wtorek, 29 września 2015

[260.] Wcierka Jantar- kultowy kosmetyk na zagęszczenie włosów.




Wcierka Jantar jest ze mną od początku przygody z włosomaniactwem, więc już od prawie 2 lat. Jest to na tyle kultowy kosmetyk, że nie czułam potrzeby tworzenia o niej osobnego postu. Jednak mój blog czytają nie tylko inne blogerki, ale i osoby trzecie. I przez takie osoby zostałam kilkakrotnie zapytana o najlepszą wcierkę. Postanowiłam więc opisać Jantar, by jego recenzja mogła dumnie wisieć na blogu w zakładce "Recenzje".

Moja pierwsza przygoda z Jantarem nie była udana- szczęśliwa, że udało mi się zakupić wcierkę, drżącymi rękami rozpakowałam ją w łazience i... upuściłam. Szklane opakowanie potłukło się w drobny mak :). Od tamtej pory, zawsze mam w zanadrzu plastikowy pojemnik ze spryskiwaczem, do którego przelewam Jantar.

Już po zużyciu pierwszego opakowania zauważyłam niesamowite efekty- przede wszystkim bardzo szybki przyrost włosów! Dzięki tej wcierce udało mi się ładnie zagęścić zakola, z którymi borykałam się całe życie. Zachwycona szybko poleciłam koleżankom i rodzinie Jantar. Potrafiłyśmy iść całym tabunem do drogerii i wykupić cały zapas wcierki! 

Moja miłość do niej pozostała niezmienna- nie stosuję jej codziennie, raczej w formie kuracji, gdy chcę przyspieszyć wzrost włosów, więc zużywam jedno-dwa opakowania co kilka miesięcy. Aktualnie biorę udział w akcji "Zapuśćmy się jesiennie" i postanowiłam, że na czas jej trwania będę stosować Jantar. W ciągu września zużyłam jedno opakowanie a oto efekt:


Włoski na skroni to babyhair, które tak urosły w ciągu miesiąca! Po zakończeniu kuracji te włoski nie wypadną, zaczną rosnąć jako "normalne" i zdrowe. Początkiem miesiąca farbowałam włosy- spójrzcie na odrost (jasnobrązowe włosy). Jantar to mój zdecydowany faworyt w kwestii pobudzenia wzrostu włosów. Radzi sobie również z ich wypadaniem, jednak nie aż tak dobrze, jak wcierka Green Pharmacy. W zależności od potrzeb włosów stosuję Jantar lub Green Pharmacy, uważam je za najskuteczniejsze wcierki bez zawartości etanolu w składzie. Mam bardzo wrażliwą skórę głowy i nie mogę stosować alkoholu.

A co znajdziemy w składzie Jantaru?
aqua, propylene glycol, amber extract, hedera helix extract, lamium album extract, arnica montana extract, chamomilla recutita flower extract, arctium majus extract, pinus sylvestris bud extract, rosmarinus officinalis leaf extract, nasturtium officinale extract, calendula tropaeolum majus flower extract. citrus medica limonum peel extract, arginine, biotin, zinc gluconate, acetyl tyrosine, niacinamide, panax gingseng root extract, hydrolyzed soy protein, calcium panthothenate, ornithine hcl, polquaternium-11, citrulline, peg-12, dimethicone, glucosamice hcl, panthenol, glyceryl laurate, tocopherol, linoleic acid, retinyl palmitate, plysorbate 20, peg-20, zinc pca, acrylates alkyl acrylate crosspolymer, triethanolamine, diazolidynyl urea, iodopropynyl butylcarbamate, parfum, hexyl cinnamal, limonene, linalool

Jedynymi substancjami, do których mogę się przyczepić, zaznaczyłam na czerwono. Szczególnie znajdujący się na samym początku glikol propylenowy jest mi nie w smak, ponieważ podrażnia gruczoły łojowe. Na razie nie zauważyłam przetłuszczania się skóry głowy, ale bacznie obserwuję zachowanie włosów.  Poza tymi substancjami znajdziemy masę dobroczynnych ekstraktów roślinnych w wysokich stężeniach. Nic dziwnego, że Jantar tak świetnie działa!

A Wy jakie macie z nim doświadczenia? Stosujecie? Lubicie?
Pozdrawiam!

niedziela, 27 września 2015

[259.] Niedziela dla włosów- stopniowe nawilżenie i wygładzenie.



 
W poprzedniej NDW (KLIK!) ponarzekałam na niezbyt udane farbowanie połączone z systemem Olaplex. Zamiast spodziewanych gładkich kosmyków, miałam włosy spuszone, zmatowione i bardzo suche. Przez ten tydzień postawiłam na mocne wygładzenie włosów- prym wiódł ocet jabłkowy, z którego wykonywałam płukankę domykającą łuski włosa. 

Dziś, oprócz maksymalnego wygładzenia włosów, postanowiłam dodać im odrobinę humektantów, by nawilżyć je i dodać objętości. Zabieg wyglądał następująco:
1. Na godzinę przed myciem, na wilgotne włosy, nałożyłam olej Babuszki Agafii "wzmacniający". Jego zadaniem jest odżywienie, wygładzenie i zmiękczenie włosa.
2. Włosy umyłam dwukrotnie kremowym szamponem-płynem do kąpieli z linii Sylveco dla dzieci. Szampon ten ma w składzie glicerynę, mocznik oraz olej ze słodkich migdałów.
3. Na 2 minuty nałożyłam balsam regenerujący Baikal Herbals. Jest to bardzo lekka odżywka i z każdym użyciem utwierdzam się w przekonaniu, że jest zbyt słaba dla moich włosów.
4. Włosy spłukałam płukanką z octem.

Po wyschnięciu włosy prezentują się następująco (przez parę minut trzymałam je spięte w Invisibobble stąd odgniecenia):


Włosy wyglądają dużo lepiej niż w zeszłym tygodniu. Są miękkie, bardziej zdyscyplinowane i nabierają połysku. Nie jestem pewna, czy jest to zasługa zabiegów nawilżających fundowanych włosom, czy może w końcu widzę efekt po Olaplexie. Przede mną jeszcze długa droga, jednak cieszę się, że widzę efekt!

Kolor bardzo mocno się wypłukał. Intensywnie przeczesuję internet w poszukiwaniu trafnych uwag dotyczących farbowania henną. Jestem ciekawa Waszych doświadczeń- szczególnie, czy któraś z Was odważyła się nałożyć hennę na włosy, z których była ściągana wcześniej chemiczna farba? Nie chciałabym ryzykować zielonych włosów ;)

Pozdrawiam!

środa, 23 września 2015

[257.] Biolaven, żel myjący do twarzy- recenzja, analiza składu.



Dziś chciałabym opisać Wam kosmetyk, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Mowa o żelu myjącym do twarzy z linii Biolaven od Sylveco.

Zacznijmy od tego, że nie jestem fanką żeli do mycia twarzy. Te z Was, które czytają mój blog wiedzą, że jestem zwolenniczką OCM. O ile OCM jest metodą bardzo skuteczną, o tyle jego wykonywanie bywa uciążliwe. Wakacje obfitowały w wyjazdy a na nich zazwyczaj nie mogłam sobie pozwolić na godzinne posiedzenia w łazience. W takich wyjątkowych sytuacjach ratowałam się żelem Biolaven.

(Jeśli nie wiecie, czym jest OCM, odsyłam do zapoznania się z tą notką: KLIK!)


Przyznam, że początkowo nie byłam przekonana do linii Biolaven (przypominajka: KLIK!)-  jest to linia dopasowana do potrzeb każdej skóry, więc dopowiedziałam sobie, że "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego". W dodatku byłam uprzedzona do mocno perfumowanego kosmetyku. Moje  obawy szybko zostały rozwiane przez działanie powyższego żelu!

Przede wszystkim pobił on zarówno tymiankowy żel do mycia twarzy (KLIK!) oraz arnikowe mleczko oczyszczające (KLIK!)- oba od Sylveco, które do tej pory zamiennie stosowałam gdy nie miałam czasu na OCM.

Żel jest całkowicie przezroczysty, delikatnie się pieni

Zerknijmy na skład:  
Aqua, Lauryl Glucoside, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Vitis Vinifera Seed Oil, Panthenol, Lactic Acid, Sodium Benzoate, Lavandula Angustifolia Oil, Parfum.

W składzie znajdziemy łagodne detergenty, substancje aktywne: nawilżającą glicerynę, olej z pestek winogron, pantenol, kwas mlekowy oraz olejek lawendowy. Substancją konserwującą jest benzoesan sodu oraz olejek lawendowy. Na samym końcu składu znajdziemy substancję zapachową.

Żel ten nie podrażniał mojej skóry, nie dawał uczucia ściągnięcia czy zaczerwienienia. Jednak najważniejszym jego działaniem było to, że w ogóle nie pojawiały mi się po nim żadne wypryski! Nie spowodował również rozszerzenia porów czy łojotoku. 

Żel ten kosztuje ok. 16 zł, dostępny jest w Auchan, zielarniach, sklepach z naturalnymi kosmetykami czy na stronie biolaven.pl. Serdecznie polecam go osobom ze skórą z tendencją do niedoskonałości a przy tym wrażliwej czy nadreaktywnej. Alergikom zalecam szczególną ostrożność ze względu na zawartość substancji zapachowej w składzie kosmetyku.

A czy Wy już znacie linię Biolaven?
Pozdrawiam!

niedziela, 20 września 2015

[256.] Niedziela dla włosów- farbowanie, Olaplex




Jeśli czytaliście zeszłotygodniową "Niedzielę dla Włosów", pewnie pamiętacie, że wybierałam się do fryzjera na zmianę koloru. Poprzedni, czerwony kolor był bardzo trudny w pielęgnacji- wciąż musiałam go odświeżać specjalnymi szamponami oraz piankami. Włosy były bardzo suche i puszyły się niemiłosiernie. Postanowiłam dać im odpocząć- zdecydowałam się na ombre- teraz mogę bezkarnie zapuszczać odrost, natomiast włosy na długości będę farbować henną (taki mam chytry plan, a co z tego wyjdzie to zobaczymy).

Swoje włosy powierzyłam Idze Kuźnik ze studia IGUANA w Chrzanowie- z Igą współpracujemy przy sesjach zdjęciowych, miałam więc zaufanie, komu powierzam swoją czuprynę. Umówiłyśmy się na farbowanie (ombre) połączone z zabiegiem Olaplex. 

Najpierw było trzeba ściągnąć czerwony pigment z włosów, później zafarbować. Dwa tak agresywne zabiegi pod rząd nie mogły nie pozostawić znaku na moich włosach. Włosy są okropnie suche, matowe, puszą się i w ogóle nie mogę ich ułożyć. Olaplex niestety nie podołał moim włosom- owszem, włosy nie łamią się, nie kruszą, nie wypadają, jednak wcale nie mam uczucia miękkich włosów, nie są gładkie, oczywiście puszą się jak zawsze. 

W ramach mocnego nawilżenia włosów, zafundowałam im:
1. Wczoraj wieczór nałożyłam porcję oliwki dla dzieci Sylveco, która bardzo mocno natłuszcza włosy. Włosy "wypiły" tę oliwkę błyskawicznie i po chwili dołożyłam kolejną porcję. Rano włosy wyglądały tak, jakbym nic na nie nie nałożyła, więc nałożyłam na nie jeszcze jedną porcję oliwki.
2. Po Olaplexie mam przyklapnięte włosy u nasady (pierwszy raz w życiu!), więc żeby je odbić od skóry, sam skalp umyłam odbudowującym szamponem pszeniczno-owsianym z Sylveco.
3. Włosy na długości umyłam balsamem myjącym, również Sylveco.
4. Na 20 min. nałożyłam na włosy odzywkę Kallos Banana zmieszaną z łyżką oleju lnianego.

Po tych wszystkich mocno wygładzających kosmetykach włosy prezentują się mizernie:


Jako, że chcę się pochwalić nową fryzurą, to dodam zdjęcia od przodku, jednak widząc te przesuszone końce nie wiem, czy to dobry pomysł:



Cieszę się, że biorę udział w akcji "Zapuśćmy się jesiennie"- dzięki niej mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w zapuszczaniu włosów i będę mogła bez żalu ściąć uszkodzone końce. 

Masakra z tymi moimi włosami. Zawsze były problematyczne, ale teraz to już przeszły same siebie!

Mam nadzieję, że Wasze NDW były bardziej udane =) 
Pozdrawiam!

niedziela, 13 września 2015

[253.] Niedziela dla włosów- nawilżenie, objętość i brak puchu!

Dziś ostatnia NDW w starej fryzurze! Jutro wybieram się do studia IGUANA w Chrzanowie, by poddać się zmianie koloru włosów. Uwielbiam moją czerwień, ale jest to kolor bardzo trudny- szybko się wypłukuje a odrost bardzo się odznacza. 3 tygodnie temu, gdy umawiałam się do fryzjera, postanowiłam odstawić całkowicie produkty poprawiające kolor włosów czerwonych- szampon Montibello oraz piankę Venita, by pigment mógł wypłukać się całkowicie.

Aktualnie kolor włosów przedstawia się bardzo nieciekawie (dlatego jeśli marzą Wam się czerwone włosy, to trzeba się liczyć z dodatkowymi kosztami na kosmetyki podtrzymujące trwałość koloru czerwonego), jednak ich stan poprawił się diametralnie! A właśnie jedynym, co zmieniłam w mojej pielęgnacji, to odstawienie w/w kosmetyków.



W dzisiejszej NDW zastosowałam dwie nowości- oliwkę do ciała z betuliną oraz kremowy szampon z linii Sylveco dla Dzieci. Oliwkę nałożyłam na wilgotne włosy, trzymałam przez 2h pod czapką. Następnie umyłam włosy dwukrotnie kremowym szamponem oraz nałożyłam maskę Kallos Banana. Testuję tego Kallosa i wciąż nie umiem wydać o nim jednoznacznej opinii. Czasem widzę efekt wygładzenia, czasem efektu w ogóle nie widzę. Jednak krzywdy włosom nie robi, dlatego przetrzymałam go na włosach przez 20 min. Na wilgotne włosy nałożyłam porcję Bioelixire a gdy włosy wyschły, nałożyłam kolejną porcję (jest to tzw. sposób "na zakładkę" o którym pisała Kosmetyczna Hedonistka).

Dziś włoski prezentują się tak:


Kremowy szampon zawiera w sobie znaczne ilości humektantów, stąd spora objętość włosów. Mimo, że włosy nie są idealnie gładkie, nie są też bardzo spuszone. Włoski mają ładnie wygładzone końcówki, delikatnie się falują. A jakie są przyjemne w dotyku! Myślę, że spora w tym zasługa oliwki Sylveco, która oprócz olejków: słonecznikowego, oliwy, sojowego i ze słodkich migdałów, posiada w sobie wosk pszczeli. Myślę, że oliwka pozostanie ze mną na dłużej =)

A jak Tam Wasze NDW? Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 12 września 2015

[252.] Szampon do włosów przetłuszczających się, Make Me BIO


Cześć Dziewczyny!

Dziś nie będzie różowo- opiszę Wam kosmetyk, w którym pokładałam nadzieje a okazał się bublem. 

O szamponie Make Me BIO wspominałam Wam już w poście ze stycznia- dostałam go jako prezent pod choinkę. Od tamtego czasu po prostu nie mogłam go zużyć... 

W zimie borykałam się z przetłuszczającym skalpem oraz przesuszonymi włosami na końcach. Wiedziałam już, że powinnam unikać SLS, jednak wciąż nie zwracałam wielkiej uwagi na pozostałe detergenty w składzie kosmetyków. Szampon Make Me BIO zainteresował mnie tym, że nie posiadał SLS, w teorii miał być delikatny (co było ważne przy czerwonych włosach, by nie wypłukiwać szybko pigmentu). Jako substancję oczyszczającą zawierał białą glinkę. Dzięki wyciągom z kasztanowca i borówki włosy miały być błyszczące i jedwabiste przez cały dzień- opis producenta: KLIK!


INCI: Aqua (Water), Sodium Cocoamphoacetate, Cocoamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Coco glucoside, Glyceryl oleate,  Glycerin, Kaolin, Xanthan Gum, Hypericum Perforatum (St. John's Wort) ExtractAesculus Hippocastanum (Horse-Chestnut) Seed ExtractRosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf ExtractMentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract, Arctium Lappa (Greater Budrock) Root Extract, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Citric Acid, Alcohol, Parfum, Geraniol, Limonene    

W składzie znajdziemy wiele  detergentów- zarówno tych łagodnych jak i potencjalnie drażniące. Poza nimi w składzie znajdziemy tylko naturalne składniki jak gliceryna, biała glinka, ekstrakt z kasztanowca, rozmarynu, mięty, borówki. Na samym końcu bezpieczne konserwanty jak i te wywołujące alergie. Substancją konserwującą jest w nim również... etanol. Moja skóra nie toleruje alkoholu (abstynent ;)).


Kosmetyk ma gęstą konsystencję- niestety, rozwarstwia się w opakowaniu, biała glinka osiada na dnie, dlatego przed każdym użyciem należy wstrząsnąć opakowanie. Szampon w ogóle nie chce się pienić, jednak zauważyłam, że nałożony na wilgotne włosy i dopiero po chwili rozsmarowany, zaczyna przyjemniej się rozprowadzać i pienić. 

Niestety, po zastosowaniu szamponu początkowo nie widziałam żadnych efektów a z każdym kolejnym użyciem było coraz gorzej- włosy przetłuszczały się szybciej (etanol) a na końcach były spuszone i suche (zapewne zbyt dużo humektantów, brak emolientów). Nawet nie wykonałam dla Was zdjęcia, bo na prawdę nie ma się czym chwalić... Szkoda było mi go wyrzucać, więc zużyłam go do mycia pędzli.

Nie był to mój pierwszy kosmetyk firmy Make Me BIO. Miałam przyjemność stosować ich nawilżający krem dla cery suchej i bardzo się z nim polubiłam. Mam nadzieję, że powyższy szampon będzie pierwszym i ostatnim bublem firmy Make Me BIO, jaki mi się przytrafił =) 

A czy Wy znacie polską firmę Make Me BIO? Polecacie coś z ich oferty?
Pozdrawiam!
Azime

poniedziałek, 7 września 2015

[250.] Denko sierpień 2015


Cześć Dziewczyny!

Jak co miesiąc, pokażę Wam kosmetyki, które udało mi się zużyć w miesiącu sierpień. Czasem zdarza się, że ze zdziwieniem pytacie- "jak udało Ci się zużyć tyle w ciągu miesiąca?!"- nie są to kosmetyki zużyte w ciągu miesiąca, a kosmetyki, które akurat w danym miesiącu zużyłam :) Nieważne, czy stały na półce w łazience kilka tygodni czy miesięcy- zostały one wykończone w sierpniu, i to o nich będzie dzisiejszy post ;).


Kosmetyki do włosów:
 

W sierpniu nie mogłam doprowadzić moich włosów do ładu. Okropnie się puszyły i mimo stosowania przeróżnych kosmetyków, dopieszczania ich olejami i wcierkami, uparcie pozostawały suche i matowe. Dlatego też uzbierało się dużo opakowań z zakresu kosmetyków do włosów. 

1. Olej kokosowy, nierafinowany, zimnotłoczony- olej, który początkowo wywołał u mnie zachwyt a później zrobił masakrę. Okropnie spuszył mi włosy- długo nie mogłam znaleźć winowajcy, w końcu zorientowałam się, że to ten gagatek stoi za pogorszeniem moich włosów! Odstawiłam go i wykorzystywałam w kuchni. To, co zrobił ten olej z moimi włosami, możecie zobaczyć tutaj: KLIK!
- potwierdziła się u mnie zasada, że olej kokosowy nie sprawdza się na wysokoporowatych włosach.

2. Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany, Sylveco- moje włosy nie przepadają za proteinami, także dostarczam ich im raz na jakiś czas. Szampon stosowany zbyt często potęgował puszenie się włosów. W większości zużyłam go do mycia pędzli- a w tej roli sprawdził się dużo lepiej niż BabyDream, ponieważ nie zostawiał nieprzyjemnego zapachu na włosiu pędzli.

3. Regenerujący balsam do włosów, EcoLab- mimo świetnego, bardzo naturalnego składu, w ogóle nie sprawdził się na moich włosach. Ani stosowany po umyciu, ani przed, nakładany na olej. Włosy po tym balsamie również nadmiernie się puszyły, prawdopodobnie przez zbyt dużą ilość humektantów. Mam bardzo kapryśne włosy a w sierpniu kompletnie dawały mi popalić...

4. Żelatyna spożywcza- szukając ratunku z puszącymi się włosami, postanowiłam przeprowadzić zabieg laminowania włosów. Opakowanie wystarczyło mi na cztery zabiegi. Każdy wykonałam w ten sam sposób. Tylko za pierwszym razem włosy były wygładzone, z każdym kolejnym laminowaniem efekt był tylko gorszy. Efekt ostatniej laminacji możecie "podziwiać" tutaj: KLIK!

5. Balsam do włosów na propolisie: cedrowym i brzozowym, Bania Agafii- ratunek dla spuszonych włosów przynosiło mycie włosów odżywką. Stosowałam tę metodę bardzo często w miesiącu sierpień, także w podsumowaniu widzicie aż dwa opakowania. Balsam na cedrowym propolisie był pierwszym, który wypróbowałam do mycia włosów i pokochałam tę metodę- włosy są dobrze oczyszczone (dzięki zawartości łagodnego detergentu) a przy tym nie puszą się a ładnie układają. Balsam na cedrowym propolisie posiada bardzo przyjemny, świeży zapach. Więcej o nim pisałam Wam tutaj: KLIK! . Wersja brzozowa była równie skuteczna w przypadku mycia włosów, a co więcej- pomogła mi zwalczyć wypadanie włosów, które nasiliło mi się w sierpniu. Obie wersje polecam serdecznie, kolejna już jest w trakcie użytkowania!

6. Żel do higieny intymnej, Facelle - dzięki silnie kwaśnemu pH pomaga domknąć łuski włosa a przez to wygładzić go i zmniejszyć puszenie. Sięgałam po niego dla odmiany od mycia włosów odżywką. Sprawdzał się o niebo lepiej niż zwykły szampon! Jest to również mój ulubieniec, którego zabieram zawsze na wyjazdy- jest to jeden produkt, którym mogę umyć całe ciało, twarz i włosy! Ma bardzo łagodne substancje myjące, przyjemny skład i atrakcyjną cenę (4 zł za 300 ml). Mój "must have!"

Pielęgnacja twarzy:

1. Arnikowe mleczko oczyszczające, Sylveco- mleczko to jest zrobione całkiem inaczej niż wszystkie mleczka dostępne aktualnie na rynku. Nie posiada w sobie żadnego detergentu a jako substancję oczyszczającą posiada olej rycynowy (jest zrobione w myśl zasady mycia twarzy OCM). Świetnie spisuje się u skór suchych- jest świetną alternatywą dla żeli, ponieważ to mleczko nie nakładamy na płatek kosmetyczny ale na dłonie i masujemy nim twarz. W ten sposób zmywa nie tylko makijaż ale i oczyszcza skórę dogłębnie. Więcej o tym mleczku pisałam Wam tutaj: KLIK!

2. Brzozowa pomadka ochronna z betuliną- pomadki Sylveco towarzyszą mi już od roku i świetnie spisują się w roli mocnych nawilżaczy i produktów ochronnych do ust. Noszę zawsze przy sobie- nie ważne, czy śnieg, mróz, czy upały- pomadki wspaniale pielęgnują usta. Wersja brzozowa jest bezbarwna, bez zapachu i bez smaku. Można ją stosować również u dzieci i niemowląt. Więcej o pomadce: KLIK!

3. Olej rycynowy- jest to olej o najlepszych właściwościach oczyszczających. Dlatego też wykorzystuje się go w mieszance olejów do OCM. Dzięki myciu twarzy tą metodą pozbyłam się zaskórników, rozszerzonych porów, niedoskonałości oraz pokonałam przetłuszczanie się cery. Więcej o tej metodzie: KLIK!

4. Lekki krem rokitnikowy, Sylveco- dedykowany skórze naczynkowej oraz dojrzałej. Moja cera, mimo iż tłusta, przez nieodpowiednią cerę stała się nadreaktywna i naczynkowa. Pielęgnacja takiej cery nie należy do łatwych, ale ten krem spisuje się znakomicie! Wyciszał grę naczyniową, mniej się rumieniłam a przy tym nie zaobserwowałam, by pojawiły się na mojej skórze wypryski. Dzięki zawartości wit. C w oleju z rokitnika oraz ekstraktu z kory brzozy, krem ten opóźnia procesy starzenia, ujędrnia skórę i zapobiega utracie jej elastyczności. Prewencja zawsze mile widziana, gdy mówimy o zapobieganiu zmarszczkom. Bo przecież łatwiej zapobiegać, niż leczyć!


Kosmetyki do ciała:


1. Olej z krokosza barwierskiego, zimnotłoczony, Oleofarm- olej ten wg Ajurwedy jest "naturalnym depilatorem". Uszkadza mieszki włosowe, przez co nowe włoski odrastają coraz wolniej. Stosowałam go przez kilka tygodni i rzeczywiście przyniósł efekt, jednak zabrakło mi systematyczności. Po odstawieniu oleju, włoski zaczęły odrastać w normalnym tempie. Pełna recenzja: KLIK!

2. Antyperspirant Ziaja Sensitiv- antyperspiranty to jedyna grupa kosmetyków konwencjonalnych, przy których wciąż pozostaję. Bardzo dobrze chroni przed poceniem i nie podrażnia wrażliwej skóry pod pachami. Kolejne opakowanie w trakcie użytkowania!

3. Delikatny żel do mycia ciała, Sylveco- łagodny żel, który nie podrażnia ani nie wysusza skóry. Posiada delikatne środki myjące. Ze względu na zawartość alantoiny, mocznika oraz kwasu mlekowego, szczególnie dobrze sprawdza się na skórze młodej, z wypryskami czy męskiej. Jeśli macie problem z pryszczami na plecach, dekoldzie czy innych partiach ciała, żel ten pomaga je zwalczyć.


Pozostałe:


1. Płyn do soczewek, Horien - bardzo dobrze oczyszcza soczewki z wszelkich zabrudzeń. Nie powoduje pogorszenia komfortu noszenia soczewek. Bardzo duże opakowanie w przystępnej cenie- jest ze mną już od wielu lat i nieprędko go zmienię.

2. Hydrolat z melisy- bardzo uniwersalny hydrolat- nadaje się do każdego typu cery. Nawilża a ponadto łagodzi podrażnienia. Dodawałam go do maseczek z glinką zamiast wody, dzięki czemu maseczka wzbogacałam działanie maseczki.

3. Naomi Campbell, Cat Deluxe at Night- moje ulubione perfumy, stosowane tylko i wyłącznie na wyjątkowe okazje ;). Na pewno kupię jeszcze nie jedno opakowanie!

4. Kremy z betuliną: brzozowy i brzozowo-nagietkowy, Sylveco- te kremy mają datę przydatności 3 miesiące. Jako, że w ciągu 3 miesięcy klientki nie zużyły testerów do końca, po upływie daty ważności stosowałam te kremy na stopy. W tej roli sprawdzają się świetnie- zmiękczają skórę, pomagają pozbyć się modzeli i otarć. Stosując je, wyrzuciłam pumeks do kosza- już nie jest mi potrzebny!

Powiedzcie mi proszę, czy lubicie czytać posty z serii "projekt denko", czy raczej nie jesteście nimi zainteresowane? Proszę o szczere odpowiedzi =)
Pozdrawiam serdecznie!
Azime

niedziela, 6 września 2015

[249.] Niedziela dla włosów- puch ujarzmiony!

Cześć Dziewczyny!

Przez ostatnie dwa tygodnie walczyłam ze strasznym puszeniem się włosów, co mogłyście zobaczyć tutaj: KLIK! i tutaj: KLIK!

Nie mając pojęcia, co zrobić z włosami postawiłam na produkt, który zawsze ratował mnie z opresji- wygładzającą odżywkę od Sylveco.



Plan działania był następujący: w odróżnieniu od poprzednich NdW, gdzie nakładałam bardzo dużo półproduktów, w dzisiejszej NdW postawiłam na prostotę. 

1. Włosy umyłam szamponem regenerującym do włosów suchych i łamliwych firmy Baikal Herbals. Kosmetyk ten zawiera w składzie Magnesium Laureth Sulfate (MLS), więc mocno oczyszcza włosy i skórę głowy (również z silikonów). Stosuję go jedynie raz na jakiś czas, by nie podrażnić skalpu czy nie spowodować nawrotu łupieżu.

2. Na długość włosów od ucha w dół nałożyłam odżywkę i potrzymałam ją pod czepkiem foliowym przez 15 min.

3. Nałożyłam odrobinę Bioelixire na końcówki włosów.


Efekt przedstawiał się następująco:


Kolor nie zachwyca, wciąż nie poprawiam go żadną pianką czy szamponem. Jestem umówiona na małą fryzurową metamorfozę, także pozwalam się farbie wypłukać. Bardzo brzydko, nierównomiernie schodzi...

Włosy z powyższego zdjęcia zostały rozczesane TT nie tylko po umyciu ale również tuż przed zrobieniem zdjęcia. W końcu przestały się puszyć po zastosowaniu szczotki! Dla porównania, efekt z zeszłotygodniowej NdW, po rozczesaniu włosów:

                                  zeszły tydzień                                                                  dziś

Przez ostatni tydzień zastosowałam się do Waszych rad i starałam się ograniczyć stosowanie TT na rzecz rozczesywania włosów palcami. Musze przyznać, że efekt był całkiem zadowalający i na pewno zapoznam się bliżej z tą metodą!

Pozdrawiam serdecznie!
Azime

środa, 2 września 2015

[247.] Wrześniowe "Naturalnie z Pudełka".


Cześć Dziewczyny!

Wczoraj przydreptał do mnie kurier i przyniósł paczuszkę. Najpierw mocno się zdziwiłam, przecież ostatnio nic nie zamawiałam, aż dotarło do mnie, że to nowa paczka "Naturalnie z Pudełka!".

Na wstępie przypomnę Wam bardzo ważną rzecz- nigdy nie brałam udziału w zabawach typu "pudełka-niespodzianki" jednak pierwsze edycje "NzP" bardzo przypadły mi do gustu- postanowiłam więc zamówić pudełko dla siebie. Niestety, bardzo się rozczarowałam i zawiodłam sierpniową edycją, o czym pisałam Wam: KLIK!

Złożyłam zażalenie do firmy i w ramach rekompensaty ekipa "NzP" zgodziła się wysłać mi wrześniowe pudełko. 

Paczuszka, która do mnie dotarła była pognieciona i poplamiona. Mam nadzieję, że nie jest to rodzaj zemsty ze strony ekipy "NzP" a niedopatrzenie kuriera ;).

Kosmetyki, które znalazły się we wrześniowej edycji:


Żel do mycia ciała i włosów, Bio IQ- w składzie posiada dwa detergenty: Sodium Coco-Sulfate oraz glukozyd laurylowy. Glukozyd laurylowy jest bezpiecznym detergentem, natomiast SCS jest łagodniejszą formą SLS, jednak zalicza się do detergentów podrażniających skórę. 

INCI: Aqua, Centaurea Cyanus Flower Water, Sodium Coco-Sulfate, Coco-Glucoside, Glycerin, Sodium Chloride, Sodium PCA, Glyceryl Oleate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid

Posiada w sobie glicerynę, także nie zamierzam stosować tego produktu na włosy- puch byłby gwarantowany. Odradzam również stosować go osobom, które przeszły zabieg keratynowego prostowania włosów, ponieważ zawiera w sobie Sodium Chloride, który wypłukuje keratynę.

Żel ten na pewno przypadnie do gustu mojemu TŻ- w końcu znajdzie pod prysznicem "normalny" kosmetyk. Ostatnio chciał u mnie umyć włosy, a pod prysznicem znalazł: szampon do włosów czerwonych, balsam myjący do włosów i kremowy żel do ciała. Oczywiście umył włosy żelem do ciała, bo uznał, że to najmniejsze zło. A jakie potem miał mięciusie i lśniące włosy! Ewidentnie zasługa oleju rokitnikowego i masła awokado zawartych w kremowym żelu od Sylveco :D.



Kolejnym kosmetykiem, który znalazł się z pudełku jest krem do stóp z organicznym olejem arganowym, Planeta Organica - krem bardzo bogaty w składniki aktywne- już na drugim miejscu w składzie mamy olej arganowy a oprócz niego ekstrakty z liści opuncji i nasion goździkowca.  

INCI: Aqua with infusions of Organic Argania Spinosa Kernel Oil, Opuntia Vulgaris Leaf Extract, Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract, Pantenol, Sodium Stearoyl Glutamate, Xanthan Gum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum


Delikatny puder myjący, Make Me, BIO- kosmetyki Make Me BIO zachwycają swoimi składami. Ich puder myjący nie zawiera w sobie w ogóle detergentów, także może mi spasować jako alternatywa dla OCM. Produkt ten zawiera w sobie olejek lawendowy, który zapobiega powstawaniu wyprysków. Tego produktu jestem bardzo ciekawa!

INCI: Kaolin, Avena Sativa (Oat) Meal, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Oil, Rosa Damascena (Rose) Flower Oil


Truskawkowy peeling, HappyBase- peelingu można używać w dwojaki sposób: dodając do żelu do mycia ciała lub do oleju (producent zaleca macadamia). Zazwyczaj na ciało stosuję peeling kawowy, także powyższy peeling będzie miłą odmianą. Skład bardzo prosty i konkretny, czyli to, co lubię!

INCI: Alumnia, Ribes Nigrum Seed, Fragaria Vesca Seed


Krem do rąk z pomarańczą i rokitnikiem, Lavera- i tutaj mój entuzjazm zderzył się z rzeczywistością. Krem ten zrobiony jest na bazie alkoholowej. Dlatego podziękuję mu, mimo wielu składników aktywnych :). "NzP" znów wcisnęło klientom bubla z alkoholem. Nawet, jeśli ktoś nie zna się na składach kosmetyków, to po zapachu poznałby, że sporo w nim alkoholu. 

INCI: Water (Aqua), Glycine Soja (Soybean) Oil, Glycerin, Alcohol, Cetearyl Alcohol, Myristyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Cellulose, Sodium Lactate, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Hydrogenated Palm Kernel Glycerides, Hydrogenated Palm Glycerides, Xanthan Gum, Hippophae Rhamnoides Fruit Extract, Lauroyl Lysine, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Water, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Fragrance (Parfum), Citral, Geraniol, Limonene, Linalool, Citronellol, Benzyl Benzoate, Farnesol


W Pudełku znalazłam również trzy próbki:
- Bio IQ krem na nic Pure Organic
Aqua, Hamamelis Virginiana Leaf Water, Glycerin, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Coco-Caprylate/Caprate, Cetyl Alcohol, C10-18 Triglycerides, Propanediol Dicaprylate, Isopropyl Palmitate, Potassium Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein, Sodium Hyaluronate, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Rubus Idaeus Seed Oil, Laminaria Digitata Extract, Crithmum Maritimum Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Glyceryl Undecylenate, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Citric Acid, Potassium Sorbate, Parfum, D-Limonene, Linalool, Citral

- Przeciwzmarszczkowy peeling do twarzy, Nacomi 
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Alumina, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Glycerin, Argania Spinosa Kernel Oil, Sunflower Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Aqua, Sucrose Laurate, Sclerocarya Birrea Seed Oil, Magnifera Indica Fruit Extract , Parfum, CI 75470, Benzyl Salicylate, Citral, Citronellol, Geraniol, Limonene, Linalool

- Naturalny peeling cukrowy, kawa, Nacomi
Sucrose, Butyrospermum Parkii Butter, Macadamia Oil, Coffea Arabica Seed Powder, Coconut Oil, Tocopheryl Acetate, Parfum

W przypadku kremu na noc, mamy dużo składników aktywnych jednak znajdują się one w większości w końcówce składu INCI. Natomiast oba peelingi od Nacomi mają bardzo ciekawe składy- przyznam, że te kosmetyki kuszą mnie od jakiegoś czasu! Cieszę się, że będę się mogła z nimi wstępnie zapoznać.

Reasumując:
Jestem zadowolona z wrześniowej edycji bardziej, niż z sierpniowej. Mimo felernego kremu do rąk, z alkoholem, uważam, że Pudełko spełnia swoje pierwotne założenia. Jednak była to pierwsza i ostatnia moja przygoda z boxami. Nie chciałabym powtórzyć sytuacji jaka nastąpiła przy zakupie sierpniowego pudełka. Zniechęciła mnie ona do kolejnych zabaw w pudełka-niespodzianki.

Pozdrawiam!
Azime 
 

wtorek, 1 września 2015

[246.] Zapuśćmy się jesiennie!

Cześć Dziewczyny!

Na blogu Włosy na Emigracji ruszyła akcja "Zapuśćmy się jesiennie!"- wspólnie z Autorką bloga oraz innymi Uczestniczkami będziemy walczyły o jak największy przyrost włosów. 

Akcja trwa od 1.09.2015r do 30.11.2015r. Do każdego 5. dnia miesiąca Ewa będzie wykonywała podsumowała swoje postępy oraz dodawała linki z odnośnikami do postępów uczestniczek. Także motywacja i integracja będą szły ramię w ramię :).

Szykując się na tę akcję, zakupiłam następujące "przyspieszacze porostu włosów":

Wcierka Jantar:


Przy wcierkach unikam alkoholu, ponieważ zaliczam się do osób o wrażliwym skalpie. Z bezalkoholowych wcierek to właśnie Jantar powoduje u mnie największy przyrost włosów oraz pojawienie się babyhair. Stosowałam tę wcierkę już dwukrotnie i za każdym razem miałam wysyp nowych włosów, które po kilku tygodniach od zakończenia kuracji tworzyły mi wokół głowy aureolę i ciężko było je spiąć w koka czy w kucyk. Co najlepsze- włosy, które wyrastają po Jantarze nie wypadają, tylko rosną! W ten sposób znacznie zagęściłam swoją fryzurę. Jantar to mój "pewniak" na tę włosową akcję.

Skrzypokrzywa:



Przygody z suplementami diety kończyły się różnie. Przy kuracji drożdżami borykałam się z wypryskami na twarzy a przy Calcium Panthotenicum miałam takie wahania nastroju i napady złości, że postanowiłam go odstawić i więcej do niego nie wracać. Po tych doświadczeniach wolałam już nie eksperymentować z suplementami w tabletkach. Wybór padł na skrzypokrzywę, jako że pić ziółka lubię i mam ich już sporą kolekcję. Jesienna pogoda sprzyja popijaniu ciepłych naparów i herbat. 

Start!


Tak prezentują się włoski na początku akcji. Pasiasta koszulka założona nie bez powodu- myślę, że dzięki niej łatwiej będzie wizualnie dostrzec przyrost włosów.

  
Początkowa długość - 60 cm


Trzymajcie za mnie mocno kciuki! 
Pozdrawiam serdecznie!