czwartek, 16 lipca 2015

[230.] Mój rok z OCM- podsumowanie.

Witam serdecznie!

W lipcu mija pełny rok, odkąd oczyszczam twarz metodą OCM. Chciałabym zrobić post podsumowujący- napisać po raz kolejny, szczególnie dla nowych czytelników, czym jest ta metoda, jak ją wykonać oraz jakie efekty przyniosła na mojej twarzy. A przyznam szczerze, że jest to najlepsza metoda oczyszczania twarzy i dzięki niej zauważyłam o wiele lepsze efekty, niż po jakimkolwiek kosmetyku!

O samym OCM pisałam już dwie notki, także jeśli będziecie mieli ochotę się z nimi zapoznać, zapraszam:

Czym jest OCM?
Jest to metoda oczyszczania twarzy, z której całkowicie wyeliminowane są detergenty. Oczyszczamy skórę na zasadzie "tłuste rozpuszcza tłuste". Na pewno niejedna z Was zauważyła, że kosmetyki wodoodporne zmywa się dwufazowymi płynami, które zostawiają tłustą powłokę. Albo Panowie- mając ręce brudne od smaru niejednokrotnie sięgają po olej czy masło, nacierają nimi ręce a dopiero potem je myją. 

Na początku trzeba uświadomić sobie, jak nasza skóra pracuje. To, co produkują gruczoły łojowe i potowe to ochronna warstwa, która ma chronić naszą skórę przed czynnikami zewnętrznymi, wnikaniem drobnoustrojów czy zapobiegać utracie wody z naskórka. Warstwa ta nazywa się ładnie "barierą/warstwą hydro-lipidową". Problem zaczyna się, gdy gruczoły nie pracują odpowiednio- jeśli produkują zbyt mało bariery hydrolipidowej- mamy suchą skórę i uczucie "ściągnięcia". Jeśli gruczoły łojowe pracują "na wysokich obrotach"- borykamy się z cerą tłustą.

OCM zakłada, że brak detergentów będzie wpływał dobroczynnie na normalizację pracy gruczołów łojowych. 

Dlaczego powinniśmy unikać detergentów?
Jeszcze paręnaście lat temu nie było w sklepach nic innego do mycia ciała niż mydło, ew. żel. Panowało przekonanie, że im lepiej pieni się dany produkt, tym lepiej oczyszcza. Jednak na pewno same z własnego doświadczenia wiecie, że mydło zostawia skórę "tępą" w dotyku, natomiast często po wyjściu z kąpieli czujecie suchość skóry i konieczne jest sięgnięcie po balsam. Winne tego stanu są właśnie detergenty...

Słyszałaś może o tym, że "mydło wysusza skórę"? Albo "SLSów należy unikać"? A czy wiesz dlaczego? Mydło posiada w sobie mocne detergenty (Sodium Palmate, Sodium Olivate i in.), natomiast SLS i jego pochodne to mocne detergenty występujące przede wszystkim w żelach do mycia twarzy, ciała, szamponach. Każdy mocny detergent będzie nam nie tylko oczyszczał skórę z nadmiaru sebum, ale również- niestety- naruszał barierę hydrolipidową.

Jaki jest tego efekt?
- w przypadku skóry suchej- gruczoły łojowe nie będą w stanie odtworzyć warstwy hydrolipidowej i przez to pojawi się mocne uczucie ściągnięcia skóry. Skóra będzie dosłownie wchłaniała wszystko, co na nią nałożymy,
- w przypadku skóry tłustej- gruczoły łojowe będą chciały nie tylko odbudować warstwę hydrolipidową, ale również wytworzyć jej więcej, by stworzyć barierę uniemożliwiającą detergentowi ponowne jej naruszenie. Stąd wzmożone przetłuszczanie się cery. Typowym "błędnym kołem" stosowania detergentów jest powtarzająca się historia: "Zaraz po umyciu twarzy jest ona ściągnięta, matowa, pory niewidoczne a już po paru godzinach zaczyna się błyszczeć. Konieczny jest podkład matujący, puder i bibułki." - skąd ja to znam... :)

Odkąd konsumenci zaczęli coraz bardziej zwracać uwagę na składy kosmetyków, producenci starają się unikać SLS. Pominę fakt, że niektóre firmy zastępują go pochodnymi, które mając inną nazwę, nie są dla konsumenta jasnym komunikatem, że jest to składnik, którego trzeba unikać. Rzetelni producenci dodają do swoich żeli czy szamponów łagodne detergenty, które będą dobrze oczyszczać skórę nie naruszając przy tym warstwy hydrolipidowej. Jednak z każdym detergentem wiąże się kolejny problem- zaburzają pH skóry. Dlatego właśnie konieczne jest, po zastosowaniu żelu do mycia twarzy, przetrzeć ją tonikiem. (Więcej o poprawnym oczyszczaniu skóry, dlaczego tonizowanie jest tak ważne i dlaczego toniki nie służą do mycia twarzy w tym poście: KLIK!)

Jak działa OCM?
OCM jest metodą oczyszczania skóry olejami. Rozpuszczamy kosmetyki kolorowe, nadmiar sebum, kurz i pył w mieszance olejów. Eliminacja detergentów sprawia, że jest to metoda bezpieczna, nieinwazyjna i dobroczynnie działająca w przypadku każdego typu skóry:
- skóra sucha: oleje pomagają odbudować warstwę hydrolipidową, przez co zaraz po umyciu twarzy nie występuje uczucie "ściągnięcia" czy łuszczenia się skóry a w ciągu dnia nie odczuwamy jej suchości ani pieczenia,
- skóra tłusta: następuje normalizacja pracy gruczołów łojowych, zmniejszenie widoczności porów, zmniejszenie podskórnych wyprysków,
- OCM umożliwia zarówno zmycie makijażu jak i dogłębne oczyszczenie skóry (nie musimy stosować uprzednio płynu micelarnego).

Czujecie się zachęcone teorią? Przejdźmy do praktyki! Co będzie nam potrzebne?


1. Ściereczki SPARK- początkowo zamiast nich używałam bawełnianych chusteczek (takich, które często noszą przy sobie starsi panowie :P), jednak SPARK spisują się o niebo lepiej! W dodatku są ogólnodostępne- do kupienia w Biedronce.
2. Olej bazowy- jako, że jestem posiadaczką cery tłustej, preferuję lekkie oleje, które będzie łatwo zmyć z twarzy. Aktualnie mój wybór padł na olej słonecznikowy, który jest olejem o najlżejszej konsystencji. Jako oleju bazowego można również używać oleju ze słodkich migdałów, kokosowego (jeśli mamy ochotę bawić się w jego rozpuszczanie) czy oliwę z oliwek (w przypadku suchej skóry). Osobom początkującym polecam oliwkę HIPP, ale żadną inną, jedynie skład HIPP nadaje się do OCM.
3. Olej oczyszczający- olej rycynowy wykazuje najlepsze właściwości oczyszczające, ponieważ budowa jego cząsteczki jest zbliżona do budowy keratyny (białka, które buduje naszą skórę). Ta właściwość umożliwia olejowi rycynowemu oczyszczenie skóry dogłębnie. Należy jednak mieszać go z olejem bazowym, ponieważ nakładany czysty na skórę ma właściwości wysuszające a ponadto byłoby go po prostu ciężko zmyć.
4. Pojemniczek, do którego odlewam sobie porcję mieszanki olejów do jednorazowego mycia.
5. Pojemnik, w którym wykonuję mieszankę olejów.
6. Miarka.
+ opcjonalnie można naszą mieszankę wzbogacić o dodatkowe oleje, które są zbyt drogie, by stosować je jako bazowe, ale chcemy, by mieszanka wykazywała wielokierunkowe działanie. O olejach, którymi wzbogacałam OCM pisałam Wam tutaj: KLIK!, natomiast aktualnie stosuję "oleje dodatkowe" zamiast kremu na noc, a mieszankę OCM robię w bardzo prostym wydaniu, który ma przede wszystkim dobrze oczyszczać. Wychodzę z założenia, że co za dużo, to niezdrowo.
(Jeśli nie wiecie, jaki olej jest odpowiedni do Waszego typu cery, zapraszam do największego spisu olejów: KLIK!)

Jak przygotować mieszankę olejów?
I. Ściereczki SPARK- są bardzo duże, więc tniemy je wzdłóż zagięć na cztery mniejsze kawałki:


II. Mieszamy oleje w odpowiednich proporcjach:


Proporcje dla skóry tłustej: 30% oleju rycynowego + 70% oleju bazowego,
Proporcje dla skóry mieszanej i normalnej: 20% oleju rycynowego + 80% oleju bazowego,
Proporcje dla skóry suchej: 10% oleju rycynowego + 90% oleju bazowego,
+ do gotowej mieszanki możecie dodać kilka kropel oleju dodatkowego, dostosowanego do potrzeb swojej skóry.
(Jeśli nie wiesz, jaki masz typ cery, w diagnozie pomoże Ci ta notka: KLIK!)

III. Przechodzimy do mycia twarzy. Z gotowej mieszanki odlewam tyle olejów, by wystarczyły na pokrycie denka pojemniczka. Starałam się to jakoś ująć na zdjęciu, ale leżący płasko pojemniczek nie chciał ze mną współpracować. Pozwoliłam sobie go odchylić:


Odlana porcja ma nam wystarczyć na jednorazowe mycie twarzy. Jednak podczas jednorazowego mycia, będziemy nakładać oleje trzy razy. Oczyszczanie przebiega w następujący sposób:

1. Zwilżamy twarz i dłonie wodą,
2. Rozcieramy małą ilość mieszanki olejów na dłoniach i zaczynamy masować twarz,
3. Czas trwania masażu ok. 2 min (warto przyłożyć się do masażu, by ujędrnić skórę i poprawić jej owal),
4. Wycieramy twarz dokładnie z oleju za pomocną zwilżonej ciepłą wodą ściereczki Spark. Płuczemy ściereczkę pod bieżącą, ciepłą wodą. Wycieramy twarz ponownie.
5. Punkty 2-4 wykonujemy jeszcze dwa razy.
6. Świeżą ściereczką przecieramy twarz kilkakrotnie, by nie została na twarzy warstwa oleju.

Jak często wykonywać OCM?
Zastępujemy nim konwencjonalne oczyszczanie twarzy, więc stosujemy OCM zarówno rano, jak i wieczorem.

Dla kogo nie jest ta metoda?
- dla osób, które nie są cierpliwe,
- dla osób, które wolą rano pospać, niż poświęcić skórze 10 min,
- dla osób, które ubóstwiają mydło i pastę BHP ;) 
Poza tymi wyjątkami- OCM jest dla każdego!

Jakie efekty ja zaobserwowałam po roku oczyszczania twarzy metodą OCM?
1. Po pierwszym użyciu:
+ brak uczucia ściągnięcia skóry, 
+ ukojenie cery, 
+ na drugi dzień skóra była bardziej promienna.

2. Po dwóch-trzech dniach:
- większa ilość wyprysków,
- mocniejsze przetłuszczanie się cery,

3. Po pierwszym tygodniu:
+ zmniejszenie przetłuszczania się cery,
+ zmniejszenie widoczności porów,
+ szybsze gojenie się wyprysków,

4. Po pierwszym miesiącu
+ utrzymywanie poprzednich efektów,
+ ujednolicenie kolorytu cery,
+ wyciszenie gry naczyń krwionośnych,
- pojawienie się na czole drobnych grudek, 

5. Po kilku miesiącach:
+ zanik drobnych grudek na czole,
+ utrzymywanie poprzednich pozytywnych efektów,
+ zmniejszenie pojawiania się wyprysków, zwłaszcza tych podskórnych i ciężkich do usunięcia,
+ pogrubienie skóry, wzrost jej elastyczności,
+ zanik drobnych, pierwszych zmarszczek (szczególnie na czole), minimalizacja bruzd nosowo-wargowych, 
+ zmniejszenie zasinień wokół oczu (związane z lepszym przepływem limfy). 

Moja ogólna opinia po roku stosowania OCM: 
OCM pomogło mi nie tylko wygrać z zanieczyszczoną, tłustą cerą ale również jest niezrównane w walce z oznakami starzenia się skóry. Bądźmy ze sobą szczere- żaden krem, nawet za horrendalne pieniądze, nie da nam tego, co możemy wypracować sobie codzienną, systematyczną i dokładną pielęgnacją. Póki jesteśmy młode, mamy możliwość opóźnić procesy starzenia się skóry. 

Początkowo OCM miał być sposobem na ładniejszą cerę, bez wyprysków, bez przetłuszczania. Kiedy już osiągnęłam zamierzony cel, nie ustąpiłam- OCM to tajemnica azjatek na piękną cerę. Codzienny masaż twarzy nie tylko sprawi, że skóra będzie lepiej wyglądać (brak obrzęków, wzrost elastyczności, poprawa konturu), ale również na dłużej pozostanie nietknięta zębem czasu ;). 

Czy zamierzam odpuścić OCM? 
Jak zapewne już same się domyśliłyscie- absolutnie nie ;) 

Na sam koniec przytoczę jeszcze najczęściej popełniane błędy przy stosowaniu OCM:
- zbyt szybkie wykonywanie masażu - szczególnie, jeśli jesteśmy początkujący, powinniśmy szczególnie przyłożyć się do masowania. W takim przypadku OCM powinno trwać nawet nie krócej, niż 15 min!,
- nieodpowiedni dobór olejów- oj, znam osobiście przypadki, które zraziły się do OCM po dobraniu mieszanki olejów nieodpowiednio dostosowanej do typu cery! Dlatego bądźmy cierpliwe, obserwujmy zachowanie naszej cery i na pewno uda się nam dopasować najlepszą mieszankę,
- stosowanie mydła po OCM- jako, że zmywanie olejów ściereczką jest dość uciążliwe, niektórzy chcą iść na skróty i zmywają oleje mydłem. Kompletnie mija się to z celem, ponieważ zastosowanie detergentu niweluje wszelkie dobroczynne działanie OCM. Nie będzie regulacji pracy gruczołów łojowych, nie będzie matowej cery, za to nadal będą podskórne wypryski, uczucie ściągnięcia, zaburzone pH i trądzik. Tylko proszę, nie mówcie potem, że to wina OCM ;),
- odpuszczenie przy pogorszeniu stanu cery - u większości osób w przeciągu kilku pierwszych dni od rozpoczęcia stosowania OCM następuje "krach"- cera bardziej się przetłuszcza, pojawiają się wypryski i bardziej rozszerzone pory. Jest to całkowicie naturalna reakcja. Nasze gruczoły łojowe jeszcze nie "wcisnęły hamulca" i wciąż nie mają uregulowanej pracy. Mimo, że przestałyśmy dostarczać im detergentów, zażarcie produkują zbyt wiele sebum. Na efekt po prostu trzeba poczekać i już po pierwszym tygodniu zauważamy normalizację pracy gruczołów łojowych. Stan pogorszenia nie powraca.

Jeżeli dotrwałyście ze mną do końca, szczerze gratuluję i cieszę się, że udało mi się Was zainteresować tą metodą mycia twarzy! Ze swojej strony szczerze polecam każdemu, a w szczególności osobom, które mają niebywałe problemy z cerą. Skóra raz się przesusza, raz przetłuszcza? Podskórne grudy? Cera naczynkowa a może alergiczna? OCM jak najbardziej pomoże na te dolegliwości.

Pozdrawiam Was serdecznie!
Azime

niedziela, 12 lipca 2015

[228.] Olej z krokosza jako naturalny depilator?

Cześć Dziewczyny!

Bohaterem dzisiejszej notki będzie olej z krokosza barwierskiego. Wg Ajurwedy olej ten ma uszkadzać mieszki włosowe i w ten sposób wspomagać walkę z hirsutyzmem. Na szczęście problem hirsutyzmu (czyli nadmiernego owłosienia typu męskiego u kobiet) mnie nie dotyczy, jednak jak każda z nas- latem chciałabym dać sobie spokój z depilacją. Postanowiłam wypróbować ten olej i sprawdzić, jak się spisze!


Zaleca się, by olej stosować systematycznie, codziennie przez okres 6 tygodni by móc zauważyć efekt. Olej powinno się stosować zewnętrznie, miejscowo- chcemy pozbyć się owłosienia tylko w niektórych partiach ciała, lepiej, by włosy na głowie, rzęsy czy brwi pozostały na swoim miejscu :).

Moja opinia:
Już przed rozpoczęciem kuracji obiecałam sobie, że będę cierpliwa- spodziewałam się, że jeżeli olej rzeczywiście działa, początkowo organizm może bronić się przed czynnikiem uszkadzającym mieszki włosowe i może pojawić się efekt odwrotny od zamierzonego- włoski zaczną szybciej rosnąć. Wytrwałam przez okres 3 tygodni, czyli połowy kuracji. Efekty jakie zaobserwowałam- w przypadkach nóg rzeczywiście włoski odrastały wolniej, przy czym im dłużej trwała kuracja, tym wynik był bardziej zadowalający. W przypadku pach sprawdziły się moje obawy- początkowo, niestety, musiałam częściej sięgać po maszynkę, jednak przetrwałam ten okres i włoski zaczęły wolniej rosnąć.

Niestety, olej z krokosza jest bardzo tłustym olejem, na mojej skórze nie wchłania się praktycznie w ogóle. Dlatego też miałam dość kuracji po 3 tygodniach. Po odstawieniu oleju, włoski wróciły do swojego pierwotnego stanu. Jestem ciekawa, czy gdybym stosowała ten olej dłużej, efekt byłby bardziej trwały. Możliwe, że kiedyś powtórzę tę kurację i postaram się wytrwać dłużej!


Należy pamiętać, że kuracja krokoszem zależy jednak od naszych indywidualnych predyspozycji. Wiele osób niestety skarży się na brak efektów. W takim wypadku i tak zachęcam stosowanie oleju z krokosza- spisze się w przypadku skór suchych, pomoże je nawilżyć i odbudować warstwę hydrolipidową. Ponadto olej wykazuje właściwości przeciwzapalne i regeneracyjne, więc jeżeli masz problem z wrastającymi włoskami po goleniu- pomoże złagodzić te dolegliwości. Stosowanie oleju uprzyjemnia jego orzechowy zapach. W teorii olej ten jest również polecany do pielęgnacji cery trądzikowej. Obawiam się, że jednak będzie to olej zbyt tłusty dla większości skór trądzikowych. 

A czy Wy słyszałyście o właściwościach oleju krokoszowego? Może któraś z Was wypróbowała go? Chętnie poznam Wasze doświadczenia i opinie :).
Pozdrawiam!
Azime

niedziela, 5 lipca 2015

[226.] Czerwcowe denko.


Dzień dobry!

Jak co miesiąc, nadszedł czas na podsumowanie zdenkowanych kosmetyków! Czerwiec był wybitnie ubogim denkiem, mimo to mam nadzieję, że zainteresuję Was tymi kilkoma kosmetykami. Zapraszam na krótkie recenzje- czy znalazłam jakiegoś ulubieńca? A może trafił się bubel?
  

Pielęgnacja ciała:



1. Planeta Organica, żel pod prysznic z oliwą z oliwek- duży plus za brak SLS i pochodnych, na to zwracam największą uwagę podczas wyboru żeli pod prysznic. Dodatkowo w składzie mamy bardzo dużo składników nawilżających, w tym oliwę z oliwek już na drugim miejscu! Niestety, mimo tak ładnego składu nie zauważyłam, żeby żel miał nawilżające właściwości (a jest to możliwe, co udowodnił mi żel Biolaven: KLIK!). Żele Planeta Organica mają dość specyficzne, sztuczne zapachy. Wersja oliwkowa była obojętna, jednak teraz używam cedrowej i... coś strasznego. Myślę, że firma lepiej by zrobiła, gdyby w ogóle nie perfumowała tych żeli! Dużym plusem żeli tej firmy jest ich cena: ok. 15 zł za 360 ml. Czy kupię ponownie? Zapewne tak, gdy będę poszukiwała żelu bez SLS w przystępnej cenie. Bardzo możliwe, że ponownie wybiorę wersję oliwkową.

2. Biolaven, Balsam do ciała- o moich pierwszych odczuciach związanych z linią Biolaven pisałam Wam już tutaj: KLIK! Balsam to całkiem miły przyjemniaczek- dzięki zawartości oleju z pestek winogron dobrze nawilża skórę i odbudowuje jej warstwę hydrolipidową. Olejek z lawendy łagodzi podrażnienia oraz wszelkiego rodzaju wypryski na skórze. Balsam ma jeden minus- ze względu na bardzo naturalny skład, jego konsystencja odbiega od konwencjonalnych balsamów. Jeśli nałożymy go zbyt dużo na skórę, zaczyna "bielić" i tworzyć smugi. W takim wypadku należy odczekać minutkę aż zacznie się wchłaniać i wtedy należy zacząć ponownie go rozsmarowywać. Odkąd stosuję żele bez SLS, nie mam potrzeby częstego sięgania po balsamy. Ogólnie, w moją skórę mało który balsam jest w stanie się wchłonąć. Biolaven niestety zostawia u mnie delikatną warstwę, przez co wolę go stosować na noc. Ale osoby o suchej skórze na pewno będą zadowolone. Atutem tego balsamu, oprócz genialnego składu, jest przyjemny, winogronowo-lawendowy zapach. Jednak moim ulubieńcem na chwilę obecną pozostanie balsam brzozowy z betuliną od Sylveco: KLIK!

3. Yves Rocher, antyperspirant- ten kosmetyk, oraz opisywany w poprzednim denku że pod prysznic (KLIK!) były moimi pierwszymi i ostatnimi kosmetykami tej firmy. O ile w przypadku żelu pisałam Wam już o jego nieprzyjemnym składzie i zapachu, o tyle ten antyperspirant wydawał mi się jedynym kosmetykiem YR o dobrym składzie. Dobrym, ale absolutnie nie naturalnym! Kosmetyki YR chociaż reklamują się na naturalne, takowymi nie są i wiedzą to doskonale osoby analizujące składy INCI. W przypadku antyperspirantów jestem konwencjonalistką- nie umiem przejść na naturalne odpowiedniki tych kosmetyków. Muszę mieć w składzie hydroksychlorek aluminium, inaczej pocę się jak świnka :). Antyperspirant YR mimo, iż zawierał w składzie ten składnik, zapewniał minimalną ochronę. W upalne dni nie był wystarczający. Nie wrócę do niego, ani do firmy YR...

Demakijaż:

1. Biolaven, płyn micelarny- bardzo przyjemny kosmetyk. Dobrze zmywa makijaż, nawet wodoodporny, nie szczypie w oczy. Mimo wszystko pozostanę fanką OCM.
2. Olej rycynowy- wykorzystuję go jako olej oczyszczający w metodzie OCM. Dlaczego wolę tę metodę od konwencjonalnego oczyszczania? Przede wszystkim dogłębnie oczyszcza skórę nie podrażniając jej przy tym. Pomaga zmniejszyć wydzielanie sebum i zwęzić pory skórze tłustej a skórze suchej pomaga odbudować warstwę hydrolipidową i w ogóle nie daje uczucia "ściągnięcia" skóry! Więcej o OCM: KLIK!


Kosmetyki do włosów:

1. Sylveco, wygładzająca odżywka do włosów- najbardziej wygładzająca odżywka, jaką miałam do tej pory! Moje włosy niesamowicie się puszą mimo, iż stosuję oleje, nie prostuję, nie suszę włosów a farbuję jedynie farbami fryzjerskimi. Tylko ta odżywka potrafi idealnie dociążyć moje wiecznie spuszone włosy! Na pewno do niej wrócę. Pełna recenzja: KLIK!
2. Babydream, szampon- został zużyty do mycia pędzli. Bardzo dobrze oczyszcza a przy tym nie niszczy ich włosia. Ulubieniec!


Półprodukty:

1. Zrobsobiekrem.pl, francuska glinka czerwona- moja ulubiona glinka, gości w mojej łazience już od dawna. Pomaga zmniejszyć wydzielanie sebum oraz wzmacnia naczynka krwionośne. Więcej pisałam o niej tutaj: KLIK!
2. Zrobsobiekrem.pl, potrójny kwas hialuronowy 1,5%- kolejny półprodukt, który gości u mnie od dawna. Powyższa wersja to mieszanka kwasu hialuronowego w trzech różnych wielkościach cząsteczek. Dzięki tej formule zapewnia nawilżenie nie tylko od zewnątrz, ale również wiąże wodę wewnątrz skóry. Więcej o kwasie hialuronowym, jego postaciach i zastosowaniach pisałam tutaj: KLIK!

Makijaż:

1. Eyeliner w żelu, Inglot- do niedawna był to mój niekwestionowany ulubieniec. Niestety, letnia pogoda wygrała z tym eyelinerem. Gdy nadeszły upały, eyeliner rozmazywał mi się niemiłosiernie i nawet baza nakładana pod niego nie była w stanie pomóc. Zmieniłam więc go na "lepszy model"- czy okaże się lepszy, czy nie, napiszę w osobnym poście :). Natomiast do eyelinera Inglot na pewno będę wracać, ponieważ świetnie spisuje się jako farbka do ciała! Do artystycznych makijaży jak znalazł. Pełna recenzja: KLIK!

2. Rimmel, Lash Accelerator Endless- pobił "na łeb na szyję" mojego dotychczasowego ulubieńca, tusz "Pump Up" od Lovely. Niesamowicie wydłuża rzęsy, podkręca je a przy tym w ogóle nie skleja ani nie pozostawia grudek. Nie zaobserwowałam osypywania się tuszu ani odbijania na powiekach, nawet w trakcie upałów. Mimo tak dobrej trwałości, da się go zmyć właściwie każdym produktem do demakijażu- mleczkiem, micelem czy OCM. Polecam z całego serca!


A czy Wy znacie któreś z tych kosmetyków? Co o nich sądzicie? Jak spisują się u Was?
Pozdrawiam serdecznie!
Azime