sobota, 30 stycznia 2016

[302.] Denko grudzień 2015r. - zaległości warte obejrzenia!


 


 
Uff, w końcu mogę powiedzieć, że zmiana bloga w końcu dobiega końca! Cały styczeń pracowałam nad jego ulepszeniem, co spowodowało, że kompletnie zapomniałam o grudniowym denku! Przepraszam Was bardzo i już przechodzę do recenzji!


Pielęgnacja włosów:


1. Babuszka Agafii, maska jajeczna: najlepsza maska jaką kiedykolwiek stosowałam! Wygładza nawet najbardziej puszące się włosy, bardzo mocno nawilża i nabłyszcza. Można stosować ją nie tylko jako kosmetyk do spłukiwania, ale także zamiast serum silikonowego. Zużyłam niejedno opakowanie i nie wyobrażam sobie pielęgnacji moich włosów bez tej maski. Cena ok. 17 zł. 
Pełna recenzja: KLIK! 

2. Eco Lab, szampon do włosów osłabionych i łamliwych: kolejny ulubieniec, tym razem w kategorii "szampony". Skutecznie wygładza włosy- na tym punkcie jestem przeczulona, bo moje włosy z natury mają tendencje do puszenia się a odkąd zaczęłam je farbować, żaden produkt nie był w stanie ujarzmić tego siana, które powinno być fryzurą. Odkąd go stosuję (w połączeniu z w/w maską) cieszę się nienaganną fryzurą i zdrowymi włosami. Polecam osobom o bardzo zniszczonych, suchych, puszących się włosach! Cena ok. 20 zł. Recenzja niebawem!

3. Ocet jabłkowy: wykonuję z niego płukankę do włosów: do miski nalewam tyle octu, żeby zakryło dno a później zalewam wodą do min. połowy pojemności miski. Trzymam w tym włosy ok. 1-2 minut a później spłukuję tym włosy od czubka czoła aż po końce włosów. Zabieg wykonuję po każdym myciu. Kwaśne środowisko pomaga domknąć łuski włosa, przez co są bardziej gładkie i pięknie błyszczą! Smrodek octu nie utrzymuje się na włosach ;). Cena: ok. 8 zł.

4. Khadi, henna: kilka miesięcy temu porzuciłam chemiczne farby na rzecz henny. Był to strzał w dziesiątkę! Henna zawiera w sobie coś, co niesamowicie włosom spasowało- stały się mocniejsze, bardziej gładkie i przestały się puszyć. Wiele użytkowniczek henny narzeka, że po jej zastosowaniu ich włosy są suche i plączą się. Moje wiecznie napuszone włosy po hennie są zdyscyplinowane i gładkie! Owszem, plączą się, jednak efekt ten utrzymuje się tylko tydzień po farbowaniu a później zanika. Włosy farbuję raz na 2 miesiące- henna prawie w ogóle nie wypłukuje się z włosów i nie potrzebuję częściej odświeżać koloru. Mój kolejny ulubieniec! Cena ok. 32 zł (u mnie starcza na 3 farbowania). Pełna recenzja: KLIK!


Pielęgnacja ciała:


1. Natura Siberica, ujędrniający żel do mycia ciała (opakowanie na zdjęciu z kosmetykami do włosów, coś mi się pomyliło przy robieniu zdjęć =)): bardzo dobry żel bez dodatku SLS, dlatego nie wysusza skóry ani nie podrażnia. Jeśli nie Waszym problemem jest bardzo sucha skóra i żaden balsam nie jest w stanie dostatecznie jej nawilżyć, polecam wyeliminować mocne detergenty z pielęgnacji skóry, jak właśnie SLS. Stosując ten żel nie musiałam sięgać po balsam. Nie ze względu na nawilżające właściwości tego żelu, ale właśnie na fakt, że nie wysuszałam skóry SLS. Żel jest bardzo wydajny, dobrze się pieni i ma kwiatowy zapach. Ujędrniających właściwości nie zaobserwowałam, ale nie wymagałam ich od żelu do mycia ;). Cena: ok. 30 zł.

2. Inecto, peeling do ciała z olejem kokosowym: tragedia... Przykład tego, w jaki sposób działa marketing. Hasła na opakowaniu wskazują na to, że kosmetyk jest naturalny a prawda jest taka, że naturalności tam jak na lekarstwo. Mało składników aktywnych (olej kokosowy na końcu składu) a w dodatku SLS jako substancja myjąca! Bardzo przesuszył mi skórę a w dodatku spowodował powrót wyprysków na dekolcie. Omijajcie szerokim łukiem! Pełna recenzja: KLIK!

3. Inecto, balsam do ciała z olejem arganowym: w przeciwieństwie do w/w peelingu, ten kosmetyk firmy Inecto przynajmniej nie szkodzi. Ale też nie nawilża dostatecznie skóry. Kompletny przeciętniak o marnym składzie- olej arganowy na końcu składu. Szkoda pieniędzy na ten kosmetyk. Duży minus za kreowanie firmy na naturalną a wcale takową nie jest. Pełna recenzja: KLIK!

4. Sylveco, oliwka do ciała: rewelacyjny skład! Znajdziemy w niej oliwę z oliwek, olej ze słodkich migdałów, sojowy i słonecznikowy. Do tego wosk pszczeli dla odbudowania warstwy hydrolipidowej, ekstrakt z kory brzozy dla działania nawilżającego i przeciwstarzeniowego oraz witaminę E jako konserwant. Oto cały skład! Brak parafiny, brak substancji zapachowych i chemicznych konserwantów. Nie dajcie się zwieść małemu opakowaniu- oliwka jest niesamowicie wydajna! Dosłownie kropla wystarczy na posmarowanie sporego kawałka skóry. Bardzo mocno nawilża i zapobiega łuszczeniu się skóry. Bardzo się z nią polubiłam, dlatego możecie liczyć na recenzję niebawem ;). Cena ok. 28 zł.

5. Dada, delikatny płyn do kąpieli: lubię poszukać dobrych kosmetyków wśród tańszych, łatwo dostępnych firm. Zazwyczaj kosmetyki dla dzieci spełniają moje oczekiwania. Przeglądając ofertę kosmetyków sklepu Biedronka natknęłam się na ten płyn. Bardzo mocno nawilża skórę, jest bardzo delikatny, nie podrażnia i nie uczula. Delikatnie się pieni, ale bardzo dobrze myje. Polecam! Cena ok. 10 zł.


Pielęgnacja twarzy:


1. Mleczko pszczele w glicerynie, zrobsobiekrem.pl: wiele osób zachwala ten produkt do stosowania na suche i spierzchnięte usta. U mnie niestety nie spisało się. Próbowałam wykorzystać dodając do maseczek oraz w pielęgnacji włosów, ale również nie zauważyłam spektakularnego działania. Myślę, że mleczko pszczele lepiej spisze się jako suplement diety ;) Słyszałam wiele dobrego o tym specyfiku i pewnie kiedyś wypróbuję! Cena ok. 10 zł.

2. Biała glinka: jako wielka fanka oczyszczania skóry bez użycia detergentów, postanowiłam wypróbować mycie twarzy glinką. Przyznam, że jest to świetna, alternatywna metoda dla OCM i ratuję się nią gdy nie mam czasu lub siły na OCM. Dobrze oczyszcza skórę, zwęża pory i zmniejsza łojotok. Nie zauważyłam pojawiania się wyprysków po tej metodzie mycia twarzy. Cena ok. 12 zł. Pełna recenzja: KLIK!

3. Sylveco, lipowy płyn micelarny: delikatnie ale skutecznie zmywa makijaż, nawet wodoodporny! Nie szczypie w oczy ani nie ma gorzkiego smaku, co ułatwia zmywanie pomadek. Posiada w składzie ekstrakt z lipy, który łagodzi podrażnienia oraz aloes, który ma na zadanie nawilżyć skórę ale także pomaga zmniejszać wypryski. Cena ok. 18 zł.

4. Sylveco, lekki krem nagietkowy: mój ulubieniec, po którego sięgam najczęściej! Ma bardzo lekką konsystencję, która szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy. Idealnie nadaje się pod makijaż. Nagietek reguluje pracę gruczołów łojowych, zmniejsza łojotok. Dzięki działaniu przeciwzapalnemu zmniejsza zaczerwienienie wyprysków i pomaga szybciej im się goić. Regeneruje skórę oraz zmniejsza pojawianie się wyprysków. Dzięki zawartości ekstraktu z kory brzozy nawilża oraz działa przeciwstarzeniowo i rozjaśniająco na przebarwienia. Cena: ok. 30 zł. Pełna recenzja: KLIK! 

5. Bajkal, krem pod oczy: po roku nieustannego stosowania łagodzącego kremu pod oczy od Sylveco, postanowiłam wypróbować coś innego. Wybór padł na krem firmy Bajkal. Przyznam, że w porównaniu z poprzednikiem wypadł dość blado- nie zmniejszał zaczerwienień ani zasinień wokół oczu. Przyzwoicie nawilżał skórę, jednak bardzo szybko się skończył (miał tylko 15 ml). Raczej nie wrócę do niego. Cena: ok. 30 zł. 
6. Inglot, eyeliner w żelu: dobry eyeliner, jednak nie najlepszy w swojej kategorii. Do tego cena nie zachęca. Swego czasu byłam z niego bardzo zadowolona, co pisałam Wam w recenzji: KLIK! jednak odkąd odkryłam eyeliner Maybelline stwierdziłam, że jest trwalszy i tańszy niż Inglot. Cena: ok. 40 zł.

7. Olej kokosowy: stosowałam na włosy, jednak spowodował u mnie niezłą masakrę! Odradzam jego stosowanie osobom o wysokoporowatych włosach! Efekt możecie zobaczyć tutaj: KLIK!. Jednak doceniłam jego działanie jako substancji oczyszczającej krtań z drobnoustrojów i toksyn: KLIK! i w tym wypadku serdecznie polecam! Zwłaszcza, że posiada również właściwości wybielające zęby!

8. Body Club, balsam do ust: produkt znaleziony w Rossmanie, który bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoim składem! Zupełnie naturalny, bez dodatku parafiny czy wazeliny, które zazwyczaj znajdują się w produktach do ust. Cena ok. 12 zł. Pełna recenzja: KLIK!


Pozostałe:


1. Beyonce, porfumy: wraz z moją mamą mamy całkiem inne gusta zapachowe. Dlatego kiedy mama dostała te perfumy, nie używała ich zbyt często, natomiast ja pokochałam ich słodki zapach! Po jakimś czasie buteleczka trafiła w moje ręce i została sukcesywnie zużyta. Myślę, że kiedyś wrócę do tego zapachu!

2. Aceton: mimo, że ma działanie drażniące, nie zauważyłam, żeby osłabił moją płytkę paznokcia. Wręcz przeciwnie- odkąd stosuję hybrydy, moje paznokcie są twarde i mocne jak nigdy! O kolorach hybryd, które najchętniej stosuję w okresie zimowym, możecie przeczytać tutaj: KLIK!

Znacie któreś z tych kosmetyków? Może któreś z nich to i Wasi ulubieńcy? Pochwalcie się koniecznie!

Pozdrawiam,



środa, 27 stycznia 2016

[301.] Glamarye, czyli Balsam Yennefer- naturalne masło do ciała o zapachu bzu i agrestu, Soap Szop



Zima to najbardziej wymagająca pora roku dla naszej skóry. Wraz z nadejściem mrozu rozpoczyna się okres zaczerwienionych policzków i suchych skórek. Nawet moja tłusta skóra zaczęła dopominać się o częstsze balsamowanie. Dziś chciałabym przedstawić Wam mojego ulubieńca na zimowe wieczory- Glamaye, czyli Balsam Yennefer.

Soap Szop, firma skąd pochodzi ten kosmetyk, jest małym, jednoosobowym warsztatem. Niewiele osób o nim wie i gdyby nie znajoma, zapewne i ja długo nie wiedziałabym o nim. Gdy tylko przejrzałam katalog produktów i składy kosmetyków, wiedziałam, że muszę coś przetestować- zwłaszcza, że każdy z kosmetyków tej firmy jest w 100% naturalny, wegański, fair trade oraz kosztuje tylko 9 zł! Jako fanka sagi Sapkowskiego, największą uwagę zwróciłam na Balsam Yennefer. Byłam ciekawa, czy masło zaintryguje mnie tylko nazwą, czy może spełni obietnice producenta?


Co producent pisze o produkcie?
"(...) nie mogłam odmówić sobie przyjemności stworzenia Glamaye, czyli balsamu o zapachu bzu i agrestu, który nadawał osobie używającej go nadludzkiego piękna. Tak działa i ten, też jest magiczny! Nawilżający, rozświetlający skórę, czyniący ją gładką i jedwabistą. Najbardziej fiznezyjna i ekskluzywna z naszych propozycji."

Skład: olejek migdałowy macerowany z nagietkiem, masło shea, olejek z pestek brzoskwiń, agrest, olejek bzowy, witamina E


Składniki aktywne:
Olej migdałowy: nadaje się do każdego rodzaju skóry, ponieważ nie jest drażniący i nie zostawia tłustej warstwy. Mocno nawilża skórę, zapobiega przesuszaniu skóry. Można stosować nawet przy skórach wrażliwych, atopowych, łuszczycowych czy skórach dzieci. Uelastycznia skórę, dlatego zapobiega pojawianiu się rozstępów.
Nagietek: regeneruje skórę, pomaga goić podrażnienia po goleniu. Ma właściwości przeciwzapalne, dlatego pomaga w walce z wrastającymi włosami oraz trądzikiem. Wykazuje działanie przeciwświądowe.
Masło shea: nawilża i natłuszcza skórę. Pomaga odbudować warstwę hydrolipidową- zapobiega uciekaniu wody z naskórka i chroni skórę.
Olej z pestek brzoskwiń: wykazuje działanie zmiękczające skórę, nawilżające, przeciwzapalne, regenerujące oraz przeciwzmarszczkowe. Polecany szczególnie skórom dojrzałym i wrażliwym.
Agrest: ujędrnia skórę oraz uszczelnia naczynia krwionośne dzięki wysokiej zawartości witaminy C,

Olej bzowy: stosowany zarówno przy skórze suchej, łuszczącej, atopowej, wrażliwej, dojrzałej jak i tłustej ze skłonnością do wyprysków. Reguluje przemianę komórkową i pracę gruczołów łojowych. Regeneruje, łagodzi swędzenie, poprawia elastyczność skóry. W kosmetyku pełni funkcje konserwujące.
Witamina E: hamuje proces starzenia się skóry oraz działa przeciwzapalnie. W kosmetyku pełni funkcje konserwujące.

Ze względu na brak chemicznych konserwantów, masło powinno się przechowywać w lodówce, przez co posiada twardą i zbitą konsystencję. Zaryzykowałam trzymanie masła na półce, jako że ma dodatek witaminy E oraz olejek bzowy, które są naturalnymi konserwantami. W temperaturze pokojowej masło nabiera konsystencji musu (pianki) a pod wpływem ciepła ciała tworzy olejek. Termin ważności wynosi 3 miesiące.

Masło jest niesamowicie wydajne- niewielka ilość wystarczy, by posmarować spory obszar skóry. Produkt bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoimi właściwościami- już po pierwszym użyciu skóra była bardzo mocno nawilżona, gładka, zniknęło drobnopłatkowe złuszczanie skóry. Balsam niesamowicie pachnie- jeśli lubicie zapach bzu, koniecznie musicie wypróbować!

Mimo oleistej konsystencji, nie zostaje na skórze. W zależności od typu Waszej skóry, będzie wchłaniał się częściowo (przy skórach tłustych i normalnych) lub całkowicie (przy skórach suchych). Balsam ten można stosować również na twarzy- świetnie spisuje się w roli kremu ochronnego przed mrozem. Nie powoduje spływania makijażu ani nie zapycha porów. 


Jestem pewna, że Glamaye zagości w mojej łazience na dłużej! Jest to zdecydowanie najlepszy balsam na okres zimowy, jaki do tej pory stosowałam. Żaden drogeryjny, parafinowo-wazelinowy specyfik z drogerii nie może się z nim równać.

Soap Szop to: "(...) kosmetyki fantastycznej jakości, tworzone z ogromną pasją, bez presji czasu jednocześnie będące całkowicie wolne od łez, bólu i krwi żywych istot." - z czym absolutnie się zgadzam. Pełna oferta sklepu: KLIK!

Jedna uwaga, na jaką mogę zwrócić uwagę, to błędny opis etykiety kosmetyku- w składzie została pominięta witamina E, chociaż figuruje w opisie katalogowym. Natomiast bohaterka Sapkowskiego nazywała się "Yennefer" a nie "Yeneffer"- w katalogu imię podane jest bez błędu ;)

Polecam! Jestem ciekawa Waszych doświadczeń z firmą Soap Szop- znacie? Lubicie? A może udało mi się zainteresować Was tą firmą? ;)


czwartek, 21 stycznia 2016

[300.] Ssanie oleju kokosowego jako sposób na piękną cerę i bielsze zęby!


Wraz z okrągłą, trzechsetną notką przychodzę do Was z zapowiadanym, nowym wyglądem bloga! Dla osób, które nie wiedzą "co się święci" przypominam, że wraz z Nowym Rokiem postanowiłam, że mój blog musi przejść kilka zmian. Przede wszystkim zamierzam poświęcić więcej czasu tematom pielęgnacji cery oraz naturalnym kosmetykom. 

Dlatego też dziś chciałabym Wam napisać o "ssaniu" oleju kokosowego- to prosta a bardzo skuteczna metoda na piękną cerę i białe zęby. Zapraszam na post!


Olej kokosowy jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych olejów. Zaskakuje mnie jego uniwersalność- można stosować go zarówno w kuchni jak i używać go jako zamiennik dla balsamu i kremu! Jest polecany osobom o skórze tłustej i trądzikowej- ma właściwości przeciwbakteryjne oraz przeciwzapalne, które odpowiadają za gojenie wyprysków i zapobieganie pojawianiu się następnych. Olej kokosowy równie dobrze może być stosowany w pielęgnacji dłoni, stóp, czy nawet zmian skórnych- wysypek, złuszczeń, drobnych ran. Można stosować go również na włosy, jednak polecam tę metodę tylko osobom o włosach niskoporowatych, ponieważ w innym przypadku, zamiast lśniących kosmyków uzyskamy siano =). 


Ale czy wiecie, że olej kokosowy rozjaśnia zęby? 
Jest to możliwe dzięki zawartości kwasu laurylowego. Wybielenie zębów to jednak tylko efekt uboczny ssania oleju- głównym celem tego procesu jest oczyszczenie organizmu z toksyn. 

Dlaczego oczyszczenie organizmu z toksyn jest tak istotne?
Jeśli nasza wątroba nie radzi sobie z pozbywaniem toksyn, wyrzuca je przez skórę co nierzadko skutkuje pojawieniem się wyprysków (stąd u niektórych osób wzmożony trądzik po zjedzeniu przetworzonych potraw). Ssanie oleju umożliwi wychwycenie toksyn i zamknięcie ich w oleju. Jednak nie tylko poprawia się stan naszej skóry- również podnosi się odporność organizmu, zwłaszcza w kwestii angin, stanów zapalnych w obrębie jamy ustnej i gardła. Wiele osób zauważa poprawę jakości snu. Na pierwszy rzut oka ciężko dostrzec związek między tymi dwoma czynnościami, jednak istnieje on. Jeśli zmęczymy nawet jedną partię mięśni, organizm potrzebuje głębokiego snu dla regeneracji.

Jak to się dzieje?
Wszystko dzięki śliniankom! Podczas, gdy przeżuwamy lub ssiemy, wydzielają one większą ilość śliny. Jest to związane z intensywniejszym napływem krwi do tychże struktur. Toksyny z krwi przedostają się do śliny, która miesza się z olejem i pozostają w nim uwięzione.

W jaki sposób "ssać" olej?
Nabieramy łyżeczkę oleju i ssiemy przez 15-20 minut. Pod pojęciem "ssanie" mam na myśli wykonywanie takiego ruchu jak podczas płukania ust płynem do higieny jamy ustnej. Po upływie określonego czasu olej WYPLUWAMY- jest to niezwykle istotne, żeby oleju nie połknąć, by nie przetransportować toksyn z powrotem do organizmu. Na sam koniec warto wypłukać usta wodą, by mieć pewność, że pozbyłyśmy się resztek oleju.
Nie należy obawiać się smaku - olej kokosowy to najsmaczniejszy olej! Jeśli lubicie Rafaello, płukanie ust tym olejem z pewnością przypadnie Wam do gustu!


Moja przygoda z olejem kokosowym:
Nienawidzę bólu gardła. Wszystko zniosę- brzuch, głowę, zatoki, kaszel, ale błagam, niech angina mnie omija! Niestety, to, czego nie lubimy, dosięga nas najczęściej. Na odporność nie mogę narzekać, już od półtora roku nie wylądowałam z gorączką. Kiedy tylko poczułam, że zaczyna drapać mnie gardło, postawiłam na olej kokosowy- to był najlepszy moment, by zobaczyć skuteczność jego działania. Przez pierwsze trzy dni ssałam olej dwa razy dziennie, później tylko raz na dzień. Już po dwóch dniach kuracji drapanie w gardle ustało. Objawy przeziębienia nie powróciły. Jestem na tak!

W kwestii wybielenia zębów- moje szkliwo bardzo ciężko rozjaśnić. Zauważyłam delikatną poprawę po miesiącu ssania oleju, jednak nie jest ona spektakularna. Możliwe, że kontynuowanie kuracji przyniesie lepsze efekty- będę informować Was na bieżąco!

A czy Wy słyszałyście o tej metodzie? Próbowałyście?
Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 17 stycznia 2016

[299.] Ulubieńcy 2015r, podsumowanie zeszłorocznych postanowień noworocznych i zmiany.


Najwyższa pora podsumować miniony rok. Myślę, że był on przełomowy dla mojego bloga- zaczęło pojawiać się na nim bardzo dużo recenzji, zwłaszcza kosmetyków naturalnych. Dlatego też pierwszą część postu chciałabym poświęcić kosmetykom, do których chętnie wracałam i które spisały się u mnie w 100%.


1. Pomadki ochronne Sylveco- brzozowa, rokitnikowa o zapachu cynamonu oraz z peelingiem.
Przez wiele lat (bo już od szkoły podstawowej) używałam do ust balsamu Tender Care z Oriflame. Tylko on był w stanie nawilżyć odpowiednio moje usta. Wraz z rozpoczęciem świadomej, naturalnej pielęgnacji postanowiłam zmienić TC na pomadki naturalne. Te z Sylveco okazały się strzałem w 10! Mam po jednej w każdej torebce, żebym zawsze miała je pod ręką. O różnicach między nimi pisałam Wam tutaj: KLIK! Cena to ok. 10 zł za pomadkę, jednak pamiętajcie, że pomadki są przez nas zjadane i ważny jest ich skład- by to, co trafia do żołądka, było bezpieczne i niedrażniące.


2. Maska jajeczna, Babuszka Agafii
Od zawsze miałam włosy skłonne do puszenia ale w ciągu ostatnich dwóch lat przechodziłam apogeum- włosy puszyły się jak nigdy! Od kiedy zaczęłam stosować tę maskę, włosy stały się wygładzone, sypkie i miękkie. Nie zamienię jej na żadną inną! Zużywam już 5-te opakowanie i efekt wciąż jest bardzo zadowalający. Cena to ok. 20 zł. Pełną recenzję wraz z efektem na włosach możecie zobaczyć tutaj: KLIK! 

3. Naturalny, wzmacniający olejek do włosów suchych, Babuszka Agafii
Kosmetyk, który uratował moje włosy po zabiegu dekoloryzacji oraz znacznie poprawił kondycję moich włosów. Znajduje się w bardzo niepozornym opakowaniu, ale nie dajcie się zwieść! Potrafi sprawić cuda! Cena ok. 15 zł, pełna recenzja wraz z efektem na włosach: KLIK! 



4. Szampon-aktywator wzrostu włosów Beluga, Natura Siberica for Men
Nigdy nie miałam szamponu, który tak ładnie wygładziłby mi włosy! Przy systematycznym stosowaniu włosy stały się gładkie i lśniące oraz zaczęły szybciej rosnąć. Nie obawiajcie się, że jest to szampon dla mężczyzn- jego skład jest bezpieczny i o wiele bardziej przystępny, niż większości drogeryjnych szamponów dla Pań. Cena ok. 20 zł, pełna recenzja wraz z efektem na włosach: KLIK! 


5. Łagodzący krem pod oczy, Sylveco
Przez cały 2015r nie używałam żadnego innego kremu. W ciągu roku zużyłam tylko 4 opakowania. Kosmetyk jest niesamowicie wydajny! Mam bardzo wrażliwe oczy i nie każdy krem mi pasuje. Wiele z nich powoduje zaczerwienienie i łzawienie oczu. Przy stosowaniu tego kosmetyku nie doszło do żadnego z tych przykrych objawów a ponadto ani raz nie zdarzyło mi się obudzić z opuchniętymi powiekami czy podkrążonymi oczami. To wszystko zasługa chabra bławatka oraz świetlika łąkowego. Natomiast ekstrakt z kory brzozy gwarantował odpowiednie nawilżenie i działanie przeciwzmarszczkowe. Cena to ok. 30 zł ale aż za 30 ml! Pełna recenzja: KLIK!


6. Lekki krem nagietkowy, Sylveco
Nagietek jest ziołem wykazującym mocne działanie przeciwzapalne i regenerujące, dlatego jest niezastąpiony w przypadku gojenia się trądziku i zapobiegania pojawianiu kolejnych wyprysków. Ponadto reguluje pracę gruczołów łojowych, zmniejsza wydzielanie sebum nie wysuszając skóry! Dodatek ekstraktu z kory brzozy wzbogaca krem o właściwości nawilżające i przeciwzmarszczkowe. Nadaje się pod makijaż (nawet latem!) - nie powoduje spływania makijażu ani nadmiernego błyszczenia cery. Koszt ok. 30 zł. Pełna recenzja: KLIK!


7. Olej z czarnuszki
Testowałam różne oleje o działaniu przeciwtrądzikowym, ale dopiero czarnuszka okazała się rewolucją! Stosuję ją codziennie na noc w mieszance różnych olejów. Bardzo szybko pozwala zapomnieć o trądziku. Zachwycona jej działaniem zewnętrznym na skórę, postanowiłam ją suplementować. Od kilku miesięcy, codziennie wypijam jedną łyżeczkę oleju z czarnuszki. Nie tylko wpływa zbawiennie na cerę, zmniejsza łojotok oraz wypryski, ale również łagodzi wrzody żołądka i wspomaga pracę wątroby. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z niej! Cena ok. 30 zł.



8. Podkład matujący Annabelle Minerals
Odpowiednia pielęgnacja skóry jest tylko połowicznym sukcesem w walce o nieskazitelną cerę. Powinnyśmy zwracać również uwagę na składy kosmetyków kolorowych, które stosujemy na co dzień. Dlatego też porzuciłam podkłady drogeryjne na rzecz mineralnych. Niekwestionowanym ulubieńcem został podkład Annabelle Minerals w wersji matującej. Od kiedy go stosuję, moja cera nie zapycha się, nie ma tendencji do rozszerzonych porów, wągrów czy podskórnych wyprysków. Szeroka gama kolorystyczna podkładów umożliwiła dobrać podkład w idealnym odcieniu i tonie mojej skóry. Cena ok. 35 zł. Pełna recenzja: KLIK!


9. Tusz do rzęs Lash Accelerator Endless, Rimmel
Jedyny kosmetyk z powyższej listy, który nie posiada naturalnego składu. Jednak doceniam jego fenomenalne działanie i to ono sprawia, że z chęcią sięgam po kolejne opakowania. Wydłuża, podkręca i podkreśla rzęsy. Delikatnie pogrubia a przy tym nie skleja ich. Aktualnie producent wypuścił na rynek wersję w kolorze jeszcze głębszej czerni, którą aktualnie testuję. Ciekawe, czy polubię ją tak samo jak pierwowzór? Cena ok. 30 zł. Pełna recenzja oraz efekt na rzęsach: KLIK!



PODSUMOWANIE POSTANOWIEŃ NA ROK 2015
W zeszłym roku obiecałam sobie i Wam kilka rzeczy. Sprawdźmy, czy udało mi się ich dotrzymać!

1. "Wprowadzać więcej makijaży fantazyjnych na blog- do tej pory makijaże fantazyjne prezentowane przeze mnie pochodziły jedynie z sesji zdjęciowych. Chciałabym pokazać Wam rzeczywisty efekt charakteryzacji, bez obróbki graficznej- w taki sposób sama również się uczę zwracać większą uwagę na szczegóły i rozwijam swoje umiejętności." - zrealizowane! W minionym roku pokazywałam Wam nie tylko klasyczne makijaże, ale również artystyczne i charakteryzacje wraz z tutorialami, dzięki czemu każda z Was mogła je wykonać.

2. "Wykonywać więcej kolorowych i trudniejszych tutoriali makijażowych." - tutaj również udało mi się wywiązać z obietnicy. Podniosłam poziom swojego warsztatu oraz zauważyłam, że coraz bardziej rozwijam kreatywne myślenie.

3. "Nadal zgłębiać tajniki naturalnej pielęgnacji."- ten podpunkt zrealizowałam aż za dobrze, o czym więcej napiszę Wam w kolejnej części posta.

4. "Wkręcać się w włosomaniactwo!"- nie dość, że zrealizowałam to postanowienie i zostałam pełnoetatową włosomaniaczką, to w dodatku w końcu udało mi się ujarzmić moje wiecznie spuszone włosy! Punkt zaliczony w 100%.

5. "Wciąż rzetelnie opiniować kosmetyki, aktualizować stare posty."- o tym, że piszę rzetelne recenzje miałyście okazję nie raz się przekonać- nawet kosztem narażenia się na nieprzyjemności ze strony firm. 

6. "Uczestniczyć w sesjach zdjęciowych."- nie tylko uczestniczyłam systematycznie w sesjach i prezentowałam Wam tutaj ich efekty, ale również udało mi się zdobyć kilka publikacji.

7. "Starać się robić jak najlepiej to, co sprawia mi frajdę- dawać z siebie zawsze 100%, rozwijać się w pasji makijażowej!"- SPEŁNIONE! =)



POSTANOWIENIA NA 2016R.- NADCHODZĄ ZMIANY!
Punkt 3 z powyższej rozpiski zrealizowałam aż zbyt dobrze- zauważyłam, że od kilku miesięcy na blogu zaczynają przeważać posty dotyczące naturalnej pielęgnacji cery niż makijaży.

Zakładając ten blog zaczynałam również studia. Nie wiedziałam wiele o kosmetykach, dopiero zgłębiałam tajniki ich składów. Moją wielką pasją był wizaż i założyłam blog po to, by rozwijać tę pasję. Obecnie wiem tyle o kosmetykach, ile mgr kosmetologii powinien wiedzieć, co również przekłada się na bardziej ambitne posty. Makijaże zawsze będą moją pasją i nadal zamierzam je wykonywać. Jednak moje wykształcenie w pewnym momencie zaczęło dawać mi równie wiele satysfakcji. Większość meili, które od Was dostaję, dotyczą porady pielęgnacyjnej, nie makijażowej.

Dlatego postanowiłam, że nie będę na siłę ciągnąć bloga makijażowego, skoro ma on coraz bardziej urodowo-pielęgnacyjny charakter. Ta droga w płynny i naturalny sposób zmieniła swój bieg. Zamierzam dodawać zdecydowanie więcej postów dotyczących naturalnej pielęgnacji cery, recenzji bezpiecznych kosmetyków, przepisów na własnej roboty kosmetyki. Makijaże będą wciąż się pojawiać, jednak nie będą już rdzeniem, wokół którego będzie tworzony ten blog.

W kwestii fanpage- aktualny "Azime Make Up" pozostanie i będę na niego wrzucać posty makijażowe, które będą co jakiś czas się pojawiać, dla urozmaicenia. Zamierzam założyć całkiem nowy fanpage, który będzie poświęcony wyłącznie naturalnej pielęgnacji skóry i nowemu przeznaczeniu bloga. 

Myślę, że dzięki tym zmianom blog będzie czytelniejszy i bardziej klarowny dla czytelników. Trzymajcie kciuki, żeby zmiany były korzystne!

Dziękuję Wam, Czytelnikom, za wszystkie wiadomości prywatne, meile, komentarze. To one sprawiają, że widzę sens w pisaniu kolejnych notek =)

Pozdrawiam!