wtorek, 27 czerwca 2017

[443.] Pędzle flat-top do makijażu mineralnego- czym się od siebie różnią?

Zmiana fluidu na podkład mineralny przynosi skórze wiele korzyści- są pozbawione substancji mogących być alergenami, zapychających czy drażniących skórę, dlatego wiele osób mówi o nich w samych superlatywach! Niestety, niektóre osoby obawiają się sypkiej formuły kosmetyku: niepotrzebnych obaw przysparza ich aplikacja. O ile na internecie można znaleźć całą masę poradników jak nakładać podkład mineralny, to chciałabym zwrócić Waszą uwagę na pędzle, jakie wybieracie do tej czynności- w zależności od Waszych preferencji, odpowiednio dobrany pędzel może dawać bardziej naturalny lub kryjący efekt.


Większość osób zaczyna swoją przygodę od pędzli flat-top i na nich się dzisiaj skupimy. Te pędzle są dostępne w szerokim wachlarzu cenowym, dlatego jeśli dopiero zaczynamy przygodę z mineralnym makijażem, zapewne wrócą naszą uwagę.

W swojej kolekcji mam 4 pędzle typu flat-top (od lewej):
- Pixie Cosmetics,
- "podróbka" Annabelle Minerals z Aliexpress,
- "podróbka" Hakuro z Aliexpress,
- Annabelle Minerals.

Jak możecie się domyślać: swoją przygodę zaczynałam od pędzli z Aliexpress, ponieważ są bajecznie tanie (ok. 3-4 dolary za sztukę). Nie mając kompletnie pojęcia o różnicach między pędzlami kierowałam się zdjęciami dodawanymi na aukcji, dlatego mój wybór padł na pędzle bardzo przypominające te z Annabelle Minerals i Hakuro (nie są to podróbki w dosłownym tego słowa znaczeniu, ponieważ nie posiadają nazwy marki na rączce ani też w aukcji nie padła nazwa tych marek- kierowałam się jedynie podobnym wyglądem.) Każdy z tych pędzli ma ok. 2 lat (!), aukcje na których je zamawiałam dawno wygasły jednak jestem pewna, że jeśli będziecie zainteresowane zakupem, znajdziecie je na podobnych aukcjach.


Pierwszym pędzlem była "podróbka" Annabelle Minerals- warto zwrócić uwagę na szerokie rozłożenie włosia: pędzel należy do tych mniej zbitych a takie włosie daje bardziej naturalny efekt. Z tym pędzlem bardzo polubiłam się już jako osoba początkująca, ponieważ nie tworzy efektu maski i ułatwia aplikację podkładu. Aktualnie też często do niego wracam i jest jednym z moich ulubionych pędzli. 


"Podróbka" Hakuro jest całkiem inna- tutaj włosie jest zbite, mniej rozłożyste co sprawia, że pędzel daje bardziej kryjące wykończenie. Używając takiego pędzla należy zachować ostrożność, ponieważ nabierając za dużo produktu, łatwo o przesadę i uzyskanie nieestetycznego efektu "ciastka", tj. warzenia się i spływania podkładu mineralnego, jeśli jest zbyt obficie zaaplikowany. Natomiast świetnie sprawdza się do wykonywania makijaży wieczorowych czy do sesji zdjęciowych gdy zależy mi na uzyskaniu mocnego krycia.

Mając już doświadczenie z tańszymi pędzlami, postanowiłam wypróbować tych droższych i oryginalnych. Szczególnie byłam ciekawa pędzla Annabelle Minerals (ok. 33 zł) - czy aby nie okaże się, że ten sam chińczyk robił podróbkę i oryginał? 


"Podróbka" i oryginał różnią się od siebie: pędzel Annabelle ma bardziej zbite włosie od swojej "podróbki" ale nie aż tak, jak "podróbka" Hakuro dzięki czemu uzyskany efekt wciąż jest naturalny, chociaż jednocześnie osiągamy lepsze krycie. Również jest to pędzel dobry dla osób zaczynających przygodę z makijażem mineralnym ponieważ ułatwia rozcieranie podkładu i aplikację odpowiedniej ilości. Także jest jednym z tych pędzli, po które najczęściej sięgam!


Porównanie "podróbki" Annabelle Minerals oraz oryginału. "Podróbka" ma bardziej rozłożyste i mniej zbite włosie niż oryginał. Różnią się także wielkością, ponieważ "podróbka" jest odrobinę większa.

Dla porównania porównanie "podróbki" Hakuro i oryginału Annabelle Minerals- "podróbka" Hakuro za zdecydowanie bardziej zbite włosie.


"Podróbka" jak i oryginał Annabelle Minerals minimalnie różnią się wielkością i kształtem rączki:


Najdroższym pędzlem w mojej kolekcji jest Pixie Cosmetics (ok. 145 zł) i... niestety sięgam po niego najrzadziej.


Głównym powodem jest długość rączki- z jednej strony wygląda bardzo efektownie ale biorąc pod uwagę ilość wykonywanych ruchów nadgarstkiem podczas aplikacji podkładu mineralnego, ten pędzel jest nieporęczny i ciężki. Wykonując nim makijaż robię sobie kilkusekundowe przerwy dla rozluźnienia nadgarstka.


Ten pędzel ma także zbite włosie i daje efekt porównywalny do "podróbki" Hakuro: bardziej nadaje się do makijaży okazjonalnych i na większe wyjścia, gdy zależy mi na mocnym kryciu. Również łatwo jest z nim przesadzić. Natomiast pod względem designu muszę przyznać, że jest to najładniejszy i najbardziej przyciągający uwagę pędzel jaki mam w całej swojej kolekcji pędzli, nie tylko tych do podkładu mineralnego ;).


Reasumując, wybierając pędzel warto kierować się ułożeniem włosia: mocniej zbite pomaga uzyskać bardziej kryjący efekt, jednak ich minusem jest to, że z ich pomocą ciężej rozetrzeć podkład. Łatwo z nimi przesadzić i uzyskać efekt odwroty od zamierzonego- zbyt grubej warstwy podkładu, efekt "ciastka", podkreślania porów czy suchych skórek oraz spływania makijażu. Wymagają odrobiny wprawy, więc zanim użyjemy ich "przed wielkim wyjściem" warto zrobić makijaż próbny i oswoić się z nimi. Natomiast wersje o rozłożystym, mniej zbitym włosiu dają efekt bardzo naturalny, niemal nie widać ich na twarzy, dlatego są dobrym wyborem dla makijażu codziennego. Z pewnością polubią je osoby początkujące! Natomiast mogą one rozczarować osoby wymagające mocnego krycia. Wybierając pędzel flat-top warto wybierać te o krótkiej rączce: są bardziej poręczne i lżejsze, co ułatwia aplikację podkładu.

A jaki jest Wasz ulubiony pędzel do makijażu mineralnego? Preferujecie flat-top, czy kabuki? O tych drugich również pojawi się wpis!

Pozdrawiam serdecznie!

piątek, 23 czerwca 2017

[442.] Denko maj 2017- malutkie i treściwe


Przepraszam za opóźnienie z "Projektem Denko" w tym miesiącu ale kompletnie o nim zapomniałam! Całe szczęście jedna z Czytelniczek przypomniała o brakującym wpisie, dlatego szybciutko nadrabiam braki. 

Obserwuję pewną tendencję w moich denkach: są albo przeogromne albo całkiem malutkie. Dzisiejsze będzie należało do tych mniejszych, chociaż malutkim też bym go nie nazwała!


Pielęgnacja twarzy


1. Pianka odmładzająca, Eco Laboratorie
Odkąd wypróbowałam pianki Eco Laboratorie- przepadłam! Są niesamowicie delikatne i nie naruszają bariery hydrolipidowej! Przetestowałam wszystkie ale to właśnie wersja odmładzająca jest moją ulubioną ponieważ jest najdelikatniejsza i obserwuję po niej wyciszenie gry naczynkowej.

Pełna recenzja
Cena:  ok. 20 zł za 150 ml



2. Woda różana, Make Me BIO
Uwielbiam hydrolaty, ponieważ moja skóra nie toleruje pozostawionych na powierzchni substancji myjących, które znajdują się w większości gotowych toników. Hydrolat różany jest jednym z moich pierwszych, do których też z przyjemnością wracam. Wspomaga nawilżenie skóry a także wycisza cerę naczynkową! Wersja od Make Me BIO niczym nie ustępuje innym markom i warto po nią sięgnąć.


Cena: ok. 15 zł za 100 ml


3. Nawilżająca maseczka całonocna, Natura Siberica
Aktualnie na rynku niewiele jest maseczek całonocnych a tych o naturalnym składzie ze świecą szukać! Na szczęście Natura Siberica ma w swojej ofercie tę maskę i bardzo ją chwalę: wzmacnia barierę hydrolipidową, wycisza naczynka a także mocno nawilża, niezapychając przy tym skóry. Warto wypróbować zwłaszcza, jeśli jesteście fankami koreańskiej pielęgnacji!


Jak stosować maseczki i serum?
Cena: ok. 20 zł za 75 ml




4. Oczyszczające mleczko do demakijażu, Marilou BIO
To mleczko wpadło mi w oko ponieważ wyróżnia się składem: nie ma w sobie typowych substancji myjących a funkcję wiążącą zanieczyszczenia pełnią emulgatory! To bardzo dobry wybór dla suchych i wrażliwych skór.

Pełna recenzja
Cena: ok. 25 zł za 75 ml



5. Lekki krem brzozowy Sylveco 
Lekki krem nagietkowy był jednym z moich pierwszych kosmetyków naturalnych: zużyłam niezliczone ilości tego kremu! Wciąż lubię wracać do lekkich kremów Sylveco ale odkąd trądzik przestał spędzać mi sen z powiek, najczęściej wybieram wersję brzozową: przeznaczoną dla skór normalnych, suchych, wrażliwych, odwodnionych. Mocno nawilża, przeciwdziała starzeniu się skóry, łagodzi podrażnienia, eliminuje pojedyncze wypryski oraz pomaga je goić bez pozostawienia przebarwień! Wielofunkcyjny krem i warto go wypróbować.

Cena: ok. 30 zł za 50 ml

 
 6. Olej ze słodkich migdałów, Etja
Bardzo lubię oleje marki Etja, ponieważ wyróżniają się wysoką jakością. Olej ze słodkich migdałów znałam głównie z mieszanek (np. oliwka Hipp), postanowiłam więc w wypróbować go samodzielnie. Był w porządku, bo moja cera ogólnie bardzo lubi przeróżne oleje, ale nie było efektu "wow" jak po czarnuszce czy maśle awokado. Olej ze słodkich migdałów ma lekką konsystencję, całkiem dobrze się wchłania a stosowany w formie serum (a więc pod krem) bardzo dobrze się emulguje i wchłania całkowicie. Ten olej ma także bardzo dobre właściwości uelastyczniające skórę dlatego jest polecany dla przyszłych mam, żeby zapobiegać pojawianiu się rozstępów.

Cena: ok. 15 zł za 50 ml



7. Hydrolat z kocanki, EcoSPA
Hydrolat polecany dla cer naczynkowych, jednak znacznie różni się od np. różanego, także zalecanego dla takiego podtypu cery. Gdybym miała porównać oba hydrolaty, to różany poleciłabym dla cery naczynkowej ale suchej/normalnej a kocankę dla naczynkowej ale tłustej/mieszanej/trądzikowej. Ten kosmetyk mogłabym też polecić dla cer z trądzikiem różowatym, zwłaszcza w aktywnej fazie choroby. Hydrolat z kocanki ma też bardzo charakterystyczny zapach: kojarzycie bożonarodzeniowy kompot ze śliwek? Dokładnie ten sam ciężki, gryzący i dymny aromat. Mój Facet już zażyczył sobie kolejne opakowanie ale ja- mimo wielkiej miłości do Świąt Bożego Narodzenia- cieszyłam się, że mogę przestać wstrzymywać oddech podczas tonizacji!

Cena: ok. 13 zł za 100 ml



8. Normalizująca maseczka do twarzy, Vianek
Uwielbiam maseczki z glinek i szczerze zachęcam do urozmaicania nimi pielęgnacji! Tę maseczkę, ze względu na obecność kwasu salicylowego, stosowałam doraźnie- przed menstruacją moja cera szaleje a nawet najlepsze i najdroższe kosmetyki nie są w stanie zapobiec pojawianiu się wyprysków na tle hormonalnym. Pozostaje więc sprawić, by szybko się zagoiły: kwas salicylowy w tym wypadku spisuje się świetnie, zwłaszcza w połączeniu z glinką, jednak warto mieć na uwadze, że w przypadku kwasów, co za dużo to niezdrowo!

Jak stosować maseczki i serum?
Cena: ok. 5 zł za 10 g



9. Krem z filtrem SPF 30 Kafe Krasoty (La Cafe de Beaute)
Znalezienie kremu z wysokim filtrem UV o dobrym składzie jest niemożliwe- zawsze znajdzie się jakieś "ale". Jednak krem Kafe Krasoty szczególnie wyróżnia się pod względem składu dlatego z chęcią sięgałam po niego w zeszłym roku a także obecnym. Zazwyczaj sięgam po filtr SPF 50, jednak w zapasach miałam jeszcze SPF 30 i sukcesywnie zużyłam. Niestety, popełniłam gafę i chcąc zakupić nowy krem, tym razem SPF 50, zamówiłam... SPF 30... Wszystko przez identyczne opakowania! 

Spis kosmetyków z filtrami UV o dobrych składach

Pełna recenzja
Cena: ok. 27 zł za 75 ml



Pielęgnacja ciała


1. Intensywnie kojące masło do ciała, Vianek
Bardzo lubię zapach tego masła, jak i całej serii fioletowej do ciała marki Vianek! Masełko dobrze spełniało swoją rolę, nawilżało skórę i działało kojąco, jednak musiałam długo je rozmasowywać i wklepywać, żeby nie pozostawiało białych smug (oczywiście to efekt chwilowy, po kilku minutach od nałożenia te białe smugi i tak same by zniknęły). Za to na plus jest to, że firma powiększyła opakowania maseł i peelingów do ciała o 100 ml, jednocześnie pozostawiając te same ceny!

Cena: ok. 30 zł za 250 ml (na zdjęciu opakowanie 150 ml- stara gramatura)



2. Energetyzująco-detoksykujący peeling do ciała, Vianek
Mój ulubiony peeling do ciała! Wiem, że piszę to przy każdym peelingu Vianek ale wszystko zależy od tego, na jaki zapach mam ochotę. Czasem jest to zapach bzu z wersji łagodzącej, czasem wiśnia z ujędrniającej czy ciasteczko owsiane z wersji odżywczej. Od kilku tygodni jestem wielką fanką zapachu wersji energetyzująco-detoksykującej, na co zapewne mają wpływ wyższe temperatury a ten kosmetyk ma świeży zapach. Lubię go też za to, że w odróżnieniu od innych peelingów Vianek, ma w sobie sól zamiast cukru, przez co jest intensywniejszy ("przyjemne drapcianko", jak zwykłam go określać). Każdą wersję peelingu Vianek próbowałam conajmniej kilka razy za wyjątkiem wersji nawilżającej, mającej dodatek nasion czarnuszki- o ile olej z czarnuszki uwielbiam, o tyle nie znoszę jej zapachu (smaku jeszcze bardziej!) i nie wyobrażam sobie relaksu z użyciem peelingu o tym charakterystycznym zapachu.

Cena: ok. 20 zł za 250 ml


3. Peeling cukrowy orzeźwiający, Natural Secrets
Jak można się domyślić, peelingi do ciała zużywam całkiem szybko- lubię masaż z ich użyciem oraz efekt gładkiej skóry, który po nich uzyskuję. Peeling Natural Secrets był dla mnie nowością, którą zakupiłam na targach EkoCuda w Warszawie. To nowa marka kosmetyków naturalnych i trzymam kciuki za ich dalszy rozwój! Peeling dobrze złuszcza naskórek a przy tym jest niesamowicie wydajny: jeśli narzekacie na wydajność peelingów z Vianka, spróbujcie Natural Secrets! Pozostawia na skórze bardziej wyczuwalną powłokę, dlatego żeby nie przesadzić i nie być tłustą po peelingu, stosuje się go minimalne ilości. Urzekł mnie słoiczek, który zamierzam sobie zostawić =).

Cena: ok. 35 zł za 250 ml


4. Kojący żel do higieny intymnej, Vianek
O tym, jak istotny jest wybór żelu do higieny intymnej o dobrym składzie wspominałam Wam już nie raz! Okolice intymne przez bliskość z błonami śluzowymi są miejscem, przez które wchłaniana jest większość substancji zawartych w kosmetyku. Ponadto w pielęgnacji tej części ciała niesamowicie istotne jest prawidłowe pH! Moim ulubionym żelem jest kojący Vianek, ponieważ dobrze łagodzi wszelkie podrażnienia ale też dobrze nawilża.

Cena: ok. 20 zł za 300 ml



5. Nawilżający krem do rąk, Vianek
Uwielbiam kremy do rąk z Sylveco! Zarówno regenerujący o zapachu rumianku jak i Biolaven, ale odżywczy Vianek darzę miłością bezgraniczną. Natomiast wersja nawilżająca mnie rozczarowała- ale to moje bardzo subiektywne odczucie. Chociaż tę kompozycję zapachową (znaną z innych kosmetyków serii nawilżającej Vianek) lubię, to w kremie do rąk mi przeszkadzała. Nie przepadam też za kosmetykami z mocznikiem- oczywiście doceniam jego rolę i zdaję sobie sprawę, jak wielu suchym skórom służy, jednak mi on kompletnie nie podchodzi. Może to uprzedzenia, które tylko siedzą mi w głowie, że mocznik jest jedną z mniej stabilnych substancji i może zacząć przekształcać się w amoniak? Sama nie wiem...

Cena: ok. 15 zł za 75 ml




Pozostałe
 

1. Olej słonecznikowy, Ol`Vita
Ten olej z chęcią wykorzystuję i w kuchni i w łazience: jest bajecznie tani, najmniej komedogenny i świetnie spisuje się zarówno do olejowania włosów jak i demakijażu. Z pewnością kupię kolejne opakowanie!

Cena: ok. 14 zł za 500 ml



2. Mydło kuchenne, Yope 
Od kiedy porzuciłam płyny do mycia naczyń na rzecz mydła Yope, nie zakładam rękawiczek do tej nielubianej czynności a mimo to skóra dłoni jest dobrze nawilżona a paznokcie nie rozdwajają się. To mydło dobrze domywa naczynia, czasem mam wrażenie, że nawet lepiej niż niektóre znane środki czystości.

Pielęgnacja dłoni

Cena: ok. 15 zł za 500 ml



3. Odżywka do włosów, Biolaven
Moja nowa miłość! Do tej pory sięgałam zawsze po maskę jajeczną Babuszki Agafii, jednak szukałam dla niej alternatywy ze względu na niecałkiem naturalny skład. Mimo poszukiwań, nic nie spełniło moich oczekiwań aż nie wypróbowałam odzywki Biolaven (jeszcze zanim pojawiła się na rynku, miałam możliwość być jedną z testerek). To, co od razu mnie zaskoczyło, to inna konsystencja od pozostałych odżywek i masek z firmy Sylveco: jest mniej zbita, bardziej kremowa i dużo łatwiej rozprowadzić ją na włosach! Właśnie tego było mi trzeba, ponieważ w innych odżywkach i maskach Sylveco nie umiałam wyczuć, ile produktu powinnam nałożyć na włosy co skutkowało ich małą wydajnością. Ta odżywka bardzo dobrze wygładza i prostuje włosy a więc daje efekt, na którym najbardziej mi zależy. Zauważyłam też, że po tej odżywce zdecydowanie lepiej prezentują się końcówki włosów, są mniej spuszone i dłużej utrzymują zdrową kondycję! Natomiast jeśli chcę dodać włosom objętości, dodaję do tej odżywki glutek z siemienia i włosy wyglądają perfekcyjnie! Oj, chyba będę musiała napisać tej odżywce osobną recenzję, bo jestem nią zachwycona!

Cena: ok. 20 zł za 300 ml
__________________

Jestem ciekawa, czy znacie któreś z powyższych kosmetyków? Jakie macie z nimi doświadczenia? A może zainteresowałam Was którymś?

Koniecznie dajcie znać! Pozdrawiam,

środa, 21 czerwca 2017

[441.] Kosmetyki z Ukrainy- wierzyć składom kosmetyków spoza UE?

Długi weekend czerwcowy spędziłam na wschodzie Europy: po raz pierwszy miałam przyjemność zawitać na Ukrainie a dokładnie zwiedzać Lwów. Zawsze, gdy wyjeżdżam poza Polskę odwiedzam lokalne drogerie i sklepiki, żeby rzucić okiem na asortyment kosmetyków naturalnych. Pod tym względem Ukraina niesamowicie mnie zaskoczyła: wiele kosmetyków posiadało dobre składy!

Ale czy skład podany na opakowaniu jest dokładnie tym, co znajduje się w kosmetyku? Skład INCI, który zawsze jest wyszczególniony na opakowaniu kosmetyków dostępnych w Polsce to wymóg dotyczący jedynie Państw członkowskich Unii Europejskiej. Na Ukrainie panuje większa "samowolka" i nie każdy kosmetyk ma wyszczególniony skład a jeśli ma, niekoniecznie musi on zgadzać się z tym, co znajduje się w opakowaniu.

Jednak ciekawość wzięła górę- postanowiłam zaopatrzyć się w kilka kosmetyków i wypróbować zwłaszcza, że ceny na Ukrainie są przystępne dla "polskiej kieszeni". Początkowo miałam plan kupić tylko te kosmetyki, które są eksportowane także na rynek UE i posiadają pełny skład INCI (np. Babuszka Agafia, Planeta Organica, Fitokosmetik) ale w szale zakupowym wpadło do mojego koszyka kilka produktów całkowicie mi nieznanych. 

Dziś pokażę Wam jedynie kosmetyki i ich składy. Jeszcze ich nie próbowałam ale jestem bardzo ciekawa, co sądzicie na temat ich składów. Natomiast będą one pojawiać się systematycznie w "Projektach Denko", być może któryś zasłuży na osobną recenzję? Przekonamy się a tymczasem zapraszam na przegląd!


Szampon "Pure & Natural" Nivea

Ten kosmetyk interesował Was najbardziej, dlatego od niego zaczniemy! Widząc hasło "pure & natural" obok "Nivea" parsknęłam śmiechem: ciekawe, ile tego "pure & natural" jest w składzie! Odwracam opakowanie i... czekała mnie całkiem miła niespodzianka!


Jak na Niveę, to przyznam, że skład zacny! Nie mamy tutaj SLS, SLES, glikoli, PEG, PPG, silikonów czy donorów formaldehydu! Skład nie jest idealny, bo SCS również jest dość silnym detergentem a dodatek soli w roli zagęstnika może wysuszać. Są na rynku szampony o lepszych składach, ale dorwać Niveę o TAKIM, niemal idealnym składzie?! Skusiłam się na zakup zwłaszcza, że szampon jest mocno emolientowy- jestem bardzo ciekawa, jak moje włosy zareagują na Eucerit: mam nadzieję, że będą po nim ładnie wygładzone a nie sklejone! Pożyjemy, zobaczymy. Natomiast wersja ta nie jest dostępna w Polsce: to też bardzo ciekawe, jak różne kosmetyki wypuszczają na rynek różni dystrybutorzy tej samej marki. Na Ukrainie mamy rosyjską Niveę a w Polsce- polską. Mam nadzieję, że polscy dystrybutorzy marki wezmą przykład ze wschodnich sąsiadów i będą wypuszczać linie o naturalnych składach. W mojej opinii to bardzo dobrze świadczy o marce, gdy dostosowuje się do oczekiwań klientów i poprawia składy lub wypuszcza linie bardziej przyjazne skórze i środowisku.


Żel do mycia ciała o zapachy jeżyny, Melica Organic:


Ten żel to jeden z tych kosmetyków "z górnej półki", ponieważ kosztował zawrotną sumę 20 zł. Też mamy tutaj SCS i sól (po prostu sól bardzo dobrze zagęszcza SCS i niektóre inne anionowe środki powierzchniowo-czynne jak SLS i SLES, nie trzeba dodawać jej dużo, żeby otrzymać zadowalającą konsystencję). Jednak skład jest na poziomie niektórych naszych polskich naturalnych i lubianych marek jak Organic Shop. Ze względu na piękny zapach postanowiłam wypróbować ten żel chociaż raczej jako chwilowe urozmaicenie od Vianków: tak delikatnych żeli jeszcze z pewnością przez długi czas nie zastąpi mi inny kosmetyk!

Pianka do cery wrażliwej z kolagenem marki Yaka


Już na pierwszy rzut oka opakowanie przypominało mi pianki EcoLaboratorie- wiecie, że mam słabość do pianek, dlatego postanowiłam wypróbować! Tutaj dla odmiany skład wzorowy a cena to tylko... 7 zł!


Peeling do ciała z awokado, Aroma


Skład: sól morska, olej awokado, olej ze słodkich migdałów, olejki eteryczne: neroli, pomarańczy, ylang-ylang, lawenda, geranium.

Całe szczęście, że mój facet zna język rosyjski, to i cyrylicę był w stanie odczytać- dzięki niemu kilka nadprogramowych kosmetyków wpadło do koszyka, m. in. ten peeling. Miałam przyjemność raz go użyć: spisuje się dobrze, przyjemnie złuszcza martwy naskórek ale... zapach ma okropny! Przypomina najtańsze odświeżacze powietrza. Ale za tę cenę kilku zł, jestem w stanie mu wybaczyć.


Balsam do włosów Looky Look

  
Tutaj mamy kilka substancji mogących powodować podrażnienie skóry (np. Behentrimonium Chloride), dlatego zamierzam stosować tę odżywkę jedynie na długości włosa a bez kontaktu ze skórą głowy. Jednorazowy wybryk za niecałe 10 zł chyba mi wybaczycie? ;)


Żel do mycia ciała, Yaka


Tutaj żel do ciała z ekstraktem z lipy. Znów pojawia się sól jako zagęstnik, także z pewnością wypróbuję, jak spisuje się jej systematyczne i długotrwałe stosowanie. Zawsze odradzam tę substancję- wyszłam więc na hipokrytkę kupując kosmetyki z tym składnikiem- a więc będę cierpieć... Ale jak tu się nie skusić, kiedy ten żel kosztował ok. 7 zł?

Szampon z proteinami pszenicy, Yaka


Szampon z tej samej marki, z dodatkiem protein pszenicy. Skład bez zarzutu, dlatego kosmetyk wkradł się w moje posiadanie!

Dla podkreślenia "wiodących" ekstraktów w opakowaniu obu kosmetyków zatopione są suszone części tych roślin:


O ile pszenica wygląda znośnie, o tyle lipa prezentuje się okropnie. Myślę, że efekt końcowy odbiega od ogólnie przyjętego pojęcia estetyki jednak te biedne, utopione ziółka mnie rozczuliły. Niemal tak mocno jak kolejne wydane 7 zł!


Krem-żel pod oczy Natura Siberica


Na ten krem-żel czaiłam się już od dawna, ale zawsze miałam pilniejsze wydatki, na które mogłam przeznaczyć te 35 zł. Gdy przeliczyłam ukraińską cenę tego kosmetyku na złotówki (ok. 25 zł) bez dwóch zdań postanowiłam go nabyć: zwłaszcza, że nie poleży długo w "zapasach", ponieważ krem pod oczy mam na wykończeniu. Był to niemal zakup konieczny- tak sobie tłumaczę!


Masło do ust: 

Pojemniczek po oderwaniu kartonika nie wyróżnia się NICZYM: nawet nie ma opisu producenta, także bardzo słabo wizualnie się prezentuje. Ale wiadomo: nieważne jak kosmetyk wygląda z zewnątrz, przede wszystkim  ma mieć dobry skład i działać! 

O ile skład prezentuje się ładnie: masło shea, masło koksowe, olej ze słodkich migdałów, ekstrakt olejku różanego, eteryczny olejek z palmarosy;

O tyle z działaniem jest "pod górkę": mimo stałej konsystencji w słoiczku, w kontakcie z ciepłem ciała masło momentalnie się roztapia. Zostawia na ustach płynną, tłustą warstwę (fuj!)- jakbym posmarowała usta olejem :(. W dodatku jest mocno perfumowane i niesmaczne- wolałabym, żeby w ogóle nie miało smaku. Ale nie będę płakać nad wydanymi 4 zł.


"Chińska" biała glinka, Fitokosmetik

Kultowa glinka, którą najbardziej lubię i po którą najczęściej sięgam. Koszt w Polsce to ok. 7 zł, na Ukrainie... 3 zł! Początkowo w moim koszyczku wylądowało chyba 5 tych glinek, ale nie wiem, jak zmieściłabym się z nimi do bagażu, dlatego odstawiłam część na regał ;).


Pasta wybielająca do zębów Bonimed

Już myślałam, że skład jest idealny, ale przegapiłam polisorbat :/ Dobrze, że kupiłam tylko jedno opakowanie- moja wina!


Krem do golenia Arko Men
 

Luby też znalazł coś dla siebie- już od dłuższego czasu szukamy kosmetyków "typowo męskich" jak pianki czy kremy do golenia o dobrych składach. Mam nadzieję, że ten krem okaże się strzałem w 10! Cena to ok. 5 zł.

Na sam koniec: maseczki! Zarówno w płachcie jak i w proszku (dwie ostatnie) marki Via Beauty. O ile wersje proszkowe mają ładne składy o tyle te w płachcie wydaje mi się, że są przekłamane. Składy bardziej przypominają wyszczególnienie substancji aktywnych, jednak tych maseczek był ogrom i tylko te kilka nie miały wypisanych substancji potencjalnie szkodliwych. Przykładowo: w niektórych maseczkach był wypisany alkohol poliwinylowy. Postanowiłam wypróbować, chociaż mam na uwadze, że mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. No ale za 2 zł sztuka?











Znalezienie kosmetyku naturalnego o całkowicie bezpiecznym składzie niemal graniczy z cudem jednak mam nadzieję, że któreś z tych kosmetyków podbiją moje serce. Podczas zakupów głównie kierowałam się ciekawością jak i atrakcyjną ceną, co wpłynęło na zakup kilku kosmetyków o nie do końca spełniającym moje oczekiwania składzie- co z tego wyniknie, jeszcze się okaże!

Traktujcie ten wpis bardziej jako ciekawostkę, niż kosmetyki, które poleciłabym do zakupu- produkty z Ukrainy nie podlegają regulacjom jak kosmetyki produkowane na terenie UE. Składy podane na opakowaniach mogą być niepełne, nie wiemy także, jakie wymogi sanitarne zostały spełnione przez marki produkujące te kosmetyki (a spacerując po targu w upalny dzień, zwłaszcza dziale mięsnym, gdzie nie było chłodni a sprzedawcy dotykali mięsa nie mając założonych rękawiczek ani czepków śmiem twierdzić, że standardy czystości na Ukrainie i w Polsce znacznie się różnią). 

Z pewnością pojadę jeszcze kiedyś na wschód: mimo początkowego szoku kulturalnego, Ukraina ma w sobie pewien urok. Z pewnością znów przywiozę jakieś pamiątki! Powyższe kosmetyki zakupiłam w drogeriach: Kosmo i Prostor a także zielarnii Eko-Lavka (szyld napisany cyrylicą). Natomiast widzę, że niektóre z tych kosmetyków można nabyć w sklepie Ukraina Shop, więc jeśli jesteście równie ciekawskie jak ja, możecie je wypróbować. Oby ta ciekawość nie zaprowadziła nas do piekła jakim byłoby pogorszenie stanu cery!

Pozdrawiam serdecznie! =D

środa, 14 czerwca 2017

[440.] Rozświetlacze marki Ecolore: "Daylight" i "Nightlight"

Rozświetlacz to jeden z kosmetyków, bez którego nie wyobrażam sobie codziennego makijażu! Jego największą zaletą jest to, że "dopasowuje się" do kształtu twarzy- w zależności od tego, jak pada światło na twarz, jest bardziej lub mniej widoczny. Odbijanie światła w zależności od kąta jego padania sprawia, że nasza cera wygląda naturalnie!


Przy pomocy rozświetlacza jesteśmy w stanie wykonturować twarz poprzez uwypuklenie wystających części twarzy. Jeszcze kilka sezonów temu prym wiodły bronzery, jednak ich minusem było mało naturalne naśladowanie "cienia", które pojawiają się na szczupłych twarzach. Bez względu od ustawienia naszej twarzy i kąta padania światła, cień nadany bronzerem zawsze wygląda tak samo. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy makijaż a jeśli przesadzamy z ilością, jesteśmy "szczęśliwymi" posiadaczkami dwóch brązowych plam na policzkach zamiast konturowania. Jeśli dodatkowo mamy okrągłą lub pulchną twarz, efekt jest- niestety- karykaturalny...

Bronzer świetnie spisuje się np. do studyjnych sesji zdjęciowych czy tutoriali makijażowych, gdzie oświetlenie jest stałe. Gdyby nie bronzer, twarz modelki byłaby płaska. Jednak efekt, który widzimy na ekranie czy papierze to nie tylko kwestia bronzera ale także odpowiedniego ustawienia światła. Światło dziennie jest całkowicie inne i to sprawia, że bronzer wygląda w makijażu dziennym o wiele mniej korzystnie. Spróbujcie wykonać makijaż z dużą dozą bronzera a potem zróbcie kilka zdjęć w świetle dziennym z niekonwencjonalnej perspektywy jak: profil (całkowity!), lekko z tyłu z odrobiną widoczności policzka, czy od góry. W każdej z tych perspektyw bronzer potrafi wyglądać jak brudna plama... A przecież osoby trzecie w większości widzą nas z takiej perspektywy! "En face" widzą nas tylko te osoby, z którymi rozmawiamy patrząc w twarz a więc stosunkowo mało osób może podziwiać dzieło konturowania naszej twarzy w taki sposób, jak my widziałyśmy je w lustrze ;).


Rozświetlacz jest bardziej bezpiecznym kosmetykiem, ponieważ w zależności od perspektywy, w jakiej patrzą na nas osoby trzecie oraz intensywności światła, pojawia się lub zanika. Jest zawsze tam, gdzie być powinien i o odpowiednim czasie - inteligencik!- i za to go lubię!

Potocznie mówi się, że rozświetlacz uwypukla wystające części twarzy a efekt jest subtelny i nieprzerysowany. Dzieje się tak ponieważ rozjaśnione partie twarzy głównie skupiają na sobie uwagę, zauważamy je jako pierwsze i dlatego wyróżniają te zaznaczone partie.


A rozświetlacz rozświetlaczowi nierówny: mogą różnić się formułą, stężeniem pigmentu odbijającego światło a także barw. Z pewnością znajdziemy swój ideał! Dlatego dziś chciałabym pokazać Wam dwa rozświetlacze marki Ecolore: "Daylight" z przewagą żółtych tonów oraz "Nightlight" z przewagą tonów różowych.

Początkowo spodziewałam się, że podział będzie prosty: tony żółte dla cer ciepłych, tony różowe dla chłodnych. Po zastosowaniu okazało się, że rozświetlacze te różnią się nie tylko odcieniem!


"Daylight"


Wersja "Daylight" daje delikatniejszy i bardziej subtelny efekt: skóra zachowuje się tak, jakby miała złotą opaleniznę, która odbija światło. Z tego względu wspaniale stapia się ze skórą, wygląda bardzo naturalnie i można byłoby się zastanawiać, czy uzyskany efekt jest faktycznie naturalny, czy może użyłyśmy rozświetlacza?

Ta wersja z pewnością dobrze spisze się u tych z Was, które chciałyby przemycić rozświetlacz do codziennego makijażu jednak bez nachalnego efektu. Z pewnością nada się dla osób, które uczą się lub pracują w miejscach, gdzie wymagany jest stonowany makijaż.


Efekt jest bardzo naturalny ale wcale nie niezauważalny! Cera wygląda promiennie, zdrowo i... młodziej, ponieważ młode, dobrze nawilżone skóry odznaczają się zdrowym połyskiem (nie mylić z łojotokiem!).

Skład INCI: 
Mica - baza, odpowiada za efekt rozświetlenia,
Titanium Dioxide- dwutlenek tytanu, odpowiada za trwałość produktu i wzmacnia pigmentację,
CI 77492- barwnik.

Cena: ok. 40 zł
Pojemność: 4 g

"Nightlight"



Jak nazwa sugeruje, rozświetlacz daje bardziej "księżycowy" blask cerze. Jest idealnym zwieńczeniem wieczorowego makijażu! Ta wersja daje mocniejszy połysk i jest bardziej widoczna: jest nawet bardziej napigmentowana niż słynne serduszka marki MakeUp Revolution! 

Ten rozświetlacz spisze się nie tylko jako podkreślenie mocnego makijażu: wspaniale spisuje się na sesjach zdjęciowych, czy też jeśli jesteście zwolenniczkami tzw. "strobingu"!


Osobiście jestem fanką tej metody i przyznaję, że to właśnie po wersję "Nightlight" sięgam najczęściej- nawet w codziennym makijażu, chociaż jestem osobą o ciepłym odcieniu skóry i początkowo nie byłam pewna, czy ten kolor będzie dla mnie odpowiedni. Obawy okazały się zbędne, dlatego akcentuję nim nie tylko kości jarzmowe (potocznie nazywane "policzkowymi"), ale też wewnętrzne kąciki oczu, łuk kupidyna nad górną wargą czy końcówkę nosa, co wyraźnie widać na powyższym zdjęciu.

Skład INCI: 
Mica - baza, odpowiada za efekt rozświetlenia,
Titanium Dioxide- dwutlenek tytanu, odpowiada za trwałość produktu i wzmacnia pigmentację,
CI 77491, CI 77492- barwniki.

Cena: ok. 40 zł
Pojemność: 4 g


Natomiast to, co łączy oba produkty to wysoka jakość: są bardzo drobno zmielone, dzięki czemu tworzą na skórze piękną taflę, która nie ma wyraźnych granic ale stopniowo stapia się na brzegach z podkładem. Żaden z powyższych rozświetlaczy nie posiada drobinek brokatowych!

Produkty te możemy aplikować na skórę na sucho (wtedy dają bardziej subtelne wykończenie) lub przy użyciu mokrego pędzla (stają się wtedy bardziej widoczne). Do zrobienia powyższych zdjęć użyłam połączenia obu metod: najpierw nałożyłam rozświetlacz mokrym pędzlem, po czym ugruntowałam go "na sucho". Aparat zawsze "zjada" intensywność kolorów, dlatego do makijaży sesyjnych używa się dużej ilości produktów lub takich, które odznaczają się mocną pigmentacją. W codziennym makijażu wykorzystuję samą metodę "na sucho".


Na sam koniec chciałam jeszcze wspomnieć o tym, że nieprawdą jest, iż rozświetlacz podkreśla łojotok- efekt błyszczącej się cery wynikającej z nadmiernej pracy gruczołów łojowych wygląda absolutnie inaczej! Cera łojotokowa wygląda niezdrowo ale za to zdrowa cera charakteryzuje się lekkim połyskiem, który to właśnie imitować ma rozświetlacz- zwłaszcza tak dobrej jakości jak te z Ecolore!

Kojarzycie koreański termin "Chok-chok", którym określa się promienną i zdrowo wyglądającą cerę? Oprócz pielęgnacji, to właśnie rozświetlacz pomoże Wam w osiągnięciu tego efektu! Ja zdecydowanie jestem jego fanką jak i koreańskiej metody pielęgnacji cery ;).

Jestem ciekawa, czy próbowałyście tych rozświetlaczy albo miałyście już styczność z marką Ecolore? Jestem ciekawa Waszych opinii! Dajcie znać, co sądzicie o rozświetlaczach, strobingu i konturowaniu =)

Pozdrawiam serdecznie,