzących w komórkach kończąc. Tok studiów wymaga zapoznania się z najbardziej szczegółowymi procesami rządzącymi skórą by móc dokładnie zrozumieć zasadę jej działania.

Przyszły kosmetolog zapoznaje się także z poszczególnymi składnikami zawartymi w kosmetyku, umie przeanalizować skład INCI i ocenić efekt stosowania danego preparatu. 

Znajomość szczegółowej fizjologii skóry przekłada się na trafną ocenę wyboru zabiegów gabinetowych przeznaczonych do danego typu skóry pacjentki a także zastosowanych parametrów- jest to nie tylko istotne w kwestii skuteczności danego zabiegu ale także minimalizuje ryzyko komplikacji. Bardzo dobrym przykładem są zabiegi z użyciem laserów- w zależności od zastosowanego w nim materiału, będzie wykazywał inne działanie. Część laserów ma wąskie spektrum działania i może służyć jedynie do usuwania owłosienia, inne mają szersze spektrum działania i z ich pomocą możemy nie tylko usunąć owłosienie ale także zamknąć naczynka, odmłodzić cerę czy niwelować trądzik i przebarwienia. Jednak w zależności od naszej cery, jej odcienia i grubości, należy dobrać inne parametry. Ustawienie zbyt słabych nie da pożądanego efektu a zbyt mocnych przyczyni się w najlepszym wypadku do poparzeń a w najgorszym nawet do powstania trwałych i grubych blizn!


Dermatolog

Największym błędem popełnianym przez większość pacjentów jest przeświadczenie, że dermatolog jest osobą wszechwiedzącą i mającą rozwiązanie na wszelkie bolączki. Niestety, lekarz (zwłaszcza na NFZ) nie będzie poświęcał nam wiele czasu, roztrząsał dietę i analizował składów INCI. Dermatolog, jak każdy inny lekarz, ma przede wszystkim zajmować się LECZENIEM i nie w jego kwestii jest PREWENCJA. 

Jeśli obserwujesz, że z Twoją cerą dzieje się coś złego- wyskoczyły na niej niepokojące zmiany, krosty, plamy, które dodatkowo mogą swędzieć, boleć lub piec, jest to wskazanie, by odwiedzić dermatologa. Jeśli borykasz się z ropnym, aktywnym trądzikiem i nie potrafisz poradzić sobie z nim samą pielęgnacją - jest to powód, by odwiedzić dermatologa. Zaobserwowałaś, że na Twojej skórze pojawia się coraz więcej pieprzyków, lub niepokoi Cię szybki i nieregularny wzrost któregoś z nich- również powinnaś czym prędzej skontaktować się z dermatologiem.

Natomiast jeśli Twoim zmartwieniem są pojedyncze wypryski, przebarwienia, naczynka sprawa jest delikatna. Kompetentny dermatolog odeśle pacjenta i wytłumaczy, że są to zmiany kosmetyczne a nie schorzenia dermatologiczne, które zagrażają zdrowiu. Nie podejmie się ich "leczenia" bo i nie ma w tym przypadku czego leczyć. Jednak sporo dermatologów machinalnie określi cerę naczynkową jako trądzik różowaty; nawet dla nastolatki z pojedynczymi zmianami trądzikowymi przepisze retinoid a dla osoby z przebarwieniami maść złuszczającą. A każdy LEK niesie za sobą skutki uboczne i ryzyko powikłań! Leki i maści dermatologiczne nie są kosmetykami, nie mogą być stosowane długotrwale, ponieważ ich stosowanie wiąże się z wieloma skutkami ubocznymi. Nie bez powodu preparaty od dermatologa są na receptę!  


Lekarz Medycyny Estetycznej

Lekarz medycyny estetycznej posiada już odmienne spojrzenie na skórę- nie zajmuje się skórą chorą, lecz zdrową, której zmiana ma poprawić komfort psychiczny pacjenta. W zakres wykonywanych czynności lekarza medycyny estetycznej wchodzą średnio-głębokie i głębokie peelingi chemiczne (dużo mocniejsze niż te, na których pracuje kosmetolog) a także zabiegi z zakresu głębokich ostrzykiwań jak podawanie kwasu hialuronowego w celu wypełnienia zmarszczek, ust czy też botoksu. Lekarzem medycyny estetycznej zostaje lekarz nie po specjalizacji, lecz kursie i może nim zostać zarówno dermatolog, chirurg plastyczny czy stomatolog jak i każdy inny lekarz, nawet całkowicie niezwiązany z tematem skóry. Stąd też pojawiają się historie o tym, że lekarz medycyny estetycznej nie wiedział, z ilu warstw składał się naskórek nie wspominając o tym, żeby umiał wymienić ich nazwy.


Gdy kosmetyczka lub kosmetolog łapią za strzykawkę...

Nierzadko zdarzają się sytuacje, kiedy zabiegami z użyciem igły chcą zajmować się osoby niebędące lekarzami. Dzieje się tak, ponieważ kursy z zakresu medycyny estetycznej są dostępne dla każdego, na jego własną odpowiedzialność. Warto jednak mieć na uwadze, że w przypadku komplikacji, np. wstrząsu anafilaktycznego, kosmetyczka czy kosmetolog nie są w stanie przepisać adrenaliny, która przecież jest na receptę! 

Nieprawidłowe wprowadzenie igły niesie za sobą ryzyko uszkodzenia nerwów a nawet martwicy. Czasem, jeśli powikłanie zostanie szybko zdiagnozowane, mogą zostać przywrócone funkcje skóry, jednak w tym wypadku również niezbędna jest wiedza lekarska.


Dlatego pewnym rodzajem kompromisu jest podpisywanie umów pomiędzy kosmetologami i lekarzami: lekarz w takim przypadku bierze odpowiedzialność za możliwe powikłania i deklaruje się przyjąć pacjenta z komplikacjami pod swoją opiekę. Takie rozwiązania mają najczęściej miejsce w dużych ośrodkach medycyny estetycznej, gdzie w większości pracują lekarze jednak kosmetolog wyróżnia się znajomością ryzyka, zdolnościami manualnymi i wybitnym poczuciem estetyki. Wypełnianie ust, korekcja zmarszczek czy poprawa owalu twarzy wymaga tak samo wyczucia jak wykonywanie precyzyjnych zdobień na paznokciach czy efektownych makijaży. Można wyuczyć się poprawnego podawania substancji pod skórę, ale wyczucie estetyki albo towarzyszy naszej pracy albo też nie. Dlaczego jest to tak trudne do osiągnięcia? Ponieważ skóra zaraz po ostrzyknięciu wygląda całkowicie inaczej- efekt może być przerysowany, ponieważ doszło do spuchnięcia tkanki, które minie po kilku dniach lub też może być zbyt subtelne- niektóre preparaty chłoną wodę zawartą w skórze i dopiero po nasiąknięciu przyjmują ostateczny kształt. Dlatego osoba wykonująca zabieg musi umieć przewidywać, jaki finalnie efekt osiągnie.

Nieudane zabiegi medycyny estetycznej możemy bez trudu rozpoznać- są widoczne z daleka. Natomiast te wykonane poprawnie są subtelne, niezauważalne na pierwszy rzut oka i prezentują się naturalnie. Dlatego tak istotny jest wybór kompetentnej osoby do wykonania zabiegu!


Wielkość igły a możliwość komplikacji

Oczywiście każde wprowadzenie pod skórę obcej substancji niesie za sobą ryzyko powikłań, jednak warto zachować zdrowy rozsądek. O ile wstrzykiwanie botoksu, wypełnianie zmarszczek czy ust wiąże się z zastosowaniem długich igieł, które głęboko wbijają się w tkankę, o tyle zastosowanie krótszych igieł np. do mezoterapii czy karboksyterapii stwarza dużo mniejsze ryzyko powikłań. Dlaczego więc kosmetolog, tak bardzo obeznany w temacie skóry nie mógłby wykonywać zabiegu mezoterapii i karboksyterapii skoro na porównywalnej głębokości skóry pracują linergistki a na głębszych- tatuażyści? Zwłaszcza ta druga grupa nie potrzebuje specjalnych kwalifikacji medycznych do wykonywania swojego zawodu, które potwierdziłyby ich wiedzę.

Brak regulacji prawnych w tym aspekcie utrudnia jednoznaczne określenie, które dokładnie zabiegi może wykonywać kosmetolog i czy w ogóle może wykonywać zabiegi z użyciem igły.


Z jakim problemem do jakiej osoby?

Przejdźmy więc do meritum- z jakim problemem zgłosić się do jakiej osoby? Jeśli nie mamy problemów skórnych i interesuje nas wyłącznie upiększenie ciała, tj. manicure, pedicure, regulacja brwi, henna, makijaż- możemy wybierać pomiędzy kosmetyczką a kosmetologiem. Warto kierować się opiniami, przeglądać zdjęcia wykonywanych prac a będąc już w gabinecie zwracajmy uwagę na higienę pracy osoby wykonującej zabieg.

Natomiast w każdym innym przypadku, który tyczy się defektów kosmetycznych, radzę w pierwszej linii skonsultować się z kosmetologiem. W gabinetach kosmetologicznych zazwyczaj konsultacje nie są płatne i zachęcam wybrać się na takie konsultacje do kilku gabinetów, by móc już podczas rozmowy zorientować się, czy mamy do czynienia z kompetentną osobą. Nie bójcie się podczas takiej rozmowy zadawać pytań- w końcu kosmetolog od tego jest, by wszystko dokładnie Wam wytłumaczyć a już po samym sposobie rozmowy będziecie w stanie ocenić, czy ta osoba dokładnie wie o czym mówi. Jak najbardziej możecie zapytać o kwalifikacje tej osoby jak wykształcenie oraz przebyte kursy- nie traktujcie tego jako wścibstwo i brak zaufania, w końcu skórę macie tylko jedną! 

Jeśli Waszym zmartwieniem są pęknięte naczynka, przebarwienia, blizny potrądzikowe, czyli takie problemy kosmetyczne, które są poza zasięgiem działania kosmetyków, ponieważ znajdują się w głębokich warstwach skóry, gdzie substancje z kosmetyków nie powinny docierać (nie powinny, ale rzeczywistość bywa odmienna od teorii) lub docierają w znikomej ilości, powinnyście udać się do kosmetologa. Podczas konsultacji osoba prowadząca wywiad dobierze odpowiedni dla Was zabieg. Dla przykładu: cerę naczynkową można traktować IPLem, laserem czy elektrokoagulacją. Jeśli naszym problemem jest rumień bez wyraźnych teleangiektazji (pękniętych naczynek), możemy zdecydować się na IPL natomiast będzie on mało skuteczny w przypadku pękniętych naczyń. W tym drugim przypadku, w zależności od położenia i rozległości zmian, kosmetolog zdecyduje się na laser lub elektrokoagulację. Przebarwienia także mogą mieć różne podłoże- jeśli będą to przebarwienia pozapalne (np. po trądziku), będzie można zdecydować się na delikatniejszy kwas niż w przypadku przebarwień posłonecznych. Natomiast w przypadku blizn potrądzikowych można zdecydować się na kwasy lub mezoterapię i karboksyterapię, przy czym przypominam, że w przypadku tych drugich warto zapytać kosmetologa, czy współpracuje z lekarzem. 


Natomiast jeśli mimo przebytej kuracji, efekt jest niezadowalający, warto udać się po poradę do innego kosmetologa a nawet zastanowić się nad wizytą u lekarza medycyny estetycznej. Zwłaszcza w przypadku bardzo głębokich przebarwień i blizn pomimo starań, preparaty stosowane przez kosmetologa mogą nie być wystarczające, by dosięgnąć tak głębokich warstw skóry, w których zlokalizowane są te problemy. Zanim jednak poddasz się kolejnej kuracji, odczekaj minimum pół roku- przez ten czas skóra wciąż się regeneruje i pełny efekt kuracji zobaczysz dopiero po upływie tego czasu. 

W przypadku rozstępów, cellulitu czy braku jędrności skóry na ciele, również warto w pierwszej kolejności udać się do kosmetologa- rozstępy podlegają podobnym zabiegom jak blizny i w ich przypadku można także rozważać zastosowanie karboksyterapii, mezoterapii lub kwasów. W przypadku cellulitu i braku jędrności ciała głównie pomoże nam dieta oraz podjęcie aktywności fizycznej, jednak mezoterapia czy endermologia wspomogą kształtowanie sylwetki i usuwanie zbędnego tłuszczu z najbardziej opornych miejsc. O ile o kontrowersjach związanych z mezoterapią już Wam wspominałam, o tyle endermologia jest nieinwazyjną metodą i opiera się na zasadzie bardzo intensywnego masażu wykonywanego za pomocą specjalnej głowicy, dzięki której usprawniany jest przepływ limfy (a to właśnie naczyniami limftatycznymi odprowadzany jest tłuszcz z organizmu!). Tańszą alternatywą dla tej metody jest... dobrze wszystkim znany masaż bańką chińską! Natomiast zabiegiem działającym na tej samej zasadzie, jednak przeznaczonym do ujędrnienia skóry oraz poprawy owalu twarzy jest endermolift.


A co z masażami?

Chociaż każda kosmetyczka i kosmetolog uczą się wykonywać podstawowe masaże relaksacyjne i klasyczne, to jednak w tej kwestii bardziej ufam fizjoterapeutom. Niepoprawnie wykonany masaż może przynieść więcej szkody niż pożytku nawet jeśli jest to "tylko" masaż twarzy, szyi i dekoltu wykonywany w celu prewencji przeciwzmarszczkowej.
Tak, jak kosmetolog poświęca 5 lat nauki na wnikliwe poznanie fizjologii skóry, tak fizjoterapeuta zapoznaje się z działaniem i przyczepami mięśni. Masaż również jest sztuką, ponieważ żeby mógł realnie wpłynąć na poprawę kondycji skóry, trzeba wiedzieć także w jaki sposób biegną naczynia krwionośne oraz limfatyczne i w jaki sposób przeprowadzić zabieg, by zaangażować w niego wszystkie tkanki leżące pod skórą. Znajomość biegu naczyń krwionośnych oraz limfatycznych ma bardzo duże znaczenie w przypadku masaży wyszczuplających jak ten z użyciem baniek chińskich czy drenażu limfatycznego. Sprawne dłonie masażysty potrafią przynieść znacznie lepsze rezultaty niż zaawansowany sprzęt gabinetowy!


Trądzik

Ostatnią kwestią, jaką chciałabym poruszyć jest trądzik. To schorzenie jest tematem-rzeką, ponieważ jego przyczyny często są niejasne. Zanim zdecydujemy się na wizytę u dermatologa, która zapewne skończy się przepisaniem leku, warto przeanalizować swoją dotychczasową pielęgnację oraz po raz kolejny poddać skórę analizie. Być może okaże się, że dotykający nas trądzik wynika z nieodpowiedniej pielęgnacji i będziemy w stanie go zażegnać bez sięgania po preparaty niosące za sobą szereg powikłań. 

1. Oceń typ oraz podtyp swojej cery- to bardzo istotny krok, ponieważ nieodpowiednia diagnoza przyczyni się do późniejszego dobierania nieodpowiednich kosmetyków, co tylko będzie zaostrzać zmiany trądzikowe. Pamiętaj, że zbyt mocne oczyszczanie i stosowanie niedostatecznie nawilżających kremów pobudza pracę gruczołów łojowych przez co powstaje więcej niedoskonałości!


Szczerze oceń, czy dokuczający Ci trądzik jest na zapalnym podłożu, tj. wypryski są zaczerwienione, ropne, pozostawiają blizny, czy może jest to forma kaszki w kolorze skóry lub pojedyncze wypryski? W przypadku dwóch ostatnich weź pod uwagę, że nieprawidłowe leczenie dermatologiczne mogłoby nasilić te zmiany i przekształcić w aktywną formę trądziku. Czasem lepiej nie ryzykować i postarać się inaczej walczyć z cerą trądzikową.

2. Sprawdź, czy wykonywane przez Ciebie czynności pielęgnacyjne przeprowadzane są w odpowiedniej kolejności oraz częstotliwości: Przykładowy plan pielęgnacji cery krok po kroku

3. Przeanalizuj składy INCI stosowanych przez siebie kosmetyków! Pamiętaj, że wiele substancji kosmetycznych wykazuje działanie drażniące a tym samym przyczynia się do nasilenia zmian trądzikowych, chociaż nie obserwujesz wzmożonego rumienia lub dyskomfortu.

4. Pielęgnacja jak dieta, powinna być zróżnicowana! Bardzo często popełnianym błędem przez posiadaczki cery trądzikowej jest stosowanie zbyt mocnych kosmetyków myjących, zbyt lekkiego nawilżania, stosowanie jedynie maseczek z glinek a dodatkowo systematyczne sięganie po preparaty z kwasami. Brak dostarczania skórze substancji odżywczych, regenerujących, przeciwzapalnych, nawilżających prowadzi do monotonii jakim jest odwadnianie cery. W ten sposób dochodzi do zaostrzenia zmian trądzikowych zamiast ich gojenia.

5. Zmień kosmetyki do makijażu na naturalne! Konwencjonalne fluidy zawierają wiele substancji komedogennych oraz aknegennych, które wcale nie są obojętne naszej skórze! Spośród naturalnych podkładów możesz wybierać zarówno wśród formuł płynnych jak i sypkich- zwłaszcza te drugie, jako podkłady mineralne, są polecane dla cer trądzikowych ponieważ zawarty w nich tlenek cynku wspomaga gojenie zmian trądzikowych a ponadto sypka formuła zapobiega przetłuszczaniu się skóry! Równie duży wpływ na naszą skórę wywierają inne kosmetyki makijażowe, które stosujemy codziennie na duży obszar twarzy- bazy, pudry wykończeniowe, kosmetyki do konturowania.

6. Zwróć uwagę na higienę- w przypadku cery trądzikowej jest ona bardzo istotna, ponieważ bakterie patologicznej flory pobudzają powstawanie trądziku. Postaraj się nie dotykać dłońmi twarzy a nawet nie podpierać się o nie zwłaszcza, gdy siedzisz przy komputerze- klawiatura to istne siedlisko bakterii! Często zmieniaj poszewki pościeli a twarz wycieraj zawsze w jednorazowe chusteczki lub ręczniki papierowe. Odstaw wszelkiego rodzaju gadżety do twarzy w stylu szczoteczek, gąbeczek, ściereczek- one również nie są sterylne a w dodatku przyczyniają się do nadmiernego złuszczenia naskórka a to także może być przyczyną nasilania zmian trądzikowych. Pędzle do makijażu myj po każdym użyciu i staraj się przechowywać je w taki sposób, by miały jak najmniejszy kontakt z podłożem! Jeśli posiadasz zwierzaka i obdarowujesz go codziennie pocałunkami to także pamiętaj, że nie sprzyja to cerze trądzikowej. No i nie zapomnij zdezynfekować swojego telefonu!


Jeśli jesteś pewna, że prawidłowo dobrałaś preparaty pielęgnacyjne a trądzik wciąż Ci doskwiera, warto przyjrzeć się bliżej swojej diecie oraz stylowi życia. Dieta nie musi oznaczać ograniczeń żywieniowych! Czytaj składy produktów i wybieraj te, które są najmniej przetworzone. Zdziwisz się, ile chemii może znajdować się w produktach codziennie spożywanych: pieczywie, szynce, serze. Zmiana diety nie oznacza większych kosztów- na sklepowych półkach obok produktów napakowanych chemią znajdują się zdrowe, nieprzetworzone produkty w tej samej cenie! Nie musisz sięgać po produkty opisane znaczkiem "bio"- po prostu czytaj składy! Zwróć także uwagę, czy nie towarzyszą Ci stresowe sytuacje- one także mogą nasilać trądzik a także przyczyniać się do nerwowego rozdrapywania czy wyciskania zmian. 

Trądzik może też być reakcją na nadwrażliwość na niektóre pokarmy- niektóre osoby obserwują poprawę po odstawieniu nabiału i/lub glutenu, u innych trądzik nasila się pod wpływem zjadania pikantnych potraw lub słodyczy. Można samodzielnie eliminować poszczególne pokarmy ale też dobrym rozwiązaniem jest udać się na konsultacje dietetyczne. Dietetyk pomaga nie tylko osobom chcącym zrzucić zbędne kilogramy!

Jeśli jednak mimo prawidłowej pielęgnacji i diety, trądzik wciąż się utrzymuje, wtedy warto zasięgnąć opinii kosmetologa i dobrać kuracje gabinetową. Jeśli mimo przebytej kuracji, trądzik wciąż się utrzymuje lub nawraca a do tego charakteryzuje się obecnością stanów zapalnych, ropnych zmian i pozostawia blizny, najwyraźniej jego przyczyna nie jest związana ze skórą. I dopiero w tym przypadku należy udać się do LEKARZA!

Osobiście odradzam wizyty na NFZ, ponieważ pacjent jest wtedy traktowany bardzo po macoszemu, schematycznie i nierzadko nawet nie ma czasu opowiedzieć dokładnie przebiegu swojej choroby. "Leczenie" bardzo często jest wdrażane bez znalezienia przyczyny i polega na podawaniu kolejnych leków w nadziei, że w końcu któryś pomoże (początkowo są to maści, w następnej kolejności antybiotyki doustne, na końcu retinoidy). A każdy lek obciąża organizm i niesie ryzyko zaostrzenia zmian trądzikowych!

Dlatego podejdź do trądziku kompleksowo:
1. Umów się na wizytę z ginekologiem,
2. Umów się na wizytę z endokrynologiem,
3. Umów się na wizytę z gastrologiem,
4. Mając komplet wyników badań od powyższych lekarzy, umów się z dermatologiem.

Poproś także dermatologa o wykonanie wymazu wydzieliny ze zmian i ewentualnych dodatkowych badań, jakie uzna za stosowne (np. pod kątem obecności nużeńca). Dopiero mając komplet badań, dermatolog powinien przejść do stawiania diagnozy i doboru odpowiednich medykamentów.

Pamiętaj, że kuracje od dermatologa traktujemy w sposób szczególny- nawet, jeśli jesteśmy fankami naturalnej pielęgnacji, na czas kuracji u dermatologa stosujemy się do jego zaleceń pielęgnacyjnych. Oczywiście można się spierać w kwestii słuszności zalecanych przez dermatologa kosmetyków, jednak z pewnością żadna z nas nie chciałaby usłyszeć, że terapia nie działa, ponieważ nie stosujemy się do zaleceń pielęgnacyjnych. Dlatego na ten wyjątkowy czas jaką jest kuracja stosujemy się do tego, co zleca dermatolog chyba, że nie poda żadnych zaleceń pielęgnacyjnych. Ewentualnie możemy przedstawić mu składy INCI stosowanych przez nas kosmetyków jednak w większości przypadków, dermatolog nawet nie będzie umiał ich przeanalizować =).

Dopiero po 6 miesiącach od zakończonej kuracji dermatologicznej możemy powoli wprowadzać inne kosmetyki- chyba, że dermatolog zdecyduje inaczej.


Powyższy podział jest oczywiście dużym uogólnieniem i jak najbardziej zdarzają się wybitne jednostki. Bywają kosmetyczki kształcące się we własnym zakresie i równie dobrze zorientowane w fizjologii skóry jak kosmetolodzy a także dermatolodzy, którzy podchodzą do pacjenta holistycznie. Oby takich osób było jak najwięcej!

Jestem bardzo ciekawa, jakie Wy macie doświadczenia ze specjalistami różnych dziedzin związanych ze skórą. Czy korzystałyście z pomocy kosmetyczki, kosmetologa lub dermatologa? Czy kuracje przyniosły oczekiwane rezultaty? 

Koniecznie dajcie znać! Pozdrawiam!


[458.] Oswajamy minerały!- poradnik oraz recenzja podkładu Earthnicity Minerals

[458.] Oswajamy minerały!- poradnik oraz recenzja podkładu Earthnicity Minerals

Zmiana podkładu- z drogeryjnego na mineralny- był krokiem milowym w mojej pielęgnacji, który umożliwił mi zażegnanie trądziku. Ówcześnie, mimo stosowania naturalnych kosmetyków cera wciąż nie domagała- zmiany trądzikowe pojawiały się w znacznie mniejszej ilości, jednak wciąż były widoczne i na tyle wyniosłe, że odznaczały się nawet spod najbardziej kryjącego podkładu. Już po kilku użyciach mineralnego podkładu cera miała się lepiej a po miesiącu mogłam śmiało stwierdzić, że stan cery znacznie się poprawił. Nie minął kolejny miesiąc a ja mogłam odstawić punktowo stosowane oleje (drzewo herbaciane, pachnotka, tamanu), zrezygnować z zielonej glinki na rzecz delikatniejszych. 

Efekt ten spowodowany był faktem, że zdecydowana większość (niemal mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie) drogeryjnych i aptecznych fluidów jest napakowana substancjami działającymi komedogennie (czyli zapychająco, np. silikony lub oleje mineralne) a także substancjami aknegennymi (czyli zaostrzającymi zmiany trądzikowe przy czym wcale nie są to substancje, które mogłybyście uznać za "zapychające"- poprzez drażnienie skóry przyczyniają się do aktywacji pracy gruczołów łojowych co objawia się zaostrzeniem niedoskonałości. Do tej grupy zaliczamy np. etanol, SLS, substancje naruszające barierę hydrolipidową skóry jak np. glikol propylenowy czy Disodium EDTA czy substancje oksyetylenowane, np. polisorbat, ceteareth, PEG i PPG oraz inne). 

Substancje aknegenne i komedogenne- czego unikać, by pozbyć się trądziku?


Wiele osób ma obawy w związku ze zmianą formuły kosmetyku: fluidy są płynne i intuicyjnie wiemy, jak je nakładać- nie tylko palcami, ale - na wzór tutoriali- także przy pomocy gąbeczki czy pędzla. Obawę budzi trwałość produktu- czy nie spłynie? Czy nie okaże się zbyt lekki? Czy nie zacznę się błyszczeć? Czy nie podkreśli niedoskonałości? 

Warto już od samego początku powiedzieć, że podkład mineralny jeśli jest prawidłowo nałożony, odznacza się tak samo dobrą a nawet lepszą trwałością niż fluid. Zacznijmy więc od tego, jak taki podkład nałożyć- podstawą jest dobry pędzel!

I tutaj mamy do wyboru dwa modele: płasko ścięty Flat-Top lub lekko zaokrąglony Kabuki. Oba rodzaje pędzli znajdują swoich idoli, dlatego warto popróbować. 

Po lewej Flat-Top, po prawej- Kabuki

Pędzle typu flat-top mają szeroki wachlarz cenowy, dlatego osoby początkujące, które nie chcą od razu inwestować pokaźnej sumy w akcesoria do makijażu, zazwyczaj wybierają te pędzle, jako bardziej przystępne cenowo. Jednak w przypadku flat-topów bardzo dużą rolę odgrywa gęstość i "zbicie" włosia a także długość rączki. Cena nie zawsze jest adekwatna do jakości, możemy znaleźć idealne pędzle na Aliexpress a także markowe buble, dlatego warto przed zakupem przyjrzeć się pędzlowi i poczytać o jego budowie.


W przypadku pędzli flat-top, żeby uzyskać odpowiedni efekt, musimy najpierw nałożyć pigment poprzez stemplowanie a więc wykonywanie takiego ruchu jak pieczątką- "miejsce w miejsce"- a dopiero w następnej kolejności rozcieramy podkład wykonując okrężne ruchy. Kabuki jest dużo łatwiejsze w użyciu- wystarczy od razu przejść do ruchu rozcierającego a podkład aplikowany jest równomiernie. Jednak za oszczędność czasu i ułatwienie aplikacji trzeba więcej zapłacić- ceny pędzli kabuki rzadko kiedy są niższe niż 100 zł, chociaż aktualnie trwa promocja na pędzel kabuki Earthnicity, którego i ja używam, dlatego polecam przyjrzeć się mu bliżej!


Niezależnie od wybranego przez Was rodzaju pędzla- by perfekcyjnie nałożyć podkład mineralny, najpierw trzeba nasypać go z pojemniczka na denko, zanurzyć pędzel i dokładnie rozprowadzić produkt po całej powierzchni włosia a następnie OTRZEPAĆ (najlepiej nad denkiem)- dzięki temu na twarz nakładamy niewielką ilość produktu a już ta niewielka ilość wystarcza, by znacznie wyrównać koloryt cery.


I tutaj znów powtórzę, że bardzo ważne jest, by nie nakładać zbyt dużej ilości podkładu sypkiego- jeśli nałożymy go zbyt grubą warstwą, wejdzie w pory, załamania, podkreśli suche skórki a także zacznie nieestetycznie wyglądać- ten nieładny i bardzo charakterystyczny efekt doczekał się własnej nazwy: "ciastkowanie", "efekt ciastka"- ponieważ skóra wygląda, jakby była pofałdowana niczym miękkie, rozpływające się ciasteczko- i w tym przypadku, bynajmniej nie wygląda to apetycznie!

I wiecie co? Efekt "ciastka" można przezwyciężyć, ponieważ najczęściej jest on z naszej winy, gdyż:
- dobieramy pędzel flat-top o zbitym włosiu a nie mamy wprawy w jego używaniu,
- spieszymy się i niestarannie aplikujemy podkład,
- oczekując mocnego krycia nakładamy zbyt dużą ilość produktu, zamiast nałożyć dwie cienkie warstwy- efekt jest całkiem inny!

Nakładana ilość podkładu mineralnego ma niebywałe znaczenie! Ten rodzaj podkładu zachowuje się całkowicie inaczej, gdy jest nałożony grubą warstwą a gdy nałożymy dwie-trzy ale cienkie warstwy! Suma warstw może wydawać nam się identyczna jak nałożenie jednej, pokaźnej warstwy ale nałożenie dużej ilości naraz uniemożliwia równomierną i staranną aplikację co przekłada się na tragiczny efekt końcowy.



Osobiście stosuję pewne dwa triki podczas nakładania pokładu mineralnego:

1. Zawsze nakładam podkład od części centralnej twarzy i rozcieram do części najbardziej oddalonych, tj: zaczynam od nosa, części policzków przy nosie i części czoła znajdującej się między brwiami i rozcieram na zewnątrz. To trik, który stosuje wielu wizażystów i dotyczy on nie tylko podkładów mineralnych, ale także fluidów- dzięki takiej aplikacji, na centralnej części twarzy kumuluje się największa ilość pigmentu a dzięki temu uzyskujemy perfekcyjne krycie w bardzo prosty i nieczasochłonny sposób.

2. Nakładam podkład najpierw na jedną stronę twarzy a dopiero potem przechodzę na drugą część- moja naczynkowa cera rumieni się podczas rozcierania podkładu, przez co wydaje mi się, że powinnam jeszcze dołożyć podkład. W czasie, gdy aplikuję go po drugiej stronie, cera wycisza się i finalnie okazuje się, że dodatkowa porcja podkładu jest zbędna, ponieważ już ta pierwsza dała zadowalający mnie efekt. Przyznaję, że nie raz zdarzyło mi się przesadzić z podkładem mineralnym, właśnie przez tę reaktywność cery. Po kilku godzinach byłam "dumną" posiadaczką efektu "ciastka", na szczęście szybko zorientowałam się, jak dałam się wyprowadzić na manowce swojej własnej cerze ;).

Jeśli jednak obawiacie się aplikacji pędzlami, ale umiecie nakładać fluid za pomocą gąbeczki typu "Beauty Blender", ta umiejętność może okazać się przydatna! Podkład mineralny można mieszać z dowolną "bazą" by uzyskać płynną konsystencję:

- z wodą- w tym przypadku nie polecam mieszać wody z minerałami ale zwilżyć gąbeczkę, mocno odcisnąć i przy pomocy takiej wilgotnej, nakładać pigmenty na twarz. Efekt końcowy jest porównywalny do aplikacji pędzlem,

- z kremem lub olejem - i to jest fantastyczna metoda dla osób chcących wyrównać powierzchnię skóry, tj. sprawić, by zmniejszyła się widoczność porów czy załamań skóry (bruzd i zmarszczek). Zarówno krem jak i olej lepiej wypełnią powierzchnię skóry, niż sam minerał czy nałożony za pomocą wody- polecam wypróbować! Być może niektóre z Was obawiałyby się nałożenia podkładu w połączeniu z olejem, ale tutaj przypomnę, że minerały wykazują działanie matujące, dlatego w przypadku większości cer, wcale nie pozostanie na twarzy tłusta warstwa (zwłaszcza, że nie powinnyśmy nakładać dużo oleju a jedynie zwilżyć nim podkład). Jeśli jednak Wasze cery nie lubią się z olejami- spróbujcie wersję z kremem!

Być może niektóre z Was zastanowią się nad kwestią wygładzania powierzchni skóry- czy da się ten efekt uzyskać bez pomocy silikonów? Oczywiście, że tak! Większość surowców, które są znane od lat, ma swoje naturalne odpowiedniki i podobnie jest w przypadku silikonów. Są one po prostu tanie i odporne na wysoką temperaturę, łatwo wytworzyć kosmetyk z ich pomocą. Natomiast można także stworzyć kosmetyk, który nie będzie miał silikonów, ale da na skórze podobny lub nawet taki sam efekt. Odpowiadają za niego m. in. triglicerydy kwasu kaprylowego i kapronowego, cetiol, laurynian izoamylu, krzemionka czy bioferment z bambusa- każda z tych substancji może być stosowana w kosmetykach naturalnych. Co więcej- wśród kosmetyków naturalnych możemy znaleźć bardzo dobre bazy pod makijaż, które nie będą zawierały silikonów! O dwóch już Wam pisałam: Era Minerals i Neve Cosmetics.

I tutaj taka mała dygresja- podkład mineralny jest jakby stuprocentową substancją kryjącą: ponieważ zawiera tylko pigmenty, substancje wpływające na poziom krycia i efekt końcowy (rozświetlenie czy też matowienie). A fluid to powyższe substancje + cała gama surowców, które mają dać efekt przyjemnie miękkiej, aksamitnej i gładkiej skóry. Niestety, te drugie wpływają na pogorszenie stanu cery a także rozrzedzają produkt, przez co albo słabiej kryje albo trzeba użyć więcej pigmentów dla osiągnięcia mocnego krycia. Ponadto fluid jako produkt z wodą, musi być konserwowany, co dodatkowo zwiększa ryzyko alergii i podrażnień. Minerały konserwantów nie posiadają a mimo to i tak się nie psują- wystarczy szczelnie je zakręcać i nie dopuścić do tego, by dostała się do nich woda. Podkład mineralny można zastosować w mniejszej ilości, by dał takie samo krycie jak fluid, dzięki czemu jest to bardziej ekonomiczny wybór a efekt finalny jaki daje jest bardzo naturalny- podkład nie odcina się od skóry, nie tworzy efektu maski, nie jest widoczny. Właśnie z tego względu uwielbiam minerały i zawsze Was do nich zachęcam- jeśli jednak wolisz pozostać przy płynnych formułach podkładów a nawet możliwość mieszania pigmentów z kremem/wodą/olejem Cię nie przekonuje, zerknij na listę poniższą listę:

Lista kremów BB i podkładów o bezpiecznych oraz naturalnych składach
 
Ponadto podkłady mineralne, dzięki zawartości tlenku cynku i dwutlenku tytanu zapewniają ochronę przed promieniowaniem UV na poziomie SPF 15-20. W kwestii prewencji przeciwzmarszczkowej filtry odgrywają jedną z najważniejszych ról a w pielęgnacji azjatyckiej są polecane nawet przez cały rok! Uważam, że podkład mineralny to dobre rozwiązanie, by zapewnić sobie przez cały rok ochronę przeciwsłoneczną a tym samym chronić skórę nie tylko przed utratą jędrności, ale także przed przebarwieniami!





W okresie letnim przetestowałam nową markę podkładów- Earthnicity Minerals- i polecałam ją Wam m. in. na grupie Kosmetologia Naturalnie. Dostawałam wiele pytań, więc na sam koniec jeszcze podzielę się z Wami opinią. To, co bardzo zaskoczyło mnie w tym podkładzie to jego długotrwałe właściwości matujące! Niezależnie, czy na zewnątrz było deszczowo czy upalnie, czy zastosowałam krem przeciwzmarszczkowy (trójka letnich ulubieńców) czy z filtrem, i czy ten drugi aplikowałam raz czy kilkakrotnie: podkład pozostawał matowy a cera nie zdradzała oznak przetłuszczenia. Jednocześnie podkład wykazywał bardzo dobre krycie i utrzymywał się bez poprawek cały dzień! Polecam serdecznie zwłaszcza, że firma umożliwia zakup próbek!

Koniecznie dajcie znać, czy post był dla Was pomocny, czy dowiedziałyście się czegoś nowego a może jesteście fankami minerałów? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii i doświadczeń!

Pozdrawiam serdecznie!
PS Chcecie tutorial powyższego makijażu? Jest BANALNIE prosty a efektowny!

Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl