[401.] Naturalne SPA nr 9



Witam serdecznie w Nowym Roku! Ile z Was jako swoją obietnicę noworoczną postanowiło przyłożyć się do pielęgnacji? Dziś w akcji "Naturalne SPA" macie okazję zainspirować się kilkoma ciekawymi zabiegami:

http://zakrecone-kolko.blogspot.com/2016/12/naturalne-spa-7-olejowanie-wosow.html
Izabela z bloga "Zakręcone Kółko" opisała zabieg dla włosów:
1. Na zwilżone włosy nałożono olej awokado z firmy Nacomi,
2. Po 2h zemulgowanie oleju maską lnianą Sylveco,
3. Po godzinie umycie włosów szamponem normalizującym firmy Vianek,
4. Pozostawienie włosów do całkowitego wyschnięcia.

http://tyna-miszmasz.blogspot.de/2017/01/naturalne-spa-3-zotko-jaja-nafta-moje.html
Martyna z bloga "Misz-Masz" również postawiła na pielęgnację włosów:
1. Metoda "olejowania z podkładem" w tym przypadku połączenie balsamu do ciała Isana z pantenolem i masłem shea
2. Mycie włosów szamponem z SLES (celowe),
3. Maska do włosów DIY trzymana na włosach ok. 1h,
4. Płukanka z siemienia lnianego,
5. Włosy pozostawione do wyschnięcia.

Akcja "Naturalne SPA" jest również otwarta dla osób nie posiadających blogi, dlatego zacytuję Wam przykładowy zabieg pielęgnacyjny dla twarzy, jaki wykonała Magdalena:

"Witam serdecznie, chciałabym napisać kilka słów o rytuale który lubię, często do niego wracam i dodatkowo moja skóra go kocha. 
 
SPA dla twarzy:
1. Początkowo zmywam makijaż lipowym płynem micelarnym Sylveco : skład oczywiście polecany i lubiany. Demakijaż wstepny wykonuje platkami kosmetycznymi wilgotnymi od płynu.
2. Tonizowanie twarzy hydrolatem. Obecnie jestem w posiadaniu wersji oczarowej, łagodzi zmiany skórne, reguluje wydzielanie sebum, dla mojej mieszanej wrażliwej cery - ideał. Wcześniej różany, łagodził zaczerwienia lecz nie działał tak cudownie jak oczar. 
3. Następnie w moją dłoń wędruje szczoteczka soniczna do mycia twarzy, a produktem, który ona wmasowuje w skórę jest żel rumiankowy Sylveco. Kilka minut relaksu dla buzi, przy jej masażu to niezastapiony relaks. Świetnie oczyszcza, dodatkowo wibracje świetnie działają na zmęczona skorę. Żel zmywam często zwyczajnie delikatnie wodą lub gąbeczką celulozową.
4. Jest to moment na zrobienie delikatnego peelingu skóry. Zwilżam skórę i nakładam na taką, peeling enzymatyczny Sylveco i delikatnie odprężam się masując ją kolistymi ruchami od środka twarzy do jej boków przez 3-4 minuty a na kolejne 10 zostawiam na skórze aby mógł zadziałać. Zmywam wodą i wycieram suchą chusteczką TAMI.
5. Najfajniejszy moment - maseczka. Mam do tego glinkę czerwoną Mokosh, wymieszaną z kilkoma kroplami oleju z pestek arbuza (Zrob sobie krem), kroplą wit. E (Your Natural Side) , małą ilością kwasu hialuronowego (Esent.pl)  w żelu i woda dla uzyskania konsystencji. Nakładam na skórę na 10 minut, co 2 spsikując twarz, aby nie glinka nie wyschła. Zmywam zwyczajnie wodą.
6. Etap końcowy to tonizowanie skóry - żel hibiskusowy Sylveco, hydrolat z oczaru (esent.pl)  lub tonik mgiełka nawilżający Vianek.
7. Nałożenie kremu normalizującego na noc Vianek.
Po takiej sesji dla skóry czuje ukojenie jej i miękkość oraz cudowne jej oczyszczenie."
_______________________________________________________________________________

Ja postawiłam na... farbowanie włosów! I to jakie! W ruch poszły: Ultraplex z Joanny, farba profesjonalna Montibello Oalia oraz henna khadi (oczywiście!). Ale po kolei:


Rudy kolor włosów chodził za mną od czasów liceum. Na studiach trochę eksperymentowałam z kolorem: zaczęło się od farbowania włosów henną khadi, jednak na moim naturalnym, brązowym kolorze włosów była ona niemal niewidoczna. Postanowiłam zafarbować się na rudo, jednak znając historie kobiet w moim otoczeniu, że farbowanie niszczy włosy, postanowiłam udać się do profesjonalisty. Szukając najlepszego fryzjera w okolicy natknęłam się na ogłoszenie z Akademii Fryzjerstwa "Berendowicz-Kublin" w Katowicach, iż jeden z pracujących tam "wirtuozów włosa" (cytat z opisu tegoż Pana ;)) poszukuje modelki do filmu szkoleniowego. W ramach współpracy miałaby ona przejść bezpłatną metamorfozę. Zadzwoniłam pod wskazany numer, by dowiedzieć się czegoś więcej- wyraźnie zaznaczyłam, że nie chciałabym drastycznie ścinać włosów, bardziej obciąć końcówki, jednak w kwestii koloru jestem zdecydowana na zmianę- zapytałam jasno, czy mogą mi zrobić taką fryzurę w ramach akcji? Bo jeśli nie, to dziękuję, nie jestem nastawiona na całkowite skrócenie włosów. Fryzjer zapewnił, że zrobimy taką właśnie fryzurę po czym umówiliśmy się na spotkanie, na którym miał ocenić moje włosy i czy można je poddać farbowaniu. Podczas spotkania potwierdził, że nie zamierza zrobić mi na głowie nic poza tym, co się umawialiśmy.

W dniu metamorfozy zaczęło się kombinowanie: "Może zrobimy Pani grzywkę? Może skrócimy włosy do ramion?"- nie, przecież nie tak się umawialiśmy! "To może ombre"?- jeśli będzie w rudościach, może być. Moje Drogie- skończyłam z włosami CZARNYMI i krzywo obciętymi DEGAŻÓWKAMI długość: DO RAMION!!!

...

Próbowałam ratować się samodzielnie i kupiłam drogeryjną farbę (rudą)- oczywiście jako laik nie wiedziałam, że rudość nie zakryje czerni. W niedługim czasie chodziłam z rudymi odrostami i czarnymi włosami. Tragedia, nie mam żadnych zdjęć z tego okresu.

W końcu dałam się namówić na naprawę tego, co Berendowicz-Kublin spartaczył. Trafiłam na fryzjerkę, która ściągnęła mi kolor i nałożyła jednolity, rudy kolor. Jednak rudość wciąż wypłukiwała się do blondu, bardzo mi to nie odpowiadało. Zmieniłam kolor na czerwień w nadziei, że będzie wypłukiwała się do rudości- znów pudło... A włosy były w coraz gorszym stanie mimo starannej pielęgnacji. Puszyły się niemiłosiernie, niczym nie mogłam ich ujarzmić! Nawet kosmetykami profesjonalnymi, napakowanymi silikonami- dopiero później odkryłam, że moje włosy nie lubią się z tymi związkami =).

Podjęłam decyzję, że dam włosom odpocząć. Po raz ostatni poddałam się "metamorfozie" jednak u zaufanej fryzjerki- ściągnęła mi czerwony kolor z włosów, wykonała koloryzację z użyciem Olaplex. Miałam ombre z przewagą rudego koloru. Mimo zastosowanego Olaplexu, stan włosa się pogorszył. Włosy puszyły się przeokropnie a do tego na końcówkach pojawiały się "białe kuleczki".

Postawiłam na całkowicie naturalną pielęgnację włosów. Gdy fryzjerska farba wypłukała się z włosa, poprawiałam ich kolor... henną! Wystarczyło kilka razy poprawić włosy henną, by kolor był trwały! Potrafiłam nie farbować włosów 4 tygodnie a rudy kolor wciąż był intensywny- te z Was, które próbowały farbować się na rudo wiedzą, że to niemal niemożliwe. Rudości potrafią wypłukać się już po trzech myciach a henna jest nie do ruszenia a przy okazji nie niszczy włosów =).

Moje "ombre" tak sobie rosło przez ponad rok i w końcu podjęłam decyzję- farbuję! I to SAMA! No przepraszam, wiedzę mam bardzo szeroką z zakresu działania kosmetyków a włosów sobie nie zafarbuję? No way!


Plan działania podpatrzyłam ze strony SOPHIECZERYMOJA (jeśli jeszcze nie znacie tego serwisu, serdecznie polecam! Prowadzą go dwie dziewczyny, czarno- oraz rudowłosa, obie żonglują farbami chemicznymi i henną a przy tym NIGDY nie wychodzi im zielony kolor, włosy obu wyglądają jak z reklamy!) a więc musiałam najpierw zafarbować włosy farbą chemiczną, by rozjaśnić swój naturalny kolor oraz wyrównać kolor na całej długości włosa. Potem farbowanie henną, by kolor się nie wypłukiwał oraz ładnie stonował.


W międzyczasie wpadł mi w ręce Ultraplex. Jak już pisałam Wam wyżej- przygoda z oryginałem nie była udana, dlatego nie korci mnie wydawać drugi raz majątek na ten zabieg, ale taki Ultraplex za 17 zł... Czemu nie wypróbować? Przejrzałam składy całej gamy "Ultraplex" i zdecydowałam się na zestaw, w skład którego wchodzi aktywator, stabilizator oraz regenerator. Poza tym zestawem, można również dokupić szampon, odżywkę oraz regenerator w większym opakowaniu. Żaden z tych kosmetyków nie jest naturalny, więc ciężko pisać, żeby skład któregokolwiek mnie zachwycił, jednak z analizy składów stwierdziłam, że w kwestii szamponu i odżywki zaufam swoim kosmetykom =). Sam zestaw regeneracyjny zapowiadał się jak najbardziej obiecująco!


W kwestii wyboru farby chemicznej, również ciężko mówić o kosmetykach o bezpiecznym składzie. Z tego względu zdecydowałam się na Montibello Oalia, jako farbę bez amoniaku i wzbogaconą o olej arganowy (chociaż jest go tam tyle co kot napłakał a patrząc na resztę składu, włos się na głowie jeży).


W przypadku Montibello Oalia, jako farby bez amoniaku, producent zaleca wzmocnione utleniacze (oksydanty). Zamiast 3% znajdziemy 3,3%, zamiast 6%- 6,6%, zamiast 9%- 9.9%.


Chcąc wyraźnie rozjaśnić włosy, jednak nie niszcząc ich, zdecydowałam się na oksydant 6,6%. Farbę mieszamy z oksydantem w proporcji 1:1,5 - wygodnym rozwiązaniem dla początkujących jest to, że farba ma pojemność 60 ml i możemy kupić oksydant 90 ml. A więc do jednego całego opakowania farby, dodajemy jeden, cały pojemnik utleniacza! Wygodne, nie trzeba odmierzać i obliczać proporcji =)

Gdy wymieszałam farbę z utleniaczem, nadszedł czas na Ultraplex. Producent zaleca dodanie 1g aktywatora na 10 g farby (w przybliżeniu przyjęłam, że 1ml = 1g). Także do moich 60 ml farby użyłam 6 g aktywatora (nie uwzględniłam utleniacza, jednak na ulotce Ultraplexu nie pisze, czy powinien zostać uwzględniony. Stwierdziłam, że jeśli nie znam Ultraplexu, wolę dodać mniej, stąd pominięcie masy utleniacza). Nie smarowałam włosów żadnym olejem ani masłem, chociaż niektórzy fryzjerzy zalecają taką metodę. Obawiam się, że kiedy nakładamy substancje oleiste przed farbowaniem, może to skutkować słabszym wnikaniem pigmentu we włos a przez to- szybciej wypłukującym się kolorem i jego mniejszą intensywnością.

Mieszankę nałożyłam najpierw na odrost (a więc brązowy kolor włosów) - i przy okazji pół czoła =). I dzięki temu odkryłam, że odżywcze mleczko Vianek jest w stanie bez problemu domyć farbę ze skóry, polecam! Farbę potrzymałam na włosach pół godziny, po czym przeciągnęłam farbę na końce, by kolor wyszedł równomierny. Na długości włosów trzymałam farbę tylko 5 minut.


Przeszłam do pierwszego mycia włosów- i w tym celu użyłam szamponu z SLS (szampon dla dzieci Bambi- odradzam jego stosowanie u Maluchów!) Tak mocna substancja myjąca miała na zadanie wymyć maksymalnie rudy pigment z włosów. Nie zależało mi na chemicznym pigmencie, w końcu on i tak się wypłukuje. Włosy musiały być odpowiednio oczyszczone, żeby dobrze złapały hennę, dlatego umyłam włosy dwa razy. Dzięki temu nie tylko pozbyłam się dużej ilości chemicznego pigmentu ale również silikonów, które znajdowały się w aktywatorze Ultraplex. Nie nakładałam nic więcej na włosy, przeszłam do ich rozczesywania a później- nakładania henny.

Hennę miałam przygotowaną już wcześniej- podczas trzymania farby Montibello na odrostach. Warto wspomnieć o tym, że henna nabiera koloru jeszcze do dwóch dni po farbowaniu. Jeżeli wykonujemy hennę wg przepisu producenta a więc dodajemy do niej sok z cytryny oraz po jej spłukaniu pomijamy mycie włosów, otrzymujemy kolor czerwony. Dlatego ja przygotowałam hennę wg przepisu z sophieczerymoja: zaparzyłam 4 torebki rumianku na pół litra wody (co i tak było za dużą ilością, wykorzystałam jedynie 1/3 opakowania henny khadi!) a po spłukaniu henny umyłam włosy szamponem- Ulubieńcem: Eco Laboratorie do włosów osłabionych i łamliwych. Umycie włosów ma zahamować pogłębianie się koloru henny w odcieniach czerwieni. Następnie nałożyłam stabilizator Ultraplex i potrzymałam go na włosach ok. 10 minut wg zaleceń producenta. Po tym czasie spłukałam stabilizator, rozczesałam włosy, nałożyłam olejek Alterra na końcówki.

Efekt na włosach był bardzo naturalny- przypominał taki odcień rudości, jaki ma większość osób o naturalnych rudych włosach- taki rudy o lekko kasztanowym odcieniu. Jednak wiedziałam, że kolor jeszcze się zmieni.

I rzeczywiście tak było- już rano zauważyłam pogłębienie koloru, stawał się coraz bardziej wyraźny i ognisty. Po dwóch dniach henna osiągnęła właściwy kolor, który chciałam uzyskać. Przed myciem włosów zaaplikowałam regenerator Ultraplex na 45 minut, zmyłam go szamponem Eco Laboratorie a na koniec nałożyłam maskę jajeczną Babuszki Agafii- postawiłam na duet, który zawsze się u mnie spisuje!


Od farbowania minęło troszkę czasu, zdążyłam zaobserwować zachowanie włosów po różnych kosmetykach. To, co mnie cieszy najbardziej, to to, że włosy nie puszą się a ich zniszczenia są niemal niezauważalne (nie można mówić w kwestii farbowania chemicznego, że nie niszczy włosów =)). Kolor nie wypłukuje się- bardzo mnie to cieszy, bo brudne od farby ręczniki są uciążliwe- oraz jest żywy, na czym mi również zależało. Nie jest to jednak "marchewka" ani "pomarańcz" którym mogłabym świecić w ciemności =).

Zresztą: zobaczcie same!


Myślę, że Ultraplex przyczynił się do zminimalizowania uszkodzeń włosa. Ciężko mi jednak określić, czy efekt ten zawdzięczam odbudowaniu mostków siarczkowych czy może sporej ilości silikonów zawartych w tym produkcie (nie używam szamponu z SLS na co dzień, możliwe, że silikony z tej kuracji nie wymyły się jeszcze z moich włosów). Będę obserwować jeszcze włosy a z pewnością wypróbuję jeszcze system Ultraplex, by porównać efekt =) Będę też starała się znaleźć dla Was naturalną wersję Olaplexu/Ultraplexu i już mam pewien pomysł! Czy się spisze? Z pewnością Was poinformuję! 

Kolor nie wyszedł idealnie równomierny, ale jak na pierwsze podejście do wyrównania koloru po ombre, jest dobrze =) Z pewnością poprawię jeszcze włosy henną na całej długości i mam nadzieję, że stopniowo kolor będzie stawał się coraz bardziej jednolity.



Na Wasze kolejne wpisy do akcji "Naturalne SPA" czekam aż do 1 lutego! Mam nadzieję, że frekwencja znowu dopisze!

Pozdrawiam serdecznie,



6 komentarzy:

  1. Jeju. Jak czytam takie historie o fryzjerach to boję się, że sama jeszcze kiedyś tak wyląduje :D Ja w tej chwili pozbywam się czerwieni z włosów bo już mi się odwidziała. Z zaskoczeniem zauważyłam ostatnio, że silikony to nie to, niby powinny sprawić że włosy będą wyglądać lepiej ale u mnie, na teraz już z pewnością wysokoporowatych włosach się nie sprawdzają. Za to oleje mogłyby pić litrami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest dokładnie to samo- gdy używam silikonów włosy mam suche i puszące się =) W ogóle zapraszam do artykułu poświęconemu tym substancjom, może akurat przeczytasz tam coś nowego dla siebie: http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2016/12/396-silikony-uzywac-czy-unikac.html =)

      Usuń
  2. Kochana, bardzo się ciesze, że tak pięknie Ci wyszło :)
    Kolor bajeczny, wyglądasz wspaniale. A małe niedoskonałości wyrównają się z kolejnymi farbowaniami :)
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wskazówkę i wsparcie =*

      Nabrałam ochotę na bardziej intensywny odcień rudego- zobaczymy, jaki będzie ten po kolejnych hennowaniach. Jeśli nie rozjaśni się, użyję tej farby co Ty =)

      Usuń
  3. Ja podziękowałam wszystkim chemicznym farbom , oalią farbowałam przez dłuższy czas i włosy " fruwały po całym domu,nie chciałam zostać łysa :))dość !!! kondycja włosów zerowa. Od roku używam henny naturalnej w 100% i włosy pięknie lśnią , o niebo lepsze i pięknie błyszczą .Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odnośnie Montibello Oalia - dziękuję bardzo za podanie składu farby, gdyż w necie znalazłam jedynie broszurę reklamową producenta. W składzie jest m.in. etanoloamina (ethanolamine), która powstaje z tlenku etylenu i amoniaku. Także farba zawiera pochodne amoniaku (sole) i jest to niestety kolejny chwyt reklamowy. Ja takim firmom dziękuję. Zielone opakowanie mające sugerować naturę .... Ta, jasne ... Ogólnie jestem w kropce, bo po kilku latach używania farby Inoa Loreala (także "bez amoniaku") mam okropne problemy z włosami.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2018 kosmetologia-naturalnie.pl