poniedziałek, 30 listopada 2015

[287.] Kolejny ulubieniec blogosfery, który wcale mnie nie zachwycił- mydło cedrowe Babuszki Agafii.


O tym, że nie jestem zwolenniczką mydeł wspominałam na blogu nie raz. Ba- poświęciłam temu tematowi nawet osobny wpis! Jednak zdecydowałam się na zakup kosmetyku, który jest bardzo zachwalany w blogosferze. O jakim kosmetyku mowa? O mydle cedrowym Babuszki Agafii!

A jeśli chcecie się dowiedzieć, dlaczego mydła w kostce są szkodliwe, odsyłam do osobnego postu: KLIK!
Dlaczego zdecydowałam się na zakup mydła, skoro jestem ich taką wielką przeciwniczką? Wcale nie ze względu na ciekawość (no może troszeczkę!)- ten kosmetyk "mydłem" w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest. Mydło powstaje poprzez reakcję zmydlenia tłuszczu (połączenia metalu zasadowego jak sód lub potas z kwasem tłuszczowym) przez co z płynnego tłuszczu tworzy się nam pieniąca się bryła. Ten kosmetyk ma całkiem inną konsystencję oraz całkiem inne detergenty niż klasyczne mydło. Nazwa "mydło" to spory skrót myślowy producenta, dzięki któremu klient będzie wiedział, do czego właściwie ten cudak ma służyć ;).

Konsystencja przypomina upłynnioną galaretę.

Skład INCI: Aqua, Pinus Sibirica Oil, Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Stearic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Empetrum Sibiricum Extract, Juniperus Oxycedrus Extract, Organic Arnica Montana Oil, Saponaria Officinalis Extract , Pinus Sylvestris Tar (Empetrum), Cedrus Deodara Oil, Guaiacum Officinale Balm, Caramel, Chlorophylin Copper Complex, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid

W składzie znajdziemy dwa łagodne detergenty, sorbitol, który zapobiega wysychaniu kosmetyku i działa nawilżająco oraz bardzo dużo składników aktywnych, m. in. olej syberyjskiego cedru, ekstrakty z bażyny bajkalskiej, jałowca, arniki, mydlnicy lekarskiej, gwajakowca. Na samym końcu znajdziemy trzy bezpieczne konserwanty.

Skład przedstawia się o wiele lepiej, niż czarne mydło tej samej firmy. Czarne mydło Babuszki Agafii ma bardzo podobną konsystencję, bogatszy skład, wyższą cenę i... mocne detergenty. Po raz kolejny powtórzę- czytajmy składy INCI!

O tym, jak zacząć czytać INCI i na jakie składniki zwracać szczególną uwagę pisałam Wam tutaj: KLIK!  

A jak mydło cedrowe spisało się u mnie?

Zwyczajnie- dobrze oczyszczało skórę, jednak jego wydobywanie ze słoika było bardzo uciążliwe. Dodatkowo męczący był fakt, że trzeba uważać, by woda nie dostała się do słoika. Nie zauważyłam działania nawilżającego czy odżywiającego skórę. Początkowo stosując ten produkt odczuwałam lekkie swędzenie skóry, jednak po kilku użyciach przeszło- prawdopodobnie była to reakcja na zmianę kosmetyku. Wydajność była bardzo przeciętna. 

Raz użyłam to mydło do mycia włosów- spuszyły się i miałam problem z ich rozczesaniem, dlatego nie ponawiałam eksperymentów z myciem nim głowy. Do higieny intymnej absolutnie odradzam- ze względu na zawartość sodu będzie alkalizować pH okolic intymnych, co sprzyja rozwojowi bakterii! Dla pewności sprawdziłam pH kosmetyku papierkiem lakmusowym- zasadowe.

Myślę, że ten kosmetyk może spisać się np. u mężczyzn, którzy wolą jeden kosmetyk do mycia zarówno ciała jak i włosów a żyją w myśl zasady: "Prawdziwy mężczyzna używa tylko mydła i pasty BHP!"- dajmy ich skórom odpocząć od mocnych detergentów zawartych w drogeryjnych żelach 2 w 1 czy mydłach w kostce. Panom stosowanie tego mydła na pewno umili fakt, że posiada męski zapach, z wyraźną nutą cedru.

Cena: ok. 18 zł za 300 ml

A Wy stosowałyście ten kosmetyk? W ogóle co sądzicie o mydłach?
Pozdrawiam!
 

czwartek, 26 listopada 2015

[286.] Szampon- aktywator wzrostu włosów, Beluga, Natura Siberica for Men

Od września biorę udział w akcji "Zapuśćmy się jesiennie" i walczę o jak największy przyrost włosów. Produktem, który najlepiej sprawdza się u mnie w kwestii wzrostu włosów jest wcierka Jantar, jednak nie stosowałam jej nigdy dłużej niż 1 miesiąc. Akcja "Zapuśćmy się jesiennie" zmobilizowała mnie do stosowania wcierki systematycznie przez dłuższy okres. Niestety, substancje chemiczne znajdujące się we wcierce dały o sobie znać- włosy zaczęły wypadać w większym stopniu i odstawienie Jantaru poprawiało sytuację. Próby powrotu do wcierki kończyły się tak samo- na szczotce zostawało więcej kosmyków niż zwykle. Chcąc znaleźć zamiennik dla wcierki, zdecydowałam się na mało znany szampon-aktywator wzrostu włosów Beluga. Jest to szampon firmy Natura Siberica i jest dedykowany typowo mężczyznom, jednak analizując skład stwierdziłam, że nie ma przeszkód, żebym nie mogła go stosować


W składzie szamponu znajdziemy m. in. łagodne detergenty (miałam obawy przed stosowaniem Sodium Cocoyl Isethionate, na szczęście skalp nie zareagował łupieżem czy swędzeniem), ekstrakt z łopianu, chmielu, kawioru, prawoślazu, pokrzywy, wiązówki błotnej, witaminy z grupy B: kwas foliowy, niacyamid, ryboflawinę, cyjanokobalaminę, pirydoksynę, tiaminę, biotynę oraz taurynę, olej sojowy. 

Już sam skład prezentuje się bardzo zachęcająco!


A jak z działaniem?

Jak wspomniałam wcześniej- szampon nie podrażnia skóry głowy, nie powoduje swędzenia, czy łupieżu. Włosy rzeczywiście rosną bardzo szybko a w dodatku są w świetnej kondycji- odbite od nasady a na długości wygładzone. Szampon ma męską nutę zapachową, jest ona bardzo przyjemna i po wyschnięciu włosów nie utrzymuje się. Produkt z powodzeniem zmywa oleje, nawet rycynowy!

 Grafika przyciąga uwagę! Starałam się pokazać Wam, jak pięknie się mieni.

Jedynym minusem, jakiego się dopatrzyłam, jest twarda butelka, z której ciężko wycisnąć produkt- do tej czynności potrzeba ewidentnie męskiej dłoni!

Szampon ma delikatnie zielone zabarwienie. Jestem bardzo zadowolona z tego produktu i myślę, że jeszcze kiedyś do niego wrócę, zwłaszcza, że bardzo podoba mi się efekt, jaki daje na włosach:


A Wy znacie ten produkt? 
Sięgacie czasem po męskie kosmetyki?

Pozdrawiam!

wtorek, 24 listopada 2015

[285.] Odpowiedni poziom nawilżenia- dlaczego jest tak istotny? Jak podnieść poziom nawilżenia skóry?



W dzisiejszy chłodny wieczór zaproszę Was na kolejny post-pogadankę dotyczący pielęgnacji. Tym razem poruszymy kwestię odpowiedniego nawilżenia skóry. Każda z nas wie, że jest ono ważne, jednak na pytanie "dlaczego?" zaczynamy się zastanawiać. Czy chodzi tu tylko o urodę, czy może nawet o zdrowie? 

Jeśli jesteście ciekawe, zapraszam Was do dalszej części notki!

1. Jesteśmy w 70% złożeni z wody. Każda komórka, która nas buduje, potrzebuje zachować odpowiedni dla siebie poziom nawilżenia, żeby pracować prawidłowo. A prawidłowa praca komórek przekłada się na prawidłową pracę narządów i tkanek, które budują. Woda sprawia, że nasz organizm ma zachowaną homeostazę i wszystkie procesy wewnętrzne przebiegają jak trzeba.

2. Wygładzenie drobnych zmarszczek- wyróżnia się kilka rodzajów zmarszczek, niektóre z nich pogłębiają się, gdy nasza cera jest odwodniona. Taki efekt często obserwujemy po chorobach, po przesuszeniu skóry zimą lub zbyt mocnej ekspozycji skóry na ostre słońce. Przywrócenie odpowiedniego nawilżenia sprawia, że skóra napina się i drobne zmarszczki stają się dużo mniej widoczne.

3. Prewencja przed oznakami starzenia. "Lepiej zapobiegać niż leczyć"- to przysłowie powinno przyświecać każdej młodej kobiecie, która chce opóźnić procesy starzenia się skóry. Odpowiednia pielęgnacja młodej cery, utrzymywanie odpowiedniego poziomu nawilżenia sprawia, że skóra jest w dobrej kondycji przez wiele lat i zmarszczki pojawiają się znacznie później.

4. Budowanie poprawnej cząsteczki kolagenu, poprawa kondycji skóry dojrzałej. Bardzo często spotykam kobiety w wieku dojrzałym, które nie chcą kremów "nawilżających" uważając, że są dedykowane młodym osobom. Takie klientki poszukuję kremów "odżywczych", "regenerujących", "naprawczych", "wygładzających" i "przeciwzmarszczkowych". Jednak najważniejszym aspektem również dla kobiet z oznakami starzenia powinno być przede wszystkim nawilżenie skóry. Za jędrność skóry odpowiada kolagen. Skóra w pewnym wieku wytwarza go coraz mniej, stąd obwisanie skóry i pogłębianie się zmarszczek. Nie możemy dostarczyć skórze z zewnątrz kolagenu, ponieważ ma on zbyt dużą cząsteczkę i nie wnika w skórę. Dlatego ważne jest pobudzenie skóry, by sama syntetyzowała kolagen. Jednak to działanie na niewiele się zda, jeśli zapominamy o wodzie- to ona sprawia, że cząsteczka kolagenu jest odpowiednio stabilizowana w skórze. Odpowiednio zbudowana cząsteczka kolagenu odpowiada za prawidłowe uelastycznienie skóry.

5. Ale czy tylko dla urody? Oczywiście, że nie! Należy pamiętać o tym, że skóra, która jest bardzo cienka, pergaminowa i odwodniona, jest również bardziej podatna na urazy oraz rozwój chorób dermatologicznych. Czy wiecie, że czerniak najczęściej pojawia się u osób, które posiadały taki typ cery?

Nie mylcie cery odwodnionej z cerą suchą! Cera sucha charakteryzuje się brakiem odpowiedniej ilości lipidów w skórze, natomiast cera odwodniona to cera o nieodpowiednim poziomie wody w skórze. Zarówno skóra sucha jak i tłusta mogą mieć podtyp cery odwodnionej. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jaki jest Wasz typ i podtyp cery, zerknijcie tutaj: KLIK

6. Brak uczucia ściągnięcia, swędzenia, pieczenia skóry- tak prozaiczne problemy kosmetyczne mogą być przyczyną rozwoju poważniejszych problemów kosmetycznych a nawet chorób dermatologicznych.

7. Podniesienie poziomu nawilżenia zmniejsza przetłuszczanie się skóry. Brzmi paradoksalnie? Nic bardziej mylnego! Skóra, która jest odwodniona, nierzadko produkuje większe ilości sebum, żeby zapobiec uciekaniu wody. Podnosząc poziom nawilżenia sprawimy, że skóra przestanie się przetłuszczać!


Jak podnieść poziom nawilżenia?

A) Pijemy wodę! Ważne, żeby nie były to napoje, kawa, herbata a właśnie czysta woda. Wszystkie kremy nawilżające mają na zadanie odbudować płaszcz lipidowy skóry, dzięki czemu hamujemy TEWL (transepidermalną (przezskórną) ucieczkę wody). W ten sposób skóra "wiąże" w sobie wodę. Natomiast jeśli nie dostarczymy wody od wewnątrz, skóra nie ma co "związać" i w tym wypadku nie wykorzystujemy w 100% kremów przeciwzmarszczkowych.


B) Zamień parafinę na substancje odżywcze! Od kilku lat o parafinie jest coraz głośniej. Ten pozornie bezpieczny i szeroko wykorzystywany w kosmetykach składnik zyskuje coraz większe grono przeciwników. W publikacjach naukowych wciąż jednak występują przesłanki o braku szkodliwości parafiny. Skupię się nie na aspekcie medycznym a czysto kosmetycznym- parafina nie jest substancją odżywczą. Tworzy na naszej skórze powłokę, która uniemożliwia ucieczkę wody przez skórę (jest to pośrednie działanie nawilżające). Niestety, jej działanie jest doraźne- po zmyciu jej ze skóry, problem suchości czy ściągnięcia skóry powraca. Dlatego warto stosować kosmetyki, które zamiast parafiny, posiadają w dużych stężeniach woski i oleje roślinne- te substancje nie tylko chronią skórę przed ucieczką wody z zewnątrz, ale również odżywiają skórę. To sprawia, że zaraz po umyciu skóry nie czujemy dyskomfortu a sama cera ma bardziej promienny koloryt. 

Przykładowy skład kosmetyku niezawierającego parafiny a mającego wiele emolientów- w tym oliwę z oliwek i olej słonecznikowy. Sylveco dla dzieci, krem pielęgnujący do twarzy i ciała. Mój ulubieniec na aktualną, mroźną pogodę.
C) Przed nałożeniem kremu, pamiętaj o serum! Jeśli nasza cera wymaga dodatkowego nawilżenia lub jeśli wolimy kremy o bogatszej, odżywczej formule, warto nałożyć pod krem serum nawilżające. Pamiętajcie jednak, żeby nie miało w sobie parafiny a dużo składników roślinnych! A jeśli nie wiemy, które serum byłoby odpowiednie dla naszej cery? W tym wypadku warto zainwestować w półprodukty. Najlepiej sprawdzi się kwas hialuronowy lub żel z aloesu.

Od wielu miesięcy szukałam żelu aloesowego o dobrym składzie. Jedynym, który spełnił moje oczekiwania okazał się żel firmy Equilibra. Oprócz czystego żelu aloesowego ma w sobie jeden bezpieczny zagęstnik i trzy naturalne konserwanty.
D) Urozmaicaj pielęgnację! Warto czasem zmieniać kosmetyk, by dostarczyć skórze innych substancji aktywnych, których może w tym czasie bardziej potrzebować. Pamiętaj również o tym, że skóra preferuje całkiem inne kosmetyki latem a inne zimą.

E) Nie drażnij skóry myjąc ją nieodpowiednimi środkami! Pielęgnacja cery i oczyszczanie powinny się uzupełniać, by efekt kuracji nawilżającej był jak najlepszy! Na nic zda się najlepszy krem i picie 2L wody dziennie, jeśli dzień w dzień, rano i wieczorem, drażnimy skórę SLS lub alkoholem. Te substancje sprawiają, że niszczymy warstwę hydrolipidową, która ma na zadanie zapobiegać utracie wody ze skóry! Naruszanie warstwy hydrolipidowej sprawia, że skóra traci wodę a w efekcie nie widzimy efektów stosowanych kremów. Czym w takim razie myć twarz? Absolutnie odstawiamy mydła i żele z SLS! Najlepszą metodą myjącą i przy okazji nawilżającą skórę jest OCM, jednak jeśli jesteś osobą wygodną, możesz wypróbować żel Biolaven  lub puder Make Me BIO.

OCM jest metodą dla cierpliwych, jednak efekty jakie przynosi przechodzą najśmielsze oczekiwania!

F) Suplementacja- oprócz wody, warto suplementować również inne substancje. Ciekawą alternatywą jest kuracja młodym jęczmieniem, spiruliną lub chlorellą, które posiadają duże dawki chlorofilu. Dotlenia on komórki, przez co również wpływa na ich nawilżenie. Warto również suplementować zimnotłoczone oleje- sprawiają one, że dostarczamy organizmowi niezbędnych substancji do odbudowy płaszcza lipidowego. Odpowiednia budowa płaszcza lipidowego przyczynia się do braku nadmiernego uciekania wody przez skórę.

Stosując kurację młodym jęczmieniem, skóra jest bardziej promienna, lepiej nawilżona i pojawia się na niej zdecydowanie mniej wyprysków.


Zwracacie uwagę na odpowiedni poziom nawilżenia skóry? Pijecie odpowiednią ilość wody? Czy dodałybyście coś do tej listy?
Pozdrawiam,

niedziela, 22 listopada 2015

[284.] Oczyszczanie skóry bez użycia detergentów- delikatny puder myjący Make Me BIO.


W dzisiejszej recenzji powrócimy do mojego ulubionego tematu, jakim jest oczyszczanie twarzy! Istnieją dwie "szkoły" oczyszczania twarzy:
- "zachodnia", którą kultywuje się również w Polsce, mówi o tym, że sebum należy zmyć detergentem. Oczyszczanie należy rozpocząć od demakijażu płynem micelarnym, następnie stosujemy żel a na końcu wyrównujemy pH skóry przy pomocy toniku. Dopiero po tych trzech krokach nakładamy krem,
- "wschodnia" nie popiera stosowania detergentów, ponieważ budzą kontrowersje- mogą zaburzać pH skóry oraz naruszać jej warstwę hydrolipidową. Metoda ta kultywowana jest głównie w Azji i polega na oczyszczaniu twarzy na zasadzie "tłuste rozpuszcza się w tłustym". 

Osobiście jestem fanką oczyszczania twarzy bez użycia detergentów, ponieważ ich odstawienie pomogło mi uporać się z trądzikiem. Najczęściej wykonuję oczyszczanie twarzy metodą OCM, ponieważ metoda ta pozwala na dogłębne oczyszczenie skóry, zwężenie porów ale też odżywienie, nawilżenie i działanie anti-aging. Niestety, minusem tej metody jest to, że wykonujemy ją ok. 15 minut. Nie każdy ma czas i chęć spędzać tyle czasu zarówno rano jak i wieczorem w łazience. Mi również zdarzały się takie dni, w których musiałam oczyścić skórę szybko i sięgałam po żel.

Jednak odkąd trafił do mnie delikatny puder myjący od Make Me BIO, wiedziałam, że będzie to mocna konkurencja dla OCM! Puder trafił do mnie z boxa "Naturalnie z Pudełka" edycji wrześniowej.

Więcej informacji na temat prawidłowego oczyszczania skóry znajdziecie tutaj: KLIK
Odpowiedzi na pytania czym jest metoda OCM, jak ją wykonać i jakich efektów się spodziewać, znajdziecie tutaj: KLIK

INCI: Kaolin (biała glinka), Avena Sativa (Oat) Meal (owies), Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Oil (olejek lawendowy), Rosa Damascena (Rose) Flower Oil (olej różany).

W składzie znajdziemy same naturalne składniki. Właściwości myjące zawdzięcza białej glince oraz owsu. Osobiście bardzo lubię maseczki z glinki, ale czy codzienne jej stosowanie nie przesuszy nadmiernie skóry?


Początkowo sięgałam po puder sporadycznie, tylko w wyjątkowe dni, gdy brakowało mi czasu na OCM. Chcąc jednak przygotować pełną recenzję postanowiłam myć twarz pudrem codziennie. Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły- puder jest bardzo delikatny i nie przesusza skóry. Jest to produkt, który stosujemy zamiennie z żelem- nie zmyje nam makijażu, jednak jeśli wykonamy wcześniej demakijaż, dogłębnie oczyści skórę, pomoże uregulować pracę gruczołów łojowych, zwęzi pory i zmniejszy pojawianie się wyprysków. Uważajcie jedynie na oczy- jeśli produkt dostanie się pod powieki, sprawia duży dyskomfort.


Mycie twarzy wykonywałam następująco:
1. Demakijaż,
2. Rozrobienie pudru z wodą lub hydrolatem- pewnie znajdą się takie osoby, które wolą gotowe produkty, których nie trzeba własnoręcznie przygotowywać, jednak dla mnie nie był to żaden problem. Mycie twarzy pudrem było i tak dużo szybsze niż OCM. Codzienne rozrabianie pudru sprawia, że kosmetyk nie posiada w składzie emulgatorów- jest to "innowacja", którą szczyci się firma Physiogel. Wg nich, to właśnie emulgatory wypłukują lipidy ze skóry i powodują jej przesuszanie. Obecnie na rynku jest tylko garstka produktów nie zawierających emulgatorów.
3. Masaż twarzy przy pomocy pudru- czas trwania ok. 1 minuty,
4. Pozostawienie produktu na twarzy- ok. 1-2 minut,
5. Zmycie pudru letnią wodą i nałożenie kremu.

Produkt nie zawiera detergentów, dlatego nie zaburza pH skóry i można pominąć stosowanie toniku.


Skóra po umyciu pudrem była oczyszczona dogłębnie, nie pojawiały się na niej niedoskonałości. Puder skutecznie zwęża pory, nie wysusza skóry ani nie podrażnia. Postanowiłam, że wypróbuję mycie twarzy czystą białą glinką - zobaczymy, czy efekt będzie porównywalny!

Puder można zakupić na oficjalnej stronie producenta (27 zł za 60 ml): KLIK

Pozdrawiam serdecznie,

wtorek, 17 listopada 2015

[282.] Denko październik 2015r.


Wprawdzie jest już druga połowa listopada i na Waszych blogach "projekt denko" już dawno został zaktualizowany, jednak miałam dużo postów, które chciałam opublikować jako pierwsze. Dlatego dopiero dziś przychodzę do Was z podsumowaniem zużyć października. Wiem, że są wśród Was osoby, które chętnie czytają tę serię. Zapraszam więc na post!


Pielęgnacja twarzy:


1. Łagodzący krem pod oczy, Sylveco- krem, którego używałam bez przerwy od roku. Zużyłam tylko 4 opakowania, jest więc bardzo wydajny! Najwyższa pora zmienić go na coś innego, żeby dostarczyć skórze innych składników aktywnych i mieć co opisywać na blogu ;). Krem Sylveco ma piękny skład, znajdziemy w nim m. in. ekstrakt z chabra bławatka i świetlika łąkowego, które mają na zadanie zmniejszać opuchliznę, cienie, worki pod oczami oraz łagodzić podrażnienia i zaczerwienienia oczu, natomiast ekstrakt z kory brzozy ma nawilżać skórę i działać przeciwstarzeniowo. Stosujemy go w dwojaki sposób- na dzień cienką warstwą a na noc grubą, w formie maski, wtedy działa skuteczniej. Można go stosować zarówno na dolną jak i na górną powiekę. U mnie spisywał się na medal- ani raz nie zdarzyło mi się obudzić z popuchniętymi oczami przez ostatni rok, odkąd go stosuję. Nieważne, czy całą noc balowałam czy spałam spokojnie ;). Na pewno kiedyś do niego wrócę! Cena: ok. 30 zł za 30 ml. Pełna recenzja: KLIK!

2.Krem na noc, Biolaven- kolejny kosmetyk, który mogę zaliczyć do grona ulubieńców. Dzięki zawartości olejku lawendowego regulował pracę gruczołów łojowych i zapobiegał pojawianiu się wyprysków. Dodatkowo dzięki olejowi z pestek winogron nawilża, działa przeciwstarzeniowo i uszczelnia naczynia krwionośne! Krótki i naturalny skład, piękny zapach oraz przystępna cena sprawiają, że mogę polecić go z ręką na sercu! Cena: ok. 23 zł za 50 ml. Więcej możecie poczytać o tym kremie tutaj: KLIK!

3. Krem na dzień, Biolaven- posiada takie same główne składniki aktywne jak nocny odpowiednik- olej z pestek winogron oraz olejek lawendowy- i sprawdza się tak samo skutecznie! Ma lekką konsystencję, jednak nie aż tak lekką, by nie mógł służyć jako krem ochronny na zimę. I właśnie szczególnie w tym jesienno-zimowym okresie go polecam. Cena również ok. 23 zł za 50 ml. Więcej informacji o kremie: KLIK!

4. Ajuwerdyjski olejek do twarzy i ciała z różowym lotosem, khadi- skoro post zaczęłam od samych pozytywnych recenzji, to najwyższa pora na opisanie bubla. Okazał się nim powyższy olejek. Moja cera uwielbia naturalną pielęgnację a bez olejków nie wyobrażam sobie pielęgnacji. Niestety, khadi okazał się pierwszym olejem, który kompletnie nie sprawdził się u mnie. Podrażniał cerę, zaogniał rumieńce i w ogóle nie nawilżał skóry. Nie pomagało wklepywanie go na hydrolat czy spryskiwanie cery hydrolatem po nałożeniu olejku. Jak widzicie- zużyłam tylko niewielką ilość olejku i dałam sobie z nim spokój... Tak jest zdecydowanie lepiej dla mojej cery! Cena: ok. 12 zł. Pełna recenzja: KLIK!

5. Odżywcza pomadka z peelingiem- posiada w sobie drobinki cukru trzcinowego, które umożliwiają złuszczenie martwego naskórka i pozbycie się suchych skórek. Raz w tygodniu, wieczorem, nakładam ją grubą warstwą na usta a następnie masuję je palcem aż do rozpuszczenia się drobinek cukru. Nie zmywam pomadki, pozostawiam ją na całą noc. Rano usta są pełniejsze, świetnie nawilżone, nie mają suchych skórek a przez to lepiej trzymają pomadki kolorowe! Mi wystarczy stosowanie pomadki raz w tygodniu a na co dzień pomadki ochronnej, jednak są dziewczyny, które stosują tę pomadkę częściej a nawet w zastępstwie pomadek ochronnych i bardzo lubią ją w takim wydaniu! Próbujcie, jest to jeden ze sztandarowych kosmetyków Sylveco i warto się z nim zapoznać. Cena ok. 10 zł. Pełną recenzję znajdziecie tutaj: KLIK!


Oczyszczanie twarzy:


1. Wygładzający peeling, Sylveco- kosmetyki Sylveco uwielbiam ze względu na naturalne składy i skuteczne działanie. Znam ich peeling oczyszczający i bardzo dobrze spisuje się na mojej skórze, jednak postanowiłam wypróbować też wersję wygładzającą mimo, iż wg opisu producenta powinnam unikać tego produktu. I moje obawy się sprawdziły- peeling jest zrobiony na bazie oleju palmowego i słonecznikowego, dlatego zaraz po zmyciu zostawia tłustą warstwę. Taka formuła sprawdzi się zdecydowanie lepiej w przypadku cer suchych. Wypróbowałam peeling na ciele- tłusta warstwa pozostała bardzo wyczuwalna na skórze. Jeśli macie suchą skórę na ciele, zapewne się sprawdzi, u mnie jednak połowa opakowania wylądowała w koszu. Kosmetyk godny polecenia, jednak nie dla mojej cery.

2. Puder oczyszczający, Make Me BIO- produkt, który dostałam we wrześniowej edycji "Naturalnie z Pudełka". Produkt bardzo mnie zaintrygował- nie posiada w swoim składzie żadnych detergentów ani substancji chemicznych. Cały skład produktu to glinka biała, owies, olejek różany i lawendowy. Oczyszczanie twarzy tym produktem było bardzo ciekawą alternatywą dla OCM zwłaszcza, że OCM wymaga ok. 15 minut a mycie twarzy pudrem jest zdecydowanie szybsze. Produkt ten zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam wypróbować mycie twarzy samą glinką, o efektach na pewno będziecie mogły poczytać na blogu. Szykuję również pełną recenzję pudru oczyszczającego! Cena: ok. 27 zł. 
(A jeśli nie wiecie, czym jest oczyszczanie twarzy olejami, tzw. OCM, zapraszam do osobnej notki: KLIK

3. Arnikowe mleczko oczyszczające, Sylveco- produkt zrobiony w myśl zasad, którymi rządzi się OCM. Dlatego nie posiada w składzie żadnych detergentów a substancją oczyszczającą jest olej rycynowy. Zmywa makijaż, nawet wodoodporny oraz umożliwia dogłębne oczyszczenie skóry. Nie daje przy tym uczucia ściągnięcia skóry ani nie szczypie w oczy! Cena: ok. 19 zł za 150 ml. Pełna recnezja: KLIK!


Pasty do zębów:

1. Organiczna pasta do zębów solna, świeży oddech, Babuszka Agafia- z tej serii miałam już kilka past, każda z nich dobrze się sprawowała. Ten wariant niestety nie- powodowała podrażnienia dziąseł i krwawienie. Do tej wersji nie wrócę, natomiast do innych past Babuszki Agafii z chęcią. Cena ok. 18 zł

2. Tea Tree, franciszkańska pasta do zębów- mój mały koszmar! Pasta ma brązowo-żółte zabarwienie i bardzo specyficzny smak. Nie zraziło mnie to jednak- skoro ma działać wzmacniająco na szkliwo i dziąsła, zapobiegać stanom zapalnym w jamie ustnej, postanowiłam spróbować. Po umyciu zębów okazało się, że cała szczoteczka zafarbowała się na ten okropny, brązowo-żółty kolor!!! Przepraszam, ale czy po to stosuję pastę, żebym sukcesywnie miała coraz bardziej brązowe zęby?! Cała tubka wylądowała w koszu. Cena ok. 15 zł.


Pielęgnacja włosów:


1. Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany, Sylveco- zawiera w składzie bardzo dużo protein, których moje wysokoporowate włosy nie tolerują w nadmiarze. Szampon stosowałam z pełną świadomością ilości protein- sięgałam po niego raz na tydzień i dzięki temu ładnie wzmocnił moje włosy, nie pusząc ich przy tym. Polecam osobom ze zniszczonymi włosami, ale właśnie w umiarkowanych dawkach! Cena ok. 22 zł za 300 ml.

2. Wcierka Jantar, Farmona- najlepsza wcierka, jaką miałam okazję stosować. Pobudza wzrost włosów, wyrasta mi po niej niesamowicie dużo babyhair. Cena: ok. 15 zł. Pełna recenzja: KLIK!

3. Żel do higieny intymnej, Facelle- zastanawia Was dlaczego ten żel umieściłam w akapicie "pielęgnacja włosów"? W takim razie pewnie nie słyszałyście, że niskie pH domyka łuski włosa ;). Żele do higieny intymnej zawsze posiadają niskie pH, dlatego wygładzają włosy. Bardzo lubię stosować ten żel właśnie zamiast szamponu, włosy są bardziej błyszczące, gładkie i zdyscyplinowane. W dodatku żel ma bardzo przyjemny skład, który sprawia, że nie pojawia mi się łupież ani uczucie świądu. Cena ok. 4 zł za 300 ml.

4. Kremowy szampon-płyn do kąpieli, Sylveco dla dzieci- z przyjemnością wykorzystywałam ten produkt do mycia włosów. Nawilżał włosy oraz był delikatny dla skalpu. Mimo sporej ilości humektantów, nie puszył mi włosów. Na pewno wrócę jeszcze do niego. Cena: ok. 28 zł za 300 ml.


Pozostałe:


1. Płynny lateks, Kryolan- produkt, który niejednokrotnie wykorzystuję na sesjach. Z jego zastosowaniem wszelkie imitacje ran wydają się być bardzo realistyczne! Kolejne opakowanie już zakupione. Jeśli chcecie zobaczyć charakteryzacje wykonane m. in. przy użyciu tego lateksu, zajrzyjcie do Halloweenowego posta: KLIK! Cena ok. 30 zł

2. Kremowa henna do brwi, Delia- hennuję brwi regularnie co 2 tygodnie. Zarówno wersja proszkowa jak i żelowa firmy Delia bardzo mi spasowały. Niestety, wersja kremowa okazała się bublem- kolor był ledwie zauważalny i wypłukiwał się już po dwóch dniach. Z przyjemnością pożegnałam się z tym produktem! Cena ok. 10 zł

3. Naturalny olej tamanu, zrobsobiekrem.pl- olejek, który najlepiej sprawdza mi się w przypadku gojenia wyprysków! Nie wysusza ich a pomaga im szybciej zniknąć. Ma charakterystyczny, zielony kolor i zapach kostki rosołowej. Działanie sprawia, że przymykam oko na te niedogodności ;). Cena: ok. 10 zł.


Znacie któryś z tych kosmetyków? Co o nich sądzicie? Spisały się u Was?
Pozdrawiam,

sobota, 14 listopada 2015

[281.] Wzmacniający olejek do włosów, Babuszka Agafii- sprawca poprawy kondycji moich włosów!


Jestem wielką fanką olejowania włosów- już od ponad 2 lat systematycznie dostarczam włosom niezbędnych substancji pochodzących właśnie z olejów. Moje włosy są bardzo kapryśne i ciężko dobrać do nich olej, który się sprawdzi. Po dwóch latach włosomaniactwa wiem, że moim włosom bardziej pasują mieszanki olejów niż pojedynczy rodzaj oleju. Dlatego też nakładam na włosy własnoręcznie przygotowane mieszanki lub poszukuję gotowych produktów. Wśród takich poszukiwań wpadł mi w ręce niepozorny olejek i okazał się absolutnym ulubieńcem!

We wrześniu przeszłam drastyczną zmianę koloru- nie pomógł nawet Olaplex dodany do farby- włosy po tym zabiegu były w tragicznym stanie. Już myślałam, że 2 lata włosomaniactwa poszły na marne! Postanowiłam zaopatrzyć się w całą gamę nowych kosmetyków do włosów, zarówno sprawdzonych jak i całkiem nowych, których składy podejrzewałam, że będą mi pasować. Mocno zmobilizowana do ponownego, intensywnego dbania o włosy, próbowałam po kolei wszystkie kosmetyki. Najlepsze efekty w moim przypadku dawały mi:

1. Henna khadi, po której (o dziwo!) moje włosy w ogóle się nie puszą a wręcz przeciwnie- są zdyscyplinowane i gładkie,
2. Jajeczna maska Babuszki Agafii, która potrafiła idealnie wygładzić moje włosy- były niemal proste a przy tym nie traciły swojej objętości,
3. oraz bohater dzisiejszej notki- wzmacniający olejek, również Babuszki Agafii.

Każdy z powyższych kosmetyków zasługuje na miano ulubieńca, jednak zdecydowanie największe zasługi w kwestii poprawy stanu włosów ma właśnie olejek. Stosuję go najdłużej ze wszystkich w/w kosmetyków i odkąd zaczęłam po niego sięgać, stan włosów zaczął się systematycznie poprawiać.

Olejek wygląda bardzo niepozornie- nie dajcie się jednak zwieść! Maksymalnie wygładza włosy, domyka łuski włosa, sprawia, że włosy są miękkie i lejące. Również nabłyszcza włosy i ułatwia rozczesywanie!


Zdecydowanie pozostanie ze mną na dłużej. Butelka 150 ml kosztuje ok. 15 zł jednak starcza na bardzo długo! Stosuję olejek zarówno przed myciem jak i dodaję go do maski- nie oszczędzam go a po 2 miesiącach użytkowania wciąż mam go ponad połowę w butelce!

SKŁAD (INCI): Arctium Lappa Root Extract, Panax Ginseng Extract, Rosa canina Fruit Oil, Salvia Officinaliis Oil, Glycine Soya Oil, Olea Europaea (olive) Fruit Oil, Tocopherol

Jak producent opisuje zawarte w olejku składniki: 
"Olej z łopianu większego – (Arctium Lappa Root Extract) - przeciwdziała wypadaniu włosów, łupieżowi, ma działanie antyseptyczne, oczyszczające, sebostatyczne, kojące. Działa tonizująco na skórę głowy.
Rumianek (Chamomilla Recutita Extract) – działanie przeciwzapalne, kojące i odżywcze.
Żeń-szeń (Panax Ginseng Extract) – działanie regenerujące, wzmacniające , zapobiegające łysieniu. Poprawia ukrwienie skóry i wzmacnia strukturę włosów
Olej z owoców dzikiej róży (Rosa canina Fruit Oil) - odżywia, nawilża i uelastycznia włosy
Olej z szałwii lekarskiej (Salvia Officinalis Oil) - wpływa na skórę głowy tonizująco, zmniejsza wypadanie włosów."

A czy Wy spotkałyście się kiedyś z tym olejkiem? Jeśli nie, koniecznie wypróbujcie!
Pozdrawiam,

Tosia oczywiście "pomagała" przy wykonywaniu zdjęć:

"Jak śmiesz kierować aparat w inną stronę, niż w moją?!"

wtorek, 10 listopada 2015

[279.] Maska Jajeczna, Babuszka Agafii- ratunek dla suchych i zniszczonych włosów!


Moje włosy z natury są bardzo puszące i ciężko znaleźć mi produkt, który dostatecznie mocno wygładziłby je. Do tej pory udało mi się znaleźć dopiero dwa produkty do włosów, które spełniają moje wymagania- jedną z nich jest bohater dzisiejszej notki, maska jajeczna od Babuszki Agafii!


Maska zamknięta jest w solidnym, plastikowym słoiku. Nie ma problemu z wydobyciem kosmetyku. Maseczka ma piękny zapach budyniu waniliowego i konsystencję przypominającą... kogel-mogel ;).

Jednak najważniejszy jest... skład (i działanie!):

Skład INCI: 
Aqua with infusions of: Hydrolyzed Egg Protein, Malt, Betula Alba Juice, enriched by extracts: Salvia Officinalis, Rubus Chamaemorus, Rhodiola Rosea, Cetrionium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum, cold pressed oils: Hippophae Rhamnoides, Cucurbita Pepo, Corylus Avellana Seed, Panthenol, White Beeswax, Tocopherol, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Skład jest bardzo bogaty w składniki aktywne: proteiny białka jaj (proteiny o dużych cząsteczkach, nadają się do wysokoporowatych włosów podobnie jak kolagen. Nie powodują puszenia się włosów jak niskocząsteczkowa keratyna stosowana w nadmiarze), różeniec górski, szałwia, pantenol, malina moroszka, słód żytni, sok z brzozy, olej z rokitnika i inne. Mają one na zadanie odżywić włos, wygładzić go ale również zapobiec mikrourazom.  
 

Efekt zastosowania maski na moich włosach prezentuje się tak:


Może pamiętacie, że we wrześniu moje włosy przeszły drastyczną zmianę koloru. Z noszonych przez rok czerwieni zdecydowałam się na ombre w rudościach, by móc odstawić farby chemiczne na rzecz henny. Mimo zastosowanego olaplexu, moje włosy po zabiegu były bardzo suche i już myślałam, że 2 lata włosomaniactwa poszło na marne... Na szczęście trafiłam na dwa niezastąpione kosmetyki. Jednym z nich jest właśnie maska jajeczna Babuszki Agafii. Włosy są po niej dociążone ale nie sklejone. Nie tracą swojej objętości, pozostają odbite od nasady. Każde kolejne użycie maski przynosi coraz lepsze efekty. 

Jeśli zależy Wam na wygładzeniu włosa, bez utraty naturalnej puszystości i objętości- sięgnijcie po Babuszkę Agafię. Natomiast jeśli szukacie produktu mocno obciążającego, przy którym chcecie mieć pewność, że włosy będą idealnie wygładzone, bardziej polecam Wam Odżywkę Wygładzającą Sylveco.

Po zastosowaniu ostatniej porcji maski, ku mojemu zdziwieniu, włosy po wyschnięciu były niemal proste! Sama nie wierzyłam, co widzę w lustrze. To sprawiło, że mam ochotę zakupić kolejne jej opakowanie. Zdecydowanie zasługuje na miano mojego ulubieńca, ponieważ spełnia wszelkie moje wymagania dotyczące maski idealnej. Z serii tych masek stosowałam już każdą, natomiast do wersji jajecznej powracam co jakiś czas.

W dodatku stosując ją, mogę zapomnieć o silikonowym serum- wystarczy, że na końcówki wilgotnych włosów nałożę odrobinę maski i pozostawię do wyschnięcia. Dodatkowy efekt wygładzenia gwarantowany!

A Wy znacie tę maskę?
Pozdrawiam,

piątek, 6 listopada 2015

[277.] Zapuśćmy się jesiennie - podsumowanie października.


Kolejny miesiąc rozpoczęty, tak więc czas na podsumowanie kolejnego miesiąca akcji "Zapuśćmy się Jesiennie"! Przez ten miesiąc zwróciłam uwagę na pielęgnację włosów, stąd bardzo widoczna poprawa ich stanu. Od "nie-pamiętam-kiedy" mogę powiedzieć: "Jestem zadowolona z moich włosów!".

Co nowego w pielęgnacji włosów?
- przystopowałam z wcierką Jantar- zauważyłam, że zaczęły wypadać mi po niej włosy. Najwyraźniej skóra głowy ma już dość. Stosuję ją więc 1-2x w tygodniu,
- zmieniłam szampon do włosów: z balsamu myjącego Sylveco postawiłam na... aktywator wzrostu włosów Beluga, Natura Siberica dla mężczyzn! Pierwsze co zauważyłam po tym szamponie, to niesamowite wygładzenie włosów. Czuję się zachęcona do dalszego stosowania, zobaczymy, czy kawior zawarty w tym aktywatorze-szamponie rzeczywiście przyniesie zadowalające efekty,
- stosowanie odżywki do spłukiwania- bez spłukiwania: kiedyś już stosowałam w ten sposób odżywki, jednak robiłam to pomyłkowo. Gdy zauważyłam swój błąd, od razu zaczęłam stosować je prawidłowo, wg zaleceń producenta. Od kiedy wróciłam (tym razem świadomie) do metody niespłukiwania odżywki, włosy są w dużo lepszym stanie,
- nakładanie na odrost mieszanki przyciemniającej włosy z olejem rycynowym i korą dębu, o której pisałam Wam tutaj: KLIK!

http://azime-make-up.blogspot.com/2015/10/271-przyciemnienie-wosow-domowym.html
 Mieszanka przyciemniająca włosy z olejem rycynowym i korą dębu.

Co pozostało bez zmian?
- picie skrzypokrzywy- już nie tylko ja ją piję, ale i niektóre koleżanki dały się wkręcić!
- farbowanie włosów henną- drugie farbowanie zakończyło się tak samo rewelacyjnym efektem na włosach. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale paradoksalnie, po hennie moje włosy są niesamowicie gładkie i niemal proste, w ogóle się nie puszą! Zamiana farb chemicznych na hennę było strzałem w dziesiątkę: KLIK!

http://azime-make-up.blogspot.com/2015/10/261-henna-khadi-zamiast-farby.html

Początkiem miesiąca przycięłam 3 cm włosów- końcówki po lecie wymagały obcięcia. Niestety, zapomniałam wykonać zdjęcie, także musicie uwierzyć mi na słowo :). Natomiast końcem października długość włosów wyniosła 63 cm:


Reasumując:
1. Początek akcji: 60 cm (KLIK!),
2. Po miesiącu akcji: 63 cm - przyrost 3 cm (KLIK!),
3. Po drugim miesiącu akcji: 63 cm - obcięcie 3 cm, przyrost 3 cm.


Cieszę się, że udało mi się w tym miesiącu wyjść na zero. Za to znacznie nadrobiłam stanem włosów.
A jak tam Wasze włosięta? =)

Pozdrawiam,