[537.] Praca na stanowisku laboranta

[537.] Praca na stanowisku laboranta

Chociaż strona Kosmetologia Naturalnie jest poświęcona tematom pielęgnacji i jej grupą odbiorców są przede wszystkim osoby zainteresowane pielęgnacją, to dostaję od Was wiadomości, że jesteście moimi "koleżankami po fachu", studentkami kosmetologii lub też zastanawiacie się nad wyborem tego kierunku, tylko trapi Was pytanie - co zrobić, by pracować w laboratorium kosmetycznym? Na czym polega ta praca i czy jej podołacie?

Dziś chciałabym więc opowiedzieć Wam troszeczkę o swojej pracy, by rozwiać Wasze wątpliwości, uchylić rąbka tajemnicy pracy w laboratorium a przede wszystkim - móc podzielić się z Wami swoją pasją!

Czy kończąc kosmetologię mam szansę na pracę w laboratorium kosmetycznym?

Niestety studia z zakresu kosmetologii nie przygotowują do pracy w laboratorium - wszystkie przedmioty są ukierunkowane na przygotowanie do pracy w gabinecie i kontakcie z klientem a przedmioty związane z chemią kosmetyczną są okrojone - chociaż będąc na studiach wydawało mi się, że wiem wiele z tego zakresu to dopiero praca zweryfikowała, że moje wykształcenie nie jest wystarczające do podjęcia samodzielnej pracy w laboratorium.

Początek nie był łatwy, jednak warto było "chwycić byka za rogi" - moja wiedza z zakresu substancji stosowanych w kosmetykach niesamowicie wzrosła. Dzięki długim rozmowom z osobami o wykształceniu stricte pod produkcję kosmetyków dowiedziałam się wielu przydatnych informacji, które po prostu w toku studiów były pomijane jako nieistotne dla osób pracujących w gabinecie. Im więcej dowiadywałam się o różnych substancjach kosmetycznych i ich działaniu, tym bardziej upewniałam się w przekonaniu, że kosmetyka naturalna to zdecydowanie dobry kierunek tworzenia nowoczesnych kosmetyków!

Zresztą, porównajcie merytorycznie poniższe artykuły:
Dlaczego należy unikać mydeł (stary post) vs Mydła – Kompendium Wiedzy (zaktualizowany)
SLS i SLES (stary post) vs SLS i SLES (zaktualizowany)


Co ukończyć, by zostać laborantem w firmie kosmetycznej?

Byłam jedynym kosmetologiem na produkcji - większość osób tam pracujących posiada tytuł mgr inż. biotechnologii. Także polecam Wam bardziej kierunki związane z chemią jak właśnie biotechnologia lub też chemia kosmetyczna albo technologia produktów kosmetycznych - niektóre z tych kierunków są dwustopniowe, inne obejmują jedynie mgr, dlatego nawet, jeśli jesteś na którymś z pierwszych lat na kosmetologii, możesz po ukończeniu licencjata ubiegać się o przyjęcie na studia bardziej związane z chemią. 

Natomiast jeśli jesteś osobą, która kończy kosmetologię lub już ją ukończyła i wie, że praca w gabinecie to nie jest to, czym chce się zajmować, polecam wykonywanie dodatkowych kursów i szkoleń - wprawdzie nie są one aż takim potwierdzeniem umiejętności jak dyplom ukończenia studiów jednak pokazują Wasze dobre chęci i zaangażowanie. Na podstawie własnych doświadczeń powiem, że wykazanie się na niższym stanowisku (w moim przypadku była to dermokonsultantka) i umożliwienie poznania się jako solidnego pracownika również może być początkiem kariery i drzwiami do awansu na wymarzone stanowisko.

Oczywiście nie wiem, jak wygląda kwestia zatrudnienia we wszystkich laboratoriach kosmetycznych - opisuję Wam możliwe ścieżki na podstawie własnych doświadczeń - sądzę, że od tych wskazówek możecie zacząć ale absolutnie nie przekreślajcie swoich marzeń tylko dlatego, że napisałam coś nie po Waszej myśli! 

Czym zajmuje się laborant? Czy trzeba umieć tworzyć kosmetyki, by dostać pracę w laboratorium?

Akurat w Sylveco wyróżnia się dwa "rodzaje" laborantów: laborant - pracownik produkcji (i właśnie to stanowisko zajmowałam) oraz laborant - pracownik centrum badawczego i ds. rozwoju. By zostać pracownikiem centrum badawczego należy mieć doświadczenie w tworzeniu kosmetyków, ponieważ to właśnie tam wymyśla się nowe formuły, dopracowuje stężenia substancji i prowadzi pierwsze próby działania kosmetyków. Natomiast praca na stanowisku produkcyjnym jest pracą odtwórczą tego, co dzieje się w laboratorium badawczym - tyle, że produkuje się kosmetyk w ilości 500 kg, 1000 kg a nawet więcej! Oczywiście nie każdy może zostać pracownikiem produkcji, ponieważ podczas styczności z surowcami kosmetycznymi - jak i wszystkimi chemikaliami - należy zachować szczególną ostrożność i mieć podstawy, jakie związki dadzą jaką reakcję (np. czy spodziewać się nagłego wzrostu temp. lub ewentualności poparzenia - w tym celu należy albo sprawdzać ustawienia mieszalnika albo założyć dodatkową odzież ochronną). Jako kosmetolog, który ma podstawy chemii kosmetycznej, mogłam rozpocząć pracę na produkcji. I mimo, że była to "praca odtwórcza", to jednak musiałam nauczyć się wszystkiego, co jest niezbędne w pracy laboranta - w tym rozpoznawać poszczególne surowce kosmetyczne i znać reakcje, w jakie wchodzą i jak oddziałują na formulację. Musiałam również zapoznać się z mieszalnikami - maszynami, które obsługuje pracownik produkcji i w których tworzony jest kosmetyk. A robienie kosmetyku to nie wrzucenie surowców do kotła i czekanie, aż się wszystko przemiesza! To żmudny proces, który wymaga kontroli na każdym etapie i szczególnego podejścia do każdej substancji - niektóre rozpuszczają się łatwiej, inne ciężej, niektóre mają specyficzne wymagania względem ich dodawania do kosmetyku czy zachowania temperatury.

Jakie były moje obowiązki jako laboranta-pracownika produkcji?

- laboratoryjna kontrola jakości surowców kosmetycznych przeznaczonych do produkcji,
- kontrola przebiegu procesu produkcji kosmetyku od momentu przygotowania surowców do etapu przekazania masy na dział konfekcjonowania,
- obsługa urządzeń procesowych, urządzeń pomocniczych i laboratoryjnych,
- laboratoryjna kontrola jakości gotowego produktu.

Czy kosmetyki naturalne są trudniejsze w produkcji niż kosmetyki konwencjonalne?

Tak - i sądzę, że z tego względu dopiero teraz zaczynają być popularne, kiedy rośnie świadomość Konsumentów. Ludzie rozumieją, że delikatna różnica w konsystencji, zapachu czy kolorze pomiędzy różnymi partiami kosmetyku jest dopuszczalna w przypadku kosmetyków naturalnych, ponieważ surowce naturalne czasem zachowują się nieprzewidywalnie - dlatego właśnie należy mieć chociaż podstawową wiedzę z zakresu chemii by móc zareagować od razu w przypadku komplikacji. Kosmetyki naturalne są również pozbawione nadmiernej ilości substancji stabilizujących, co przekłada się na różnicę w odczuciach organoleptycznych pomiędzy kolejnymi partiami tego samego produktu. Osoby zaopatrujące się w kosmetyki naturalne rozumieją, że rozwarstwienie się produktu, czy wytrącenie niektórych surowców wynika z mniejszej ilości chemii dodanej do kosmetyku w celu poprawy jego konsystencji, a która mogłaby zaszkodzić czy obciążyć cerę. Jednakże z drugiej strony Producenci także starają się dopracować procesy technologiczne i formulacje kosmetyków w taki sposób, by były jak najmniej problematyczne (np. rozwarstwianie się) i powtarzalne względem poprzednich partii. Co więcej - na samym rynku surowców kosmetycznych pojawia się coraz więcej składników mających na celu poprawę konsystencji kosmetyku, ułatwiających jego tworzenie, czy będących bardziej przewidywalnymi w zachowaniu i które można stosować w kosmetykach naturalnych! Dlatego też coraz więcej firm decyduje się na wypuszczenie linii kosmetyków o naturalnym składzie przy jednoczesnej możliwości zachowania powtarzalności kolejnych partii! Rosnąca świadomość Konsumentów względem składu INCI pociąga za sobą cały rynek kosmetyczny, który staje się coraz bardziej otwarty na kosmetyki naturalne!

Jakie są minusy pracy na stanowisku laboranta- pracownika produkcji?

Niesamowicie duża odpowiedzialność i związany z nią stres - oczywiście niezależnie od zajmowanego przez nas stanowiska towarzyszy nam odpowiedzialność za powierzone obowiązki, jednak będąc laborantem wystarczy, że pomylisz 1 składnik i... całą produkcję należy zutylizować! Pociąga to za sobą ogromne koszty - nie tylko straty produktów ale również prądu, wody, cennego czasu. Dlatego każdy laborant musi zachować szczególną ostrożność i sprawdzać sam siebie 3x nawet, jeśli jest pewien swoich obliczeń. Lepiej sprawdzić coś o jeden raz za dużo i mieć pewność, że proces produkcji przebiega prawidłowo niż jeden raz za mało i stresować się stratami.

Drugim minusem pracy na stanowisku laboranta pracownika produkcji jest wysiłek fizyczny. I nie mam tutaj na myśli całodziennego chodzenia lub stania. Praca na hali produkcyjnej to wielokrotne dźwiganie wiader, materiałów, naczyń a także praca na wysokości. Nie były to nigdy ciężary przekraczające dopuszczalny do dźwigania ciężar przez kobiety a także zawsze mogłam poprosić o pomoc kolegów, jednak często proces produkcji wymagał ode mnie samodzielności. To właśnie ze względu na pracę na produkcji zaczęłam chodzić na siłownię - nigdy nie należałam do osób mogących pochwalić się wyróżniającą się tężyzną fizyczną a ponadto zaobserwowałam, że znacznie bardziej obciążam w pracy jedną stronę ciała. Siłownia miała na celu poprawę mojej wydolności ale również pomóc w symetrycznym angażowaniu mięśni.

Czy polecam pracę na stanowisku laboranta?

TAK! Jest to bardzo rozwojowa praca, która jednocześnie daje wiele satysfakcji - umożliwia poszerzanie swojej wiedzy poprzez styczność z nowymi publikacjami, doniesieniami naukowymi, czy surowcami kosmetycznymi dopiero pojawiającymi się na rynku. Praca laboranta nie jest nudna - w każdy dzień robisz inny kosmetyk, dlatego nie wpadasz w monotonię i łatwiej Ci zachować ostrożność. Dla mnie niesamowicie satysfakcjonujące było móc zobaczyć na półce w sklepie gotowy kosmetyk, który wiem, że to ja produkowałam - szczególnie w pamięci zapadł mi nawilżający balsam na rozstępy Sylveco, ponieważ byłam odpowiedzialna za produkcję I i II partii a więc wszystkie pozytywne recenzje jakie pojawiały się po jego wypuszczeniu na rynek niesamowicie mnie cieszyły i motywowały do dalszej pracy!  

Gdybym miała wybierać pomiędzy pracą w gabinecie a w laboratorium?

Zdecydowanie wybrałabym laboratorium! W moim przypadku, gdy jako mgr kosmetologii mam już doświadczenie jak wygląda praca w gabinecie, laboratorium było dla mnie całkiem innym światem, który cieszę się, że mogłam poznać!

Mogłam, ponieważ nadszedł czas na zmiany - dostałam propozycję zmiany posady na specjalistę do spraw marketingu (oczywiście również w Sylveco!) - po raz kolejny było to dla mnie skokiem na głęboką wodę ale nawet udało mi się utrzymać na powierzchni ;). Zajmuję się prowadzeniem fanpage Sylveco, odpowiadam na meile, piszę artykuły na stronę sylveco.pl lub do gazet. Tęsknię czasem za produkcją, ale teraz uczę się czegoś całkiem nowego! 

Trzymajcie więc kciuki za mój dalszy rozwój i życzcie mi powodzenia! A jeśli macie jakieś pytania związane z pracą na stanowisku laboranta, piszcie śmiało!

Pozdrawiam serdecznie!
[536.] Denko maj 2018

[536.] Denko maj 2018

Zgodnie z obietnicą nadrabiam denkowe zaległości i przychodzę do Was z majowym denkiem. Jeszcze tylko troszkę i będę na bieżąco! Przyznaję, że "Projekt Denko" jest dla mnie fenomenem - niejednokrotnie myślałam o zaprzestaniu tej serii, pokazywanie swoich "śmieci" jest troszkę krępujące jednak otrzymuję od Was informacje, że lubicie te serie i czekacie na nią. Tym bardziej jest mi niezręcznie, że w ostatnich miesiącach mam opóźnienia, jednak cieszę się, że chcecie poznać więcej kosmetyków naturalnych. Denka mają jeden niezaprzeczalny plus - umożliwiają szczere opiniowanie produktów po ich całkowitym zużyciu. Chyba nie ma bardziej nieszczerych opinii niż te, które są wydawane jedynie po kilkukrotnym zastosowaniu kosmetyków. Jeśli opiniuję jakieś kosmetyki, zawsze staram się wykonywać zdjęcia produktów wcześniej, by móc zaprezentować je na blogu w pełnej krasie, jednak recenzję piszę dopiero gdy kończę opakowanie lub już je wykończyłam. Zdarza się jednak, że wykonam jakimś kosmetykom zdjęcia a następnie okazuje się, że nie mogę na ich temat napisać nic pochlebnego - wtedy niestety zdjęcia i czas zostają zmarnowane, ale za to mam pełne poczucie, że kosmetyki, które finalnie pojawiają się na blogu, są godne uwagi.

Przejdźmy więc do meritum!



Pielęgnacja twarzy



Krem z filtrem SPF 50 Kafe Krasoty (La Cafe de Beaute)

Jest to mój ulubiony krem z filtrem, który odkryłam w 2016 r i co sezon powracam do niego. Jego niewątpliwymi zaletami są brak bielenia oraz dobrze wchłanialna konsystencja. W porównaniu z kremami pozbawionymi filtrów UV, Kafe Krasoty może wydawać się ciut bardziej treściwy, jednak wynika to z konieczności zwiększenia fazy tłuszczowej w kosmetykach z filtrami (więcej na ten temat pisałam w artykule dot. filtrów, link poniżej). Pomimo odrobinę gęstszej konsystencji dobrze się wchłania, nie wzmaga błyszczenia się cery i nie przyczynia się do wzmożenia niedoskonałości. Zdecydowanie różni się konsystencją od kremów z filtrami opartymi o emolientową bazę (np. Bioderma Photoderm Mineral) - jest znacznie przyjemniejszy i łatwiejszy w aplikacji oraz późniejszym nakładaniu makijażu. Jednak nie istnieje idealny krem z filtrem - krem ten posiada filtry "przenikające", które z pewnością są minusem dla wielu osób jednak jak pisałam Wam w artykule o filtrach UV - nie wykazano szkodliwego wpływu tych substancji na organizm.  Z całą pewnością nie jest to ostatnie opakowanie tego kremu jakie używam i powrócę do niego jeszcze w tym sezonie! 

Cena: ok. 35 zł / 100 ml


Lekki krem nagietkowy Sylveco

Po ten krem sięgałam systematycznie gdy borykałam się z trądzikiem - nagietek reguluje pracę gruczołów łojowych oraz wspomaga gojenie niedoskonałości. Krem bardzo mi pomógł i był jednym z pierwszych kosmetyków całkowicie naturalnych, jakie stosowałam. Do teraz lubię wracać do tego kremu, naprzemiennie z wersją brzozową. Bardzo lubię ziołowy zapach tego kremu, chociaż podczas używania pierwszego opakowania miałam ochotę więcej do niego nie wracać. Po odstawieniu kremu nagietkowego na rzecz kremu konwencjonalnego znów nasilił się mój trądzik, więc grzecznie powróciłam do lekkiego kremu nagietkowego. Od tamtej pory jego zapach już nigdy nie był dla mnie problemem, ponieważ widziałam pozytywne skutki jego wpływu na moją cerę! Jednocześnie mocno przekonałam się na własnej skórze, że zapach kosmetyku jest jedynie po to, by uprzyjemnić jego stosowanie. 

Nagietek znajduje również zastosowanie w pielęgnacji skóry męskiej, która często jest jednocześnie skórą skłonną do łojotoku, która źle reaguje na zbyt bogate konsystencje. Ekstrakt z nagietka wspomaga gojenie się ewentualnych zacięć i podrażnień po goleniu. 


Cena: ok. 30 zł / 50 ml


Serum anti-age do cery suchej i wrażliwej Planeta Organica

To serum z całą pewnością zasługuje na miano ulubionego i z całą pewnością będę do niego systematycznie powracać! Zużyłam już kilka opakowań i obserwuję dużą poprawę w kondycji skóry - znacznie zmniejszyła się widoczność naczynek, cera jest nawilżona, odżywiona, miękka i gładka. Serum jest bogate w substancje antyoksydacyjne, opóźniające procesy starzenia się skóry, dzięki czemu mam pewność, że zapobiegam zbyt szybkiemu starzeniu się cery.

Pełna recenzja
Cena: ok. 30 zł / 50 ml


Odżywcza pomadka ochronna Vianek

W tym denku znajdują się moje dwie ulubione pomadki Vianek! Zarówno wersja odżywcza jak i kojąca (poniżej) przypadły mi do gustu swoimi ciekawymi smakami. Uważam to za bardzo dobry krok, że Vianek zdecydował się wypuścić pomadki ochronne o przyjemnych aromatach!
Wersja odżywcza ma owocowy, jednak nie zbyt słodki smak - coś jakby morela, brzoskwinia, pomarańcza - a więc słodycz przełamana jest rześkością. Skutecznie chroni usta, mocno nawilża i nie dopuszcza do powstania suchych skórek. W porównaniu do wersji kojącej jest odrobinę bardziej wyczuwalna na ustach.

Cena: ok. 10 zł / 4,6 g


Kojąca pomadka ochronna Vianek

Ta pomadka również zachwyciła mnie aromatem - jest mniej słodki ale wciąż owocowy. Wyczuwalna jest w nim nuta winogron chociaż nie jest to smak przypominający Biolaven. Ta pomadka zyskuje najwięcej zwolenników pod względem aromatu dlatego polecam wypróbować! Również skutecznie nawilża i chroni usta a jednocześnie nie pozostawia bardzo tłustego filmu.

Cena: ok. 10 zł / 4,6 g


Krem pod oczy Zielona Herbata Mokosh

Jeśli poszukujecie mocno nawilżającego kremu pod oczy, który jednocześnie będzie rozświetlał spojrzenie, niwelował zasinienia oraz zapobiegał starzeniu się skóry, to szczerze polecam zwrócić uwagę na ten krem! Ekstrakt z zielonej herbaty jest jednym z najskuteczniejszych substancji o działaniu wyłapującym wolne rodniki, dlatego warto wybierać kosmetyki z tym składnikiem właśnie latem. Krem posiada treściwą, ale nie tłustą konsystencję, dobrze się wchłania i długotrwale nawilża. Dzięki obecności miki optycznie rozsprasza światło i sprawia, że skóra pod oczami wygląda na bardziej wypoczętą. Dzięki temu kremowi (oraz kilku innym kosmetykom Mokosh) mam ochotę przyjrzeć się bliżej tej marce - jakie kosmetyki tej firmy polecacie?

Pełna recenzja
Cena: ok. 75 zł / 15 ml


Woda aloesova Beaute Marrakech

Ostatnimi czasy sięgam właśnie po ten hydrolat - zużyłam już kilka opakowań i sądzę, że szybko z niego nie zrezygnuję! Woda aloesowa posiada charakterystyczne właściwości dla aloesu - przede wszystkim mocno nawilża skórę ale jednocześnie wspomaga gojenie się niedoskonałości. Ogólnie bardzo polecam hydrolaty, zdecydowanie bardziej niż toniki z zawartością substancji myjących - nie każda cera dobrze oddziałuje na ich pozostawanie na skórze nawet w tak niewielkiej ilości.

Cena: ok. 16 zł / 125 ml
Link do sklep



Pielęgnacja włosów


Henna Red (czysta henna) Sattva

Uwielbiam hennę za to, jaki daje efekt na włosach - mają naturalny odcień rudości zmieniający się pod wpływem kąta padania światła. Nie jest to jaskrawa, sztuczna pomarańcz, rażąca w oczy nawet w ciemności. Jednak największą zaletą henny jest to, że nie wypłukuje się! Tradycyjne farby do włosów z rudym pigmentem mają to do siebie, że bardzo szybko barwnik traci na intensywności - już po trzykrotnym umyciu włosów mamy ewidentnie sprany odcień, który nie jest ani rudością ani blondem...

Niestety henna nie jest widoczna na moim naturalnym odcieniu włosów, dlatego zawsze najpierw je rozjaśniam chemiczną farbą Montibello Oalia. Nie jest mi w smak stosowanie chemicznych farb, dlatego staram się szukać innych metod rozjaśniania włosów (dotychczasowe próby zakończyły się fiaskiem) oraz ograniczać nakładanie farby Montibello. O ile wizualnie efekt pozwala, poprawiam odrost czystą henną w celu jego "stonowania" a kiedy już odrost zaczyna być mocno widoczny, nakładam na same odrosty Montibello i to w formie pasemek, refleksów a nie "pełnego" krycia farbą. Coraz częściej chodzi mi po głowie powrót do naturalnego odcienia - jednak zanim to nastąpi, spróbuję znaleźć inną metodę na zaprzestanie korzystania z farby chemicznej. Co sądzicie o tym pomyśle?

Rozjaśnianie włosów kwasem jabłkowym

Cena: ok. 35 zł / 150 g

Link do sklepu


Regenerująca maska do włosów Hairfood Papaya Fructis Garnier

Muszę przyznać, że Fructis wypuszczając serię Hairfood nieźle zamieszał w światku kosmetyków naturalnych! To bardzo miły ukłon w stronę konsumentów stawiających na naturalne składy kosemtyków. Podpytywałam Panie pracujące w Rossmannie o sprzedaż tych masek i przyznały, że schodzą jak ciepłe bułeczki - co zresztą obserwuję po permanentnych pustkach na sklepowych półkach! Mam szczerą nadzieję, że ten sukces sprzedażowy sprawi, że Fructis nie wycofa tych masek ze swojej oferty.

Wersja z papają ma niesamowicie aromatyczny zapach, który uzależnia i przywołuje uśmiech na twarzy. Maska skutecznie wygładza, nawilża i nabłyszcza włosy a przy tym nie obciąża ich nadmiernie, nie powoduje strączkowania ani utraty objętości. Często zadajecie pytanie, czy jest to maska emolientowa, czy emolientowo-humektantowa? Ta druga, ponieważ już na trzecim miejscu w składzie mamy glicerynę ale w składzie znajdziemy kilka rodzajów olejów (sojowy i słonecznikowy), emolientów pochodzenia roślinnego (Isopropyl Mirystate, Coco-Caprylate/Caprate) i emulgatorów wykazujących właściwości wygładzające (Cetearyl Alcohol już na drugim miejscu w składzie).

Aktualna pielęgnacja włosów
Porównanie maski Superfood / Hairfood Papaya Garnier Fructis w wersji polskiej i ukraińskiej

Cena: ok. 25 zł / 390 ml

Link do sklepu


Odżywka do włosów Biolaven

Jest to moja ulubiona odżywka ze wszystkich spośród firmy Sylveco - w przeciwieństwie do pozostałych łatwiej jest rozprowadzić ją na włosach. Skutecznie wygładza włosy, ułatwia ich rozczesywanie oraz nawilża, chociaż musze przyznać, że obecność masek Fructis mocno zachwiała pozycją "Ulubieńca" odżywki Biolaven. Czas pokaże, po który produkt będę sięgała częściej!

Pełna recenzja

Cena: ok. 20 zł / 300 ml

Link do sklepu


Wzmacniające serum do włosów Vianek

Vianek zaskakuje innowacyjnością - to jedyna firma kosmetyków całkowicie naturalnych, która wypuszcza tak mało znane produkty jak peeling do skóry głowy, osobne wersje szamponów do włosów farbowanych - blond i ciemne, eliksir (czyli bezolejowe serum) czy właśnie serum do końcówek włosów pozbawione silikonów. Chociaż nie są to tak popularne kosmetyki jak kremy a więc nie interesują zbyt szerokiej grupy odbiorców, to jednak osoby zainteresowane prawidłową pielęgnacją mają możliwość zakupu produktu o bezpiecznym składzie INCI oraz w przystępnej cenie. Za to między innymi lubię Vianek!

Jeśli chodzi o to serum, to bardzo mocno wygładza włosy - na moich wystarczyła dosłownie kropelka, by je nabłyszczyć. Serum skutecznie chroni końcówki włosów przed uszkodzeniami i jeśli obawiacie się, że takie serum nie jest aż tak skuteczne jak serum silikonowe, to jesteście w błędzie - zawarte w serum analogi silikonów dają dokładnie taki sam efekt wygładzenia i ochrony kosmyków, ale jednocześnie nie są szkodliwe dla środowiska i są biodegradowalne!

Cena: ok. 23 zł / 30 ml
Link do sklepu


Bioferment z bambusa Ecospa.pl

Zanim Vianek wypuścił na rynek serum do końcówek, poszukiwałam na własną rękę produktu o działaniu ochronym. Strzałem w 10 okazało się wypróbowanie biofermentu z bambusa, który w moim przypadku najlepiej się sprawdza. Chroni końcówki włosów, wygładza, dyscyplinuje i nabłyszcza. Przy tym jest niesamowicie lekki i nie powoduje ich przetłuszczania ani utraty objętości. Preparat lekko usztywnia włos dlatego jest bardzo dobrą opcją dla tych z Was, którze lubią nosić proste włosy. Z całą pewnością bioferment zostanie ze mną na dłużej!

Porównanie serum do końcówek włosów: Vianek vs. bioferment z bambusa EcoSPA

Cena: ok. 20 zł / 30 ml

Link do sklepu


Rokitnikowy peeling do skóry głowy Oblepikha Siberica

Złuszczanie skóry głowy jest tak samo ważne jak na pozostałych partiach ciała - dlatego od czasu do czasu warto wykonać peeling skóry głowy. Należy jednak do takiego peelingu przygotować się chociażby w teorii, by nie wybrać produktu, który mógłby uszkodzić łodygi włosa u nasady.

Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka cz. IV- peelingi skóry głowy

Peeling Oblepihka Siberica jest w formie żelowej z zawartością drobinek złuszczających (zmielone łupiny). Drugą substancją złuszczającą jest kwas glikolowy - chociaż zazwyczaj odradzam stosowanie kwasów, to w przypadku złuszczania naskórka w obrębie głowy, mogą być one dobrym wyborem (oczywiście przy zachowaniu umiaru i ostrożności o których wspominałam w artykule podlinkowanym powyżej). Niestety peeling Planeta Oblepikha ma również dwa minusy - jednym jest obecność Sodium Coso-Sulfate (SCS), dość mocnej substancji myjącej - chociaż jej użycie może być usprawiedliwione chęcią silniejszego oczyszczenia skóry głowy podczas peelingu a tego nie stosujemy przecież codziennie) oraz Acrylates Copolymer - substancji zaliczanej do mikroplastiku zanieczyszczającego środowisko. Z tego względu nie wrócę już do tego produktu zwłaszcza, że w międzyczasie odkąd stosowałam peeling Oblepikha Siberica, Vianek wypuścił swoją wersję peelingu do skóry głowy o całkowicie naturalnym, wzorowym składzie! Sam peeling spisywał się u mnie dobrze w kwestii złuszczania i odświeżania skóry głowy, jednak po każdym zastosowaniu obserwowałam nasilone wypadanie włosów. Z jednej strony może to być efekt mechanicznego oddziaływania na włosy w telogenie, które usprawni ich szybsze usunięcie a w ich miejsce może zacząć wyrastać nowy włos ale z drugiej może to być sygnał, że taki zabieg po prostu nie odpowiada mojej skórze głowy. Będę obserwować dalsze efekty, tym razem sięgając po zdrowszą alternatywę - Vianek!

Cena: ok. 27 zł / 200 ml

Link do sklepu



Pielęgnacja ciała


Masło do ciała z młodym jęczmieniem, Botanicum Natural SPA 

Uwielbiam masła ze względu na ich uniwersalność! To masło zabierałam ze sobą w podróże (ponieważ posiadam mini opakowanie) i służyło mi jako produkt do demakijażu, do pielęgnacji twarzy, ciała i dłoni (zamiast kremów i balsamów), olejowałam nim włosy przed myciem a także smarowałam podrażnione czy zadrapane miejsca w celu szybszej regeneracji naskórka! Masło fantastycznie spisywało się w każdej roli, jednocześnie mocno odżywiając skórę i włosy, zmiękczając naskórek i poprawiając jego nawilżenie. Przyjemny, świeży zapach produktu oraz puszysta konsystencja uprzyjemniały jego stosowanie!

Pełna recenzja

Cena: ok. 50 zł / 120 ml
Link do sklepu 


 
Peeling do ciała masło shea i olejek migdałowy Wellness & SPA

Do tego peelingu z całą pewnością będę wracać zwłaszcza, że jest to kosmetyk dostępny w każdym Rossmannie a do tego przyjemnie tani! Uwielbiam jego pudrowy zapach, który utrzymuje się na skórze przez długi czas.

Peeling pozostawia skórę przyjemnie gładką, miękką ale nie tłustą. Drobinki soli skutecznie złuszczają martwe komórki naskórka chociaż należy mieć na uwadze, że po peeling solny nie powinno się stosować w przypadku podrażnień i otarć.

Pełna recenzja

Cena: ok. 15 zł / 300g


Łagodzący kremowy żel pod prysznic Vianek

Żele pod prysznic Vianek są obowiązkowym produktem w mojej łazience - ich nigdy dość! Są bardzo delikatne dla skóry, nie podrażniają jej i nie wysuszają. Systematyczne stosowanie żeli myjących bez SLS znacznie poprawia poziom nawilżenia skóry, dzięki czemu przestaje pojawiać się drobnopłatkowe złuszczanie i można znacznie rzadziej sięgać po balsam. Wygodne rozwiązanie i dające maksimum pewności, że skóra zawsze będzie wyglądać nienagannie!

Pełna recenzja

Cena: ok. 20 zł / 300 ml
Link do sklepu


Mydło do golenia Fair Squared

Ten produkt jest "mydłem" jedynie z nazwy - tak na prawdę jest to żel oparty o bardzo delikatne substancje myjące, jest więc całkowicie bezpieczny do stosowania. Duży plus za fizjologiczne pH wyraźnie oznaczone na opakowaniu! Produkt jest niesamowicie wydajny, ułatwia usuwanie włosków a maszynka gładko po nim sunie dzięki czemu łatwiej uniknąć zacięcia. Po depilacji pozostawia skórę bardzo przyjemnie gładką i przyjemną w dotyku (nie tylko ze względu na brak zbędnego owłosienia, ale bardziej ze względu na swoją żelową formułę).

Mydła - Kompendium Wiedzy

Warto także wspomnieć, że wszystkie kosmetyki Fair Squared uzyskały certyfikaty kilku niezależnych komisji certyfikujących, w tym Halal, PeTA, The Vegan Society, NaTrue i innych.

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 55 zł / 250 ml


Krem do rąk z olejem z migdałów Fair Squared

Kosmetyki tej marki bardzo przypadły mi do gustu jako produkty nie tylko o naturalnych składach potwierdzonym licznymi certyfikatami ale również skutecznością działania. Podobnie było w przypadku tego kremu do rąk - mocno nawilżał skórę, regenerował i zapobiegał powstawaniu suchych skórek wokół paznokci. Zdecydowanie będzie to mój "must have" zimą zwłaszcza, że jego gęsta konsystencja przekłada się na wydajność!

Cena: ok. 35 zł / 100 ml


Czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? Jestem bardzo ciekawa, jak spisały się one u Was!

Pamiętajcie, że sprawdzam na IG hasztag #kosmetologianaturalnie i podpatruję, jak spisują się u Was naturalne kosmetyki =)



[535.] Aktualna pielęgnacja ciała

[535.] Aktualna pielęgnacja ciała

Nie tak dawno opisywałam Wam swoją pielęgnację włosów oraz twarzy - pomyślałam, że idąc tym tropem, pokażę Wam również kosmetyki, jakie aktualnie wykorzystuję do ciała: zebrało się kilka ciekawych produktów, o których chciałabym Wam wspomnieć.


Mydło cedrowe Babuszki Agafii

Jak już wiecie, jestem w posiadaniu (a raczej byłam, bo niedawno zdenkowałam) mydła cedrowego Babuszki Agafii. To bardzo uniwersalny kosmetyk, który z powodzeniem wykorzystywałam do mycia włosów oraz ciała. Mydło - jak już wspominałam w poście dot. aktualnej pielęgnacji włosów - jest mydłem jedynie z nazwy i pod względem składu jest to bardzo gęsty żel. Tak gęsty, że w konsystencji przypomina galaretkę. Posiada przyjemny, delikatny, ziołowy zapach, który nie pozostaje na skórze.

Mydła - Kompendium Wiedzy
Porównanie siły substancji powierzchniowo-czynnych stosowanych w kosmetykach myjących

Mydło jest niezwykle wydajne, niewielka ilość dobrze się pieni dzięki czemu łatwiej jest zaaplikować produkt na większą powierzchnię skóry. Kosmetyk nie podrażnia, nie wysusza skóry, pozostawia ją przyjemnie gładką i miękką.

INCI:
Aqua, Melilotus Albus Flower/Leaf/Stem Extract, Sodium Coco-Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Chloride, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Arnica Montana Flower Extract, Rubus Idaeus Seed Oil, Rosa Canina Fruit Extract, Saponaria Officinalis Root Extract, Glycerin, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Tocopherol, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Limonene


Jedna z Was słusznie zwróciła mi uwagę, że mierzyłam pH tego produktu już dawno, gdy miałam go po raz pierwszy - mierzyłam go przy pomocy papierka lakmusowego i wynik mnie zaniepokoił (wskazywał na pH powyżej fizjologicznego). Niestety w toku pracy niejednokrotnie miałam okazję się przekonać, że pomiar wartości pH wykonywanej przy pomocy papierka lakmusowego a pehametru potrafią znacznie różnić się od siebie - zwłaszcza mało miarodajne są papierki lakmusowe o szerokim spektrum wartości pH: 1-14 a właśnie z takich korzystałam mierząc pH tego mydła. Niestety, gdy ten komentarz został mi zadany, mydło już skończyłam a wcześniej nie przyszło mi do głowy sprawdzić jego pH przy pomocy pehametru. Obiecuję, że jeśli znów zdecyduję się na zakup tego kosmetyku, sprawdzę jego pH! Po wykończeniu jednego opakowania nie zaobserwowałam żadnych negatywnych zmian, wręcz kondycja skóry była nienaganna. Jednak nawet zadowolenie ze stosowanego produktu nie byłoby w stanie przekonać mnie do stosowania kosmetyku o nieodpowiednim pH - dlatego pomimo iż wiem, że mydła w kostkach pozostawiają przyjemną, nawilżoną skórę, nie będę po nie sięgać - problemy zaczynają się nawet po kilku miesiącach ich stosowania! Pomimo uczucia nawilżenia, jednocześnie odczuwamy odwodnienie, na skórze sukcesywnie pojawiają się suche skórki, dochodzi do wzmożenia keratynizacji... Kosmetyki to nie zabawki, należy do nich podchodzić z rozwagą, jak do produktów przeznaczenia medycznego czy farmaceutycznego - o czym wiele osób zapomina.

Cena: ok. 16 zł / 300 ml

Link do sklepu


Rewitalizujący balsam do ciała Naturativ

Po kąpieli warto pamiętać o systematycznym nawilżaniu skóry. Jednak kto lubi latem używać balsamów pozostawiających film na skórze? Nie należę do wyjątków, dlatego zdecydowałam się na balsam cieszący się opinią dobrze wchłanialnego - wersja rewitalizująca Naturativ. Faktycznie produkt szybko się wchłania i niemal nie pozostawia filmu na skórze. Jest on wyczuwalny ale bardziej w odczuciu nawilżonej, gładkiej, miękkiej skóry a nie lepkiej lub tłustej warstwy. Z powodzeniem mogę stosować go na dzień, bez obaw o dyskomfort podczas ciepłych dni!


Balsam rewitalizujący Naturativ mocno regeneruje skórę i wspomaga jej gojenie - wspominałam Wam już przy okazji artykułu o filtrach UV, że nabawiłam się wysuszenia skóry przez stosowanie kremu z filtrem mineralnym Bioderma i właśnie ten balsam pomógł mi w odbudowie szczelności naskórka i bariery hydrolipidowej - zmiękczał powierzchnię skóry, chronił przed wpływem czynników zewnętrznych i mocno nawilżał, przez co naskórek miał prawidłowe warunki do odbudowy. Po tygodniu nie było śladu po przykrym doświadczeniu!

Zapach nigdy nie jest decydującym kryterium, którym kieruję się podczas wyboru kosmetyków, jednak - jak większość z nas - lubię kosmetyki o przyjemnym aromacie. A ten balsam pachnie obłędnie! Zapach kojarzy mi się z...  żółtymi cukierkami Nimm2 - cytrusowo, świeżo, w sam raz na lato! Także jeśli poszukujecie balsamu idealnego na letni okres, to polecam przyjrzeć się bliżej temu produktowi!


Aktualnie balsam zmienił swoją szatę graficzną, jednak skład i działanie pozostają bez zmian:

INCI:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Orbignya Oleifera Seed Oil, Glycerin, Camellia Sinensis Leaf Extract, Vaccinium Macrocarpon Fruit Extract, Betaine, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii, Cetearyl Glucoside, Stearic Acid, Parfum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Theobroma Cacao Seed Butter, Sodium Hyaluronate, Sodium Phytate, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Citral, Geraniol, Citronellol, Linalool, Limonene

Cena: ok. 60 zł / 200 ml

Link do sklepu

Regenerujący krem do rąk Vianek

Ostatnio wypróbowałam kilka rodzajów kremów do rąk i planuję dla Was całkiem osobny wpis - trafiłam na tak przeróżne konsystencje, że każdy z nich sprawdziłyby się na innej skórze, w innej sytuacji. Dziś opiszę aktualnie stosowany krem i jest to wersja regenerująca Vianek. Jest to dość gęsty krem do rąk, chociaż za bardziej treściwe uważam wersję odżywczą Vianek, regenerującą Sylveco i Biolaven. Jednak krem bardzo skutecznie nawilża skórę, odżywia i wspomaga jej regenerację. Krem Vianek stosuję po każdym umyciu rąk dzięki czemu są przyjemnie gładkie i miękkie. Chociaż latem moje dłonie niemal nie wymagają traktowania kremem, to mam na uwadze, że ich jak najlepsza kondycja w łaskawym, ciepłym wiosenno-letnim okresie zapewnia lepszą tolerancję skóry w późniejszym, jesienno-zimowym czasie. Oczywiście nie bez powodu zostaje wybór kosmetyków myjących do rąk - bez zmian są to produkty Sylveco (nie tylko ich nawilżający żel do rąk ale również ich żele do ciała lub szampony - wszystkie te kosmetyki opierają się o delikatne substancje myjące a także mają fizjologiczne pH więc można każdy z nich zastosować do mycia rąk. Kieruję się głównie... zapachem, jaki aktualnie mi się podoba!)

Jak zadbać o pielęgnację dłoni?
Sposoby i kosmetyki na mocno przesuszone dłonie


Krem regenerujący Vianek zaintrygował mnie głównie ze względu na obecność ekstraktu z morwy o właściwościach rozjaśniających przebarwienia. Chociaż sama nie mam z tym problemem do czynienia to niejedna Pacjentka w czasie dermokonsultacji pytała o preparat rozjaśniający plamy posłoneczne na dłoniach. Ponadto kosmetyk posiada przyjemny, "ciepły" i słodki zapach o pomarańczowej nucie, który uprzyjemnia jego stosowanie!

INCI:
Aqua, Linum Usitatissimum Seed Oil, Glycerin, Urea, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Butyrospermum Parkii Butter, Oenothera Biennis Seed Oil, Glyceryl Stearate, Lecithin, Persea Gratissima Butter, Morus Alba Leaf Extract, Tocopheryl Acetate, Cetyl Alcohol, Stearic Acid, Xanthan Gum, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Phytic Acid, Benzyl Alcohol Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene 

Cena: ok. 17 zł / 75 ml
Link do sklepu


Olejek do pielęgnacji skórek Nacomi

Ostatnio dostaję od Was pytania o to, jak radzę sobie ze skórkami. Odkąd odstawiłam SLS w pielęgnacji dłoni skórki wokół paznokci znacznie się poprawiły. Jednak zdarzają im się "gorsze dni" zwłaszcza w okresie wiosennym - sama nie wiem, dlaczego akurat w tym okresie pojawia się u mnie ten problem, ale mam tak od dziecka. Dlatego zaopatrzyłam się w olejek Nacomi - nieczęsto sięgam po produkty tej firmy a mają ładne składy INCI dlatego chciałabym bliżej się z nimi zapoznać. Olejek zamknięty jest w opakowanie 15 ml a więc wystarcza na całkiem długi czas (ok. 2-3 miesięcy codziennego stosowania). W opakowaniu znajdziemy pipetkę, która ułatwia aplikację produktu i zapewnia maksimum higieny.

Olejek stosowałam każdego wieczoru, tuż przed pójściem spać - aplikowałam po kropli olejku na każdy paznokieć a następnie wmasowywałam produkt zarówno w paznokieć jak i skórki wokół. Zaobserwowałam, że najlepsze efekty olejek wykazuje po połączeniu z kremem - czyli najpierw wcierałam w skórki krem a na niego olejek (sam olejek ani sam krem nie dał aż tak spektakularnych efektów) - po stosowaniu w tej sposób preparatu skórki stały się wyjątkowo odporne na odwodnienie, nie odstają a paznokcie prezentują się schludnie i elegancko.

Na sam koniec musze wspomnieć o przepięknym zapachu tego kosmetyku - firma Nacomi wyróżnia się spośród innych marek kosmetyków naturalnych właśnie wyjątkowymi, słodkimi, apetycznymi aromatami. Nie każdy przepada za tego typu nutami zapachowymi, jednak o gustach się nie dyskutuje - w mojej opinii zapachy Nacomi uprzyjemniają stosowanie ich kosmetyków.

INCI:
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Ricinus Communis Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Tocopheryl Acetate, Parfum, Equisetum Arvense Extract, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil.

Cena: ok. 9 zł / 15 ml
Link do sklepu
 

Czy miałyście któreś z powyższych kosmetyków? Jak spisują się one u Was? A może zaciekawiłam Was którymś w nich? Czekam na Wasze komentarze!

Nie zapomnijcie, że sprawdzam hasztag #kosmetologianaturalnie na IG i zerkam, co u Was słychać! ;)

Pozdrawiam serdecznie!
[534.] Bananove love

[534.] Bananove love

Zapach kosmetyku nigdy nie jest dla mnie wytyczną, którą się kieruję - ważniejszy jest dla mnie skład i działanie. Jednak pomimo tego rygoru nie potrafię oprzeć się kosmetykom o ujmujących aromatach. Najbardziej lubię zapachy pudrowe, w typie wodnym, czy "świeżego prania" natomiast owocowe nuty od razu poprawiają mi humor i pobudzają do działania! Jednym z zapachów, któremu nie potrafię się oprzeć jest banan - o ile prawdziwy, świeży banan ma niemal niewyczuwalny aromat o tyle kosmetyczna wersja odpowiadająca aromatowi banana sprawia, że nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Ten zapach szczególnie dobrze komponuje się z letnią beztroską i sprawia, że uśmiech sam pojawia się na twarzy.


W ostatnich tygodniach natrafiłam aż na 3 kosmetyki o naturalnym składzie INCI, które posiadały bananowy aromat. Dziś chciałabym Wam je opisać - zwłaszcza, jeśli podobnie jak ja, lubicie owocowe nuty!

Tegoroczny szał na kosmetyki bananowe rozpoczął się u mnie początkiem czerwca, gdy dowiedziałam się od Was, że Fructis wypuścił 4 maski do włosów o naturalnym składzie, w tym jedna w wersji bananowej (pochwaliłam się Wam maską Fructis o dobrym składzie, którą przywiozłam z Ukrainy a Wy zalałyście mnie wiadomościami, że maski te są dostępne również w Polsce!). Do tej pory stosowałam jedynie wersję papaja i najwyższa pora, by wypróbować inną - tym razem mój wybór padł oczywiście na banan i zaobserwowałam, że jest to wersja, która najszybciej znika ze sklepowych półek - nie wiem tylko, czy bardziej chodzi o działanie, czy może zapach?

Recenzja maski Garnier Fructis Superfood Papaya (wersja ukraińska)
Porównanie masek Garnier Fructis Superfood/Hairfood Papaya w wersji polskiej i ukraińskiej



Zapach tej maski nie jest typowo bananowy - jest słodki i troszkę ciężki, z wyczuwalną nutą wanilii. Mogłabym wręcz go określić jako waniliowy budyń z dodatkiem banana - a że lubię zarówno aromat wanilii jak i banana, to zapach jak najbardziej przypadł mi do gustu! Co dodatkowo bardzo mnie cieszy - zapach utrzymuje się na włosach jeszcze przez długi czas od ich umycia!

Skład INCI maski:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Butyrospermum Parkii Butter, Olea Europaea Oil, Musa Paradisiaca Fruit Extract, Glycine Soja Oil/Soybean Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Persea Gratissima Oil, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Tocopherol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Eugenol, Coumarin, Benzyl Alcohol, Parfum/Fragrance


Maska posiada przyjemną - budyniową - konsystencję, która bez trudu aplikuje się na włosach. Mocno je wygładza, dyscyplinuje, nawilża i zapobiega puszeniu. Po zastosowaniu włosy są gładkie i lśniące. W porównaniu do wersji z papają, ta maska jest znacznie mocniej wygładzająca, mogłabym polecić ją osobom mającym problem z suchymi, wysokoporowatymi włosami. Osobiście muszę uważać na to, ile maski aplikuję - jeśli nałożę zbyt dużo, nadmiernie obciąża kosmyki (mam tendencję do tracenia objętości włosów).

Cena: ok. 25 zł / 390 ml
Link do sklepu


Drugim kosmetykiem o aromacie banana, który niesamowicie mnie ucieszył, jest pianka do mycia rąk dla dzieci firmy Cien! Jest to kosmetyk dostępny tylko w sklepach sieci Lidl ale dzięki temu łatwo dostępny i w przystępnej cenie (6 zł!).

Pianka ta jest nowością w Lidlu i występuje jeszcze w innych wariantach zapachowych: malina, coca-cola i sensitive. Skład pianki jest wzorowy, Producent gwarantuje nam fizjologiczne pH dlatego produkt mogą stosować nie tylko dzieci (od 1 roku życia, co jest wyszczególnione na etykiecie) ale i dorośli! Piankę wykorzystuję do mycia ciała, wypróbowałam ją również do mycia twarzy - na cerze nie powoduje uczucia dyskomfortu ("ściągnięcia") a na skórze nie powoduje swędzenia. Pianka jest puszysta, aplikuje się ją bez trudu a po jej zastosowaniu skóra jest aksamitnie gładka! Zapach banana jest wyczuwalny, ale nie jest mocny ani przesadzony - nie jest męczący po kilku użyciach, co często zdarza się w przypadku owocowych aromatów!


W składzie pianki znajdziemy same delikatne substancje myjące, dlatego będę po nią z pewnością sięgać systematycznie! Mam nadzieję, że nie zostanie szybko wycofana ze sprzedaży.

Skład INCI pianki:
Aqua, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Cocoamphoacetate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate, Sodium Cocoyl Apple Amino Acids, Avena Sativa Kernel Extract, Citric Acid, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Denatonium Benzoate 

Cena: 6 zł / 300 ml
Dostępność: na wyłączność sklepów Lidl


Ostatnim kosmetykiem bananowym, który mnie wręcz uzależnił, jest bananowy krem do ciała "Banana MilkShake" Organic Therapy, który faktycznie aromatem przypomina bananowy shake - jest słodki ale również nie przesadzony ani nie mdlący. Aromat długo utrzymuje się na skórze i pozytywnie nastraja na cały dzień!

Krem posiada mocne właściwości nawilżające, sprawia, że skóra jest przyjemnie gładka i miękka. Dobrze się wchłania i pozostawia na skórze bardzo delikatny, zmiękczający film. Pomimo mało zachęcającego opakowania (plastikowy słoik) daje się łatwo wydobyć a podczas aplikacji nie powoduje rolowania ani bielenia na skórze.


W składzie poza odżywczym bananem (bogaty w potas i wit. z grupy B), znajdziemy masło shea, awokado i olej makadamia - każda z tych substancji bardzo dobrze sprawdza się na mojej skórze, dlatego nie dziwię się, że tak bardzo przypadł mi do gustu! Dodatkowy punkt za palmitynian izopropylu (substancja zapobiegająca utracie wody z naskórka), ponieważ to właśnie on odpowiada za uczucie aksamitnej gładkości skóry (jest to substancja dopuszczona do stosowania w kosmetykach naturalnych).

Skład INCI balsamu:
Aqua with infusions of Organic Vanilla Planifolia Seed Extract, Organic musa Acuminata Extract, Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Butyrospermum Parkii Butter, Octadecanol, Coco-Caprylat/Caprat, Glycerin, Isopropyl Pamitate, Glyceryl Stearate, Organic Hydrogenated Avokado Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Sodium Stearoyl Glutamate, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid

Cena: ok. 35 zł / 450 ml (aktualnie w Lidlach i Auchan jest na niego promocja i można go dostać w cenie znacznie niższej!)
Link do sklepu


Jestem bardzo ciekawa, czy spotkałyście się już z powyższymi kosmetykami i jak spisują się one u Was? A może któreś z powyższych kosmetyków macie już od jakiegoś czasu na oku?

Pamiętajcie, że zaglądam na Instagramie na hasztag #kosmetologianaturalnie i sprawdzam, co u Was słychać i jakie naturalne kosmetyki aktualnie stosujecie!

Lubicie zapach bananowych kosmetyków, czy może jednak jest dla Was zbyt słodki?

Pozdrawiam serdecznie!
Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl