piątek, 31 sierpnia 2018

[545.] Nie chcesz borykać się z suchymi dłońmi jesienią? Dbaj o nie już latem!

Nieuchronnie zbliża się koniec wakacji a wraz z nim nadciągają coraz chłodniejsze dni - zresztą już teraz czuć chłodne poranki i wieczory. Przez okres wakacji zużyłam kilka całkowicie nowych dla mnie kremów do rąk i dziś chciałabym Wam je przybliżyć!

Od razu przypomnę, że jeśli chcemy skutecznie zadbać o nawilżenie dłoni to istotne jest nie tylko ich pielęgnacja i wcieranie kremów, ale również stosowanie delikatnych kosmetyków myjących. U mnie wiedzie prym nawilżający żel do rąk Sylveco, mydła Yope a także pianka do mycia rąk dla dzieci Cien (Lidl). Absolutnie odradzam wszelkie mydła w kostce a także żele z SLS i SLES, ponieważ będą naruszać barierę hydrolipidową dłoni, która jest bardzo delikatna (znacznie bardziej niż na twarzy, ponieważ dłonie mają mniejszą ilość gruczołów łojowych). Bardzo wiele informacji na ten temat zostało już napisanych na Kosmetologii Naturalnie, dlatego poniżej podlinkuję istotne artykuły i zapraszam zainteresowanych do lektury!

Pielęgnacja dłoni w sposób naturalny
Wasze sposoby i polecane kosmetyki na przesuszone dłonie
Mydła - Kompendium Wiedzy
SLS i SLES
Porównanie siły substancji myjących stosowanych w kosmetykach
Bariera hydrolipidowa skóry



Krem do rąk do codziennej pielęgnacji Natura Siberica

Jeśli jesteście fankami kremu-maski do rąk z awokado od Eco Laboratorie, to z całą pewnością ten krem również pozytywnie Was zaskoczy! Natura Siberica ma zbliżoną konsystencję - treściwą, gęstą ale jednocześnie dobrze wchłanialną. Po zastosowaniu dłonie są aksamitnie gładkie - dokładnie tak jak po Eco Laboratorie - i ani odrobinę tłuste! Skład jest bogaty i zawiera wiele cennych substancji aktywnych, np. ekstrakty z igieł cedru, świerku i jodły syberyjskiej a także oleje: lniany, z szarłatu czy też olejek eteryczny z sosny. Producent korzysta z rodzimych surowców dostępnych na Syberii jednocześnie dbając o skuteczne działanie nawilżające i ochronne.

Zdecydowałam się na wersję mini (30 ml), która jest idealna do torebki oraz na wyjazdy. W ofercie Natura Siberica możemy znaleźć także pełnowymiarową wersję (75 ml). Krem spełnił swoje zadanie - mocno nawilżał i zmiękczał naskórek ale także idealnie spisywał się do torebki (szybka wchłanialność, poręczne i lekkie opakowanie).

INCI:
Aqua, Coco-Caprylate/Caprate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Octyldodecanol, Glycerin, Pinus Sibirica Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil, Amaranthus Caudatus Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil, Polyglyceryl-6 Esters, Pinus Sibirica Needle Extract, Abies Sibirica Needle Extract, Picea Obovata Needle Extract, Crataegus Monogina Flower Water, Achillea Millefolium Flower Water, Melissa Officinalis Flower/Leaf/Stem Water, Spiraea Ulmaria Extract, Bidens Tripartita Flower/Leaf/Stem Extract, Althaea Officinalis Root Extract, Saponaria Officinalis Root Extract, Arctium Lappa Root Extract, Tocopherol, Sodium Stearoyl Glutamate, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, CitricAcid, Parfum, Citral, Citronellol, Limonene, Linalool

Link do sklepu
Cena: ok. 5 zł / 30 ml



Intensywnie regenerująca kuracja do rąk Vianek

Jest to najbardziej treściwy kosmetyk do dłoni z całej oferty Vianek, Sylveco i Biolaven (Rosadii i Aloesove jeszcze nie stosowałam, ale wszystko przede mną!) - gęsty, mocno nawilżający i pozostawiający na skórze wyczuwalny film. Nie pozostawia wyraźnie tłustej warstwy, jednak jest ona wyczuwalna. Z pewnością przypadnie do gustu osobom, które potrzebują mocnego nawilżenia dłoni. Duży plus za wielofunkcyjność produktu - w opakowaniu oprócz maski-kuracji znajdziemy bawełniane rękawiczki, dlatego preparat można stosować zarówno w sposób "klasyczny" jak i w połączeniu z rękawiczkami. Dzięki podniesieniu temperatury skóry wynikającemu z założenia rękawiczek, skóra lepiej wchłania substancje aktywne zawarte w kosmetykach. Rękawiczki nie wchłaniają nadmiernej ilości produktu, dzięki czemu mamy pewność, że maska wnika w skórę a nie w rękawiczki. Są one także proste w czyszczeniu - wystarczy pranie w pralce!

W składzie znajdziemy zarówno substancje z grupy emolientów (olej z pestek winogron, wiesiołka, lecytyna, masło awokado i shea) a także humektantów (gliceryna, mleczan sodu, mocznik), dzięki czemu po systematycznym stosowaniu dłonie stają się przyjemnie miękki, gładkie i nawilżone!

INCI: 
Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Urea, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Glyceryl Stearate, Oenothera Biennis Seed Oil, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Lecithin, Stearic Acid, Cetearyl Alcohol, Persea Gratissima Butter, Sodium Lactate, Trifolium Pratense (Red Clover) Extract, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Phytic Acid, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene

Link do sklepu
Cena: ok. 19 zł / 75 ml



Regenerujący krem do rąk Vianek

Być może niektórym osobom może się wydawać, że regenerujący krem do rąk Vianek jest tym samym produktem co maska-kuracja - nic z tych rzeczy! Przede wszystkim ten krem wzbogacony jest o ekstrakt z morwy białej o działaniu rozjaśniającym przebarwienia. Warto więc mieć go na uwadze, by zapobiegać powstawaniu plam posłonecznych na rękach (tzw. plam starczych). W toku pracy jako dermokonsultantka często spotykałam Panie poszukujące specyfiku rozjaśniającego plamy na dłoniach - najwyraźniej są one dużym kompleksem dojrzałych kobiet, ponieważ niewiele było dni, podczas których nie padło pytanie o preparat rozjaśniający konkretnie plamy na dłoniach. Jeśli Wasze Mamy lub Babcie borykają się z tym problemem, podrzućcie im krem Vianek - wprawdzie nie rozjaśni tych plam całkowicie ale chociaż troszkę zminimalizuje ich widoczność. A co my możemy robić, by zapobiec powstaniu plam na dłoniach? Przede wszystkim unikajmy słońca i pamiętajmy o reaplikacji kremu z filtrem również w obrębie dłoni. Krem z filtrem warto także nakładać podczas wykonywania manicure z użyciem lampy UV/LED!

Poza ekstraktem z morwy, którego obecność niesamowicie mnie ucieszyła, w kremie znajdziemy olej lniany, z wiesiołka, masło shea i awokado a także mocznik oraz glicerynę. Są więc substancje zarówno z grupy emolientów jak i humektantów, dzięki czemu mamy gwarancję skutecznego i maksymalnego nawilżenia skóry!

W porównaniu do maski-kuracji, regenerujący krem Vianek ma lżejszą, znacznie szybciej wchłanialną konsystencję ale nie jest lekkim kremem. Mogłabym przyrównać jego konsystencję do wersji odżywczej Vianek lub Biolaven a więc pozostaje w grupie mocno nawilżających kosmetyków o bogatej konsystencji.

INCI:
Aqua, Linum Usitatissimum Seed Oil, Glycerin, Urea, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Butyrospermum Parkii Butter, Oenothera Biennis Seed Oil, Glyceryl Stearate, Lecithin, Persea Gratissima Butter, Morus Alba Leaf Extract, Tocopheryl Acetate, Cetyl Alcohol, Stearic Acid, Xanthan Gum, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Phytic Acid, Benzyl Alcohol Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 17 zł / 75 ml



Hypoalergiczny balsam do rąk Naturativ

Bardzo często pytacie mnie o Naturativ a ja nie miałam zbyt dużych doświadczeń z tą firmą - postanowiłam to zmienić i przybliżyć Wam garść kosmetyków tej firmy - zamówiłam mleczko oczyszczające, balsam rewitalizujący oraz właśnie hypoalergiczny krem do rąk. Ze względu na obietnicę hypoalergiczności (nie można na opakowaniu ot tak podać informacji, że kosmetyk jest hypoalergiczny - by kosmetyk mógł uzyskać taką nazwę musi mieć przeprowadzone dodatkowe badania względem skór alergicznych) - sądzę, że produkt zainteresuje osoby o bardzo wrażliwej skórze, z dermatozami jak AZS a także tych, którzy mają mocno popękany naskórek.

Krem posiada bardzo lekką, szybko wchłanialną konsystencję. Jest rzadki jak na krem, jednak dzięki dozownikowi typu airless nie stwarza ryzyka wypłynięcia zbyt dużej ilości preparatu. Pomimo lekkiej jak piórko konsystencji, krem mocno nawilża i zmiękcza skórę pozostawiając ją niesamowicie mięciutką! Kompozycja zapachowa jest delikatna, rześka (wyraźnie czuć cytrusowe nuty) i pozbawiona najczęstszych alergenów. Już na początku składu kremu znajdziemy triglicerydy, które jako składowa naszej bariery hydrolipidowej, silnie ją odbudowują i wzmacniają. Innymi emolientami są tutaj oliwa, olej awokado, słonecznikowy a humektantów znajdziemy glicerynę i kwas hialuronowy!

Na powyższych zdjęciach krem posiada jeszcze starą szatę graficzną (zamawiałam go początkiem lata, jeszcze przed zmianą szaty graficznej Naturativ. Poniżej możecie zobaczyć, jak krem prezentuje się aktualnie - muszę przyznać, że zmiany są bardzo na plus i niesamowicie przypadły mi do gustu!)

INCI:
Aqua, Caprylic Capric Triglyceride, Decyl Cocoate, Olea Europaea Oil, Hydrogenated Olive Oil, Citrus Limon Fruit Extract, Glycerin, Persea Gratissima Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Cetearyl Glucoside, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Sodium Phytate,Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Parfum

Link do sklepu
Cena: ok. 40 zł / 100 ml



Krem do rąk z olejem z migdałów Fair Squared

Również jest to krem z tych bogatych, ale dobrze wchłanialnych. Nie pozostawia tłustej ani śliskiej powłoki na dłoniach, charakteryzuje się niesamowitą wydajnością! Ma delikatny, ciepły i bardzo przyjemny zapach.

Zaskoczył mnie skutecznością nie tylko w kwestii nawilżania dłoni ale również odżywienia skórek wokół paznokci! Wcierany systematycznie w skórki i paznokcie sprawiał, że nie powstawały kolejne zadziorki a paznokcie szybciej rosły!


INCI:
Aqua, Glyceryl Stearate SE, Olea Europaea Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Betaine, Tapioca Starch, Potassium Sorbat,  Sodium Benzoat, Xanthan Gum, Parfum, Citric Acid, Tocopherol, Limonene, Linalool, Geraniol, Citronellol

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena:
ok. 35 zł / 100 ml



Olejek do pielęgnacji skórek "Świeże ciasto z papają" Nacomi

Przy okazji omawiania pielęgnacji dłoni koniecznie chciałabym wspomnieć jeszcze o olejku do skórek Nacomi - w połączeniu z kremem do rąk Fair Squared oraz regenerującym Vianek wzmacniał i nawilżał skórki, uelastyczniał je oraz niwelował powstawanie zadziorków. Przyspieszał wzrost paznokci - na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć tygodniowy odrost - wiem, że dla niektórych nie jest on imponujący, ale muszę Wam przyznać, że moje paznokcie rosną bardzo powoli i bez stosowania olejku hybrydy zmieniam co 2 tygodnie, ponieważ odrost jest niemal niewidoczny. Odrost z poniższego zdjęcia już kwalifikuje paznokcie do zmiany hybryd! Bardzo zwracam uwagę na to, by nie straszyć odrostami - ani na włosach, ani na paznokciach.

Jednak zwróćcie uwagę na stan skórek - wygląda obiecująco, prawda?


Tosia musiała "pomóc" w robieniu zdjęć!

INCI:
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Ricinus Communis Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Tocopheryl Acetate, Parfum, Equisetum Arvense Extract, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil.


Pełna recenzja
 

Cena: ok. 9 zł / 15 ml
Link do sklepu




Jestem bardzo ciekawa, czy miałyście któreś z powyższych kremów do rąk i jak spisały się one u Was? A może zainteresowałam Was którymś i zaopatrzycie się w niego na jesień? Jestem ciekawa Waszych opinii!

Jednocześnie chciałabym się Wam pochwalić, że założyłam własny kanał na YouTube! Znajdziecie mnie pod "Kosmetologia Naturalnie". Nagrałam już dwa pierwsze filmy, ale nie uciekam od blogowania - chciałabym stworzyć formę łatwiejszą w odbiorze, dlatego część "notek" będzie przedstawiana w formie vloga! Mam nadzieję, że ta drobna zmiana stylu a także moje pierwsze (czyt. nieporadne) próby vlogowania nie zrażą Was i wciąż będziecie chętnie sięgać po naturalne kosmetyki!

Pozdrawiam serdecznie!

czwartek, 23 sierpnia 2018

[544.] Ile silikonu z szamponu zatruwa ocean? Dywagacje podczas Projektu Denko!

 Kolejne letnie tygodnie mijają jak z przysłowiowego bicza strzelił a ja wciąż mam zaległości z "Projektem Denko" - nieładnie! Jednak już przychodzę do Was z edycją czerwcową, żebyśmy nie zostawały zanadto w tyle. Jak zresztą mówi znane Polskie przysłowie: "Lepiej późno niż wcale! - i ja również tak uważam! Przejdźmy więc do omówienia kosmetyków i krótkich recenzji.


Pielęgnacja twarzy



Profilaktyczna pasta do zębów Elmex

W naturalnej pielęgnacji jest bardzo mocny trend stosowania past bez fluoru - osobiście nie jestem zwolenniczką rezygnacji z tego mikroelementu. Zęby to dla mnie bardzo istotna część ciała, której poświęcam wiele uwagi - doceniam fluor za jego właściwości wzmacniające szkliwo i ochronne. Zdarza mi się kupować pasty bez fluoru (najczęściej moja ulubiona czarna EcoDenta), jednak zdecydowanie częściej sięgam po pastę Elmex. Wybieram tę markę i rodzaj, ponieważ jako jedyny nie zawiera SLS, SLES, PEGów czy innych substancji, które nie powinny znajdować się w kosmetyku naturalnym. Ilość fluoru pochodząca z past do zębów nie jest szkodliwa dla organizmu - nawet niektóre firmy naturalne przełamują się i tworzą naturalne pasty wzbogacone o fluor. Właśnie EcoDenta wypuściła taką serię i mocno zastanawiam się nad przetestowaniem wersji wybielającej.

Cena: ok. 13 zł / 100 ml


Filtr mineralny SPF 50+ Bioderma

W tym roku postanowiłam nie trzymać się kurczowo swojego ulubionego kremu z filtrem (Kafe Krasoty) i wypróbować jakieś alternatywy. Na pierwszy ogień poszedł filtr mineralny Bioderma i był to pierwszy filtr mineralny, jaki stosowałam. W porównaniu do Kafe Krasoty miał bardziej "trudną" w aplikacji konsystencję: tłustą i rzadką, na której podkład niemiłosiernie się błyszczał. Jednak nie istnieje "idealny" krem z filtrem, więc byłam przygotowana, że ten kosmetyk może być problematyczny. Gdy nauczyłam się z nim współpracować byłam z niego bardzo zadowolona - mocno chronił skórę przed promieniowaniem i zapobiegał rumienieniu się skóry.


Filtr ten dał mi "w kość" podczas stosowania na ciele - tworzył na skórze niemal sino-fioletowy film, przez co skóra miała niezdrowy koloryt (dokładne rozcieranie filtra skutecznie niwelowało ten efekt) a także nabawiłam się odparzeń i podrażnień po całodniowej wędrówce w upale po aplikacji tego filtra w wewnętrznej cześci ud. Mimo wszystkich tych niedogodności - wybaczam mu, ponieważ fotoprotekcja jest dla mnie znacznie ważniejsza. Czy do niego powrócę? Cóż, zastanowię się, ponieważ znam inne naturalne kosmetyki z filtrem SPF 50, ale też nie mogłabym Wam go odradzić - po prostu powinnyście same sprawdzić, jak na Waszych skórach spisuje się ta konsystencja. Pomimo tłustej konsystencji spotkałam się z wieloma opiniami, że ten spray nie działa komedogennie, co jest niebywałą zaletą dla osób o problematycznych cerach.


Cena: ok. 36 zł / 100 g


Regenerująca pomadka ochronna Vianek

Niesamowicie entuzjastycznie podeszłam do tematu wypuszczenia na rynek pomadek ochronnych przez Vianek - znając jakość pomadek Sylveco wiedziałam, że będą to dobre produkty a do tego Vianek jest gwarancją ciekawych aromatów, które uprzyjemniają stosowanie ich kosmetyków. Nie myliłam się - każda pomadka z tej serii ma bardzo apetyczny, owocowy smak a w dodatku wykazuje fantastyczne działanie pielęgnujące.

Najbardziej do gustu przypadł mi zapach pomadki kojącej i odżywczej ale wersja regenerująca znajduje się na podium tuż za nimi. Wzorowo spełnia obietnice Producenta mocno nawilżając usta, zapobiegając ich pękaniu i powstawaniu suchych skórek. Po prostu wersja kojąca i odżywcza bardziej przypadły mi do gustu pod względem walorów smakowych chociaż wersję regenerującą (wyczuwam odrobinę smaku truskawek) nie mogę nazwać "nieprzyjemną". Ale o gustach się nie dyskutuje, polecam przekonać się samemu, który smak to Wam najbardziej odpowiada!


Cena: ok. 10 zł / 4.6 g


Hydrolat rozmarynowy EcoSPA.pl

Nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji bez hydrolatów! Moja cera źle znosi pozostawianie na niej nawet niewielkiej ilości substancji myjących, które znajdują się w wielu gotowych tonikach, dlatego staram się szukać toników ich pozbawionych, lub też właśnie sięgam po hydrolaty, które również mogą służyć przywróceniu odpowiedniego poziomu pH naszej skóry.
Hydrolat rozmarynowy został zakupiony przeze mnie w celu wykonania na jego bazie serum do rzęs, jednak pozostałą część hydrolatu postanowiłam zużyć do twarzy. Hydrolat rozmarynowy wykazuje silne właściwości regenerujące skórę, ale także jest polecany w terapii cer mieszanych, tłustych i trądzikowych. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jego działaniem, ponieważ wspomagał gojenie niedoskonałości i normalizował pracę gruczołów łojowych ale jednocześnie nie ściągał ani nie przesuszał skóry. Za to posiadał bardzo przyjemny, rozmarynowy zapach, który uprzyjemniał jego stosowanie!

Hydrolat z rozmarynu polecany jest także do problematycznej skóry głowy - suchej, swędzącej, z łupieżem oraz o osłabionych mieszkach włosowych. Niestety nie miałam na tyle odpowiedniej ilości hydrolatu, by przetestować go zarówno na twarz jak i skórę głowy jednak po reakcji mojej cery sądzę, że mógłby również skutecznie wpłynąć na mój skalp. Nie pozostaje nic innego jak wypróbować w przyszłości!

Cena: ok. 13 zł / 100 ml


Enzymatyczny peeling do twarzy Sylveco

Do złuszczania naskórka stosuję przeróżne peelingi - zarówno te mechaniczne jak i chemiczne, jednak do peelingu enzymatycznego Sylveco zapałałam wyjątkową miłością! Pomimo moich skoków w bok, wciąż wiernie powracam do niego. Pomimo, iż wykonanie peelingu enzymatycznego trwa dłużej niż mechanicznego, to niesamowicie podoba mi się efekt finalny, jaki uzyskuję. Przede wszystkim tuż po wykonaniu peelingu skóra nie jest zaczerwieniona, nie ma też ani śladu ewentualnego podrażnienia cery. 

Warto mieć na uwadze, że tuż po wykonaniu peelingu enzymatycznego nie widzimy pełni efektów jak jest to w przypadku peelingu mechanicznego - efekt złuszczania następuje jeszcze kilka dni po jego wykonaniu. Dlatego należy stosować ten peeling dłuższy czas, by móc wiarygodnie ocenić jego działanie. 

Podoba mi się uczucie gładkiej i miękkiej skóry po systematycznym stosowaniu. Jednocześnie pory są mniej widoczne, nie pojawiają się także suche skórki. W przypadku pojedynczych wyprysków - szybciej się goją. Jednak by móc cieszyć się pełnią efektów stosowania tego peelingu, należy dopasować go odpowiednio do swojego typu cery a także stosować w pewien charakterystyczny sposób o czym możecie przeczytać poniżej:


Cena: ok. 28 zł / 75 ml


Maseczka "Love the Chocolate" Be.Loved

Ta maseczka okazała się dla mnie niemałym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem! Analizując jej skład spodziewałam się, że będzie mocno nawilżać oraz uelastyczniać skórę, jednak efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania! To, co zauważyłam już po kilku użyciach to skuteczne działanie ujędrniające skórę, za który odpowiada spora dawka kakao (źródło magnezu!). Cóż, często prostota jest drogą do sukcesu a pisząc o "prostocie" mam na myśli całkowicie emolientowy skład złożony z olejów i maseł. Moja cera uwielbia takie treściwe konsystencje, dlatego jeśli i Wy lubicie pielęgnację olejami lub masłami, polecam zainteresować się bliżej tą maseczką!

Cena: ok. 105 zł / 30 ml 


Pielęgnacja włosów



Szampony White Agafia - wersja brzozowa i rokitnikowa

Odkąd stan moich włosów się poprawił i przestały mieć tendencję do puszenia (o czym pisałam Wam w MWH), jednocześnie stają się coraz bardziej przyklapnięte u nasady. Dlatego postanowiłam wypróbować metodę sporadycznego oczyszczania włosów mocniejszym szamponem i w tym celu zaopatrzyłam się w szampony White Agafia oparte o "naturalny SLS" - Sodium Coco-Sulfate. Metoda ta umożliwia mi zachowanie odbicia fryzury od nasady przez dłuższy czas, dlatego na chwilę obecną przy niej pozostanę.

Oba szampony, chociaż pochodzą z tej samej linii i niewiele różnią się składem INCI, to wykazują całkowicie odmienne działanie - wersja rokitnikowa pięknie wygładza i nabłyszcza włosy, natomiast wersja brzozowa mocno je puszy i sprawia, że nie wyglądają estetycznie. Dlaczego różnica jest aż tak znaczna? Możliwe, że poza drobną różnicą w substancjach aktywnych, oba szampony różnią się stężeniami substancji wpływających wygładzająco na włos (guma). Nie pozostaje nic innego jak próbować, jak te szampony spiszą się u Was, w końcu różne włosy preferują całkowicie odmienne składniki aktywne!

Pełna recenzja

Link do sklepu:
Wersja rokitnikowa
Wersja brzozowa
 
Cena: ok. 12 zł / 280 ml


Szampon regenerujący do włosów blond Vianek

Bardzo podobał mi się efekt rozjaśnienia i wzmocnienia koloru włosów po tym szamponie - kolor stał się żywszy, znacznie bardziej płomienny! Niestety, nie utrzymuje się na stałe - zawarte ekstrakty nie rozjaśniają włosów na stałe, ale sprawiają, że mają bardziej złocisty blask - znika on po zaprzestaniu stosowania tego szamponu. Produkt ten miał jeszcze jedną wadę - przez zawarte w nim proteiny lubił puszyć włosy. Jednak udało mi się je zwalczyć poprzez stosowanie sporadyczne szamponu rokitnikowego White Agafia a także nakładanie maski Hairfood Papaya Garnier Fructis po każdym umyciu. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do tego szamponu - gdy już nauczyłam się z nim "współpracować" byłam z niego bardzo zadowolona! Oczywiście to, za co kocham szampony Vianek to bardzo delikatne substancje myjące, które nie podrażniają skóry głowy!


Pełna recenzja

Cena: ok. 23 zł / 300 ml


Odżywka do włosów Biolaven

Tę odżywkę trudno było zdetronizować! Odkąd tylko pojawiła się w ofercie, pokochałam ją całym sercem - ładnie wygładzała moje włosy, dociążała ale jednocześnie nie powodowała szybszego przetłuszczenia. Z całej oferty Sylveco wyróżnia się konsystencją - znacznie łatwiej rozprowadza się na włosach niż pozostałe odżywki i maski firmy Sylveco. Na chwilę obecną odstawiłam ją na rzecz testowania masek Fructis, ale coś czuję, że Biolaven jeszcze zagości w mojej pielęgnacji. Prawdopodobnie będę przeplatała Fructis z Biolaven - zresztą o swoich poczynaniach będę Was informować na bieżąco w aktualizacjach pielęgnacji włosów!

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 21 zł / 300 ml


Hairfood Papaya Garnier Fructis
 
Wersja z papają była moją pierwszą maską z serii Hairfood Fructis i jak dotychczas - najlepiej spisuje się na moich włosach. Zużyłam aż dwa opakowania - w wersji ukraińskiej oraz polskiej, obie wersje były identyczne i spisywały się równie fantastycznie! Maska Fructis Papaya ładnie wygładza włosy ale jednocześnie nie obciąża ich przy tym nadmiernie - nie przyczynia się do utraty objętości włosów ani ich szybszego przetłuszczania. Po systematycznym stosowaniu włosy stają się gładkie, sypkie, miękkie i pięknie lśniące! Do tej wersji z pewnością będę powracać!

Porównanie wersji ukraińskiej i polskiej

Pełna recenzja

Link do sklepu
Cena: ok. 25 zł / 390 ml


Intensywie wzmacniająca maska do włosów Vianek

Ta maska to bardzo dobry wybór dla tych z Was, które powinny rozpocząć pielęgnację PEH włosów, jednak nie chcą inwestować w kilka preparatów (osobno humektantów, osobno protein), ponieważ zawierają związki z obu grup a ponadto wygładzające emolienty - olej ze słodkich migdałów oraz analogi silikonów - Isoamyl Laurate i Isoamyl Cocoate. Po zastosowaniu tej maski moje włosy lekko się puszą, jednak efekt ten szybko znika po kolejnym myciu włosów (ponieważ maskę stosowałam sporadycznie przed myciem). Poza tą drobną niedogodnością tuż po umyciu włosów, systematyczne stosowanie maski sprawia, że stają się one bardziej gładkie, sypkie, miękkie ale także lepiej nawilżone. Dodatek protein wzmacnia włosy i zapobiega ich łamliwości.

Tą maską Sylveco po raz kolejny pokazało, że silikony wcale nie są niezbędne w pielęgnacji - można zastosować substancje dające identyczne efekty na włosach ale jednocześnie będące bezpiecznymi dla środowiska. Przewrażliwienie? Ile tego silikonu dostaje się do ogromnych oceanów? Tyle, że już oficjalnie potwierdzono zakazu wprowadzania do obrotu w produktach kosmetycznych spłukiwanych wodą niektórych silikonów (Cyclotetrasiloxane i Cyclopentasiloxane) w stężeniu równym lub większym niż 0,1 % masy którejkolwiek z tych substancji! Decyzja zapadła w styczniu tego roku a obowiązywać będzie od lutego 2020r. (dla ciekawskich przytaczam rozporządzenie) a trwają debaty na temat dalszych losów Cyclohexasiloxane - który może zastępować w/w silikony a jest tak samo szkodliwy.


Link do sklepu
Cena: ok. 23 zł / 150 ml



Rewitalizujący balsam do ciała Naturativ

Lekki balsam o bardzo dobrze wchłanialnej konsystencji - pozostawia skórę przyjemnie gładką i mocno nawilżoną! Balsam ten był bardzo pomocny gdy po urlopie w Macedonii i stosowaniu mineralnego filtru nabawiłam się wysuszenia skóry - balsam wspaniale koił i łagodził skórę, zmiękczał naskórek i wspomagał jego regenerację, dzięki czemu skóra szybko wróciła do prawidłowej kondycji. Balsam bardzo przypadł mi do gustu i miałam zamiar kupić kolejny, ale... Naturativ mnie uprzedziło i przesłało swój balsam chłodząco-rozświetlający! Napiszę Wam o nim coś więcej, ponieważ niesamowicie przypadł mi do gustu - ale to już nie dzisiaj!


Cena: ok. 60 zł / 200 ml


Żele pod prysznic Vianek: wersja nawilżająca oraz energetyzująco - orzeźwiająca

Wybierając żele pod prysznic oparte o bardzo delikatne substancje myjące, zazwyczaj sięgam po Vianek - jest łatwo osiągalny, w przystępnej cenie (jak na żel o naturalnym składzie) a także posiada szeroki wybór wersji zapachowych. W czerwcu zdenkowałam dwie wersje, do których systematycznie wracam: nawilżająca pozostawia niesamowicie gładką i miękką skórę, natomiast wersja orzeźwiająco - energetyzująca urzeka mnie zapachem - świeżym, lecz nie cytrusowym ani z nutą mięty - to aromat jabłka, chociaż pozbawiony wyraźnej nuty słodyczy! Oba żele mają na tyle neutralne zapachy, że również przypadają do gustu mężczyznom.

Link do sklepu:

Cena: ok. 17 zł / 300 ml


Antyperspiranty: Nivea i Fa

I tutaj przechodzimy do jednego z moich kosmetycznych "grzechów głównych" - antyperspiranty... Niestety, pomimo zachowywania higieny oraz zdrowej diety, szybko się pocę. Nie chcąc uprzykrzać życia moim współpracownikom potrzebuję sięgać po antyperspirant - dezodoranty w moim przypadku nie są skuteczne, nie maskują przykrego zapachu. Z drugiej jednak strony, rakotwórcze działanie glinu o którym dużo można przeczytać na internecie, nigdy nie zostało potwierdzone. Niestety, aktualnie dostępne antyperspiranty nie grzeszą składem - nie znalazłam jeszcze takiego, który zawierałby hydroksychlorek glinu a jednocześnie był pozbawiony innych substancji, które nie powinny być obecne w kosmetykach naturalnych. Nie mając więc zbyt wielkiego wyboru, zazwyczaj sięgam po klasyczną wersję Nivea lub Dove (bardzo lubię takie delikatne, pudrowe zapachy) ale w okresie wakacyjnym zakochałam się w zapachu Fa (arbuzowy!).


Pianka do mycia rąk dla dzieci Cien Lidl

Ta pianka chwilowo zdetronizowała żele pod prysznic Vianek - głównie ze względu na moje zamiłowanie do pianek, chociaż niewątpliwym plusem jest także jej przystępna cena. Produkt można stosować do mycia rąk, ja zużyłam ją do kąpieli całego ciała, sporadycznie również twarzy. Jest to bardzo dobry kosmetyk myjący oparty o delikatne substancje myjące, dzięki czemu nie narusza bariery hydrolipidowej skóry co przyczynia się do poprawy jej nawilżenia. Szczelna bariera hydrolipidowa to także gwarancja lepszego działania balsamów, maseł i olejów, które następnie aplikujemy na skórę!


Dostępność: na wyłączność sklepów Lidl
Cena: 6 zł / 300 ml


Cedrowe mydło Babuszki Agafii

Uniwersalny kosmetyk, z którego pomocą możemy umyć zarówno ciało, twarz i włosy. Mydło to jest "mydłem" jedynie z nazwy - produkt ten pod względem chemicznym jest po prostu gęstym żelem, niemal o konsystencji galaretki. Skutecznie oczyszcza, nie powoduje wysuszenia włosów ani skóry, w dodatku ma bardzo przyjemny, ziołowy zapach. Z całą pewnością przypadnie do gustu fankom minimalizmu a także mężczyznom!

Cena: ok. 16 zł / 300 ml


Olejek do skórek "Ciasto z Papają" Nacomi

Wstyd przyznać, ale jakoś nie po drodze mi z kosmetykami Nacomi, głównie przez to, że zraziłam się do nich na początku mojej przygody z naturalną pielęgnacją - zakupiony olej makadamia okazał się być rafinowany a masło do ciała było po prostu tłuste. Z aktualną wiedzą nie popełniłabym tych błędów zakupowych - poza tym przez te kilka lat Nacomi bardzo się rozwinęło a preferencje mojej skóry są całkiem inne (aktualnie bardzo lubię sięgać po całkowicie emolientowe produkty jak masła do ciała, zwłaszcza zimą!). Dlatego postanowiłam zrobić kolejne podejście do tej marki i swoją drugą szansę rozpoczęłam od wypróbowania olejku do skórek. 

Olejek stosowałam sumiennie ok. 2 miesiące co wieczór. zauważyłam, że najlepiej spisuje się on w połączeniu z kremem do rąk (najpierw wcierałam odrobinę kremu do rąk w skórki a następnie powtarzałam czynność z olejkiem) - zapewne moja skóra wymagała dostarczenia dodatkowej dawki humektantów, które posiada krem. W takiej konfiguracji systematycznie stosowany sprawił, że pozbyłam się suchych skórek i "zadziorków". Produkt ma bardzo przyjemny zapach, który umila jego stosowanie.


Link do sklepu
Cena:
ok. 9 zł / 15 ml


Kojący żel do higieny intymnej Vianek

Jest to mój ulubiony preparat do higieny okolic intymnych, który stosuję niezmiennie odkąd pojawił się na rynku (a więc będzie to już ok. 3 lat!) i nie myślę o zmianie, chociaż zdarzało mi się próbować inne żele oparte o delikatne substancje myjące (Sylveco, wybrane produkty AA) jednak finalnie zawsze kojący Vianek okazywał się najlepszą opcją. Jest wyjątkowo delikatny a jednocześnie pozostawia długotrwałe uczucie świeżości. Skutecznie łagodzi podrażnienia, wspomaga regenerację tej wyjątkowo wrażliwej okolicy. Być może odważę się kiedyś na zmianę i wypróbowanie innego produktu jednak na chwilę obecną pozostanę przy Vianku. A jeśli któraś z Was zastanawia się nad tym, czy osobny produkt do higieny intymnej jest potrzebny, zapraszam do lektury:


Link do sklepu
Cena:
ok. 22 zł / 300 ml



Gliceryna farmaceutyczna

Najłatwiej dostępny - a przy okazji najtańszy - humektant. O ile w przypadku pielęgnacji twarzy ma swoich zwolenników jak i przeciwników, o tyle w pielęgnacji włosów warto ją wypróbować jako podkład nawilżający pod olej. Podczas gdy ją stosowałam, dostawałam wiele komplementów za połysk włosów chociaż muszę przyznać, że jednocześnie bywało, że miały one odrobinę tendencję do tracenia objętości. Dlatego sądzę, że gliceryna może spisać się na włosach osób borykających się z problemem puszenia, elektryzowania czy suchości fryzury. Glicerynę można także stosować jako półprodukt dodany do maski lub szamponu, by dodać im właściwości nawilżających. 

Chociaż gliceryna wydaje się być trudno zmywalną substancją (jest gęsta i zawsze pozostawia na skórze film) to jest łatwo rozpuszczalna w wodzie: ręce śliskie od gliceryny wystarczy wypłukać w samej bieżącej wodzie, by całkowicie ją usunąć. Dlatego sądzę, że teoria o jej uporczywej komedogenności jest bardzo rozdmuchana. Oczywiście nie wykluczam osobniczych wrażliwości na tę substancję, jednak często przyczyna powstawania niedoskonałości wynika z innych przyczyn, niż stosowanie gliceryny. Jest to substancja obecna w większości kosmetyków - nie tylko ze względu na wyjątkową skuteczność działania i łatwość pozyskiwania ale także dlatego, że wspomaga ekstrakcję substancji czynnych z ziół (bywa więc składową ekstraktów roślinnych). Nierzadko zdarza się, że osoby początkujące w pielęgnacji szukając winowajcy pogorszenia stanu skóry szukają w składach INCI wspólnej substancji rzekomo odpowiedzialnej za powstanie niedoskonałości na ich skórze - no i zazwyczaj jedyną wspólną substancją dla tych kosmetyków jest gliceryna, którą następnie z góry przekreślają poszukując kolejnych preparatów. 

Sporadycznie spotykam nawet tak zdesperowane osoby, które twierdzą, że zapycha je nawet żel do mycia twarzy (ponieważ zawiera glicerynę) - spokojnie, jeśli stosujemy kosmetyk myjący, który bez trudu zmywa się wodą (jak żel, pianka, micel) to ryzyko zapchania jest równe zeru (chyba, że nie spłukujemy produktu dokładnie!). Dlatego do gliceryny nie podchodzę jak "pies do jeża" - niejednokrotnie ratowała moją skórę podczas kataru, by zapobiec podrażnieniu skrzydełek nosa na wskutek ich pocierania. W tym celu na noc (a czasem i na dzień) aplikuję na podrażnione okolicę warstwę gliceryny a na nią olej lub masło roślinne. Metoda ta świetnie uelastycznia i zmiękcza skórę, chociaż ciężko nazwać ją komfortową. Sądzę, że powinnam wypróbować glicerynę jako podkład nawilżający pod masło w pielęgnacji dłoni i stóp - nadchodząca jesień będzie ku temu idealną okazją!

Pełna recenzja

Dostępność: w każdej aptece
Cena: ok. 6 zł / 100 g 


Oleje roślinne - różne, EcoSPA.pl

Jak wspomniałam Wam w aktualnej pielęgnacji cery aktualnie wykorzystuję mieszankę olejów zamiast pojedynczego rodzaju, ponieważ miałam kilka różnych olejów, którym zbliżał się koniec daty ważności. Tym sposobem do mieszanki trafiły oleje z powyższego zdjęcia (za wyjątkiem marula): czarnuszka, konopny, pestki śliwki, arbuza, orzecha laskowego. Do mieszanki dodałam jeszcze odrobinę innych olejów (kosmetycznych jak i spożywczych): z pestek winogron, słonecznikowy, rzepakowy, makadamia, oliwa. 

Natomiast olej marula zamówiłam w celu zastosowania go jako substancji aktywnej w serum do rzęs a resztkę spożytkowałam na włosy. Wprawdzie ilość, którą posiadałam wystarczyła tylko na kilka użyć jednak zaobserwowałam wygładzenie i nabłyszczenie włosów, zdecydowanie ładniej się prezentowały. Sądzę, że nie pobiją mojego ulubionego oleju kokosowego, ale możliwe, że kiedyś jeszcze wypróbuję olej marula by móc powiedzieć o nim coś więcej.



L-cysteina

Jeszcze kilka lat temu niesamowicie modne były zabiegi typu Olaplex - zarówno te oryginalne jak i ich tańsze zamienniki. Sama opanowana modą na Olaplex poddałam się kuracji u fryzjera a następnie wykorzystałam drogeryjny zestaw Ultraplex firmy Joanna. Jednak intrygowało mnie, co w składzie tych produktów może odpowiadać za rzekome odbudowywanie mostków disiarczkowych? O ile substancja aktywna Olaplexu była strzeżona tajemnicą handlową, to w Ultraplexie już nie. Po analizie składu tego drugiego stwierdziłam, że jedyną substancją mogącą wykazywać rzekome działanie była cysteina. Kojarzyłam tę substancję ze sklepu zrobsobiekrem.pl i postanowiłam wypróbować!

Efekt po czystej cysteinie bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - byłam bardziej zadowolona z finalnego efektu niż po słynnym Olaplexie. Czy w Olaplexie również jest cysteina? Nie mam pojęcia, ponieważ składnik aktywny jest strzeżony - być może jest to jakaś kompozycja substancji czynnych zawierająca cysteinę jako składową lub też jakaś jej pochodna. Tak czy inaczej raz na zawsze skończyła się moja fascynacja Oleplexem - cysteina w zupełności była dla nich godnym zamiennikiem. 

Opakowanie, które widzicie na zdjęciu jest niesamowicie wydajne - stosując cysteinę 1-2x w miesiącu nie byłam w stanie zużyć całego opakowania przed upływem daty ważności. Dlaczego nie korzystałam z dobrodziejstw l-cysteiny częściej? Ponieważ ten aminokwas bardzo podnosi pH a wiecie, że nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań. Czy kiedyś powrócę do cysteiny? Być może, ponieważ efekt był intrygujący natomiast aktualnie postaram się zastąpić cysteinę innymi aminokwasami lub proteinami w myśl zasady równowagi PEH.


Cena: ok.6 zł / 10 g



Jestem bardzo ciekawa, czy stosujecie któreś z powyższych kosmetyków? Jak spisują się one u Was? A może któreś z powyższych Was zainteresowały?

Na sam koniec dodam, że codziennie zerkam na profile na IG, które oznaczają mnie hasztagiem #kosmetologianaturalnie - jestem ciekawa, jakich kosmetyków używacie i co u Was się spisuje. Przy okazji sama znajduję ciekawe perełki kosmetyczne!

Powiem Wam, że szykuję dla Was coś nowego - coś, co (mam nadzieję) jeszcze bardziej ułatwi nam komunikację i rozmowy o kosmetykach! Na razie nie chcę zdradzać szczegółów, ale trzymajcie za mnie mocno kciuki!

Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 19 sierpnia 2018

[543.] 3 drogeryjne pudry o naturalnych składach

Jako posiadaczka cery normalnej nie mam problemu z przetłuszczaniem się skóry i rzadko kiedy sięgam po puder. Jednak często dostaję o nie pytania - dotychczas mogłam podpowiedzieć, na które warto zwracać uwagę jedynie pod kątem analizy ich składu, ale odkąd zaczęłam systematycznie stosować mineralne kremy z filtrem SPF 50 (najpierw była to Bioderma a następnie EY!), musiałam wprowadzić puder do codziennego makijażu. Filtry te mają olejową formułę, która chociaż dobrze tolerowana przez moją cerę (nie działa komedogennie), nie wchłania się całkowicie. Stąd też po aplikacji kremu BB cera błyszczy się a podkład wymaga utrwalenia pudrem. W ostatnich miesiącach wypróbowałam 3 drogeryjne pudry i chciałabym dziś powiedzieć Wam o nich coś więcej!



Puder bambusowy Ecocera

Ten puder przewinął już się na blogu. Jest to zdecydowanie najmocniej matujący puder wśród całej dzisiejszej trójki - nie ma szans, by moja cera zaczęła się po nim błyszczeć! Jednak nie do końca podoba mi się wykończenie jakie pozostawia - skóra jest aż tak matowa, że kompletnie nie odbija światła, wydaje się być sucha, pergaminowa, wręcz kredowa. Na wyjątkowe okazje, gdy potrzebuję mieć pewność, że skóra z pewnością pozostanie matowa (np. zdjęcia w słoneczny dzień) jest idealny, ale do noszenia na co dzień preferuję inne wykończenie makijażu.

Czy puder Ecocera można stosować do bakingu? Tak, bardzo dobrze utrwala makijaż, jednak przez pergaminowy efekt jaki pozostawia, wolałam stosować go w niewielkiej ilości - dlatego zamiast wtłaczać go gąbeczką, aplikowałam go po prostu przy pomocy pędzla. Puder jest transparentny ale nie rozbiela cery - jest przeźroczysty, jak przystało na dobry puder transparentny.

INCI: 
Bambusa Arundinacea Stem Extract, Magnesium Stearate, Phenoxyethanol, Parfum, Ethylhexylglycerin

Link do sklepu
Cena: ok. 17 zł / 8 g


Banana loose powder Wibo

Ten puder zdobył nagrodę Qltowy kosmetyk 2018 i muszę przyznać, że to zasłużona nagroda - z podanej trójki to właśnie ten puder dawał najładniejszy efekt na mojej cerze. Po aplikacji gąbeczką (najlepiej spisuje się właśnie stosowany metodą bakingu i takie stosowanie zaleca Producent) cera jest matowa, ale nie wygląda na suchą czy pergaminową. Finalnie wygląda na zdrową, ma naturalne i lekko satynowe, gładkie wykończenie. Jestem tak zadowolona z tego pudru, że zakupiłam kolejne opakowanie!

Puder ten nie jest transparentny, ma delikatnie żółtawy odcień, który ładnie stapia się z cerą. Dodatkowo maskuje niedoskonałości oraz zasinienia pod oczami. Stosowany metodą bakingu pod oczy spisuje się bardzo dobrze - bywały dni, kiedy w tej okolicy podkład sporadycznie i delikatnie się zrolował, jednak było to widoczne dopiero po bliskim wpatrywaniu się w lustro. Być może gdybym stosowała korektor, podkład w ogóle nie wchodziłby w zmarszczki? Na chwilę obecną nie stosuję korektorów, więc nie miałam niestety jak przetestować tej metody.

INCI: 
Talc, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Mica, Magnesium Stearate, Silica, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Hexylene Glycol, Hydrolyzed Collagen, Parfum, Hexyl Cinnamal, Linalool, Benzyl Salicylate, [+/-]: CI 19140, CI 77491

Cena: ok. 17 zł / 5,5 g


HD Loose Powder

Ostatnim pudrem jakim wypróbowałam był sypki puder HB Lovely - również nie jest to puder transparentny, wykazuje bardzo ładne krycie niedoskonałości i zaczerwienień. Kolor tego pudru jest bardzo jasny, dlatego jeśli jesteście posiadaczkami alabastrowego odcienia cery, może być dla Was ciekawą propozycją. Puder tworzy wspaniałe wykończenie do zdjęć - zapewnia "miękkie" wygłądzenie cery, która ładnie odbija światło przez co produkt faktycznie dobrze wygląda na zdjęciach, ale... nie spisał się u mnie jako produkt do noszenia na co dzień. Nie wykazuje odpowiednio trwałego matowienia - po dokładnym przypudrowaniu cera wciąż lekko się błyszczy, ale w końcu jego zadaniem - zgodnie z tym co pisze Producent - jest tworzenie efektu rozświetlonej cery (idealne do sesji zdjęciowych) a nie matowienie. Gdy nie nakładam kremu z filtrem a jedynie krem pielęgnujący, podkład i puder HD (do zdjęć studyjnych) prezentuje się bardzo ładnie - na co dzień potrzebuję jednak produktu, który pomoże zmatowić tłusty film pozostawiony przez filtr.

Puder nakładam metodą bakingu, ale nie utrwala tak skutecznie makijażu jak bananowy Wibo - zwłaszcza pod oczami podkład się roluje pomimo aplikacji pudru. Teoretycznie ten puder mogłabym stosować robiąc zdjęcia na blog, jednak mając taki puder jak bananowy Wibo nie mam potrzeby posiadania odrębnego produktu - wykończenie Wibo całkowicie mi odpowiada zarówno na co dzień jak i do sesji. Stosując puder HB Lovely na co dzień, nierzadko dokładałam pudru Ecocera w newralgiczne miejsca (np. czoło), z którymi Lovely HD sobie nie radził. Natomiast jego plusem jest przyjemny, waniliowy zapach, do którego mam słabość!

INCI:
Talc, Mica, Boron Nitride, Aroma, Lauroyl Lysine, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Sodium Saccharin, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Aqua, [+/-]: CI 77891, CI 77491, CI 77492, CI 77499

Cena: ok.17 zł / 5,5 g


Czy stosowałyście któreś z powyższych pudrów (szczególnie jestem ciekawa, jakie macie odczucia względem bananowego Wibo!) ? Jak spisały się one u Was? A może polecacie jakieś inne pudry o dobrym składzie?

Koniecznie dajcie znać!

Pozdrawiam serdecznie,

piątek, 17 sierpnia 2018

[542.] Olejek hydrofilowy, zakażenie bakteryjne, nasilenie niedoskonałości - aktualizacja pielęgnacji cery!

Wakacyjny okres nieźle dał w kość mojej skórze - wahania temperatur i wilgotności w lipcu oraz niezmienne upały (w pakiecie z klimatyzowanym powietrzem) w sierpniu sprawiły, że moja cera stała się kapryśna - wciąż powstawały na niej nowe wypryski i chociaż nie były to "wulkany" jak sprzed kilku lat, to oczywiście walczyłam z tymi nieproszonymi gośćmi. Stąd też spora część pielęgnacji w lecie wyjątkowo była ukierunkowana na działanie przeciwtrądzikowe, ale! - nie wysuszające ani nie ściągające. Usilne matowienie i wysuszanie skóry często prowadzi do wzmożonej pracy gruczołów łojowych, dlatego nie jestem zwolenniczką tych metod a poza tym - moja cera zwyczajnie nie ma tendencji do przetłuszczania a pojawienie się lekkich zmian trądzikowych miało całkiem inną przyczynę (upały). Dlatego przede wszystkim postanowiłam wyeliminować przyczynę powstawania niedoskonałości - duszne i ciężkie powietrze nocą (rankiem budziłam się zlana potem i z nowymi wypryskami): zmieniłam pościel na lżejszą, sypiałam przy otwartym oknie, zmieniałam poszewki co kilka dni (min. 1x w tygodniu). 

Poza powyższymi działaniami oczywiście wprowadziłam kilka kosmetyków wspomagających gojenie się skóry, by wypryski mogły szybciej zniknąć z powierzchni naskórka. Oprócz urozmaicenia pielęgnacji o kosmetyki wspomagające gojenie zmian trądzikowych, wprowadziłam też kilka całkowicie nowych, nieznanych mi dotychczas kosmetyków - np. po raz pierwszy wypróbowałam olejek hydrofilowy bez PEG! Ponadto wypróbowałam nowy hydrolat, tonik bez substancji myjących (a to rzadkość wśród toników!) oraz urzekającą kolorem maseczkę z fioletowej glinki!

Nie obyło się bez przygód - poprzez niewłaściwe przechowywanie jednego kosmetyku doprowadziłam do jego zanieczyszczenia i przez to małego koszmaru na twarzy. Na szczęście obyło się bez wizyty u dermatologa dzięki szybkiej reakcji i... zastosowaniu kosmetyku całkiem nowej marki! Ale wszystko po kolei!


Zacznijmy od demakijażu - zawsze zwracam uwagę osobom, które piszą do mnie z prośbą o konsultację, jak istotne jest dwuetapowe oczyszczanie twarzy, jeśli nosimy makijaż. Jest to tak samo istotna kwestia jak nawilżanie skóry a nawet jestem skłonna stwierdzić, że ważniejsza, niż dobór kremu!

Prawidłowe oczyszczanie twarzy - Kompendium Wiedzy

Miałam już wcześniej do czynienia z olejkami hydrofilowymi, ale zawierały one emulgator z PEGiem (dokładnie Glycery Cocoate, czyli PEG-7). Unikam tej substancji ze względu na ryzyko zanieczyszczenia tego surowca rakotwórczym dioksanem a ponadto pH PEG-7 waha się w granicach 6-7.5 - a więc nie jest to środek obojętny dla naszej skóry. 

Bardzo ucieszyłam się, gdy na rynku zaczęły pojawiać się olejki hydrofilowe pozbawione PEG o całkowicie naturalnych składach! Aktualnie moją uwagę zwróciły Miya, Femi, Fresh&Natural (pasta) oraz Senelle, które zostało mi polecone przez autorkę strony MakeHappyDay (pamiętacie wywiad udzielony dla Olgi?). Olga gwarantowała, że olejek bez trudu spłukuje się z twarzy i... faktycznie tak jest!

Oczyszczający olejek do demakijażu Senelle

Olejek Senelle przede wszystkim urzekł mnie zapachem - firma swoje produkty dzieli na 4 kolekcje inspirowane porami roku i olejek jest z kolekcji zimowej, do której nawiązuje jego aromat. Bardzo wyczuwalna jest ciepła, lekko słodka nuta wanilii - jeśli czytacie systematycznie mój blog to wiecie, że mam słabość do tego aromatu. Zamawiając kosmetyk nie wiedziałam, że produkt ma taki zapach, dlatego niesamowicie miło używało mi się tego olejku!


Kosmetyk używałam na kilka sposobów - aplikując go bezpośrednio na twarz lub wykonywałam demakijaż z jego użyciem przy pomocy płatków kosmetycznych. W każdym przypadku olejek skutecznie usuwał makijaż (również kosmetyki wodoodporne, ponieważ takie najlepiej rozpuszczają się pod wpływem olejów). Konsystencję ma niemal identyczną jak "klasyczne" oleje do demakijażu, może odrobinkę wyczuwalna jest w nim lekka "żelowość" - mimo wszystko jest to produkt tłusty, płynny - niczym zwykły olej. Cała magia zaczyna się w kontakcie produktu z wodą - po kontakcie z nią olejek przekształca się w lekką emulsję i bez trudu spłukuje się całkowicie. Sam demakijaż także wykonywałam w różnych konfiguracjach - spłukiwałam olejek albo przy pomocy bieżącej wody albo zwilżonymi płatkami kosmetycznymi - zawsze olejek bez najmniejszego trudu całkowicie znikał z twarzy, jednocześnie nie pozostawiając na niej resztek kosmetyków kolorowych.

Olejki hydrofilowe można wypróbować na każdym typie cery, również na tych ze skłonnością do komedogenności, które źle znoszą demakijaż "klasycznymi" olejkami. W porównaniu do olejków z PEGiem, olejek Senelle nie daje uczucia "ściągnięcia skóry", jak gdyby "skrzypiącej". Kosmetyk jest bardzo wydajny, podobnie jak w przypadku "klasycznych" olejów do demakijażu, już jego niewielka ilość pomaga skutecznie rozpuścić kosmetyki kolorowe. Produkt jest delikatny dla skóry, nie szczypie po wpłynięciu do oka.

INCI:
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Polyglyceryl-4 Oleate, Persea Gratissima Oil, Coco Caprylate/Caprate, Vaccinium Macrocarpon Seed Oil, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Tocopherol, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Punica Granatum Flower Extract, Parfum

Cena: ok. 55 zł / 150 ml


Łagodząca emulsja myjąca do twarzy Vianek

Kolejnym krokiem podczas wieczornej rutyny pielęgnacyjnej jest oczyszczanie dogłębne porów - zgodnie z tym, co zapowiadałam Wam wcześniej, postanowiłam wypróbować łagodzącą emulsję Vianek. Wersję nawilżającą bardzo lubię, zużyłam kilka opakowań i sama nie wiem, dlaczego dotychczas nie wypróbowałam wersji łagodzącej - chyba po prostu rynek kosmetyków naturalnych tak prężnie się rozwija, że nie nadążam ze wszystkimi nowościami! A nie mam w zwyczaju kupować kosmetyków na zapas (nauczyłam się tego dzięki Projektowi Denko, do którego co miesiąc mnie motywujecie dopytując, kiedy będzie nowa notka z tej serii ;)).

Zakup wersji łagodzącej był strzałem w 10! - moja cera zareagowała na tę wersję jeszcze lepiej niż na nawilżającą - poza komfortem i braku uczucia ściągnięcia cery zauważyłam, że emulsja wycisza grę naczyń krwionośnych (wszystko dzięki zawartości alantoiny, pantenolu i ekstraktu z żywokostu). Z całą pewnością powrócę jeszcze do tej emulsji!

Komu polecam ten produkt? Również jest to kosmetyk uniwersalny, który można stosować przy większości typów cer. Sądzę, że nawet część skór trądzikowych, zwłaszcza tych na podłożu cery suchej (np. pod wpływem trądziku hormonalnego lub wynikającego z przebytych chorób) polubi się z nim. Jeśli macie cery wymagające delikatnego oczyszczania a żele i pianki powodują uczucie "ściągnięcia" skóry, przy czym jednocześnie są one skłonne do zapychania, to emulsja będzie odpowiednia - nie pozostawia nawet najmniejszego filmu na skórze.

INCI:
Aqua, Glycerin, Cocos Nucifera Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Cetyl Alcohol, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Symphytum Officinale Root Extract, Panthenol, Sodium Alginate, Glyceryl Oleate, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid, Citrus Limonum Peel Oil

Cena: ok. 20 zł / 150 ml


Kolejnym etapem pielęgnacji jest tonizacja - moja cera nie toleruje pozostawiania na niej substancji myjących nawet w niewielkim stężeniu, dlatego zawsze sięgam po hydrolaty lub staram się szukać gotowych toników pozbawionych substancji myjących. 


Hydrolat z drzewa herbacianego Asoa

Hydrolaty to produkt uboczny pozyskiwania olejków eterycznych (jest to woda z niewielką zawartością olejku) - dlatego jeśli mamy na rynku olejek z drzewa herbacianego, będzie istniał również taki hydrolat! Jako, iż moja cera sprawiała początkiem lata dużo problemów, pojawiały się na niej wypryski, to właśnie hydrolat z drzewa herbacianego był ciekawą opcją jako kosmetyk wspomagający gojenie się wyprysków. Obawiałam się jednak, czy nie będzie wykazywał działania ściągającego jak np. oczar? Postanowiłam spróbować i nie zawiodłam się!

Hydrolat ten nie powodował nawet najmniejszego dyskomfortu, nie wykazywał działania ściągającego ale bardzo skutecznie pomagał goić niedoskonałości. Chociaż nie mam problemu z łojotokiem, to jednak po całym dniu noszenia podkładu i kremu z filtrem to normalne, że skóra zaczyna mi się błyszczeć - podczas stosowania hydrolatu z drzewa herbacianego efekt ten był zdecydowanie mniejszy. Bardzo duży plus za wygodny atomizer, który nie powoduje "chluśnięcia" produktu ale tworzy przyjemną, lekką mgiełkę. 

INCI:
Melaleuca Alternifolia Water

Cena: 28 zł / 100 ml 


Różane serum w płynie "Mist`n Roses" Be The Sky Girl

Tutaj chociaż Producent opisuje preparat jako serum, to pod względem składu jest to tonik oparty o hydrolat różany, lawendowy i aloesowy - są to więc 3 hydrolaty które bardzo lubię, sięgam po nie bardzo często w formie czystej i z tego też względu zaintrygowało mnie to "serum". Absolutnie nie dziwi mnie, że Producent zdecydował się na nazwę "serum" dla tego produktu - nazwa wskazuje na mnogość substancji aktywnych w tym preparacie, chociaż nazwa ta może wprowadzić niektórych w zakłopotanie. Poza w/w hydrolatami w składzie znajdziemy ekstrakt z kokosa, wąkrotki azjatyckiej i kwas hialuronowy - jest to więc kosmetyk ukierunkowany na działanie przeciwzmarszczkowe, nawilżające i ujędrniające skórę. 

Substancje aktywne w tym "serum" dobrane są w taki sposób, że kosmetyk można stosować przy każdym typie cery (również przy tych z niedoskonałościami, ponieważ hydrolat aloesowy wspomaga gojenie się niedoskonałości lub też przy cerach wrażliwych, ponieważ hydrolat różany i lawendowy wykazują działanie łagodzące). Preparat poza samym działaniem tonizującym dostarcza skórze sporej dawki substancji aktywnych, dzięki czemu cera staje się lepiej odżywiona i bardziej promienna! Również muszę pochwalić atomizer za tworzenie przyjemnej mgiełki.

INCI:
Rosa Damascena Flower Water, Lavendula Angustifolia Flower Water, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycerin,  Lactobacillus Ferment, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Lactobacillus, Hyaluronic Acid, Cocos Nucifera Fruit Extract, Centella Asiatica Extract

Cena: ok. 55 zł / 100 ml


Jak już jesteśmy przy "toniku - serum", to pokażę Wam, jakie "właściwe" sera stosuję w ostatnim czasie. Podczas mojej walki z nasileniem zmian trądzikowych sięgałam po serum anti-age dla cery tłustej i mieszanej Planeta Organica natomiast później sięgnęłam po nowość - serum Aloesove!



Serum anti-age dla cery tłustej i mieszanej Planeta Organica

To serum już niejednokrotnie pokazywałam Wam na blogu - zazwyczaj sięgam po wersję dla cery suchej i wrażliwej, ponieważ bardziej odpowiada mojej cerze, ale w związku z nasileniem niedoskonałości postanowiłam sięgnąć po wersję zieloną. Konsystencja tego serum jest odmienna od wersji dla cery suchej i wrażliwej - mniej żelowa a bardziej emulsyjna. W składzie znajdziemy całe mnóstwo substancji czynnych, dzięki czemu preparat nie tylko goi niedoskonałości ale także odżywia cerę, nawilża, uszczelnia naczynka. Zresztą spójrzcie na ten imponujący skład! Nawet są w nim peptydy!

INCI:
Aqua, Simmondsia Chinensis Oil, Sorbitol, Glycerin, Retinyl Palmitatem, Ethylhexyl Stearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Palmitoyl Tripeptide-5, Glyceryl Stearate, Pentaerythrityl Tetrabehenate, Tocopherol, Ubiquinone, Beeswax Sucrose Palmitate, Sodium Stearoyl Glutamate, Xanthan Gum, Chondrus Crispus, Sodium Ascorbyl Phosphate, Panthenol, Hydrolyzed Rice Protein, Zinc PC, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Citric Acid, Calophyllum Inophyllum Seed Extract, Ascophyllum Nodosum Extract, Furcellaria Lumbricalis Extract, Laminaria Digitata Extract, Fucus Vesiculosus Extract, Oreganum Vulgare Extract, Spirulina Maxima Extract, Olea Europaea Fruit Oil, Aralia Elata Root Extract, Curcuma Longa Root Extract, Foeniculum Vulgare Fennel Oil, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Calendula Officinalis Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil (and) Cetearyl Glucoside (and) Avena Sativa Kernel Extract, Corylus Avellana Seed Oil, Helichrysum Arenarium Flower Extract, Epilobium Alpinum Leaf Extract, Rosa Damascena Flower Oil, Lavandula Angustifolia Oil, Melia Azadirachta Oil, Gingko Biloba Extract, Oenothera Biennis Oil, Rosa Canina Seed Oil, Santalum Album Oil, Chamomilla Recutita Flower Oil, Plantago Major Leaf Extract, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Officinalis Oil, Echinacea Purpurea Extract, Salix Alba Bark Extract, Cucurbita Pepo Seed Extract, Parfum, CI 75810, CI 77492

Cena: ok. 30 zł / 50 ml 


Serum do twarzy Aloesove

W połowie czerwca firma Sylveco wypuściła na rynek 3 nowe marki: Aloesove, Duetus i Rosadia. Każda z tych linii przeznaczona jest dla innej grupy odbiorców i oparta o odmienne substancje aktywne. Akurat byłam w trakcie denkowania dotychczas stosowanych kosmetyków, dlatego potrzeba uzupełnienia kosmetycznych zapasów idealnie zbiegła się z czasem tychże nowości! Jednym z pierwszych kosmetyków jakie przetestowałam był żel regenerujący do twarzy, ciała i włosów Aloesove. Poza nim z tej serii zdecydowałam się na powyższe serum.

Porównując serum do żelu regenerującego (który również można stosować na twarz), jest ono bardziej płynne, jednak wciąż zachowuje żelową postać. Dzięki bardziej płynnej konsystencji szybciej się wchłania i absolutnie nie roluje podczas aplikacji oleju (serum aplikowałam na noc a wieczorem nie używam kremów, tylko oleje). Oba produkty różnią się również nieznacznie zawartością substancji czynnych - w serum znajdziemy hialuronian sodu (sól kwasu hialuronowego, również wykazującą działanie nawilżające) oraz proteiny owsa (także działanie wiążące wodę w naskórku), różnica dotyczy także kompozycji olejków eterycznych. Mimo wszystko główną substancją czynną przede wszystkim jest aloes.


Jak wspomniałam wcześniej - serum Aloesove jest bardzo lekkie i dobrze wchłanialne. Charakteryzuje się bezolejową formułą dlatego jest odpowiednim preparatem dla osób ze skłonnością do komedogenności. Ekstrakt z aloesu jest bardzo uniwersalnym preparatem o działaniu głównie nawilżającym, dlatego spisze się na każdym typie cery. Poza działaniem nawilżającym, aloes wpływa łagodząco na podrażnienia oraz wspomaga gojenie się skóry trądzikowej. Wszystko, co powinnyście wiedzieć o aloesie zawarłam w powyższym linku, także jeśli jeszcze nie czytałyście tego artykułu, to zachęcam do nadrobienia zaległości!

INCI:
Aqua, Glycerin, Propanediol, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ginkgo Biloba Leaf Extract, Sodium Alginate, Hydroxyethylcelulose, Sodium Hyaluronate, Allantoin, Hydrolyzed Oats, Phytic Acid, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Mentha Piperita Oil, Juniperus Communis Fruit Oil, Lavandula Angustifolia Oil, Citrus Aurantium Bergamia Fruit Oil, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Limonene, Linalool
 
Cena: ok. 30 zł / 30 ml


Serum regulujące Duetus kontra peeling do twarzy Asoa

Z nowości firmy Sylveco zdecydowałam się również na kilka kosmetyków marki Duetus - dziś chciałabym pokazać Wam dwa z nich: serum oraz peeling. I tutaj chciałabym opowiedzieć Wam, jak to serum - dosłownie! - uratowało moją twarz! 


"Szewc bez butów chodzi" - i ja muszę się podpisać pod tym przysłowiem. Zawsze powtarzam Wam, jak istotne jest zachowanie higieny podczas kontaktu z kosmetykami oraz ich przechowywanie a sama popełniłam jeden z kardynalnych błędów - przechowywałam emolientowy kosmetyk pod prysznicem, przez co doszło do jego zanieczyszczenia.

Kosmetykiem tym był znany mi już peeling Asoa - zużyłam jedno opakowanie i tak przypadł mi do gustu, że zdecydowałam się na kolejne. Znając produkt i jego właściwości, z wygody postanowiłam trzymać go na półce pod prysznicem. Peeling ten ma charakterystyczną, olejową bazę - znajdziemy w nim m. in. olej kokosowy, awokado, arganowy, które skutecznie zmiękczają i wygładzają skórę. Tego typu kosmetyki zazwyczaj nie posiadają konserwantu a jedynie witaminę E hamującą jełczenie olejów (ponieważ w takiej 100% emolientowej formule nie rozwiną się bakterie, jedynie oleje mogą się zepsuć). Podczas nieprawidłowego przechowywania i braku ostrożności - jak było w moim przypadku - po przedostaniu się wody do produktu zaczną rozwijać się w nim bakterie! 

A ile bakterii może się rozwinąć w tydzień? Wolę nie myśleć... Peelingi wykonuję 1x w tygodniu, dlatego przypadkiem musiałam wprowadzić wodę do produktu a następnie mogły one rozwijać się w całkiem komfortowych warunkach - w końcu jak to pod prysznicem - tam zawsze jest cieplutko i wilgotno! Po kolejnym wykonaniu peelingu stanęłam jak wryta przed lustrem - całą twarz miałam pokrytą w czerwonych krostkach!
 

Podejrzewając, co może być przyczyną zaistniałego stanu rzeczy, od razu sięgnęłam po serum Duetus - wprawdzie nie stosowałam go wcześniej ale sam skład wskazywał na to, że ma silne właściwości przeciwbakteryjne. Kiedyś już przytrafiła mi się taka sytuacja i przez ponad tydzień walczyłam z tymi zapalnymi krostkami, wyjątkowo ciężko się goiły - byłam więc przygotowana, że na drugi dzień będę straszyć współpracowników wyglądem ale miałam nadzieję, że Duetus chociaż zmniejszy zaczerwienienie. 

Jakie było moje zdziwienie, kiedy na drugi dzień okazało się, że niemal nic nie widać po nadkażeniu skóry! Sama byłam w szoku, że serum tak dobrze się spisało - miałam nadzieję, że zadziała, ale że aż tak szybko? Wciąż jestem pod wrażeniem! Dla pewności zastosowałam to serum jeszcze kilka razy - w sumie stosowałam go dwa dni, zarówno rano i wieczorem. Po dwóch dniach pokazałam Wam efekt na instastory:


Serum pachnie najgłębszymi czeluściami piekieł - aromat siarki i drzewa herbacianego tworzy tak unikatową kompozycję zapachową, że jestem pewna, iż produkt nie przypadnie do gustu osobom o wrażliwych nosach. Jednak potrzeba zagojenia skóry była pilna i nie zwracałam uwagi na zapach - chociaż łapałam się na tym, że będąc już po kilu godzinach pracy, wciąż spod warstwy kremu nawilżającego, kremu z filtrem, kremu BB i pudru - wciąż wyczuwam zapach Duetusa! Jego zapach to ciężki kaliber ale to, z jaką skutecznością zadziałał całkowicie rekompensuje tę drobną niedogodność.
 

Czy stosować serum Duetus na całą twarz? 

Producent zaznacza, że można i ja również w powyższej sytuacji postanowiłam zadziałać tak radykalnie. Serum zastosowałam przez dwa dni zarówno rano i wieczorem z uwagi na zaistniałe ryzyko rozwoju dermatozy, która wymagałaby leczenia. Jeśli macie duże problemy z cerą, np. mocny trądzik, oczywiście możecie zastosować to serum na całą twarz. Pamiętajcie jednak, że jest to preparat o silnym działaniu złuszczającym, ponieważ zawiera kwas salicylowy oraz siarkę, dlatego polecam stosowanie na całą twarz potraktować w formie kuracji uderzeniowej. Obserwujcie również, czy cera nie staje się bardziej reaktywna i kapryśna - to znak, że naskórek został zbyt mocno złuszczony. Natomiast stosowanie punktowe jak najbardziej polecam! Aktualnie przede wszystkim sięgam po serum Duetus punktowo w razie niedoskonałości jak i... ukąszeń owadów!

Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka cz. I
Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka cz. II

Serum regulujące Duetus:

INCI:
Aqua, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil, Sorbitol, Propanediol, Hydroxyethylcellulose, Panthenol, Potentillae Anserinae Herba Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Sulfur, Agar, Acacia Senegal Gum, Salicylic Acid, Lactic Acid. Allantoin, Xanthan Gum, Decyl Glucoside, Limonene, Linalool

Cena: ok. 23 zł / 15 ml

Peeling do twarzy Asoa:

INCI:
Cocos Nucifera Oil, Persea Gratissima Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Prunus Armeniaca, Aronia melanocarpa seed powder, Ribes nigrum seed powder, Citrus Aurantium Dulcis Peel Oil, Tocopheryl Acetate, Cananga Odorata Flower Oil, Limonene, Linalool, Isoeugenol, Pelargoniu Graveolens Oil


Cena: ok. 35 zł / 60 ml



Peeling do twarzy Duetus

Po szczęśliwym zakończeniu powyższej historii nadszedł czas na zakup nowego peelingu - i jak wspomniałam wcześniej, postanowiłam wypróbować nowości Sylveco, dlatego mój wybór padł na Duetus. Seria ta intryguje mnie głównie ze względu na zawartość oleju z czarnuszki, który bardzo pomógł mi w walce z trądzikiem kilka lat temu. Poza tym seria zawiera olej konopny i węgiel aktywny, które również są polecane w walce z trądzikiem.

Peeling Duetus jest peelingiem drobnoziarnistym - zawiera drobinki korundu i czarnuszki, które skutecznie złuszczają martwe komórki naskórka. Peeling jest pozbawiony substancji myjących, dlatego przed jego zastosowaniem należy oczyścić twarz dwuetapowo. Po wykonaniu peelingu zostawiam produkt jeszcze na kilka minut na twarzy, by zawarte w nim substancje aktywne mogły odżywić cerę.

Peeling spłukuje się bez trudu i nie pozostawia żadnej tłustej warstwy (nie jest też peelingiem mocno emolientowym jak w/w Asoa czy enzymatyczny i wygładzający Sylveco - ma lekką, emulsyjną formułę) - za to po zastosowaniu skóra jest przyjemnie miękka i gładka a efekt ten utrzymuje się przez kilka dni!

INCI:
Aqua, Alumina, Vitis Vinifera Seed Oil, Glyceryl Stearate, Caprylic/Capric Triglycerides, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Nigella Sativa Seed Oil, Stearic Acid, Nigella Sativa Seeds Powder, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Activated Charcoal, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Cetyl Alcohol, Sodium Benzoate, Xanthan Gum, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Thymus Vulgaris Oil, Citrus Aurantium Bergamia Fruit Oil, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Limonene, Linalool 

Cena: ok. 25 zł / 75 ml 


Maseczka do twarzy "fioletowa glinka, olej awokado" Asoa

Powiedzieliśmy sobie już o serum i peelingach, czyli kosmetykach, po które nie sięgam codziennie. Ostatnim kosmetykiem z grupy stosowanych sporadycznie jest maseczka. I tym razem zdecydowałam się na maseczkę z fioletowej glinki od Asoa - bardzo doceniam wpływ glinek na cerę i moją ulubioną jest biała, czyli najdelikatniejsza. Jednak maseczka fioletowa urzekła mnie kolorem! Jest ona także rekomendowana przez Producenta jako bardzo delikatna - chciałam więc porównać jej do czystej białej glinki.

Maseczka ma sypką konsystencję, dzięki czemu nie musi być dodatkowo konserwowana. Poza tytułową fioletową gliną znajdziemy domieszkę białej, alantoinę oraz niacynamid (szykuję dla Was post o tej substancji, ponieważ jest niezwykle skuteczna!). Kosmetyki Asoa charakteryzują się wysokimi stężeniami substancji aktywnych o czym już niejednokrotnie mogłam się przekonać. Jednak "więcej" nie zawsze oznacza "lepiej" i po stosowaniu tej maseczki niestety miałam zaognioną cerę. Dlatego postanowiłam rozrabiać glinkę z olejem zamiast z wodą, by łagodzić jej działanie - i to był strzał w 10! Skóra przestała być zaogniona a zamiast tego stała się przyjemnie gładka i odżywiona. Maseczka normalizuje pracę gruczołów łojowych, wspomaga gojenie niedoskonałości, zapobiega gojeniu się przebarwień pozapalnych i sprawia, że pory są mniej widoczne.

W porównaniu do glinki białej odnoszę wrażenie, że glinka fioletowa jak najbardziej należy do glinek delikatnych ale mimo wszystko wersja biała wciąż pozostaje najdelikatniejszą.

INCI:
 Kaoiln Violet Clay, White Kaolinite Clay, Persea Gratissima Oil, Niacinamide, Calendula Officinalis Extract, , Tocopherol Acetate, Allantoin, Pelargoniu Graveolens Oil

Link do sklepu
Cena:
ok. 50 zł / 120 ml


Krem "Odżywcza Goja" Asoa

Ostatnim kosmetykiem Asoa po jaki sięgałam w ostatnim czasie był powyższy krem. Jak słusznie jego nazwa sugeruje, jest to treściwy preparat, jednak nie tłusty. Pomimo gęstej konsystencji fantastycznie, szybko się wchłania i nie pozostawia żadnej tłustej warstwy. Skóra jest przyjemnie gładka i matowa, chociaż krem nie wykazuje działania ściągającego. Mocno nawilża i odżywia dzięki zawartości oleju arganowego, awokado oraz masła mango. Działa przeciwstarzeniowo (ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej oraz koenzym Q10), łagodząco (alantoina oraz pantenol) i rozjaśniająco (niacynamid - szczególnie polecany w przypadku przebarwień). Krem skomponowany jest w taki sposób by być uniwersalnym i odpowiadać każdemu rodzajowi skóry - także osoby z cerą skłonną do niedoskonałości będą z niego zadowolone, ponieważ zawiera hydrolat z manuka o działaniu antyseptycznym.

INCI: 
Rosa damascena (Rose) Floral Water, (Leptospermum scoparium (Manuka) Floral Water, Persea Gratissima Oil, Mangifera Indica Seed Butter, Sclerocarya Birrea Seed Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Hellianthus Annuus Seed Oil, Lycium Barbarum Fruit Extract, Tocopherol Acetate, Glyceryl Stearate Citrate, Cetyryl alcohol, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Xanthan Gum,D-Panthenol,, Ubiquinone, Sodium Hyaluronate, Allantoin, Niacinamide, Glycerin, Aqua, Centella Asiatica Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Vaccinium Myrtillus Fruit Extract, Camellia Sinensis Leaf (Green Tea) Extract

Link do sklepu
Cena:
ok. 130 zł / 50 ml

Będąc w temacie pielęgnacji kremem od razu wspomnę, że na noc wciąż stosuję oleje - aktualnie sięgam nie po "czysty", jeden rodzaj oleju, ale mieszankę kilku - miałam w zapasach kilka olejów, którym zbliżał się koniec daty ważności, dlatego chciałam je spożytkować. Opakowania już są zasłużone i mało estetyczne, dlatego oleje te zobaczycie przede wszystkim w projekcie denko - użyłam m. in. oleju makadamia, konopnego, czarnuszki, pestek śliwki. Mieszanie olejów daje bardzo pozytywnie wpływa na cerę, ponieważ działanie olejów uzupełnia się wzajemnie (ponieważ nie każdy olej ma taką samą budowę chemiczną - są to mieszanki przeróżnych związków w różnych stężeniach, dzięki czemu wyróżnia się oleje schnące, półschnące i nieschnące).



Przeciwzmarszczkowy krem pod oczy Vianek

Kremy pod oczy Vianek pomimo, że są w malutkich opakowaniach, to wystarczają na bardzo długi czas stosowania! Dlatego niezmiennie, podobnie jak w poprzedniej aktualizacji, stosuję ten krem pod oczy. Bardzo ładnie niweluje zasinienia i worki w tej delikatnej okolicy. Wersja przeciwzmarszczkowa Vianek jest najbardziej treściwym kremem pod oczy z oferty Sylveco, dlatego jeśli poszukujecie mocno nawilżającego produktu z oferty tej firmy, to polecam wypróbować właśnie ten. Krem jest lekko perfumowany, ale nie szczypie w oczy, nie powoduje łzawienia. Skład jest bardzo bogaty i dostarczas skórze wielu zróżnicowanych substancji aktywnych - zresztą zobaczcie same!


INCI:
Aqua, Oenothera Biennis Seed Oil, Glycerin, Rubus Idaeus Seed Oil, Fragaria Ananassa Seed Oil, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Coco-caprylate, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Squalane, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Ubiquinone, Caffein, Teophyllin, Theobromin, Sodium Hyaluronate, Sodium Alginate, Ginkgo Biloba Leaf Extract, Glycosphingolipids, Phospholipids, Cholesterol, Cetearyl Alcohol, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Parfum

Cena: ok. 34 zł / 15 ml


Kojący balsam do ust "Perfector 3w1" Resibo
 
Powróciłam także do znanego mi balsamu do ust Resibo - jest to jeden z najlepszych produktów do ust jakie miałam i kolejne opakowanie znów utwierdziło mnie w tym przekonaniu: nie tylko spełnia swoją podstawową funkcję jaką jest nawilżenie i odżywienie ust ale również wzmacnia ich naturalną czerwień! Balsam nie ma pigmentów koloryzujących a uzyskany efekt wynika z obecności żółtej gorczycy, która poprawia krążenie w czerwieni warg. Różnica jest subtelna ale zdecydowanie zauważalna! Pomadka po raz kolejny zachwyciła mnie wydajnością jak i apetycznym aromatem!

Pełna recenzja

INCI: 
Helianthus Annuus Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Diisostearoyl Polyglyceryl-3 Dimer Dilinoleate, Hydrogenated Vegetable Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Aqua, Citrus Aurantium Dulcis Peel Wax, Jojoba Esters/Helianthus Annuus Seed Wax/Acacia Decurrens Flower Wax/Polyglycerin-3, Tocopherol, Brassica Alba Sprout Extract, Stevia Rebaudiana Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Aroma, Limonene, Linalool

Link do sklepu
Cena: ok. 40 zł / 10 ml

 
EY! Wodoodporny filtr przeciwsłoneczny

Ostatnim kosmetykiem, który nakładam na sam koniec porannej rutyny pielęgnacyjnej jest wodoodporny filtr EY!. Jest to preparat oparty tylko o filtry mineralne, dlatego bieli skórę i z tego powodu może nie każdemu odpowiadać. Ma troszkę problematyczną, olejową formułę, z którą mogą nie polubić się cery preferujące lekkie i dobrze wchłanialne preparaty. Są to jednak jedyne minusy tego filtra i jego zalety znacznie je przewyższają - skutecznie chroni przed promieniowaniem UV a dzięki zawartości substancji aktywnych jak olej sojowy, jojoba, rzepakowy i oliwie, skutecznie odżywia cerę i zapobiega utracie wody z naskórka.

Pamiętacie, jak pisałam Wam w notce pt. "A gdyby tak filtry stosować cały rok?", że filtr mineralny Bioderma SPF 50+ spowodował u mnie powstanie odparzeń po całym dniu wędrowania? Niedawno miałam okazję przetestować filtr EY! w tych samych warunkach i ten nie spowodował odparzeń pomimo, że celowo zaaplikowałam go grubą warstwą. Także jestem pod wrażeniem działania tego filtra, stosuję go codziennie, systematycznie, pamiętając o reaplikacji. Będąc w pracy aplikuję filtr bezpośrednio na makijaż a następnie poprawiam podkład i puder.

Najważniejsze informacje o ochronie anty-UV na rok 2018
Jak aplikować filtry w upalny dzień?

INCI:
Dicaprylyl Carbonate, Glycine Soja Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Titanium Dioxide, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Alumina, Canola Oil, Stearic Acid, Oryzanol, Olea Europaea Fruit Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopherol, Parfum, Linalool, Citronellol, Geraniol
Cena: ok. 70 zł / 100 ml


Tak prezentuje się moja pielęgnacja w aktualnym, upalnym okresie. Jestem bardzo ciekawa, czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? A może zaintrygował Was któryś z powyższych? Jestem niesamowicie ciekawa Waszych opinii i doświadczeń!

Pozdrawiam serdecznie!