niedziela, 30 sierpnia 2015

[245.] Niedziela dla włosów- walki z puchem ciąg dalszy.


Cześć Dziewczyny!

Przygotowania do NdW rozpoczęłam już wczoraj - wieczorem, na lekko wilgotne włosy nałożyłam następującą mieszankę:
- jedna łyżeczka odżywki do włosów łamliwych i zniszczonych Baikal,
- pół łyżeczki oleju z kiełków pszenicy,
- pół łyżeczki miodu.


Mieszankę nałożyłam na włosy od ucha w dół i pozostawiłam włosy do wyschnięcia. Po wyschnięciu włosy były niesamowicie gładkie a gdy związałam je w warkocz, miał on niesamowitą grubość. Zastanawiam się, czy to odżywka tak podziałała (gdy stosuję ją "klasycznie", po myciu głowy i spłukuję, nie daje takiego efektu) czy może miód?

Gdyby nie fakt, że włoski troszkę specyficznie śmierdziały, zapewne pokusiłabym się na wypróbowanie tej metody po umyciu włosów.

Rano umyłam dwukrotnie włosy balsamem myjącym z betuliną od Sylveco:


Na mokre włosy postanowiłam wykonać zabieg laminowania. Wykonałam mieszankę w taki sposób, jaki opisuje u siebie na blogu Kosmetyczna Hedonistka: dwie płaskie łyżeczki żelatyny zalałam gorącą wodą do połowy szklanki a następnie dodałam trzy spore łyżeczki maski Kallos Banana.


Żelatynę trzymałam na włosach 45 minut, po czym wpłukałam chłodną wodą. Na wilgotne końcówki nałożyłam serum Bioelixire. Z drogeryjnych, silikonowych serum to sprawdza się u mnie najlepiej.


Włosy rozczesałam i pozostawiłam do wyschnięcia. Gdy wyschły, nie rozczesywałam ich. Prezentowały się całkiem przyzwoicie:


Tym razem nie zastosowałam żadnego produktu do odświeżenia koloru- zaczynam poważnie zastanawiać się nad zmianą koloru włosów, bo mam wrażenie, że odpoczynek od farb dobrze im zrobi. Wyczytałam, że pianka Venita, którą zazwyczaj odświeżam kolor, jest trudna do całkowitego ściągnięcia z włosa nawet w salonach fryzjerskich. Niech więc pigment sam wypłuka się z włosów- na szczęście są wakacje, a do pracy i tak noszę koka. 

Jednak włosy nierozczesane zawsze wyglądają dobrze. Niestety, jestem osobą, która jak nie rozczesze włosów, czuje się zwyczajnie nieświeżo. Chwyciłam więc za TT i... puch powrócił! O jakże się za nim stęskniłam -.-


I teraz pięknie widać, które włosy są zdrowe, które zniszczone. Cudownie widać, jak kolor szybko wypłukuje się ze zniszczonych kosmyków. Mimo zastosowanej pielęgnacji i laminowania, włosy są suche, szorstkie i spuszone. Dołożyłam dodatkową porcję Bioelixire- nic nie pomógł.

No i co robić, żeby przestały się puszyć po rozczesaniu? Jeśli rano umyję włosy, rozczeszę wilgotne i pozostawię do wyschnięcia, to nie muszę ich rozczesywać. Jednak wieczorem muszę, przed spaniem, żeby się nie poplątały! No i nie wyobrażam sobie rano nie rozczesać włosów. 

Czy nieczesanie jest jedynym ratunkiem? Bardzo chętnie poznam Wasze sposoby na ujarzmienie włosów puszących się =)

Pozdrawiam!
Azime

piątek, 28 sierpnia 2015

[244.] Precyzyjny makijaż oka + strobing face.


 Cześć Dziewczyny!

Pod ostatnim tutorialem ("Makijaż maksymalnie powiększający oko") wiele z Was napisało, że macie problem z wykonywaniem precyzyjnych makijaży. Na wielu blogach pojawia się informacja, że praktyka czyni mistrza, ale co w sytuacji, gdy ćwiczymy idealną kreskę a nasze starania wciąż kończą się fiaskiem?

Bardzo dawno pisałam notkę o moim pierwszym zestawie pędzli. Wspomniałam wtedy, że to właśnie pędzle odgrywają największą rolę w wykonaniu makijażu. Wciąż mam takie samo zdanie. Dlatego dziś chciałabym pokazać Wam moją kolekcję pędzli do eyelinerów i którego z nich do czego używam.


 Delfa

Jest to pędzel, który otrzymałam wraz z pierwszym zestawem pędzli. Jest on grubszy niż standardowe pędzle do kresek, także od razu zaczęłam rozglądać się za bardziej precyzyjnym pędzelkiem. Ten z zestawu Delfa znalazł zastosowanie w makijażu brwi i w tej roli sprawdza się bardzo dobrze.

Jako, że pędzel do kresek zazwyczaj jest kojarzony z pędzlem płaskim, skośnie ściętym, takiego też modelu szukałam. Wybór padł na Hakuro H85- był to mój pierwszy pędzel tej firmy i od tamtej pory bardzo chętnie sięgam po kolejne modele pędzli Hakuro. Szczerze mogę polecić.

 Hakuro H85

Powyższy pędzel jest ze mną już prawie 2 lata i jedyna usterka, która mu się przytrafiła to... starcie napisu na rączce :). Mimo częstego użytkowania, włosie nie wypada, nie zmienia swojego kształtu, nie odstają z niego pojedyncze włoski. Mimo tych 2 lat, wciąż chętnie po niego sięgam, zwłaszcza podczas malowania Modelek. Często na sesji mam więcej niż jedną Modelkę, dlatego kilka miesięcy temu postanowiłam zaopatrzyć się w jeszcze jeden pędzel tego samego modelu. Nowa wersja Hakuro H85 ma grubszą rączkę, jednak skuwka, grubość i jakość włosia pozostały te same.

 Hakuro H85- nowsza wersja

Grubość rączki nie wpływa na jakość wykonywanego makijażu. Pędzel leży pewniej w dłoni, jednak cieńsza wersja jest mniej "toporna" w obsłudze. Są to jednak bardzo nieznaczne szczegóły- najważniejsza jest końcówka pędzla i to właśnie dzięki pędzlom Hakuro H85 nauczyłam się wykonywać precyzyjną kreskę.

 Porównanie pędzli Hakuro H85- wyżej wersja starsza, poniżej wersja nowsza.

I moja pędzlowa historia mogłaby zakończyć się tutaj, gdyby nie fakt, że pędzle skośnie ścięte spisują się idealnie, gdy mamy migdałowy kształt oka. Przy moich okrągłych i wypukłych oczach musiałam się namęczyć, by stworzyć ładną kreskę. Stworzenie cienkiej było wręcz niemożliwe. Zaczęłam rozglądać się za innymi, bardziej precyzyjnymi pędzlami i zainteresował mnie model, który w ogóle nie kojarzył mi się z "jaskółkami":

 Maestro 790 R0

Był to mój pierwszy pędzel z "precyzyjnych". Już przy pierwszych użyciach go doceniłam- dzięki takiemu zakończeniu pędzla, w końcu byłam w stanie narysować cieniuteńką kreskę. Pędzlem tego typu również łatwiej jest wykonać poprawki w makijażu. Jednak Maestro nie był ideałem- był tak cienki, że z jego użyciem nie byłam w stanie zrobić grubej, wyraźnej kreski. Nie chciałam już wracać do "topornych" skośnie ściętych pędzli. Dla mnie problematyczne było również bardzo delikatne włosie, jednak dla niektórych może to być zaletą- pędzel ten spisze się u osób o wrażliwych powiekach, prawie w ogóle nie czuć go, że dotyka powieki. Jednak jest to pędzel, który nadaje się tylko do rysowania kresek- jego miękkość uniemożliwia wykorzystanie go do elementów artystycznych. Potrzebowałam pędzla bardziej uniwersalnego, jednak wciąż bardzo precyzyjnego.

Minusem pędzla Maestro 790 R0 był również fakt, że "rysik" stracił swój kształt, włoski zaczęły odstawać a przez to stawał się coraz mniej precyzyjny.

 Inglot 23T

Na wymarzony pędzel trafiłam w Inglocie. Model 23T ma ciut twardsze włosie, jednak absolutnie nie kłuje w powieki! Nie jest miękkie, lecz zachowuje swoją elastyczność. Końcówka jest bardzo precyzyjna, przy delikatnym nacisku pędzla mogę wykonać cienką kreskę, przyciskając pędzel mocniej do skóry jestem w stanie wykonać teatralną kreskę. Inglot 23T spełnił wszystkie moje oczekiwania. Ten model jestem w stanie również wykorzystywać do wykonywania zdobień na twarzy Modelek. 

I prawdopodobnie pozostałabym przy tym pędzlu, gdybym nie wypatrzyła kolejnego modelu:

 Inglot 30T

Ten model, to spełnienie moich wszelkich marzeń! Praca z nim należy do przyjemności. Zakrzywiona końcówka bardzo ułatwia pracę z tym pędzlem. Mimo dość nietypowego kształtu absolutnie nie jest trudny w obsłudze i już przy pierwszym użyciu można stworzyć estetyczną kreskę. To mój faworyt, którego używam do codziennego makijażu- mimo, że używam go od kilku miesięcy, dzień w dzień, a po każdym użyciu myję go- nie stracił swojego kształtu, włoski nie odstają ani nie wypadają. Inglot 30T to mój faworyt i polecam go szczególnie osobom, które nie potrafią wykonywać kresek. Nie obawiajcie się dziwnego kształtu- na prawdę nie jest trudniejszy w obsłudze niż tradycyjne, skośnie ścięte pędzle! Warto się z nim zaprzyjaźnić =)

Na koniec pokażę Wam makijaż oka wykonany przy użyciu dwóch pędzli- Inglot 30T i 23T:


Inglot 30T posłużył mi do namalowania całego wzoru, za wyjątkiem "dzióbka" w wewnętrznym kąciku oka. Przy malowaniu wewnętrznego kącika sięgnęłam po Inglot 23T.

W makijażu twarzy postanowiłam wykorzystać najnowszy trend- "strobing face". Polega on na zastosowaniu sporej ilości rozświetlacza przy jednoczesnym braku konturowania twarzy kamuflarzami, czy nawet bronzerem. Jest to moje pierwsze podejście do tego typu makijażu, jednak spodobało mi się bardzo! Zdecydowanie bardziej niż stosowanie bronzera. Jeśli chcecie tutorial, jak wykonywać "strobing face", dajcie znać w komentarzu =).

Pomadka jest moim najnowszym łupem- Sleek True Colour Lipstick nr 797. Szukałam pomadki w śliwkowym kolorze, bardzo ciemnej i bez drobinek. Widząc wzornik na stronie sklepu internetowego byłam pewna, że ta pomadka będzie tym wymarzonym kolorem. No niestety nie :). Ale kolor jest bardzo ciekawy i mimo, iż nie jest to to, czego szukałam, bardzo polubiłam się z tą pomadką. Muszę przetestować ją porządnie i jeśli będzie warta uwagi, na pewno poświęcę jej osobny post. 

Nawet przy opadającej powiece można wykonać kreskę eyelinerem.

Pozdrawiam serdecznie!
Azime

wtorek, 25 sierpnia 2015

[243.] Trądzik u osób dorosłych- jak z nim walczyć?

Cześć Dziewczyny!

Kiedyś trądzik był domeną tylko nastolatków. Najlepszym lekarstwem na tę przypadłość był czas- było to oczywiste, że z trądziku trzeba po prostu "wyrosnąć". Ale co robić, gdy nie mamy już "naście" lat a trądzik nadal spędza nam sen z powiek?

Nierzadko winowajcą za ten stan jest nieodpowiednia pielęgnacja skóry oraz dieta. 

DIETA:
W tej kwestii nie będę Was pouczać, że nie wolno jeść czekolady czy ostrych potraw- nie ma naukowych dowodów na to, by czekolada czy pikantne przyprawy potęgowały pojawianie się niedoskonałości, chociaż może być to uwarunkowane indywidualnie.

Podstawowym problemem związanym z dietą jest fakt, iż spożywamy masę chemii a potrawy są bardzo mocno przetworzone. To, z czym nie radzi sobie nasza wątroba, wyrzucane jest przez skórę. Ograniczenie mocno przetworzonych pokarmów np. fast foody, zupki chińskie, sosy z torebki etc. wspomaga walkę z niedoskonałościami skóry. Wiele Pań dbających o urodę szczególną uwagę przykłada do analizowania składów INCI kosmetyków, ale nie zwraca uwagi na to, co znajduje się w składzie dietetycznego batonika. Analizowanie składów produktów spożywczych jest o tyle proste, że są one wypisane po polsku a nie jak w przypadku kosmetyków, po łacinie czy angielsku.

Suplementacja:
Bardzo pomocne w walce z trądzikiem są drożdże czy napar z bratka. Mi osobiście bardzo pomógł młody jęczmień- ma w sobie bardzo dużo witamin, mikro- i makroelementów dzięki czemu bardzo poprawił się stan mojej cery. Pisałam Wam już o nim w poście o przebarwieniach (KLIK!) jednak zaobserwowałam również wyrównanie kolorytu skóry (stała się bardziej promienna, wyglądała na wypoczętą i dotlenioną) oraz zmniejszenie wyprysków.


KOSMETYKI:
Łatwość w dostępie do kosmetyków i ich przystępne ceny sprawiają, że sięgamy po nie często i chętnie. Zapewnione obietnicami z reklam, sięgamy po coraz wymyślne kosmetyki. Nierzadko idziemy na łatwiznę- lubimy kupować kosmetyki 3 w 1, które mają na zadanie oczyścić twarz z makijażu, oczyścić pory dogłębnie i tonizować skórę. Często zapominamy też o codziennej pielęgnacji ratując się maseczkami mającymi zdziałać cuda. 

Przede wszystkim należy sobie uświadomić, że kluczem do sukcesu, jakim jest piękna cera, jest codzienna pielęgnacja skóry. Odpowiednia pielęgnacja składa się z dwóch czynników:
1. Delikatnego ale dogłębnego oczyszczania skóry,
2. Stosowanie odpowiedniego kremu.

Oczyszczanie skóry:
Najlepszą metodą jest oczyszczanie skóry wg azjatyckiej metody OCM. Jest to metoda całkowicie bezpieczna, pomaga zwalczyć niedoskonałości, rozszerzone pory i zaskórniki. Niezwykle skuteczna a przy tym bardzo delikatna, mogą ją stosować osoby o bardzo wrażliwych, atopowych oraz kapryśnych cerach. O OCM- czym jest oraz jak ją wykonać pisałam w osobnym poście (KLIK!). 

Jeśli jednak jesteście tradycjonalistkami, wolicie sięgać po kosmetyki niż półprodukty, pamiętajcie, że oczyszczanie skóry powinno wykonywać się w trzech etapach:
I. Zmycie makijażu płynem micelarnym,
II. Oczyszczenie dogłębne skóry żelem,
III. Zastosowanie toniku.
Dopiero po tych trzech krokach możemy nałożyć krem. O tym, dlaczego taka kolejność jest poprawna i co wnosi do mycia twarzy każdy z kolejnych kosmetyków pisałam Wam tutaj: KLIK!


W przypadku kosmetyków bardzo ważne jest, by zwracać uwagę na składy INCI. Nie sugerujmy się opisem na opakowaniach kosmetyku- tylko skład INCI jest regulowany prawnie i to, co pisze w tym składzie warunkuje o działaniu kosmetyku. Opis kosmetyku po polsku na etykiecie zaliczany jest do reklamy i może być tam wypisane właściwie wszystko.


Jakich składników powinnyśmy unikać?
- Sodium Lauryl Sulfate (SLS), Sodium Laureth Sulfate (SLES), Ammonium Lauryl Sulfate (ALS), Magnesium Laureth Sulfate (MLS), Sodium Coco-Sulfate (SCS) i wiele innych o podobnych nazwach. Powyższe nazwy występują w kosmetykach najczęściej i to właśnie je możecie zazwyczaj spotkać w kosmetykach pieniących się- żelach do mycia twarzy, ciała, mydłach w płynie, szamponach. Są to detergenty, których unikamy bezwzględnie, ponieważ naruszają warstwę hydrolipidową skóry co w efekcie skutkuje mechanizmem obronnym skóry- gruczoły łojowe chcąc bronić się, wytwarzają dwa razy więcej sebum niż powinny, stąd rozszerzone pory i niedoskonałości.

- Sodium Tallowate, Sodium Cocoate, Sodium Palmate, Sodium Olivate- detergenty występujące w mydłach w kostce. Działają tak samo jak detergenty wymienione w pierwszym podpunkcie. Osobiście unikam mydeł jak ognia- dlaczego, możecie przeczytać w następującym poście: KLIK!

- Alcohol, Alcohol denat., Ethyl Alcohol, Grain Alcohol, Ethanol- czyli po prostu etanol. Występuje w wielu tonikach do cery z niedoskonałościami. Bardzo często można go spotkać w kremach (!) nawet jako produkt oznaczony gwiazdką, co potwierdza naturalność tego składnika. Etanol w Wyborowej również jest naturalny, nie oznacza to jednak, że jest bezpieczny ;). Etanol całkowicie pozbywa naszą skórę warstwy hydrolipidowej, przez co będzie ona podrażniona, zaczerwieniona. Często ten składnik prowadzi do powstawania głębokich, podskórnych wyprysków. Przykład etanolu pokazuje, że nawet czytając składniki INCI powinnyśmy zachować czujność.


Kremy:
- Amodimethicone, Dimethicone, Cyclomethicone, Cyclopentasiloxane oraz wszystkie składniki kończące się na: -methicone, -siloxane, -silanol, -silicone - pod tymi nazwami kryją się silikony, które zapychają skórę i prowadzą do powstania podskórnych niedoskonałości. Silikony mają na zadanie wygładzić skórę- sprawić, że jest bardziej przyjemna w dotyku oraz wypełnia drobne zmarszczki. Dlatego nakładając na kremy z silikonem podkład wydaje się, że zmarszczki są mniej widoczne. Niestety, wieczorne oczyszczanie skóry znów sprawia, że zmarszczki wracają. Silikony nie są substancjami odżywczymi dla naszej skóry a jedynie poprawiają wizualnie jej stan. Bazy pod makijaż są produktami zrobionymi na bazie silikonowej, dlatego powinnyśmy stosować je raz na jakiś czas.

- Paraffinum, Paraffinum Liquidum, Mineral Oil- czyli uwielbiana przez producentów parafina. Najtańszy składnik, nagminnie wykorzystywany w kremach o niskich cenach (np. Ziaja), produkt uboczny ekstrakcji ropy naftowej. W teorii parafina ma tworzyć na skórze warstwę okluzyjną, która będzie zapobiegała utracie wody z naskórka. W ten pośredni sposób będzie podnosiła nawilżenie skóry. W praktyce jednak wygląda to tak, że przez parafinę skóra nie może oddychać, nie może wyrzucać toksyn, tworzą się więc wypryski i rozszerzone pory.

- Propylene Glicol- chemiczna substancja pomagająca wiązać wodę w skórze, posiada silne właściwości nawilżające. Niestety, podrażnia gruczoły łojowe przez co pojawia się więcej wyprysków. Substancja przyspieszająca starzenie się skóry.

Dobrałyśmy odpowiednią dietę i kosmetyki. Jednak wypryski nadal są. Co robić?

STERYLNOŚĆ
Wypryski mogą pojawiać się poprzez nadmierny rozwój bakterii Propionibacterium Acnes na skórze. Dlatego też warto wprowadzić następujące nawyki:
- po umyciu twarzy nie wycierać jej w ręcznik a w jednorazowe chusteczki,
- często zmieniać poszewki na pościel, szczególnie z poduszki na której śpimy,
- nie dotykamy twarzy brudnymi rękami,
- postarajmy się nie przytulać zwierzaków do twarzy ;)
- pędzle do makijażu myjemy po każdym użyciu (!)- warto zainwestować w szampon antybakteryjny,
- niezbędnym jest pamiętać o stosowaniu toniku, który wspomaga funkcje obronne naszej skóry.

NUŻENIEC
Bytuje na skórze niektórych osób, lokując się w gruczołach łojowych- żywi się wydzieliną z tych gruczołów. Jego obecność na skórze zaznacza się wykwitami bardzo przypominającymi trądzik, jednak nie da się ich pozbyć żadnym kosmetykiem. Nużeniec jest odporny na antybiotyko- i laseroterapię. Kuracja kwasami również nie przynosi zadowalających efektów. Jedyne, co może pomóc w walce z nużeńcem to... rtęć. Niestety.
Dopiero od niedawna trwają w Polsce badania nad nużeńcem, dlatego też nie każdy dermatolog potrafi go zdiagnozować. Jego diagnoza jest banalnie prosta- wystarczy obejrzeć naszą rzęsę pod mikroskopem oraz pobrać wydzielinę z gruczołów łojowych na specjalny plaster i również poddać obserwacji mikroskopowej. Obecnie diagnozowaniem nużeńca zajmują się naukowcy z Krakowa i z Sosnowca. Warto zasięgnąć wiedzy "wujka Goggle" w temacie lekarzy diagnozujących nużeńca, natomiast ja odsyłam do Zakładu Parazytologii ŚUM (Sosnowiec) jako, że sama poddałam się tam badaniu pod kontem tego roztocza (na szczęście nie bytuje on w mojej skórze).


TRĄDZIK JAKO EFEKT ZMIAN W ORGANIZMIE
O ile trądzik jest sprawą skórną, jesteśmy w stanie poradzić sobie z nim dietą, prawidłową pielęgnacją czy zachowaniem higieny. Niestety, trądzik może być jednym z objawów choroby toczącej się w organizmie. Warto zbadać nie tylko poziom swoich hormonów ale również wybrać się na badanie żołądka i jelit. Trądzik może być efektem zalegania toksyn i drobnoustrojów w organizmie. W takich wypadkach niezbędna jest konsultacja lekarska.

Warto zwrócić uwagę, by lekarz pobrał wydzielinę z wyprysków i oddał ją do badań. Ważne jest również to, by podszedł do pacjenta holistycznie. Niestety, w wielu przypadkach dermatolodzy widząc trądzik automatycznie przepisują retinoidy lub antybiotyki. Jeśli trądzik wynika z nieodpowiedniej pielęgnacji cery, nie trzeba aż tak drastycznych środków, by się go pozbyć. Natomiast jeśli trądzik jest problemem związanym np. z hormonami czy nużeńcem, kuracja w/w lekami nie da długotrwałych efektów. Należy mieć na uwadze, że antybiotykoterapia oraz kuracja retinoidami wiążą się z wieloma nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi m. in. z suchością oczu, skóry, błon śluzowych, spadkiem odporności czy nawrotami infekcji po ich odstawieniu. Dlatego tak drastyczne rozwiązania powinny być ostatecznością i nie powinny być przepisywane lekkomyślnie.

Życzę wszystkim osobom borykającym się z trądzikiem, sukcesu w pozbyciu się problemu. Mam nadzieję, że mój post okaże się pomocny!

Pozdrawiam serdecznie =)
Azime

niedziela, 23 sierpnia 2015

[242.] Niedziela dla włosów- walka z puchem.


Dzień dobry!

Tym razem po raz pierwszy chciałabym przedstawić Wam na blogu "Niedzielę dla włosów". Do tej pory niewiele pisałam Wam o moich włosach, bo powiem szczerze- nie mam się czym chwalić. Włosy sprawiają mi bardzo dużo kłopotów a wszystko przez pewien nieprzyjemny incydent we wrześniu 2013 r.

Wtedy właśnie po raz pierwszy (i ostatni raz!) dałam się namówić profesjonalnemu fryzjerowi (jak sam siebie opisywał- "Wirtuozowi Włosa") na metamorfozę. Rzecz miała się w Katowickim salonie "Berendowicz&Kublin". Miałam bardzo długie, sięgające pasa włosy, lekko chwycone henną. Wraz z p. Dawidem ustaliliśmy, że przefarbuje mnie na rudo i podetnie końcówki. Wyszłam z włosami czarnymi, przerzedzonymi degażówkami (w dodatku krzywo!) oraz sięgającymi ramion.

Załamana próbowałam sama ratować się drogeryjnymi farbami. Niestety, żadna ruda, ogólnie dostępna farba nie chciała zakryć czerni (wyszła moja ówczesna zerowa wiedza na temat włosów ;)). Niestety, farbowanie drogeryjnymi farbami nie przyniosło nic dobrego- chodziłam z rudym odrostem i czarnymi włosami na długości. Włosy od farb były bardzo cienkie i puszące. Przerzedzenie włosów potęgowało efekt "piórek" na głowie.

W końcu udałam się do porządnej fryzjerki, która zrobiła mi porządek na głowie. Ja natomiast wprowadziłam intensywną pielęgnację. Mimo, iż od powyższego felernego zdarzenia minęły już prawie dwa lata, wciąż walczę o piękne włosy. Niestety, zniszczonych końcówek nic nie odratuje, czekam aż odrosną i zostaną ścięte. Natomiast robię co mogę, by wyglądały w miarę dobrze, a co najważniejsze- nie puszyły się! Włosowy puch to mój największy problem.

Mam nadzieję, że wprowadzenie na blog notek poświęconych pielęgnacji włosów będzie dla mnie oraz dla Was motywacją, by nie poddawać się, nawet, gdy cel wymaga wielu lat poświęceń :).

Niedzielę dla włosów zaczęłam z samego rana- zwilżyłam włosy a następnie nałożyłam na nie mieszankę takich półproduktów:


- olej lniany (najwięcej),
- olej z kiełków pszenicy,
- olej słonecznikowy,
- olej rokitnikowy,
- kwas hialuronowy,
- d-pantenol,
- mleczko pszczele w glicerynie (najmniej).

Moje włosy lubią bogatą pielęgnację. Tego typu mieszanki sprawdzają się u mnie o wiele lepiej niż pojedynczo stosowany olej. Włosom brakuje zarówno emolientów jak i humektantów (tych drugich w znacznie mniejszej ilości). Włoski protein nie lubią- bardzo puszą się po nich, więc stosuję je z umiarem.


Po ok. 45 minutach nałożyłam na włosy piankę Venita w kolorze czerwonym (niech Was nie zmyli kolor zakrętki ;)). Czerwony pigment bardzo szybko wypłukuje się z włosów, więc żeby nie męczyć ich farbami, poprawiam kolor pianką. Powyższa ma prosty i bezpieczny skład, nie wysusza włosów ani nie osłabia ich.


Po kolejnych 45 minutach nałożyłam na włosy odżywkę EcoLab- balsam regenerujący do włosów uszkodzonych i farbowanych. Powyższa odżywka kompletnie się nie spisywała- mimo, że miała bardzo naturalny skład, w większości emolienty, powodowała puszenie włosów. Dałam jej szansę stosując przed myciem, do emulgowania olejów, jednak nie zauważyłam zadowalających efektów. 


Włosy umyłam odżywką- balsamem do włosów na brzozowym propolisie. Metoda mycia włosów odżywką bardzo ładnie wygładza i zmiękcza moje włosy. O tym, jak myć włosy odżywką pisałam w osobnym poście: KLIK!

Włosy umyłam odżywką dwukrotnie, po czym nałożyłam na włosy bananowego Kallosa:


Do tej pory mocno broniłam się przed Kallosami. Było to spowodowane faktem, że moje włosy lubią odżywki bardziej pielęgnujące, o bogatszych składach. Moje pierwsze zderzenie z maską Kallos (wersja Keratin) była kompletną porażką- jak wspomniałam wcześniej, moje włosy nie lubią protein, więc po Kallosie Keratin miałam zawsze spuszone włosy. Jednak odkąd Kallos wypuścił nowe wersje, sięgnęłam po nie, by kuknąć w skład. Wersja bananowa ma wysoko w składzie oliwę z oliwek i zmiękczający włosy emolient (cetyl alcohol). Oprócz tego ma w sobie silikon- z pełną świadomością nałożyłam ją na włosy jako maskę, która nie miała włosów odżywić, a sprawić, że będą lepiej wyglądać oraz zabezpieczyć końcówki włosów.

Po wyschnięciu włosów oraz rozczesaniu, prezentują się następująco:

 Na powyższym zdjęciu pięknie widać niezniszczone włosy, które zapuszczam od dwóch lat. Reszta włosów ewidentnie zniszczona i spuszona. Nawet koloru nie chcą trzymać.


A Wy jak wykorzystałyście niedzielę? Zrobiłyście coś przyjemnego dla siebie? ;)
Pozdrawiam!
Azime

czwartek, 13 sierpnia 2015

[238.] Mycie włosów odżywką - spektakularne efekty!


Cześć Dziewczyny!

Zapewne zdecydowana większość z Was nie wyobraża sobie, jak można byłoby myć głowę czymkolwiek innym, niż szamponem. Obawiacie się, że użycie jakiegokolwiek innego specyfiku może sprawić, że włosy będą nieświeże, przyklapnięte, przetłuszczone. 

Poza tym, szampon jest produktem przeznaczonym do mycie włosów. Jak inny produkt mógłby go zastąpić?

A no mógłby, gdyby przyjrzeć się uważnie składom wielu odżywek. W niektórych znajdziemy bardzo łagodne detergenty, które umożliwiają łatwe spłukanie produktu. Dzięki tym detergentom jesteśmy w stanie oczyścić skalp i włosy, nie podrażniając ich przy tym!

Bardzo ważne jest również, by odżywka, którą chcemy zastosować do mycia włosów nie posiadała w sobie silikonów. To właśnie silikony odpowiadają za "przyklap" włosów. Jeśli dobrze spłuczemy odżywkę z włosów, nie ma szans, by spowodowała zmniejszenie objętości fryzury.

Wszystkie powyższe założenia spełnia rosyjska odżywka- balsam do włosów na cedrowym propolisie Bania Agafii.

Skład prezentuje się następująco:
Aqua with infusions of: Pinus Palustris Wood Tar, Beeswax, Pollen Extract, Pinus Sibirica Ledeb Oil, Pinus Sibirica Pollen Extract, Pinus Palustris Wood Tar, Mel, Jasminum Officinale Flower Wax, Cedrus Deodora Wood Oil, Rubus Saxatilis Oil, Propolis Extract Milk, Cetearyl Alcohol, Cetyl Ether, Behentrimonium Chloride, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid 

W składzie znajdziemy Behentrimonium Chloride - łagodny detergent, które odpowiada za skuteczne oczyszczenie skóry głowy i włosów.

 (konsystencja rzadka, lejąca)
 
Stosowanie balsamu uprzyjemniał jego zapach- wersja cedrowa pachnie świeżym praniem a osobiście jestem wielką fanką tego typu zapachów!

W jaki sposób myć włosy odżywką?
Metod jest kilka, natomiast u mnie najlepiej sprawdziła się najprostsza wersja. Odżywkę rozprowadzam bardzo dokładnie po całym skalpie, po czym dokładnie masuję skalp. Później nakładam odżywkę na całą długość włosów i również masuję. Proces przypomina zwyczajne mycie głowy, jednak trzeba przykładać uwagę, by odżywka znalazła się na całym skalpie.

Po dokładnym wmasowaniu produktu, płuczę włosy obficie wodą aż do całkowitego usunięcia balsamu z włosów, po czym jeszcze raz myję głowę odżywką. 

Początkowo trzymałam balsam na włosach ok. 15 minut a dopiero później zmywałam, jednak od jakiegoś czasu ta metoda nie służy moim włosom, więc zaraz po drugim umyciu, spłukuję produkt. Po umyciu w ten sposób włosów można jeszcze nałożyć na chwilkę inną odżywkę, jednak nie jest to punkt konieczny, ponieważ balsam sam w sobie świetnie odżywia włosy.

Moje włosy po tym zabiegu prezentują się następująco (kolor już się wypłukuje, najwyższa pora zafarbować włoski):

 (Spędziłam kilka godzin w koku, stąd wygniecione końcówki.)

Włosy po tym zabiegu są niesamowicie gładkie i miękkie. Nie puszą się i- co najciekawsze- nie przetłuszczają! Dzięki tej metodzie przez 3 kolejne dni mam świeżą fryzurę. Po raz kolejny odstawienie mocnych detergentów przysłużyło się mojej skórze. Obecnie tylko raz w tygodniu myję włosy szamponem (bez SLS), by oczyścić je mocniej, natomiast na co dzień lepiej sprawdza się powyższa metoda.

Komu mogę polecić mycie włosów odżywką? 
- tym z Was, które myją włosy codziennie - odstawienie mocnych detergentów przyniesie ulgę skórze głowy i pomoże wzmocnić cebulki,
- tym, które myją włosy rano- po tym zabiegu zazwyczaj nie potrzeba dodatkowo stylizować włosów, męczyć się z prostownicą czy trzymać na włosach długo odżywkę,
- osobom z przetłuszczającym się skalpem, ale puszącymi i suchymi włosami na długości- mycie włosów odżywką nie będzie stymulować skalpu do produkowania łoju, metoda ta świetnie odżywi i wygładzi włosy aż po same końce.
- osobom z bardzo zniszczonymi włosami, rozjaśnianymi, często prostowanymi- odżywka wygładzi, dociąży i mocno nawilży taki typ włosów.

A czy Wy próbowałyście tą metodę? Zainteresowałam Was nią? ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Azime

wtorek, 11 sierpnia 2015

[237.] Projekt denko- lipiec 2015r.


Cześć Dziewczyny!

Jako, że sierpień już się rozpoczął, czas na podsumowanie kosmetyków zużytych w lipcu. Co zostało zdenkowane i czy wrócę do któregoś z tych kosmetyków? 

Zapraszam na post!


Oleje:


1. Olej słonecznikowy - ten olej wykorzystuję jako bazowy do oczyszczania twarzy olejami (OCM). Jest to najlżejszy olej, w ogóle nie zapycha porów i łatwo daje się zmyć ze skóry. Nadaje się również do pielęgnacji skóry niemowląt zamiast oliwki.

2. Olej z czarnuszki - polecany przy skórze tłustej, ponieważ pomaga zmniejszyć przetłuszczanie się cery. Również nie zapycha porów. Ma specyficzny, korzenny zapach, który bardzo polubiłam. Stosuję od dłuższego czasu zamiast kremu na noc, jestem bardzo zadowolona z tego, jak trzyma moją tłustą twarz w ryzach.


Żele:


1. Cedrowy żel pod prysznic, Planeta Organica- żel ma bardzo przyjemny i krótki skład. To, na co zwracam największą uwagę przy zakupie żeli do mycia to to, by nie miały w sobie SLS. Żel ten posiadał jedynie łagodne detergenty, bardzo dobrze mył i nie podrażniał skóry. Jednak jego zapach był niesamowicie odpychający- pachnie tanim, leśnym odświeżaczem powietrza. Wolałabym już, żeby w ogóle nie pachniał! Mimo niskiej ceny, nie wrócę do tej wersji (miałam również wersję oliwkową i zapach był znośny).

2. Nawilżający żel do mycia rąk, Sylveco- tutaj zapaszek niebywale przyjemny, ponieważ produkt pachnie olejkiem pomarańczowym i jest to naturalny olejek eteryczny, nie perfum. Jednak zapach to najmniej ważna rzecz, skupmy się na działaniu. Jak zwykle bywa w przypadku Sylveco, spełnia obietnice producenta - żel jest niezwykle delikatny dla dłoni i nie odczuwam po nim ściągnięcia skóry. Nie muszę po każdym umyciu dłoni sięgać po krem. 

3. Żel do higieny intymnej, Biolaven- bardzo wydajny produkt! Nie podrażnia, nie zawiera SLS ani pochodnych. Bardzo dobrze spełnia swoje zadanie ;)


Pielęgnacja włosów:


1. Maska z peelingiem, Planeta Organica- maska zakupiona do pierwszych prób wykonywania peelingu skalpu w domowych warunkach. Maskę stosowałam nie częściej niż 1x w tygodniu, żeby nie podrażnić skalpu. Wygląd włosów po tej masce bardzo pozytywnie mnie zaskakiwał - włosy były odbite od nasady, ładnie wygładzone. Maska spisywała się świetnie nie tylko w roli peelingu, ale również w podstawowej, pielęgnacyjnej roli. Myślę, że jeszcze kiedyś wrócę do tego kosmetyku. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: KLIK!

2. Maska drożdżowa, Bania Agafii- rzeczywiście włoski szybciej rosły po tej masce, co pokazywałam Wam już w tym poście: KLIK!. Niestety, nie dociążała włosów w sposób zadowalający, końce pozostawały spuszone, także stosowałam ją zazwyczaj przed myciem głowy. Dzięki tej masce dorobiłam się całkiem niezłego odrostu! Działanie na cebulki włosów jest widoczne!

3. Szampon do włosów przetłuszczających się, Make Me BIO- szampon bardzo bogaty w składniki aktywne. Początkowo jego działanie bardzo mi odpowiadało, rzeczywiście zaobserwowałam zmniejszenie przetłuszczania się skalpu, jednak po dłuższym okresie stosowania efekt ten minął i wręcz miałam wrażenie, że szampon potęguje przetłuszczanie się skóry głowy. Zazwyczaj po jego zastosowaniu miałam spuszone włosy a bardzo tego nie lubię... Skład ma genialny, ale coś moim włosom musiało nie spasować. Mam nadzieję, że będę mogła wypróbować kiedyś inną wersję szamponu Make Me BIO, by wyrobić sobie ogólną opinię o ich szamponach.

4. Szampon do włosów, Biolaven- ten szampon sprawdził się dużo lepiej: z jego pomocą łatwiej było mi zapanować nad puszącymi się włosami, zapewne dzięki dodatkowi oleju z pestek winogron. Szampon lubił się lekko rozwarstwić, ale wystarczyło wstrząsnąć butelką przed użyciem i konsystencja wracała do normy. Takie sytuacje zdarzają się przy kosmetykach naturalnych, które nie mają w sobie chemicznych stabilizatorów i emulgatorów. Myślę, że wrócę do niego.


Kosmetyki do makijażu:


1. Podkład mineralny Annabelle Minerals- wspaniały produkt, który mogę polecić z ręką na sercu dziewczętom, które borykają się z wypryskami! Nie posiada w sobie silikonów, parafiny ani jakichkolwiek innych substancji, które mogłyby spowodować wysyp niedoskonałości czy zapchanie porów. W składzie ma tlenek cynku oraz dwutlenek tytanu, dzięki czemu posiada naturalny filtr UV. Utrzymuje się bez poprawek przez cały dzień, matuje, kryje niedoskonałości, wyrównuje koloryt skóry a przy tym w ogóle go nie widać! Mój mały hit i "must have"! Pełna recenzja: KLIK!

2. Eyeliner, Maybelline- muszę przyznać, że spisuje się lepiej, niż mój dotychczasowy ulubieniec- eyeliner z Inglota. Maybelline jest bardziej trwały, nie rozmazuje się w ciągu dnia nawet przy aktualnych upałach. Szkoda, że wysycha na długo przed możliwością całkowitego zużycia produktu. Natomiast zużyta ilość, którą widzicie, to efekt stosowania eyelinera przez półtora miesiąca i to codziennie! Jest niesamowicie wydajny a kolor jaki uzyskujemy dzięki niemu to głęboka, zdefiniowana czerń.


Kremy:

1. Krem brzozowo-rokitnikowy z betuliną- krem o bardzo krótkiej (3 miesiące) dacie ważności. Została mi resztka testera dla klientów. Szkoda było mi go wyrzucać, więc zużyłam... na stopy :). Nawet nie wiecie, jak świetnie spisał się w tej roli! Jest niesamowicie gęsty, nie wchłaniał się szybko, ale za to świetnie regenerował spękane pięty! Jeśli kupiłyście ten krem i z jakiś względów nie spełnia Waszych oczekiwań, wypróbujcie go w alternatywnej odsłonie!

2. Łagodzący krem pod oczy, Sylveco- krem, który towarzyszy mi już od roku, zużyłam kilka opakowań i jestem z niego jak najbardziej zadowolona. Na dzień nakładam go delikatną warstwą a na noc grubą, w formie maski. Odkąd go używam, nie zdarzyło mi się wstać z opuchniętymi oczami. Świetnie nawilża, zapobiega powstawaniu zmarszczek. Nadaje się nawet dla najbardziej wrażliwych oczu, jest hypoalergiczny i przebadany dermatologicznie. Pełna recenzja: KLIK!
3. Balsam z masłem Shea, Palmers- nagroda w jednej z loterii w Hebe. Skład INCI słaby, naszpikowany parafiną, więc zamiast na ciało, stosowałam na stopy. Nic nie zmiękczył ani nie nawilżył. Nie pomógł zregenerować skóry na stopach mimo, że wcale nie należał do lekkich balsamów. Nie lubię tego typu kosmetyków ponieważ wiem, że kompletnie się u mnie nie sprawdzają, przynoszą więcej szkody niż pożytku.


Pozostałe:


1. Francuska glinka żółta- jestem wielką zwolenniczką glinek. Dzięki glince zielonej udało mi się w dużym stopniu zmniejszyć trądzik a odkąd stosuję glinkę czerwoną, skóra ma wyciszoną grę naczyniową. Otrzymałam próbkę glinki żółtej, która ma zastosowanie w wyrównywaniu kolorytu skóry zmęczonej, dojrzałej, ziemistej, czy skóry osób palących papierosy. Niestety, nie zaobserwowałam spektakularnych efektów, zapewne dlatego, że nie mam wskazań do stosowania tego typu glinki.

2. Antyperspirant Sensitive, Ziaja- antyperspiranty to na chwilę obecną jedyna grupa kosmetyków, których nie zamieniam na naturalne. Muszę mieć pewność, że problem spoconych pach mnie nie dotyczy, dlatego zawsze sięgam po antyperspiranty z hydroksychlorkiem aluminium. W tym wypadku Ziaja jest niesamowicie skuteczna i jest obecna w każdym moim "denku".

3. Pasta do zębów, Bania Agafii- pasta o bardzo przyjemnym składzie. Skutecznie i na długo odświeża oddech, mimo braku fluoru w składzie, nie ustępuje jakością konwencjonalnym pastom. Czy fluor jest potrzebny w pastach do zębów? - ta teoria ma wielu zwolenników jak i przeciwników.

4. Mydło dla dzieci, BabyDream- jak taka przeciwniczka mydeł jak ja mogła zakupić mydełko dla dzieci?! A no mogłam, ponieważ w jednym, jedynym przypadku zależało mi na mocno zasadowym odczynie mydła. Wykonywałam sobie kurację kwasem- glukonolaktonem. Po zastosowaniu kwasów skóra ma mocno obniżone pH. Dlatego by je podnieść, wyrównać i w ten sposób zneutralizować działanie kwasu, stosowałam to mydełko do zmycia kwasu. Nie jest to profesjonalny sposób, ale przystępny cenowo ;). O kuracji glukonolaktonem możecie poczytać tutaj: KLIK! natomiast jeśli interesuje Was, dlaczego jestem przeciwniczką mydeł w kostce, zapraszam do postu: KLIK!

5. Rokitnikowa pomadka o zapachu cynamonu, Sylveco- moje usta są niesamowicie wymagające a skuteczna pomadka ochronna to kosmetyk, bez którego nie jestem w stanie funkcjonować. Wystarczy kilka godzin bez pomadki ochronnej a moje usta stają się wysuszone, pękają i niesamowicie bolą. Mam z tym problem odkąd pamiętam. Pomadka Sylveco nie jest bardzo tłusta a mimo to świetnie regeneruje usta. Bardzo pomogła zażegnać mój przykry problem. Polecam ją oraz pozostałe pomadki z Sylveco, możecie o nich poczytać tutaj: KLIK!

6. Odżywka do rzęs 4 Long Lashes, Oceanic- odżywka zapewniająca spektakularne efekty! Już po miesiącu stosowania widać efekt. Pełna kuracja trwa pół roku i powyższe opakowanie wystarczyło właśnie na taki okres czasu. Należy zachować ostrożność podczas stosowania odżywek z bimatoprostem, ponieważ mogą wywoływać ból oka i powiek oraz ich zaczerwienienie. Na pewno wrócę kiedyś do tej odżywki! Pełna recenzja: KLIK!

7. Pianka koloryzująca, Venita Color Mousse- czerwona farba niestety bardzo szybko wypłukuje się z włosów, dlatego dla odświeżenia koloru stosuję tę piankę. Jest to nietrwały produkt, wypłukuje się po kilku myciach i nie jest w stanie zafarbować odrostu, ale dzięki temu nie niszczy włosów. Stosuję ok. 2-3x w miesiącu a opakowanie wystarcza na ok.8-10 użyć. Polecam!


A czy Wy znacie któryś z powyższych kosmetyków? Koniecznie dajcie znać, jak sprawdzają się u Was!
Pozdrawiam,
Azime

piątek, 7 sierpnia 2015

[236.] Sierpniowa przesyłka od "Naturalnie z Pudełka"- wielkie rozczarowanie...

Cześć Dziewczyny!

W dzisiejszym poście będę się Wam żalić i narzekać! Dawno nie spotkało mnie aż takie kosmetyczne rozczarowanie!

Wszystko zaczęło się od akcji "Naturalnie z Pudełka". Nigdy nie ciągnęły mnie zabawy w boxy i kosmetyczne niespodzianki, a to dlatego, że wolę osobiście dobierać kosmetyki do pielęgnacji, zwracając szczególną uwagę na składy INCI.

Jednak "Naturalnie z Pudełka" bardzo przyciągnęło moją uwagę- w końcu było to pudełko, które spełniało moje oczekiwania. Kosmetyki miały być naturalne, bezpieczne, bez zbędnych polepszaczy. Zanim zamówiłam box dla siebie, przyjrzałam się poprzednim wydaniom "Pudełka". Zarówno I. jak i II. "Pudełko" zawierało w sobie na prawdę dobre kosmetyki firm takich jak: Bania Agafii, Lavera, Zielone Laboratorium, Sylveco, Orientana, Nacomi. Obie edycje były tak zachęcające, że postanowiłam sprawić sobie mały prezent i zamówiłam III. "Pudełko". 


Niestety, jego zawartość bardzo mnie rozczarowała... Okazało się, że sierpniowe pudełko bardziej było nastawione na marketing, chwytliwe hasła kosmetyków "ekskluzywnych" i "wegańskich", niż bezpieczeństwo i skuteczność działania.


 W sierpniowym pudełku znalazły się następujące kosmetyki:
- Krem nawilżająco-ujędrniający Clochee,
- Mydło węglowe, Ministerstwo Dobrego Mydła,
- olej tamanu, Sunniva Bio,
- odżywcze, muszkatołowe masło do ciała, Bania Agafii.

Clochee, krem nawilżająco-ujędrniający:


Sztandarowy kosmetyk tej edycji. Największa duma sierpniowego pudełka! Na FP "Naturalnie z Pudełka" został szumnie opisany:
"Już wiemy, że w sierpniowym pudełku znajdzie się wegański pełnowymiarowy produkt niesamowitej polskiej marki ekskluzywnych kosmetyków naturalnych i organicznych Clochee" - oh i ah, same zachwyty. 

A co znajdujemy w składzie tego "ekskluzywnego" kosmetyku? Spójrzmy (klik w zdjęcie umożliwi jego powiększenie):


 Już na jednym z pierwszych miejsc w składzie znajdziemy etanol (Ethyl Alcohol)
- etanol jest dodawany do kosmetyków jako "promotor przenikania"- każdy wie, że etanol ma właściwości odtłuszczające. Oznacza to, iż alkohol całkowicie usuwa warstwę hydrolipidową z naszej twarzy! Wiele razy już pisałam na tym blogu, czym skutkuje samo naruszenie tej warstwy. Usunięcie jej całkowite będzie tym bardziej szkodliwe dla naszej skóry- przy długotrwałym stosowaniu tego kosmetyku możemy spodziewać się uczucia ściągnięcia skóry, podrażnienia, zaczerwienienia, wzmożonego łojotoku oraz pojawienia się podskórnych, bolących wyprysków

(Jeśli nie wiecie, czym jest warstwa hydrolipidowa i jakie składniki kosmetyków są dla niej szkodliwe, odsyłam do tego postu: KLIK!)
 
- usunięcie warstwy hydrolipidowej będzie sprzyjać utracie wody z naskórka, przez co dochodzi do szybszego starzenia się skóry

- producenci dodający etanol do swoich kosmetyków utrzymują, iż jest on dodawany w niewielkich ilościach. Skład INCI na to nie wskazuje- etanol jest podany jako jeden z pierwszych składników. A co, jeśli rzeczywiście jest on dodany w niewielkiej ilości? Cóż- w takim razie składniki aktywne muszą być dodane w ilości śladowej, jako, że znajdują się dalej w INCI niż etanol...

- szczególnie w okresie letnim powinnyśmy wystrzegać się kosmetyków z etanolem (w tym również nie stosować perfum bezpośrednio na ciało!), ponieważ pod wpływem światła może dość do podrażnienia, wysypki a nawet powstania przebarwień.

- etanol w składzie INCI tego kosmetyku posiada odnośnik, który mówi o tym, iż jest to substancja naturalna. Cóż, wódka w monopolowym jest tak samo naturalna. Jednak chyba żadna z nas nie chciałaby smarować sobie nią twarz. To, że coś jest naturalne, nie oznacza od razu, że jest bezpieczne!  


Osobiście uważam, że niszczenie warstwy hydrolipidowej kosztem lepszego wchłaniania się kosmetyku jest bardzo szkodliwe. Wolę, by kosmetyk wchłaniał się w mniejszej ilości, ale bez szkody dla mojej skóry! 

Dodatkowym minusem, na który skarżyło się wiele osób, była data ważności produktu (do listopada 2015r.)- mi to osobiście nie przeszkadza, ponieważ mam w zwyczaju stosować jeden kosmetyk aż go zużyję, potem dopiero otworzyć następny. Jest to zazwyczaj bardziej ekonomiczne rozwiązanie :).


Mydło węglowe, Ministerstwo Dobrego Mydła:


O mydłach mam już wyrobione zdanie. W mojej opinii są szkodliwe i nie powinnyśmy ich używać w codziennej pielęgnacji. Dlaczego? Odsyłam do postu poświęconego całkowicie szkodliwości mydeł: KLIK!


Jednak żeby nie być gołosłowną, dodaję skład INCI. Co mamy w składzie?
Przede wszystkim całą gamę mocnych detergentów, które będą naruszać warstwę hydrolipidową. Ponadto detergenty te są związkami z sodem, przez co mydło będzie zaburzać pH naszej skóry. Zaburzanie pH skóry skutkuje nadmiernym rozwojem bakterii na skórze, przez co może zaostrzyć się trądzik, mogą pojawić się wysypki, przejściowe przebarwienia czy uczucie świądu na skórze.

Owszem, mydło jest "wegańskie", ponieważ nie zawiera w sobie łoju zwierzęcego, na którym w większości produkowane są mydła. Nie mniej jednak hasło "produkt wegański" nie zwalnia nas z samodzielnego myślenia!

Olej tamanu, Sunniva Bio:

Olej tamanu to mój "must have" i polecam go każdej osobie z cerą trądzikową. Stosowany punktowo pomaga bardzo szybko pozbyć się wyprysków. W przeciwieństwie do wielu kosmetyków z przeznaczeniem do stosowania punktowego, olej ten nie wysusza wyprysków a pomaga im się szybciej goić. Gdy czuję, że pryszcz dopiero zaczyna mi się pojawiać, czym prędzej smaruję to miejsce olejem tamanu. Zazwyczaj pryszcz nie pojawia się na skórze. Olej ten również bardzo dobrze sprawdza się na wypryskach, które powstały- pomaga im szybciej zniknąć. 

Odżywcze, muszkatołowe masło do ciała, Bania Agafii:

Bania Agafii to aktualnie najbardziej znana marka rosyjskich kosmetyków na polskim rynku. Ich składy są bardzo bogate w substancje aktywne a ceny bardzo atrakcyjne! Podobnie ma się sprawa z tym masłem- znajdziemy w nim olej z kiełków pszenicy, z dzikiej róży, z muszkatołowca, ekstrakt z goździka, emolienty i tylko naturalne konserwanty:


Oprócz tych kosmetyków, w pudełku znalazły się również dwie próbki kremów Biolaven- na dzień i na noc, oraz ulotki Sylveco, Biolaven i rabat do sklepu "Blisko Natury":


Zaznaczam, że opisane tutaj kosmetyki nie były testowane, przytoczone tu informacje wyciągam na podstawie składów INCI oraz własnego doświadczenia.

Kosmetyków nie otwierałam, dzięki czemu miałam możliwość reklamacji. "Naturalnie z Pudełka" zgodziło się, że w ramach rekompensaty wyślą mi kolejną edycję "Pudełka", także liczę na poprawę :).

Z tego, co czytałam na FP "Naturalnie z Pudełka" jednym z kosmetyków ma być krem lub peeling firmy Make Me BIO, którą bardzo cenię. Ponadto Sylveco na swoim FP ostatnio ogłosiło, że w jednym z wrześniowych boxów znajdzie się płyn micelarny ich firmy. Obstawiam, że pojawi się właśnie w "Naturalnie z Pudełka". Szczerze nie miałabym nic przeciwko temu! Wolę dostać Sylveco (chociaż u mnie tych kosmetyków nie brakuje ;)) niż ten cały "ekskluzywny" krem na etanolu...

A czy Wy już dostałyście swoje "Pudełko"? Co o nim sądzicie?
Pozdrawiam!
Azime