piątek, 30 grudnia 2016

[400.] Podsumowanie roku 2016 i plany na rok 2017


Dzisiejszy wpis będzie mało kosmetyczny, bardziej prywatny. Chciałabym otwarcie podsumować rok 2016, ponieważ bez Was, moich Czytelników, nie miałabym czego podsumowywać!

Rok 2016 był dla mnie wyjątkowy. To właśnie początkiem mijającego roku podjęłam decyzję o porzuceniu dotychczas prowadzonego bloga makijażowego na rzecz pielęgnacyjnego. Blog makijażowy (może jeszcze niektóre z Was pamiętają: Azime Make Up) prowadziłam z pasji, jednak w pewnym momencie na tamtym blogu zaczęło pojawiać się więcej wpisów pielęgnacyjnych niż tych z tutorialami. Do tego nie oszukujmy się- makijaże dawały mi możliwość kreatywnego upustu, jednak nie były niczym nadzwyczajnym czy wyróżniającym się. Makijażowy fanpage prowadzony przez 3 lata miał 600 osób lubiących.
(Kilka prac, z których jestem na prawdę dumna)
W pewnym momencie zaczęłam dostawać od Was meile dotyczące pielęgnacji- jakich kosmetyków używać i w jakim celu. To dało mi do myślenia. Z jednej strony szkoda było trzyletniej pracy włożonej w wykonywanie makijaży a z drugiej- makijaże zaczęły budzić we mnie frustrację. To nie było to, w czym mogłam realizować się na 100%.

Zmiana bloga i założenie nowego fanpage Kosmetologia, Naturalnie bardzo szybko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam trafną decyzję- nikt nie tęsknił za moimi makijażami za to "Kosmetologia, Naturalnie" szybko prześcignęła w statystykach Azime Make Up. Podjęłam decyzję o usunięciu starego fanpage. Nie poprawiałam również postów makijażowych, by działały pod linkami kosmetologia-naturalnie.pl, stąd możecie natknąć się na nieczytelne posty, jeśli wertujecie stare wpisy.

Aktualnie, po równym roku prowadzenia tej strony, mogę świętować mały sukces, na który składają się:
- ponad 2200 obserwatorów fanpage,
- ponad 380 obserwatorów bloga,
- 400 notek wypełnionych po brzegi przydatnymi informacjami,
- cała masa wiadomości zasypujących mojego meila, fanpage a nawet profil prywatny na fb!

Przepraszam Was bardzo, że na wiadomości odpisuję coraz rzadziej- każdemu czytelnikowi staram się odpisywać wyczerpująco na nurtujące pytanie a pytań pojawia się coraz więcej! Jednak to, jakie pytania dostaję od Was wpływa na to, jakie posty pojawiają się na stronie: interesuje mnie to, o czym chciałybyście poczytać i czy macie jakieś wątpliwości związane z pielęgnacją.

Często udzielam się na facebookowych grupach jak "Kosmetyki Naturalne i Organiczne", "Kosmetyki i Kosmetologia", "Kosmetyki Naturalne i Nie Tylko" i innych. Bardzo mnie cieszy, gdy widzę, że mogłam kogoś zainteresować bliżej naturalną pielęgnacją, pomóc dobrać kosmetyki czy wytłumaczyć zasadę działania jakiegoś kosmetyku. Nagrodą jest dla mnie Wasze zaufanie oraz to, gdy Czytelnicy polecają moją stronę i artykuły. To bardzo motywuje mnie do dalszego pisania, daje niesamowitego kopa! Mam nadzieję, że Nasza Wspólna relacja na poziomie Autor- Czytelnik wciąż będzie się rozwijać i że wciąż moje artykuły będą dla Was pomocne =).


W mijającym roku starałam się urozmaicać kosmetyki, które pojawiały się na stronie, jednak większość z nich pochodziła z firmy Sylveco: zarówno kosmetyki sztandarowe tej marki jak i linie Biolaven i Vianek. Na tę sytuację wpływa nie to, że pracuję w Sylveco ale to, że są to kosmetyki naturalne najłatwiej dostępne, o wzorowych składach INCI i w bardzo przystępnych cenach. Wpisy dotyczące Sylveco nie są sponsorowane- owszem, szefostwo wie, że prowadzę blog, jednak markę Sylveco polecam z własnej opinii =)

W nadchodzącym roku chciałabym skupić się na innych markach kosmetyków naturalnych, chociaż Sylveco i jego nowości z pewnością znajdą tutaj miejsce! Chciałabym też poszerzyć ilość wpisów dotyczącą naturalnych kosmetyków do makijażu.

W 2016r rozpoczęłam akcję "Naturalne SPA", którą współtworzycie wraz ze mną: w każdą pierwszą środę miesiąca publikuję odnośniki do Waszych wpisów wraz z krótkim opisem, jaki zabieg pielęgnacyjny wykonałyście w domowym zaciszu, jakich kosmetyków użyłyście (wraz z analizą składu INCI) i jaki efekt zaobserwowałyście. Ta akcja ma na zadanie skupić rzetelnych blogerów, którzy zwracają uwagę na składy i bezpieczeństwo polecanych kosmetyków oraz wspólną naukę czytania składów INCI. Czekam na Wasze wpisy!

Mam nadzieję, że kolejny rok będzie równie owocny jak mijający! Życzę Wam również realizacji zamierzonych planów, samorozwoju oraz nieskazitelnych cer i lśniących włosów- oczywiście!=)

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia w Nowym Roku!

środa, 28 grudnia 2016

[399.] Ulubieńcy roku 2016

Kończy się rok 2016 a więc najwyższy czas na podsumowanie kosmetyków, które najbardziej polubiłam i które spisywały się u mnie najlepiej! 

Pielęgnacja twarzy

W kwestii oczyszczania prym wiodła biała glinka. Mijający rok był dla mnie bardzo pracowity i niestety brakowało mi w nim czasu na OCM. Glinka to świetna alternatywa, dobrze oczyszcza skórę bez uczucia ściągnięcia.

Zanim jednak przystąpimy do zmywania twarzy glinką, należy wykonać demakijaż (jeśli miałyśmy nałożony podkład/puder). Tutaj nie umiem wyłonić ulubieńca, przy żadnym kosmetyku nie zostałam dłużej- zmywałam twarz micelami z Sylveco, płynem własnego przepisu czy dowolnym olejem.

Jeśli jednak nie miałam czasu na zabawę z glinką, sięgałam po mleczka. Wypróbowałam kilka rodzajów, jednak najbardziej byłam zadowolona z mleczka Organic Therapy- to mało znana marka kosmetyków a ma piękne składy i przystępne ceny. Zdecydowanie powinnam poznać szerszy asortyment tej firmy!

W kwestii tonizacji, rok 2016 utwierdził mnie w przekonaniu, że moja skóra nie przepada za tonikami. Robiłam podejście do kilku i każda próba kończyła się fiaskiem. Moja cera ewidentnie nie toleruje środków myjących zawartych w kosmetykach- pisałam Wam o tym zagadnieniu szerzej w artykule o 10 błędach pielęgnacyjnych. Środki myjące stosowane są w tonikach po to, by kosmetyk nie rozwarstwiał się a także usprawnił wnikanie substancji aktywnych wgłąb skóry i większość osób dobrze toleruje te substancje. Tonizować skórę trzeba, dlatego jeśli tak jak ja, obserwujesz pogorszenie cery po tonikach, sięgnij po hydrolat! W tym roku najbardziej zadowolona byłam z hydrolatu różanego oraz bławatkowego.

Nie pozostałam na dłużej przy żadnym kremie do twarzy- z chęcią testowałam kolejne produkty. Jednak z kosmetyków, które się u mnie spisały mogę wymienić świetny krem z filtrem SPF 50 marki Kafe Krasoty (La Cafe de Beaute), "Orange Energy" od Make Me BIO, krem matujący z filtrem SPF 15 Eco Laboratorie czy lekki krem brzozowy Sylveco.

Kosmetykiem, który bardzo przypadł mi do gustu ze względu na swoją uniwersalność było serum "Zatrzymanie Młodości" Babuszki Agafii - stosowałam je zarówno pod maseczkę, krem z filtrem, krem BB czy w ogóle zamiast kremu.

Za to w kwestii pielęgnacji cery na noc, byłam wierna olejowi z czarnuszki- olej ten od kilku lat na stałe gości w mojej łazience, zawsze stosowałam go w mieszankach. Tym razem postawiłam na czysty olej z czarnuszki i jestem bardzo zadowolona z jego przeciwtrądzikowych właściwości. Jakby tego było mało- moje włosy również bardzo polubiły ten olej!

Pielęgnacja włosów

Skoro już jesteśmy przy włosach: przez większość roku 2016 sięgałam po zestaw, który był gwarancją dobrze wyglądającej fryzury- szampon Eco Laboratorie oraz maskę jajeczną Babuszki Agafii. Pod koniec roku 2016 odważyłam się na eksperymenty z innymi kosmetykami i byłam bardzo zadowolona z szamponów marki Vianek- wersji odżywczej oraz normalizującej. Nie udało mi się znaleźć maski czy odżywki, którą mogłabym zastąpić jajeczną Babuszkę Agafię!

Kosmetykami do włosów, do których również z pewnością wrócę są bioferment z bambusa, który nie ma sobie równych w wygładzaniu końcówek, tonik-wcierka do skóry głowy Vianek, który przyczynił się do niesamowitego wzrostu babyhair oraz henna khadi, która nadaje włosom naturalny, płomiennie rudy odcień a przy tym je wzmacnia!

Pielęgnacja ciała

Pielęgnację ciała zdominowała marka Vianek- żadna marka nie ma aż tak delikatnych żeli pod prysznic i dlatego tak chętnie po nie sięgam! Stosując je systematycznie nie odczuwam potrzeby sięgania po balsamy, co jest bardzo wygodne =). Najbardziej polubiłam wersję nawilżającą oraz łagodzącą.

Kolejnymi kosmetykami "dla leniuszków" były peelingi Vianek- po ich użyciu również nie miałam potrzeby sięgania po balsam a w dodatku skutecznie złuszczały martwy naskórek!

Najmilej wspominam balsam do ciała z... Rossmana, marki Aqua Minerals! Byłam w ciężkim szoku, że mogę dostać w Rossmanie kosmetyk o wzorowym składzie! Dalsza przygoda z balsamem była tylko lepsza- okazało się, że ma trafiający w mój gust zapach oraz szybko się wchłania pozostawiając skórę aksamitnie gładką. Z pewnością do niego wrócę! Balsamami, które również oczarowały mnie zapachem były: Glamaye - balsam Yennefer od Soap Szop oraz balsam łagodzący Vianek- oba pachną bzem a mam słabość do tego zapachu!


Jestem ciekawa, czy wypróbowałyście któreś z tych kosmetyków i jak spisały się one u Was? Jacy są Wasi Ulubieńcy roku 2016? Piszcie w komentarzach, chętnie poznam nowe kosmetyki warte uwagi =)

Pozdrawiam!

piątek, 23 grudnia 2016

[398.] Dezodorant, antyperspirant czy bloker? Problem nadpotliwości.

Problem nadpotliwości niewątpliwie jest przykrą i uciążliwą dolegliwością. Obecnie na rynku mamy wiele produktów, które mają służyć zahamowaniu wydzielania potu lub zamaskowania jego przykrego zapachu, jednak ciężko dobrać odpowiedni środek do swojego problemu. Dlatego dziś skupimy się na temacie dezodorantów, antyperspirantów, blokerów oraz wpływu hamowania wydzielania potu na zdrowie.


Dezodorant, antyperspirant, bloker- czym się różnią?
"Siłą działania" nasuwa się odpowiedź. Nie jest to aż tak jasny podział jednak jest w nim ziarno prawdy: 

Dezodoranty, to kosmetyki, których zadaniem nie jest blokowanie wydzielania potu a jedynie minimalizowanie jego przykrego zapachu. Co ciekawe, nasz pot jest bezwonny a dopiero w kontakcie z bakteriami bytującymi na naszej skórze, pojawia się przykry zapach. Pot jest pożywką dla bakterii a przykry zapach wynika z przeprowadzanych przez nie procesów metabolicznych. Stąd w dezodorantach substancje przeciwbakteryjne a także neutralizujące zapach oraz dodatki zapachowe.

Antyperspiranty i blokery to kosmetyki, które mają na zadanie blokować wydzielanie potu. Substancją odpowiadającą za hamowanie pocenia się skóry jest glin (inaczej: aluminium), z którym wiąże się wiele kontrowersji. Jego zła sława wiąże się z tym, iż podczas badań nad nowotworem piersi wykryto w komórkach rakowych glin. Postawiono hipotezę, że glin może być czynnikiem indukującym rozwój nowotworu jednak nie potwierdzono tego w kolejnych badaniach. Dodatkową kwestią jest to, że glin wcale nie musiał pochodzić z kosmetyków (w końcu wg prawa obowiązującego w UE substancje wykorzystywane w kosmetykach nie mogą wnikać do krwioobiegu) a ze spożywanego pożywienia czy nawet wody. Obecnie jest za mało przeprowadzonych na ten temat badań, by móc jednogłośne stwierdzić, że to właśnie glin pochodzący z antyperspirantów czy blokerów przyczynił się do rozwoju nowotworu piersi, czy innego.


Mimo wszystko kwestia znalezienia się glinu w komórkach nowotworowych jest zastanawiająca i sądzę, że dopiero za kilkadziesiąt lat dowiemy się, jak to dokładnie jest z tym glinem. Zawsze jestem zdania, że lepiej "dmuchać na zimne", jednak ciężko odmówić sobie stosowania antyperspirantu, jeśli mamy ewidentny problem z nadpotliwością. Żyjemy w takiej kulturze, gdzie plamy potu pod pachami są powodem do wstydu- nawet, jeśli używamy dezodorantów i nie czuć brzydkiego zapachu. Dlatego jak najbardziej rozumiem potrzebę sięgania po antypespirant czy bloker.

Zarówno antyperspiranty jak i blokery zawierają w sobie sole glinu. W zależności od zastosowanej soli i wielkości jej cząsteczki możemy oczekiwać różnego działania. W blokerach znajdziemy chlorek glinu, który jest substancją o małej cząsteczce, co umożliwia wniknięcie w gruczoł potowy i zablokowanie go od wewnątrz. To właśnie dzięki temu, stosujemy bloker raz na kilka dni i mimo zażywania kąpieli, efekt braku pocenia się jest utrzymywany.

W antyperspirantach znajdziemy (zazwyczaj) hydroksychlorek glinu- jest to większa cząsteczka, nie wnika w gruczoł potowy a działa na jego powierzchni- blokuje wydzielanie potu skutecznie, ale powierzchownie. Jesteśmy w stanie zmyć tę substancję samą wodą czy nawet zetrzeć. Dlatego antyperspirantu używamy codziennie. Jako ciekawostkę dodam, że w USA zakup antyperspirantów i blokerów możliwy jest jedynie na receptę (przypominam jednak, że substancje wykorzystywane w USA różnią się od tych używanych w UE. UE ma bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące substancji dozwolonych do wykorzystania w kosmetykach.)


Czy blokowanie wydzielania potu jest szkodliwe?
Często mówi się, że zahamowanie wydzielania potu poprzez używanie antyperspirantów czy blokerów prowadzi do przegrzania organizmu czy niemożliwości usunięcia toksyn. I tutaj warto chwilkę się zastanowić.
Mechanizm termoregulacji związany jest z całym naszym ciałem. Istnieje jednak różnica w zapachu potu wydzielanym pod pachami a np. na plecach. Dzieje się tak, ponieważ na naszej skórze są dwa rodzaje gruczołów potowych:
- ekrynowe- zlokalizowane na powierzchni całego ciała, wydzielany przez nie pot jest niemal bezwonny lub charakteryzuje się słabo wyczuwalnym zapachem,
- apokrynowe- zlokalizowane m. in. pod pachami, w okolicach płciowych czy odbytu. Wydzielany przez nie pot charakteryzuje się przykrym i intensywnym zapachem. Gruczoły te uaktywniają się dopiero w okresie dojrzewania.

Blokując wydzielanie potu pod pachami a więc blokowanie gruczołów apokrynowych sprawi... że ani wydzielanie toksyn ani termoregulacja nie będzie zaburzona. Nasz organizm wydzieli pot "inną drogą" a więc przez gruczoły ekrynowe, dzięki czemu nie musimy martwić się o przykry zapach!

A ałun?
Producenci kosmetyków naturalnych szybko podłapali hipotetyczną szkodliwość antyperspirantów, stąd wielki powrót ałunu. Czasem na opakowaniach ałunu znajdują się sprzeczne informacje- producenci raz określają go jako dezodorant a raz jako antyperspirant. Czym więc jest?

Odpowiedź brzmi: bardzo delikatnym antyperspirantem. Posiada bardzo dużą cząsteczkę soli glinu (dla zainteresowanych: dwunastowodny siarczan glinowo-potasowy), która działa tylko powierzchownie i jest jeszcze delikatniejsza niż popularnie wykorzystywany w antyperspirantach hydroksychlorek glinu. Mimo to, skutecznie blokuje wydzielanie potu (na poziomie powierzchownym, nie wnika w gruczoł potowy).


Co polecam?
Jeśli nie mamy potrzeby stosowania antyperspirantów, odradzam ich stosowanie jako prewencyjne. Jak wspomniałam wyżej- pewnie dopiero za parę lat się dowiemy, czy glin rzeczywiście ma związek z powstawaniem nowotworów. 
Jeśli jednak należymy do osób z problemem nadpotliwości, w pierwszej kolejności zachęcam, by wypróbować ałun. Nie tylko dlatego, że jest on najdelikatniejszą substancją zawierającą glin, ale również dlatego, że nie posiada w swoim składzie żadnych innych dodatków! Wiele antyperspirantów obok substancji czynnej, posiada substancje pomocnicze jak etanol, PEGi, glikole, które wykazują działanie drażniące a niektóre z nich mają nawet potwierdzone działanie kancerogenne w wysokich stężeniach!

Jeśli jednak ałun zawodzi, w następnej kolejności wybierzmy antyperspirant a dopiero jako ostateczność bloker. Nie kierujcie się nazwą producenta, tylko zerknijcie w INCI, jaka substancja odpowiada za hamowanie potu. Jeśli jest to hydroksychlorek glinu (Aluminium Chlorohydrate) mamy do czynienia z antyperspirantem, jeśli chlorek glinu (Aluminium Chloride)- blokerem. I nie warto przepłacać za markę. W przypadku blokerów, cena Etiaxilu to ok. 40 zł, Biodermy ok. 35 zł a Ziaji... 7 zł =) A substancja czynna jest ta sama, bardzo możliwe, że w takiej samej ilości. 

Na sam koniec wspomnę, że nasza dieta ma wpływ na to, jaki skład ma nasz pot a tym samym- jak jest metabolizowany przez bakterie i jak pachnie. Dlatego osoby spożywające pikantne potrawy, czy mocno przetworzone, mogą mieć problem z mocniejszym zapachem potu, natomiast weganie zazwyczaj obserwują u siebie załagodzenie intensywności zapachu potu. W przypadku przykrego i uciążliwego zapachu można wypijać szałwię, która go neutralizować.


Jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na ten temat i jakich kosmetyków Wy używacie? Sięgacie po dezodoranty czy jednak antyperspirant lub bloker? Używałyście kiedyś ałunu?

Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 18 grudnia 2016

[397.] Pielęgnacja cery zimą- co zmienić i w jakim celu?

Cera w okresie zimowym jest bardziej wymagająca- jest bardziej narażona na niesprzyjające czynniki zewnętrzne jak zimno, mróz, wiatr, czy ogrzewanie. W zimowym okresie bardzo łatwo o nadmierne złuszczenie naskórka, zwłaszcza w dolnych partiach twarzy, żuchwie i nosie (ocieranie skóry o szaliki, częstsze stosowanie chusteczek higienicznych) co prowadzi do nadreaktywności i podrażnienia cery oraz szybszego uciekania wody z naskórka- dlatego w okresie zimowym obserwujemy wzmożoną szorstkość cery a także uwidocznienie się drobnych zmarszczek.


I. Zmiana środka myjącego na łagodniejszy

Pierwszą czynnością od której zaczynamy pielęgnację jest oczyszczanie. I jeśli już podczas tego pierwszego etapu zastosujemy zbyt mocny kosmetyk myjący i naruszymy barierę hydrolipidową skóry, będzie ona przez cały dzień uwrażliwiona na czynniki zewnętrzne.

W kwestii demakijażu polecam zmianę płynu micelarnego na olej. Olej, którym chcemy zmyć makijaż może być dowolny- każdy olej rozpuści makijaż. Możemy sięgnąć po oleje, które mamy w  kuchni jak rzepakowy, słonecznikowy, lniany czy oliwę, ale możemy użyć tyh olejów, które nakładamy na noc zamiast kremu.

Jak wykonać demakijaż olejem?
1. Nakładamy niewielką ilość oleju na dłonie,
2. Nanosimy olej na suchą twarz,
3. Wykonujemy krótki masaż- to właśnie wtedy dochodzi do "związania" kosmetyków kolorowych z olejem.
4. Sięgamy po płatek kosmetyczny zwilżony wodą i ścieramy olej. 

Po tak wykonanym demakijażu zazwyczaj czuć na skórze lekki jednak oleisty film. Na szczęście bez najmniejszego problemu zejdzie on, gdy zastosujemy drugi kosmetyk myjący. Najważniejszym efektem jest to, że przy demakijażu olejem mamy pewność, że nie naruszamy bariery hydrolipidowej skóry.


Jak dobrać kosmetyk dogłębnie oczyszczający?
W tej kwestii sięgać o kosmetyk delikatniejszy od obecnie używanego, jednak kosmetyk ten nie powinien być za lekki, żeby nie doprowadzić do zapchania cery. Oczyszczanie jest bardzo istotnym elementem pielęgnacji, ponieważ prawidłowo wykonane przygotowuje naszą skórę do lepszego wchłaniania substancji aktywnych.

- Jeśli zazwyczaj stosujesz żel, sięgnij po emulsję lub piankę,
- Jeśli zazwyczaj stosujesz emulsję lub piankę, sięgnij po mleczko,
- Jeśli zazwyczaj używasz mleczka, a mimo to w okresie zimowym Twojej cerze brakuje odpowiedniego nawilżenia, wypróbuj mleczko o bardziej treściwej konsystencji lub metodę OCM.


Zima to bardzo dobry okres na zmianę metody oczyszczania skóry i całkowitą eliminację detergentów. W okresie zimowym zmiana dotychczas stosowanych kosmetyków myjących na oczyszczanie twarzy białą glinką lub wybranie metody OCM sprawia, że skóra mniej "szwankuje" w pierwszych dniach, problem wzmożonego pojawiania się niedoskonałości jest znacznie mniejszy. Dzieje się tak, ponieważ zimą cera jest mocno odwodniona a zmiana na te metody oczyszczania podnosi jej barierę ochronną, nie naruszamy detergentami bariery hydrolipidowej. W efekcie nie tylko początkowe pogorszenie stanu cery jest zminimalizowane ale również cera odzyskuje odpowiedni poziom nawilżenia.

Pamiętaj, że jeśli nie będziesz podrażniać cery na etapie mycia, nie naruszysz jej bariery hydrolipidowej a przez to nasza skóra będzie miała zapewnioną własną barierę ochronną. Każdy dodatkowo nakładany kosmetyk, np. krem czy serum, będzie dodatkowo wzmacniał tę barierę ochronną!

II. Zmiana kremu na ochronny
Problemem większości kremów z dopiskiem "krem na zimę" lub "krem ochronny" jest ich tłusta konsystencja, która nie będzie pasowała każdemu. Dlatego w kwestii wyboru kremu, nie musimy sięgać po te z dopiskiem, lecz wybieramy kosmetyk o gęstszej konsystencji. Zimą skóra jest bardziej wymagająca, dlatego lepiej wchłania gęstsze konsystencje i ma mniejszą tendencję do zapychania.


Osobiście mogę polecić:
1. Krem nawilżający na dzień, Vianek- ma bardzo lekką konsystencję, lecz mimo to pozostawia na skórze ochronną warstwę. Spisze się dla osób o cerach bardzo tłustych, ze skłonnością do zapychania, które nawet w okresie zimowym nie mogą pozwolić sobie na kremy o bogatszej konsystencji.
2. Krem na dzień, Biolaven- krem o średnio treściwej konsystencji, który mimo to dobrze się wchłania, mocno nawilża i zauważalnie chroni skórę przed odwodnieniem.
3. Kremy "Oragne Energy" oraz "Garden Roses" , Make Me BIO- konsystencje tych kremów przypominają piankę, dobrze współpracują z makijażem i chronią skórę przed wymagającymi czynnikami zewnętrznymi.

Zimą możemy również podnosić poziom nawilżenia naszej skóry poprzez aplikację serum pod krem. Jednak warto mieć na uwadze, że serum nie stosujemy codziennie, ponieważ są to kosmetyki o bardzo wysokich stężeniach substancji aktywnych a skóry nie zawsze dobrze reagują na ich nadmiar.

W okresie zimowym polecam zmianę kremów na noc na oleje- w nocy skóra się regeneruje, dlatego warto dostarczać jej maximum substancji wzmacniających barierę hydrolipidową skóry. Substancjami, które najlepiej odbudują tę ochronną warstwę są właśnie oleje. 



III. Wzmacniaj naczynka!

O problemie jakim jest cera naczynkowa myślimy dopiero wtedy, gdy zaczynamy obserwować zaczerwienienia cery lub teleangiektazje ("popękane naczynka"). A w tej kwestii najważniejsza jest prewencja! Dlatego nawet, jeśli cieszysz się skórą bez zaczerwienień, polecam wzbogacenie pielęgnacji o kosmetyki wzmacniające i uszczelniające naczynia krwionośne. 

W celach profilaktycznych wystarczy stosowanie maseczki 1-2x w tygodniu. Jeśli jednak problem naczynkowy bardziej nas dotyczy, warto sięgać po bardziej intensywną kurację a więc: kremy uszczelniające naczynka (jak. np. wyżej wspomniany "Garden Roses" od Make Me BIO, kremy rokitnikowe z Sylveco, kremy odżywcze Vianek, seria do 35 lat Babuszki Agafii), oleje (z pestek róży, winogron, rokitnika, nasion pietruszki), sera czy maseczki.



IV. Sporty zimowe- wyjątkowa pielęgnacja

Jeśli zimą spędzamy aktywnie czas na zewnątrz np. jeżdżąc na nartach, snowboardzie czy łyżwach, warto mieć na uwadze że takie dni są dla naszej skóry bardziej wymagające. Pęd powietrza silniej oddziałuje na cerę, dlatego wybierając się na stok czy lodowisko, warto nałożyć na twarz kosmetyk, który nie wchłonie się całkowicie, będzie mechaniczną barierą przed mrozem i wiatrem. W tej kwestii serdecznie polecam oleje, masła (np. shea, kakaowe, muru muru, awokado) czy krem brzozowy z betuliną Sylveco. Czasem jednak krem czy olej to za mało i warto zainwestować w kominiarkę, którą możemy zasłonić usta i nos. Osobiście sięgam po arafatkę, która świetnie zastępuje mi kominiarkę, chociaż wyszła z mody parę lat temu =)


A Wy zmieniacie pielęgnację na czas zimowy? Co nowego czy nowego stosujecie? Macie jakieś zimowe hity?

Pozdrawiam!

piątek, 16 grudnia 2016

[396.] Silikony- używać czy unikać? Zapychacze cz. II

W dzisiejszym wpisie poruszymy sobie temat silikonów. Jak już możecie wywnioskować z kilku dotychczasowych wpisów- unikam ich w pielęgnacji a także odradzam je swoim pacjentkom. Jednak silikony zyskują poparcie w badaniach naukowych jako substancje niekomedogenne i nieszkodliwe. 

Chciałabym więc wytłumaczyć Wam, dlaczego jestem im przeciwna oraz dlaczego i Wy powinnyście odstawić te substancje, by w końcu zacząć cieszyć się efektami pielęgnacji!

Pamiętacie artykuł o parafinie i wazelinie? Wspominałam Wam, że są to substancje silnie hamujące utratę wody z naskórka, jednak ich lepka i tłusta konsystencja zniechęca to używania w stanie czystym.

Stąd duży sukces silikonów- te substancje, jeśli są stosowane w kosmetykach, dają efekt lekkiej konsystencji a przy tym tworzą bardzo trwałą okluzję na skórze, która ma zapobiec utracie wody z naskórka. Niestety, okluzja ta- tak samo jak w przypadku parafiny czy wazeliny- skleja martwe komórki naskórka, co przyczynia się do zapychania ujść gruczołów łojowych a także indukuje powstanie na skórze beztlenowego środowiska, w którym rozwijają się bakterie odpowiadające za trądzik (Propionibacterium acnes). 

Z tego właśnie względu nie powinno się oceniać kremów czy podkładów po samej konsystencji. A jest to nagminny problem: klientka sprawdza konsystencję i zachwyca się, że kosmetyk jest lekki, dobrze się wchłania a po kilku użyciach obserwuje pogorszenie stanu cery. Zauważcie, jak wiele Blogerek i Vlogerek ocenia kosmetyki właśnie po samej konsystencji! A ważne jest, żeby zerknąć w INCI i dowiedzieć się, co odpowiada za tę "przyjemną i lekką" konsystencję? Odpowiednio dobrane oleje i ekstrakty roślinne czy może silikony? 

O ile unikanie silikonów w pielęgnacji skóry zyskuje wiele zwolenniczek, o tyle w pielęgnacji włosów wciąż zdania są podzielone. Różnice wynikają z faktu, że skóra to żywy organ, szybko reaguje na szkodliwość substancji- w przypadku silikonów najczęstszym problemem jest wzmożenie niedoskonałości takich jak wypryski (szczególnie podskórne, trudne do wyciśnięcia) czy zaskórniki. 


Włosy reagują całkowicie inaczej. Lekka konsystencja silikonów umożliwia uniknięcie efektu przetłuszczonych włosów, co zachęca do użytkowania. Silikony oblepiają włos, przez co dają efekt wygładzenia, gromadzą się w ubytkach, co wzmacnia włosy. Silikony są również doceniane za właściwości ochronne dla końcówek, przez co zapobiegają ich rozdwajaniu. 

Jednak wszystkie te zalety niosą za sobą pewną konsekwencję- silikon uniemożliwia wnikanie substancji aktywnych z olejów, masek czy odżywek do włosa. To sprawia, że kiedy zaczynamy używać kosmetyków do włosów bez silikonów, obserwujemy znaczne pogorszenie fryzury- i nie jest to wina źle dobranego szamponu! W tym momencie widzimy, w jakim rzeczywiście stanie są nasze włosy- zazwyczaj matowe i szorstkie, trudne do rozczesania i niezdyscyplinowane. Błędem jest powrót do dotychczas stosowanych, silikonowych kosmetyków, ponieważ dają one tylko wizualny, doraźny efekt. Tak na prawdę, włosy będą w coraz gorszym stanie. 

Na szczęście etap pogorszenia się stanu fryzury po rozpoczęciu przygody z naturalnymi szamponami mija, jednak należy uzbroić się w cierpliwość =).

Częstym błędem osób próbujących stosować naturalną pielęgnację jest przyzwalanie sobie na stosowanie silikonowych serum do zabezpieczania końcówek włosów, czy silikonowych podkładów lub baz pod makijaż. Jednoczesie sięgają po delikatne środki myjące nie zawierające SLS, SLES ani pochodnych.

Niestety, silikony są trudno zmywalnymi substancjami. Nadbudowują się na włosie, co w efekcie uniemożliwia domknięcie łusek włosa i prowadzi do efektu podobnego, jaki daje przeproteinowanie- włosy są niezdyscyplinowane, matowe i spuszone. Dlatego niektóre osoby sięgają raz na jakiś czas po szampon z mocnymi substancjami myjącymi, by umożliwić wymycie silikonów. Niestety, w przypadku pielęgnacji twarzy sięganie po żel z SLS lub SLES np. 1x w tygodniu nie wystarczy. Skórę należy dokładnie oczyszczać, dogłębnie, ponieważ w przeciwnym razie zaobserwujemy wzmożony wysyp niedoskonałości a także spływanie makijażu i błyszczenie się cery co jest spowodowane brakiem możliwości wchłonięcia się substancji aktywnych z kremów czy olejków.

Baza pod makijaż jako przykład mocno silikonowego składu.
Pielęgnacja bezsilikonowa- zarówno włosów jak i twarzy- umożliwia brak sięgania po kosmetyki z drażniącymi substancjami myjącymi, co znacznie poprawia kondycję skóry i włosów. "Primum non nocere"- po pierwsze nie szkodzić =).


Jak rozpoznać silikon w składzie kosmetyku?
Oczywiście należy zerknąć w skład INCI =) Silikony to substancje, których nazwy kończą się na:
I.   - thicone, np. Dimethicone, Adimethicone,
II.  - siloxane, np. Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane

Pierwsza grupa silikonów w stanie czystym przypomina parafinę- jest to gęsta, lepka ciecz. Natomiast o tej drugiej grupie często mówi się, że są to "silikony lotne". W stanie czystym są wodniste i bardzo rzadkie. Udowodniono w wielu badaniach naukowych, że nie wykazują one działania komedogennego, ponieważ ulatniają się z powierzchni skóry a także włosów. 

Tylko we wszystkich tych badaniach używano silikonów "lotnych" w stanie czystym. A kosmetyki to mieszaniny różnych związków. Silikon "lotny", gdy tylko ma możliwość związania się z innymi substancjami, niestety nie odparowuje z naszej skóry i włosów. Dlatego właśnie nawet silikony "lotne" działają komedogennie. I to do tego stopnia, że są wykorzystywane w maściach na rozległe rany czy poparzenia (typu Bliznasil) jako substancje tworzące nieprzepuszczalną i niewchłanialną powłokę, co poprzez zahamowanie drastycznego uciekania wody z tkanki, umożliwi lepsze gojenie się ran. 
Silikony same w sobie nie są szkodliwe- nie wysuszają cery ani nie podrażniają. Kłopotem ich stosowania jest to, że dają tylko chwilowy, doraźny efekt. W żaden sposób nie odżywiają cery i włosów, działają jedynie pośrednio nawilżająco. Jeśli decydujemy się pielęgnować skórę, to jest to proces długotrwały, wieloletni- a stosując silikony przez tak długi okres czasu myślę, że wyrządzamy jej więcej szkody, niż pożytku. Dlatego też odradzam stosowanie tych związków =).

A czy można czymś zastąpić silikon?
W pielęgnacji cery radzę, żeby sięgać po oleje- zapobiegają utracie wody z naskórka, podobnie jak silikony, lecz jednocześnie nie działają komedogennie (zwłaszcza oleje "schnące" czyli np. słonecznikowy, z pestek malin, truskawek, makadamia, konopny). Oleje mają również możliwość odżywienia cery, zmniejszenia niedoskonałości, wzmocnienia naczyń krwionośnych, wyrównania jej kolorytu.

W przypadku zabezpieczania końcówek włosów czy przedłużenia trwałości makijażu mogę polecić Wam bioferment z bambusa, który zachowuje się tak, jak silikony "lotne" w stanie czystym- odparowuje, przez co nie zapycha porów skóry i nie nadbudowuje się na włosach.


Jestem ciekawa, jakie Wy macie zdanie na ten temat i czy unikacie silikonów w pielęgnacji? =)
Pozdrawiam serdecznie!

wtorek, 13 grudnia 2016

[395.] Olejowanie włosów- po co? Jak? Wiedza w pigułce =)

O olejowaniu włosów napisano już w blogosferze wszystko, dlatego długo nie podejmowałam na blogu tego tematu. Dostaję jednak od Was wiadomości, że interesuje Was ten temat i chciałybyście, żeby został omówiony- także jeśli jeszcze nie wiecie, na czym polega zabieg olejowania włosów albo czujecie się przytłoczone nadmiarem dotychczasowych informacji- czas na ich podsumowanie, zapraszam!

Czym jest zabieg olejowania włosów?
Polega na aplikacji dowolnego oleju na włosy w celu ich odżywienia, wzmocnienia i nabłyszczenia. Olej nakładamy przed myciem włosów.

Ile oleju nakładać?
Olej nie powinien spływać z włosów, wystarczy ilość odpowiadająca łyżce stołowej. Powinnyśmy czuć, że olej został rozłożony równomiernie na włosach, jednak bez efektu nadmiernego przetłuszczenia kosmyków, by nie mieć problemów z jego zmyciem.

Na jak długo nakładać olej?
Minimalna długość czasu, jaką olej powinien mieć kontakt z włosami to 30 minut. Jeśli dysponujecie dłużą ilością czasu, jak najbardziej zachęcam, by pozostawiać olej na dłużej, ponieważ efekty będą bardziej zadowalające.

Trzeba też zaobserwować na samych sobie, na jaki okres czasu olejowania włosy najlepiej reagują. Niektóre osoby preferują nakładanie oleju na 2-3 godziny i już wtedy widzą zadowalające efekty pielęgnacji a zbyt długie trzymanie oleju na włosach może u nich prowadzić do strączkowania włosów, oklapnięcia fryzury lub puszenia się jej. Inne włosy będą lepiej reagować, gdy nakładamy na nie olej na dużo więcej godzin np. na całą noc. 

Niezależnie od tego, czy naszym włosom wystarczy kilka godzin olejowania, czy preferują długie sense pielęgnacyjne- zawsze lepiej olej nałożyć niż nie, chociażby na te minimum 30 minut!


Olej na mokre czy suche włosy?
I tutaj mamy dwie metody: wszystko zależy od preferencji naszych włosów. Przyjęło się, że jeżeli przeznaczamy mniej czasu na olejowanie, warto najpierw zwilżyć włosy, ponieważ pod wpływem wody dochodzi do otwarcia łusek włosa, co usprawni wnikanie substancji aktywnych a więc efekty olejowania będą lepsze. Tym samym- jeśli nakładamy olej na wiele godzin, np. na całą noc, nie powinnyśmy nakładać go na wilgotne włosy, ponieważ gdy łuski włosa są otwarte, jest on bardziej narażony na uszkodzenia.

Niestety, sytuacja nie jest aż tak prosta- niektóre oleje, szczególnie te o małych cząsteczkach jak np. olej kokosowy, słonecznikowy, makadamia czy ze słodkich migdałów lubią nadbudowywać się pod otwartą łuską włosa przez co blokują jego domknięcie. W efekcie mamy efekt odwrotny od zamierzonego a więc wiecznie spuszoną fryzurę.

Osobiście odradzam częste i długotrwałe olejowanie włosów na mokro, ponieważ może to doprowadzić do pogorszenia stanu włosa. Jednak olejowanie to metoda prób i błędów- należy popróbować na swoich włosach i zobaczyć, co najlepiej się na nich spisuje.

Jaki olej do jakiego typu włosów?
Warto najpierw ocenić porowatość swoich włosów- wyróżniamy włosy:
- Niskoporowate (gładkie, lejące, błyszczące, łatwo jest je obciążyć i przetłuścić),
- Wysokoporowate (matowe, suche, spuszone, które ciężko jest wygładzić i obciążyć), 
- Średnioporowate (forma pośrednia między nisko- a wysokoporowatymi, mogą lekko się puszyć, nie są idealnie gładkie). 

Warto zaznaczyć, że skrót myślowy:
włosy proste = niskoporowate, włosy falowane = średnioporowate a włosy kręcone = wysokoporowate
nie sprawdza się =).

Owszem, są osoby, które mogą tak klasyfikować swoje włosy jednak ten podział nie u każdego się sprawdzi. Przykładowo: mam włosy falowane i średnioporowate. Jednak poprzez nieudane zabiegi fryzjerskie, doprowadziłam włosy do stanu wysokoporowatego, przez co były bardziej kręcone na końcach, jednak ogólnie patrząc na włosy było widać, że jest to włos falowany a nie kręcony. Włosy były falowane i wysokoporowate jednocześnie. Znam też w swoim środowisku osoby o włosach kręconych ale niskoporowatych jak i prostych- wysokoporowatych. Także próbując ocenić porowatość włosów, patrzcie na ich kondycję a nie to, jakimi obdarzyła nas matka natura =).

Oleje do włosów niskoporowatych:
makadamia, olej kokosowy, słodkie migdały, pestki malin, truskawek, słonecznik
Te oleje posiadają małe cząsteczki, nawet, jeśli włos jest gładki a jego łuski są domknięte, oleje te mają szansę wniknąć w najmniejsze zakamarki łodygi włosa i wzmocnić ją.

Oleje do włosów średnioporowatych: 
pestki winogron, moreli, arganowy, czarnuszka, jojoba
Te oleje będą pokrywać włos ochronną warstwą bez nadmiernego obciążenia i bez nadbudowywania się pod ewentualnie otwartymi łuskami włosa.

Oleje do włosów wysokoporowatych: 
lniany, z wiesiołka, sezamowy, awokado, oliwa z oliwek, masła: kakaowe, shea, murumuru
Te oleje pokrywają włos a przy tym dociążają go i mocno wygładzają. Ich cząsteczki są na tyle duże, że mimo wyraźnie otwartych łusek włosa nie będą się pod nimi nadbudowywać.

Ciekawym rozwiązaniem są również olejowe mieszanki do włosów: mamy w nich różne rodzaje olejków, zazwyczaj z różnych grup. Dlatego jeśli nie umiemy ocenić porowatości włosów istnieje większe prawdopodobieństwo, że taki olejek spisze się u nas.


Oleje z dodatkiem ziół:
Istnieją mieszanki olejów z dodatkami ziół. A jedne włosy zioła kochają a inne nienawidzą... Dlaczego tak się dzieje? 

Ekstrakty ziołowe są mieszankami różnych związków: głównie humektantów i protein. Substancje te pomagają nawilżyć i wzmocnić włos, jednak gdy z nimi przesadzimy, widzimy efekt odwrotny od zamierzonego: spuszenie włosa. W kwestii mieszanek olejowo-ziołowych również należy zaobserwować, jak nasze włosy reagują: moje na nadmiar protein reagują puchem a uwielbiają dodatki ziołowe w olejach do tego stopnia, że dopiero kiedy zaczęłam używać ich bez przerwy do olejowania, w końcu zaczęłam zauważać jego efekty. Natomiast są osoby, które gdyby nakładały mieszanki olejowo-ziołowe przed każdym myciem, skończyłyby z mało wyjściową fryzurą =) Dlatego znowu powtórzę: testujcie i obserwujcie! Osobiście polecam mieć w łazience jeden kosmetyk zawierający w składzie kilka olejów a nawet dodatek ziół, który będziemy używać raz na jakiś czas a do tego czysty olej do częstszego stosowania. Naprzemienne stosowanie tych olejów z przewagą czystego oleju z pewnością nie zaszkodzi włosom.

Olejowanie skóry głowy:
Można również olejować skórę głowy, jednak w tym przypadku należy nakładać olej na czas nie dłuższy niż 30 minut. Dłuższe trzymanie oleju na włosach może spowodować zaczopowanie mieszków włosowych a w konsekwencji wzmożone wypadanie włosów czy łojotok skalpu.

Po co i czym olejować skórę głowy?
1. Jeżeli na naszej skórze pojawiają się strupy, uczucie świądu, suchy łupież, egzema, stany zapalne, warto wybrać czyste oleje lub mieszankę olejów, by nawilżyć skórę głowy i wzmocnić jej barierę hydrolipidową.
2. Gdy chcemy pobudzić mieszki włosowe do wzrostu włosa- w tym celu warto wybrać mieszanki olejowe z dodatkiem ziół, które dodatkowo odżywią cebulki.

Zabezpieczanie końcówek olejem:
Oleje można wykorzystać również po myciu włosów do zabezpieczania końcówek zamiast serum silikonowego. Trzeba mieć na uwadze, że olejami bardzo łatwo spowodować efekt odwrotny od zamierzonego, czyli przetłuścić końcówki. Dlatego najlepiej nałożyć olej na wilgotne końcówki i to dosłownie na kilka cm od ich zakończenia. Olej nałożony na wilgotne włosy lepiej się wchłania i nie daje efektu przetłuszczonych włosów. Warto wybierać też takie olejki, które nie przetłuszczą nam włosów. Jeśli posiadamy włosy nisko- lub średnioporowate, wybierzmy oleje przeznaczone do olejowania włosów niskoporowatych. Jeśli mamy włosy wysokoporowate, do zabezpieczania końcówek weźmy oleje, które sprawdziłyby się w przypadku olejowania włosów średnioporowatych. Dzięki temu mamy pewność, że olej, który dobrałyśmy, nie obciąży włosów.

Kiedy można spodziewać się efektów?
I to jest najgorsze, bo... dopiero po paru miesiącach. Jest to troszkę zniechęcające a brak widocznych efektów demotywuje, jednak miejcie uwagę, że czas i tak i tak upłynie- dlatego warto zacząć czym prędzej, by móc cieszyć się w końcu efektami. Sam początek jest najcięższy, ponieważ czasem ciężko od razu ocenić, który olej najbardziej nam pasuje oraz która metoda- olejowanie na mokro czy na sucho i na ile godzin? Jednak w miarę upływu czasu, efekty są coraz lepsze a przede wszystkim- łatwiej zauważalne! Stąd tak wiele Włosomaniaczek potrafi szybko zaobserwować efekty zastosowania olejku- a zaczynały tak samo jak Wy, od metody prób i błędów ;).

Moja przygoda z olejowaniem:
Zabieg olejowania stosuję nieprzerwanie od 3 lat i uwierzcie mi: zauważalne efekty obserwuję dopiero od roku. Pierwsze dwa lata były bardzo demotywujące i nie raz miałam ochotę odpuścić. Ale skoro i tak mam czas, żeby naolejować włosy, dlaczego tego nie zrobić? Zresztą, olejów u mnie nigdy nie brakowało, więc zawsze miałam co nałożyć na włosy. Po kilku pierwszych miesiącach olejowania obserwowałam poprawę rozczesywania włosów: mimo, że były wysokoporowate, nie miałam problemów z kołtunami, rozczesywały się bardzo łatwo. Jednak efektu, na który najbardziej liczyłam a więc wygładzenie włosa, nabłyszczenie, nawilżenie niestety nie obserwowałam. Olejów z dodatkiem ziół unikałam, ponieważ w blogosferze nie cieszą się dobrą opinią jako oleje puszące włosy. Ale kiedyś się skusiłam na taki olejek- ciekawość i przystępna cena skłoniły mnie do zakupu. Zioła w połączeniu z olejami okazały się strzałem w 10! W końcu włosy się wzmocniły, przestały puszyć, a fryzura przestała przypominać kopkę siana =). Od tamtego momentu pamiętam, żeby dostarczać tego, co włosy lubią- ziół. W Waszym przypadku może być podobnie a może być całkiem inaczej- włosy nie będą przepadać za dodatkami do olejów. Włosy mogą też dopominać się innych substancji: miodu, aloesu, glutka z siemienia... Także eksperymentujcie, bawcie się tym. Nie patrzcie, co pisze kolejne guru włosomaniaczek tylko sprawdzajcie, co Wasze włosy preferują. A długie włosy to bardzo kapryśne indywiduum- dokładnie jak ich posiadaczki =) Nie ma dwóch identycznych, nawet, jeśli są to bliźniaczki!


Mam nadzieję, że post Was zainteresował. Dajcie znać, czy dowiedziałyście się czegoś nowego, czy wszystko o olejach już wiecie? 

A tak w ogóle- olejujecie włosy? =)

Pozdrawiam!

piątek, 9 grudnia 2016

[394.] Garść kosmetyków, którymi warto się zainteresować- aktualni ulubieńcy!


W dzisiejszym wpisie chciałabym zwrócić Waszą uwagę na kilka kosmetyków i półproduktów, które bez zastanowienia mogę nazwać Ulubieńcami! Niektóre z nich są moim "must have" od kilku lat, inne używam od niedawna ale zdążyły skraść moje serce! O jakich gagatkach mowa? Zapraszam do dalszej części artykułu!

Seria łagodząca Vianek:


Gdy tylko wyczytałam na stronie sylveco.pl, że w styczniu pojawi się nowa seria kosmetyków naturalnych pod szyldem "Vianek" z czego jedna z sześciu serii- łagodząca- będzie posiadała zapach bzu, musiałam je wypróbować! Uwielbiam bez i wielce żałuję, że zapach ten spotykany jest jedynie w maju... Cudownie móc zatrzymać ten zapach na dłużej! Z tej serii miałam już żel pod prysznic (i żeby to raz!)- po którym na skórze długo wyczuwalny jest delikatny aromat bzu. Wypróbowałam również peeling i balsam z tej serii. Oba kosmetyki świetnie nawilżają skórę, bez pozostawiania tłustej powłoki. Natomiast po aplikacji balsamu, potrafię zachwycać się tym zapachem jeszcze kilka godzin, ponieważ tak długo wyczuwalny jest na skórze! Gdybym mogła tylko dostać perfumy w takim zapachu, kupowałabym bez względu na cenę! 

Jako ciekawostkę podpowiem Wam, że w składzie masła i balsamu tej serii znajdziemy kozłek lekarski, inaczej nazywany walerianą lub... kocimiętką :D Jeśli jesteście kociarzami, zamiast kupować "kocimiętkę" w zoologicznym, kupcie korzeń kozłka w aptece. Zapłacicie śmiesznie mało a Wasz kot będzie przeszczęśliwy! Kozłek pachnie bardzo nieprzyjemnie, na szczęście smrodek szybko się ulatnia a w balsamie Vianek nie jest wyczuwalny. 

Seria normalizująca do włosów, Vianek:


W kwestii pielęgnacji włosów, słowa uznania należą się serii normalizującej. Troszkę obawiałam się tej linii- nie mam problemów z przetłuszczającym się skalpem, spodziewałam się, że seria niewystarczająco dociąży moje kosmyki. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, szampon i odżywka z tej serii nie puszyły włosów ani trochę. Natomiast na szczególną uwagę zasługuje tonik-wcierka oraz szampon, jako kosmetyki wzmacniające cebulki włosów, zapobiegające ich wypadaniu i pobudzające do wzrostu. W czasie stosowania tych kosmetyków wyrosła mi cała masa babyhair, włosy przestały wypadać niemal całkowicie! Mimo, że nie zależało mi na efekcie zmniejszenia przetłuszczania włosów, zaobserwowałam ten efekt: aktualnie mogę myć czuprynę co 4 dni. Mimo, że zakończyłam kurację tymi kosmetykami, efekt na włosach wciąż się utrzymuje a babyhair ładnie rosną- nie mogę się doczekać, gdy staną się długimi kosmykami! Używając tego toniku-wcierki, bardzo ładnie udało mi się zakryć zakola!
Półprodukty z ecospa.pl:


Hitem okazały się również półprodukty z ecospa.pl - bioferment z bambusa, który jest naturalnym odpowiednikiem silikonu. Można wykorzystać go na wiele sposobów: ja zabezpieczam nim końcówki włosów, używam jako bazę matującą pod makijaż czy jako środek nadający przyjemną gładkość dłoniom.

Więcej o biofermencie z bambusa wspominałam Wam w ostatniej nitce z serii "Naturalne SPA"

Hydrolaty używam zamiast toników już od kilku lat, ponieważ moja cera nie przepada za pozostawianiem na niej środków myjących, które często są dodawane do toników, by umożliwić zmycie resztek makijażu. Wersji bławatkowej nigdy nie miałam, zaciekawiło mnie jego działanie przeciwobrzękowe na okolice oczu. Nie mam problemów z zasinieniem okolicy oczu czy workami, jednak często pytacie o specyfiki na te dolegliwości. Myślę, że ten hydrolat może pozytywnie Was zaskoczyć! Stosowany nawet bezpośrednio na okolice oczu, nie powoduje podrażnienia ani pieczenia. Zauważyłam też wyciszenie gry naczyń krwionośnych, uczucie ukojenia i nawilżenia po aplikacji. 

Olej z czarnuszki:


Olej, który zawsze musi być w mojej łazience- i kuchni ;)). Doceniam go głównie za pomoc w walce z trądzikiem a od niedawna postanowiłam wypróbować go do pielęgnacji włosów- efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania! Pięknie wygładza i dociąża włosy, chociaż zdarza mi się z nim przesadzić- mogłabym używać go bez przerwy a jak wiadomo: "co za dużo to niezdrowo!". Olej z czarnuszki znajduje zastosowanie nie tylko w pielęgnacji skór tłustych i trądzikowych, ale również mocno nawilża i regeneruje skórę, zmniejsza stany zapalne, goi zadrapania i drobne ranki. Systematycznie stosowany działa przeciwstarzeniowo!

Lekki krem brzozowy, Sylveco:
 

Do tej pory byłam wielką fanką lekkiego kremu nagietkowego od Sylveco, ponieważ wykazuje właściwości gojące zmiany trądzikowe, zmniejsza zaczerwienienia przy wypryskach oraz reguluje pracę gruczołów łojowych. Od pewnego czasu mogę śmiało powiedzieć: pokonałam trądzik, jestem posiadaczką cery normalnej! Dlatego skupiam się na nawilżaniu cery, by utrzymać ją w dobrej kondycji na długie lata ("konserwuję się" ;)). Brzoza wykazuje bardzo wielokierunkowe działanie: nawilża cerę, rozjaśnia przebarwienia, działa przeciwstarzeniowo, pomaga w walce z opryszczką, regeneruje skórę i pobudza do jej gojenia. Wykazuje także właściwości przeciwbakteryjne, dlatego wpływa również na zmniejszenie wyprysków, jeśli ich powodem jest nadmierny rozwój bakterii Propionibacterium acnes. Przy tych wszystkich zaletach, jest substancją hypoalergiczną, która nie uczula ani nie podrażnia! 

Ok. 2 lata temu, będąc w trakcie stosowania lekkiego kremu nagietkowego, zrobiłam podejście do wersji brzozowej- niestety, nie spasowała mi tak jak nagietek. Aktualnie obserwuję lepsze efekty pielęgnacji po brzozie. Dlatego pamiętajcie, żeby bacznie obserwować swoją cerę i to, jak się zmienia: pod wpływem zmiany pór roku, otoczenia, z racji wieku czy pielęgnacji!

Serum przeciwzmarszczkowe, Biolaven:


To serum znalazło u mnie całkiem inne zastosowanie niż zaleca producent. Otóż kosmetyk ten fenomenalnie sprawdza się jako środek punktowy na wypryski! Jeśli czuję, że coś wyskakuje mi na twarzy lub zdarzyło mi się coś wycisnąć, od razu smaruję to miejsce serum Biolaven- w większości wypadków na drugi dzień niemal nie widać "miejsca zbrodni". Jeśli wyprysk jest wyjątkowo okazały, serum znacznie przyspiesza jego gojenie, zmiana schodzi nie zostawiając przebarwienia. 

To serum może również posłużyć Wam jako baza do wykonania serum dopasowanego do własnych potrzeb: wystarczy dodać kilka kropel swoich ulubionych olejków, by wzbogacić jego działanie!

Kredka do oczu, Felicea:


Tę markę kosmetyków kolorowych znam od dawna z internetu, jednak dopiero na targach Eko Cuda w Warszawie miałam okazję zapoznać się z testerami. Ta marka kosmetyków ma w ofercie całkowicie naturalne kosmetyki do makijażu! Na pierwszy ogień poszła kredka- klasyczna, czarna. Powiem Wam, że jeszcze nigdy nie używałam tak mocno napigmentowanej kredki! Dodatkowo jest świetną bazą pod smoky eye: nie wchodzi w załamania, nie spływa, nie odbija się. Cień nałożony na kredkę mocno się trzyma i nie osypuje. Chętnie wypróbuję więcej wariantów tej kredki a także nabrałam ochoty na wypróbowanie innych kosmetyków kolorowych marki Felicea.


Czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? Jak spisują się u Was? 
Przypominam, że na fanpage trwa świąteczne rozdanie! =)

Pozdrawiam,