wtorek, 2 października 2018

[548.] Porównanie masek Garnier Fructis Hairfood - Banana, Macadamia, Papaya, Goji


Maski Garnier Fructis Hairfood szturmem podbiły serca Naturalnych Włosomaniaczek i wyprzedawały się z drogerii niczym świeże bułeczki! Do ich popularności cegiełkę dołożyły także liczne promocje oraz fantastyczna dostępność (Rossmann, SuperPharm, Auchan itp.). Dziś przychodzę do Was z długo oczekiwanym porównaniem tych masek - przepraszam, że musiałyście czekać aż tak długo, jednak zależało mi na tym, by wypróbować je dokładnie!

Moja przygoda z tymi maskami rozpoczęła się na przełomie maja i czerwca, gdy akurat byłam na Ukrainie. Nie wiedziałam, że maski te są także dostępne w Polsce, dlatego zakupiłam wersję Ukraińską. Po powrocie do Polski porównałam ją z polskim odpowiednikiem:

Kolejną wersją po jaką sięgnęłam była wersja z bananem, ponieważ jestem wielką zwolenniczką tego zapachu w kosmetykach! A gdy tylko zdenkowałam wersję bananową postanowiłam, że wypróbuję wszystkie te maski i porównam do siebie!


Sądzę, że samo wypuszczenie na rynek serii masek do włosów o naturalnym składzie przez taki koncern jak Garnier jest niesamowicie istotnym krokiem dla rozwoju naturalnej pielęgnacji! W końcu naturalne kosmetyki przestają być kojarzone z altmedem i szamanizmem a są synonimem dbałości o zdrowy styl życia jak aktywność fizyczna, czy prawidłowe odżywianie. Cieszy mnie to, ponieważ coraz więcej kobiet - czasem nieświadomie - ma szansę przekonać się o sile i skuteczności kosmetyków naturalnych, które stają się coraz lepiej dostępne oraz są w bardziej przystępnych cenach. Oczywiście można się kłócić o to, że Garnier zrobił to dla pieniędzy - osobiście nie uczestniczyłam w procesie powstawania tych masek i wdrażania ich na rynek, więc nie chciałabym pochopnie osądzać. A poza tym - czy którakolwiek firma produkuje kosmetyki charytatywnie? ;) Wielkie koncerny kosmetyczne mają także swoje zalety - przede wszystkim spore zaplecze technologiczne i zaawansowane laboratoria, co sprawia, że ich formulacje są dopracowane w najmniejszych szczegółach oraz mogą być znacznie dokładniej przebadane niż kosmetyki z firm dopiero co powstających. Osobiście uważam, że nie ma co demonizować Garniera ale docenić ich ukłon w stronę niszy, jaką jest naturalna pielęgnacja!

Skoro więc zaczęłyśmy już rozmowę na tematy technologiczne, to zacznijmy od analizy składów INCI tych masek (kolorami zaznaczone substancje, którymi różnią się te maski pomiędzy sobą):
PAPAJA
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Carica Papaya Fruit Extract, Phyllanthus Emblica Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylic/Capric Triglyceride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Geraniol, Limonene, Parfum

MAKADAMIA
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Simmonsia Chnensis Seed Oil, Jojoba Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Coco-Caprylata/caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Carmel, Linalool, Geraniol, Coumarin, Limonene, Citral, Citronelool, Benzyl Alcohol, Benzyl Cinnamate, Benzyl Salicylate, Parfum
Tangle Angel to moje ulubione szczotki do włosów - stosuję je od kilku lat i mam w swojej kolekcji kilka wersji. Chcecie porównanie? 

BANAN:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Butyrospermum Parkii Butter, Olea Europaea Oil, Musa Paradisiaca Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Coco-Caprylate/Caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Persea Gratissima Oil, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Tocopherol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Eugenol, Coumarin, Benzyl Alcohol, Parfum

GOJI
Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Lycum Barbarum Fruit Extract, Glycine Soja Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil, Coco-Caprylata/caprate, Cocos Nucifera Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Carmel, Linalool, Citronella,Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Parfum

Dla potwierdzenia zaznaczę, że maski mają całkowicie naturalny skład i nie mogę się przyczepić do ani jednej substancji w nich zawartych (nawet do kwasu salicylowego, ponieważ włosy znacznie lepiej znoszą kwaśne pH niż skóra)! Wszystkie surowce wykorzystane do produkcji masek są naturalne lub mogą być stosowane w kosmetykach naturalnych, ponieważ nie są szkodliwe dla środowiska.

W konsystencji wszystkie te maski przypominają gęsty i puszysty budyń. Żadna z tych masek nie rozwarstwiła się i każda zachwycała mnie swoim aromatem. Przejdźmy więc do moich opinii względem każdej z tych masek:

Garnier Fructis Hairfood Papaya (wersja regenerująca)

Jest to wersja, którą stosowałam na samym początku przygody z tymi maskami i też najbardziej podobała mi się pod względem aromatu - jest owocowy, jednak nie słodki ale mocno cytrusowy, długo utrzymujący się na włosach. Maska znacznie ułatwiała rozczesywanie włosów (nawet po hennie!) ale to, co najbardziej w niej polubiłam to wygładzenie włosów bez jednoczesnej utraty ich objętości. Maska lekko prostowała włosy.

Efekt po zastosowaniu wersji Papaja


Garnier Fructis Hairfood, Banana (wersja odżywcza)

Zapach tej maski jest przyjemny, ale troszkę mnie zawiódł - oczekiwałam typowego zapachu banana, ale jest to raczej banan złamany nutą wanilii. Pomimo tego niezbyt udanego pierwszego wrażenia uważam, że zapach uprzyjemnia stosowanie tej maski. Ta wersja również świetnie radziła sobie z rozczesywaniem włosów, ale niestety zbyt mocno obciążała moje cienkie kosmyki. Pomimo, iż obciążała moje włosy i szybciej się przetłuszczały, to jednocześnie wiele końcówek krótszych włosów (np. dłuższe babyhair) mocno odstawały. Sądzę, że będzie lepszym wyborem dla włosów mocno suchych i puszących się. Odniosłam wrażenie, że to właśnie wersja z bananem najmniej ingeruje w skręt włosów, także być może te z Was, które mają włosy kręcone, będą z niej zadowolone.

 Efekt po zastosowaniu wersji Bananowej


Garnier Fructis Hairfood, Goji (wersja nadająca blask)

Ta wersja również mocno wygładza włosy. Moja fryzura nie przetłuszczała się po niej tak szybko jak po wersji bananowej, ale też nie pozostawiała takiej lekkości jak wersja z papają. Za to zauważalnie nadawała niesamowitego blasku włosom, dlatego pomimo małych trudności w jej stosowaniu chętnie po nią sięgałam! Stosowana nawet przed myciem nadawała niesamowitego blasku włosom! Jej zapach jest słodkawy, owocowy, nie męczący, niektórym kojarzy się z gumą balonową, chociaż z pewnością nie jest to zapach typu "różowy Orbit" - mi osobiście w ogóle nie kojarzy się z aromatami preparatów czy słodkości dla dzieci. Wszystkie maski Garnier Fructis Hairfood są wydajne ale ta była w szczególności - miałam wrażenie, jak gdyby podczas "wmasowywania" jej we włosy znacznie łatwiej się rozprowadzała, co ułatwiało aplikację i przekładało się na wydajność. Ta wersja najmocniej wygładzała, dyscyplinowała włosy i lekko prostowała, dlatego sądzę, że kręconowłose mogłyby nie być z niej zadowolone.

Efekt po zastosowaniu wersji Goja



Garnier Fructis Hairfood, Macadamia (wersja wygładzająca)

Również jest to maska mocno obciążająca włosy, ale nie aż tak jak banan - raczej na poziomie goji. Zmiękcza włosy ale nie jest obojętna względem skrętu - odrobinkę je prostuje, chociaż mam wrażenie, że ciut mniej niż goja czy papaja. Po zastosowaniu tej maski i noszeniu przez kilka godzin warkocza uzyskiwałam na włosach piękne, trwałe fale - sądzę, że ta wersja mogłaby spisać się przed planowaną stylizacją. Ma przyjemną, apetyczną i "ciepłą" nutę zapachową, ale nie jest to aromat ani kwiatowy ani owocowy.

Efekt po zastosowaniu wersji Makadamia


Podsumujmy więc wszystkie maski: na moich włosach najlepiej spisała się wersja z Papają, ponieważ nie powodowała nadmiernego obciążania włosów ale ładnie je wygładzała. Na drugim miejscu plasuje się Goja, która chociaż już miała tendencję do przetłuszczania moich cienkich włosów, to pięknie je nabłyszczała - dlatego zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej bym się nie spodziewała, że zrobię: stosowałam maskę przed szamponem a po umyciu włosów już nie stosowałam żadnej odżywki / maski! Nigdy nie pomyślałabym, że taka metoda może spisywać się na moich włosach a jednak - tak zastosowana Goja wciąż wykazywała właściwości nabłyszczające ale włosy pozostawały ładnie odbite od nasady! Na trzecim miejscu podium znalazła się wersja z makadamią - dobrze wygładzała, odrobinkę zbyt mocno obciążała włosy (porównywalnie do wersji z Goją) ale brakło mi efektu "wow" na włosach jak podczas stosowania wersji Papaja i Goja. Na ostatnim miejscu znalazł się Banan, który nie jest złą maską - po prostu nie spasował moim kosmykom.

Podobieństwa tych masek:
- mocno wygładzające włosy, dyscyplinujące, zapobiegające elektryzowaniu,
- idealne po szamponach z dodatkiem protein - włosy są sprężyste, elastyczne ale nie spuszone,
- znacznie ułatwiały rozczesywanie włosów po hennowaniu,
- bardzo dobra wydajność,
- apetyczne aromaty,
- budyniowa konsystencja.

Maski mają pojemność 390 ml i kosztują ok. 26 zł (w promocji można je dostać poniżej 20 zł).
 

Jestem ciekawa, które z tych masek już wypróbowałyście i jak spisały się one u Was? Co sądzicie o tym, że Garnier zdecydował się wypuścić na rynek maski o naturalnych składach?

Co więcej - czyżby szykowały się kolejne wersje? LINK

Pozdrawiamy wraz z Tosią!