wtorek, 23 czerwca 2015

[221.] Na przeciw przebarwieniom przy wrażliwej cerze!

Cześć Dziewczyny!

Niby koniec czerwca, a pogoda wciąż nas nie rozpieszcza. Jednak naszej skórze służy- pamiętajmy, że słońce niszczy kolagen i przyczynia się do szybszego starzenia skóry! Słońce również powoduje przebarwienia, jeśli mamy skórę pozbawioną naturalnej warstwy ochronnej, jaką stanowi naskórek. Także jeśli poddawałyście się mikrodermabrazji, laseroterapii lub zabiegom z kwasami, koniecznie stosujcie kremy/podkłady z filtrem i unikajcie słońca.

Tej wiosny postanowiłam pozbyć się przebarwień. Jak większość osób o cerze tłustej/trądzikowej, i ja borykam się z nimi. Jednak moją walkę z przebarwieniami utrudnia fakt, że mam cerę naczyniową i wrażliwą, która bardzo, ale to bardzo źle znosi kwasy a nawet peelingi enzymatyczne. Zamiast gładkiej skóry, efektem była szorstka i chropowata, pokryta drobną kaszką cera. Przy peelingach drobnoziarnistych nie mam takiego problemu.

Nie byłabym sobą, gdybym jednak nie postanowiła spróbować kuracji kwasami ponownie. Przeglądając oferty kwasów od razu wyeliminowałam:
- glikolowy (polecany przy skórze trądzikowej),
- migdałowy (polecany przy skórze wrażliwej- wg niektórych producentów można wykonywać go co tydzień i nawet w ciągu lata- ja aż tak entuzjastycznie do niego nie podchodzę :)),
- azelainowy- (jeden z delikatniejszych kwasów, który można wykonać na skórze wrażliwej, podobno dobrze radzi sobie z przebarwieniami).
Każdy z tych kwasów spowodował pogorszenie stanu mojej cery. 

Tym razem zdecydowałam na glukonolakton- wg producenta ma eliminować szorstkość skóry, rozszerzone pory, zmarszczki, przebarwienia. Glukonolakton należy do grupy kwasów PHA, które mają sporą cząsteczkę, dlatego nie wnikają szybko i głęboko w skórę, przez co łatwiej kontrolować cały zabieg.

(półprodukty do zrobienia kwasu oraz gotowa mieszanka)

Od razu chciałabym Was uprzedzić- jeśli nie macie doświadczenia z kwasami, lepiej na pierwszy raz udać się do doświadczonego kosmetologa/kosmetyczki. Bardzo ważna jest znajomość różnicy między poszczególnymi kwasami- do jakiej grupy kwasów należą, jak szybko penetrują skórę, jak często można je powtarzać. Istotnym jest również fakt, jak długo kwas ma być na naszej twarzy, ile powinno wynosić jego pH oraz czym go neutralizować. Tylko dobierając odpowiednie parametry będziemy w stanie wykorzystać całkowicie właściwości danego kwasu! W innym przypadku może on nie zadziałać lub co gorsza- zaszkodzić nam!!!

Osobiście uważam, że kwasy nie należą do półproduktów, które powinny być wykorzystywane w kosmetykach do codziennej pielęgnacji. Zbyt częste stosowanie kwasów może przyczynić się do podrażnienia skóry oraz pogorszenia jej stanu. Producenci chętnie wykorzystują kwasy w kosmetykach, ponieważ dają one szybki efekt. Odradzam jednak ich codzienne stosowanie, jeśli nie mamy pojęcia, jak dany kwas działa i czy na pewno jest dla nas dobry. Kwasy możemy spotkać w:
- serum- jeszcze pół biedy, o ile producent zaznaczy, że takie serum nie powinno się stosować codziennie, 
- żelach do mycia twarzy- Sylveco wykorzystuje 2% kwasu salicylowego w żelu dla skóry tłustej i trądzikowej- polecam go tylko tym osobom, które mają na prawdę grubą skórę i zaogniony trądzik. Po zaleczeniu trądziku radzę przejść na wersję łagodniejszą - tymiankową,
- kremach- np. Pharmaceris. I to jest największe zło- kwas trzeba zneutralizować i zmyć po upływie kilku minut. Kremu nie zmywamy z twarzy, więc przez cały dzień kwas penetruje naszą skórę. I tak codziennie, zarówno rano jak i wieczorem. Nic dziwnego, że u osób stosujących takie kremy dochodzi do podrażnień, przesuszeń skóry a do tego pojawiają się podskórne pryszcze i rozszerzone pory. Skóra próbuje się bronić.

Ja również popełniłam mały błąd komponując kwas. Zamówiony przeze mnie glukonolakton przyszedł w formie proszku. Musiałam rozrobić go z wodą, a chcąc nadać mu odpowiednie pH, zamiast z wodą, zmieszałam go z hydrolatem bułgarskim w takim stężeniu, by kwas wyszedł 40%. W efekcie pH kwasu wyniosło 1, czyli kwas ma bardzo dużą moc... Nie chciałam dodawać wody, by nie zmniejszać stężenia kwasu, stwierdziłam, że co ma być, to będzie. Na szczęście mój błąd nie był wielki (w przypadku glukonolaktonu, w przypadku kwasów BHA lub AHA mogłabym wypalić sobie skórę). Poprawnie powinnam najpierw zmieszać kwas z wodą, sprawdzić pH, a jeśli chciałabym je obniżyć, dodawać po odrobinie hydrolatu do mieszanki i kontrolować pH.

Kwas stosuję od 5 tyg, wykonując zabieg raz w tygodniu, dokładnie co 7 dni. Jestem jeszcze w trakcie kuracji, także nie widzę jeszcze końcowego efektu, natomiast to, co zdążyłam zaobserwować:
- redukcja przebarwień- nie miałam ich jakiś ogromnych, jednak niewielkie istniały. Teraz ładnie zanikają,
- brak łuszczenia się skóry- w przypadku kwasów AHA/BHA łuszczenie jest nieuniknione, nie mogłam sobie na nie pozwolić zwłaszcza, że codziennie jestem w pracy/na studiach/na sesjach,
- brak szorstkości skóry- które towarzyszyło mi zawsze po zastosowaniu wcześniej wspomnianych kwasów,
- wyrównanie kolorytu skóry,
- cera jest bardziej promienna,
- zmniejszenie wrażliwości cery, przez co nie rumienię się tak mocno.

Także ogólnie jestem bardzo zadowolona z działania kwasu, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył! Mam nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się aż do zakończenia kuracji ;). Półprodukty do zakupienia tutaj: GLUKONOLAKTON, HYDROLAT Z MELISY

Oprócz samego kwasu, stosuję "substancje pomocnicze", do których należą:
- napar z majeranku,
- młody jęczmnień,
- podkład Annabelle Minerals.

(majeranek)

Wg Pana dr Różańskiego- specjalisty od ziołolecznictwa- majeranek ma działanie rozjaśniające przebarwienia (zarówno stosowany jako okład jak i wypijany). Ja wykonuję napar, ponieważ zasmakował mi. Dr Różański jest jednak dość kontrowersyjną osobą, pytałam kilku znanych zielarzy, farmaceutów i prowadzących zajęcia o opinie o nim- zdania mają przeróżne. Niektórzy podchodzą do metod tego Pana z dużą rezerwą, inni bardzo chwalą jego metody. Niezależnie od opinii o samym doktorze, nikt nie umiał mi potwierdzić, czy majeranek aby na pewno ma działanie rozjaśniające przebarwienia. Tak czy siak, pomaga również na sprawy żołądkowe, także jeśli nie pomoże na przebarwienia, to pomoże przy bólu brzucha ;) Cały artykuł dr Różańskiego na temat majeranku i jego właściwości znajdziecie tutaj: KLIK!

(Najlepszy jakościowo- sproszkowany sok z młodego jęczmienia.)

Młody jęczmień kupiłam po zimie- chciałam dostarczyć sobie witamin, ale nie chciałam łykać tabletek, postawiłam na coś naturalnego. Oprócz wielu dobroczynnych działań tego produktu, takich jak odżywienie organizmu, utrata oponki czy regulacja pracy układu trawiennego, zauważyłam, że cera zaczęła mieć bardziej wyrównany koloryt a wypryski zaczęły się dużo rzadziej pojawiać! Brak wyprysków= mniej przebarwień. Zastosowanie kuracji kwasem dodatkowo polepszyło stan mojej cery. Przy wyborze młodego jęczmienia trzeba pamiętać, że to sok ma najwięcej składników aktywnych, a pozostałe części rośliny nie mają ich prawie wcale. Za sok należy sporo zapłacić, ale na pewno warto- do tanich jęczmieni dodawane są źdźbła, przez co jęczmień nie działa jak należy... Bardziej wartościowy jest sproszkowany sok, niż dostępny w butelkach, płynny (zazwyczaj jest pasteryzowany). W smaku młody jęczmień jest dość charakterystyczny, jednak nie odrzuca. By złagodzić jego smak, można dodać soku z cytryny- nie zmniesza ona dobroczynnych właściwości młodego jęczmienia.

(podkład mineralny Annabelle Minerals)

W przypadku kuracji kwasami niezbędna jest ochrona przed promieniami UV. Póki jeszcze nie ma ostrego słońca, kontynuuję kurację a jako ochronę przeciw UV stosuję powyższy podkład. Podkłady mineralne mają faktor SPF 30 lub wyżej, ze względu na to, że są wykonane w dużej ilości z tlenku cynku i dwutlenku tytanu, które odbijają promienie słoneczne (są wykorzystywane w większości balsamów do opalania, to one- niestety- odpowiadają za "bielenie" tychże balsamów). Podkłady mineralne mają zbawienne działanie na skórę tłustą i trądzikową, więcej możecie przeczytać o nim tutaj: KLIK!

A czy Wy robiłyście kiedyś kurację kwasem? Jak efekty? Znacie glukonolakton?
Pozdrawiam serdecznie!
Azime

piątek, 19 czerwca 2015

[220.] Niesamowicie wygładzająca odżywka do włosów- recepta na włosowe "sianko".


Cześć Dziewczyny!

Te z Was, które czytają mojego bloga wiedzą, że mam straszny problem z puszeniem się włosów. Z natury mają tendencje do puszenia, a dodatkowo fakt, że je farbuję, potęguje problem. Mimo, że każdą odżywkę/maskę trzymam na włosach 20 min po myciu włosów, nie każda z nich daje pożądane efekty.

Dziś chciałabym Wam opisać jedną z nowości firmy Sylveco- wygładzającą odżywkę. Jak spisuje się na moich włosach? Czy podołała mojej wiecznie spuszonej czuprynie? Zapraszam do recenzji!


Pierwsze co rzuca się w oczy, to fakt, że odżywka ma bardzo gęstą konsystencję. O wiele gęstszą i bardziej zbitą, niż maska tej firmy. Dzięki temu, odżywka jest niezwykle wydajna i wystarcza na bardzo długo. 

Dwa najważniejsze składniki aktywne:
- łopian większy- który pomaga w walce z łupieżem oraz stymuluje włosy do wzrostu,
- olejek sosnowy- reguluje wydzielanie sebum przez skalp oraz hamuje wypadanie włosów na tle łojotokowym. Warto więc nakładać tę odżywkę również na skórę głowy.
Poza tym, w składzie znajdziemy kwas mlekowy oraz d-pantenol, które wygładzają włos i domykają jego łuski. Dodatkowo w odżywce znajdują się:


 

Składniki INCI: Woda,  Alkohol cetylowy,  Ekstrakt z łopianu,  Cukier,  Olej z pestek winogron,  Oliwa z oliwek,  Gliceryna,  Kwas stearynowy,  Panthenol,  Glukozyd decylowy,  Olej arganowy,  Oleinian glicerolu,  Kwas mlekowy,  Guma guar,  Benzoesan sodu,  Betaina kokamidopropylowa,  Olejek sosnowy (klik w poszczególny składnik przekierowuje na stronę sylveco.pl, gdzie możecie poczytać więcej na jego temat).

No i najważniejsze- jak odżywka sprawuje się na moich włosach:

Efekt "przed" i "po"
(na zdjęciu końcówki nie są w najlepszej formie, ale już zdążyłam odwiedzić fryzjera ;))

Śmiało mogę powiedzieć, że jest to najlepsza odżywka do włosów, jaką do tej pory stosowałam. Jeszcze żadna odżywka nie wygładziła mi aż tak mocno włosów. Wyglądają jak nie moje- są dociążone, bardziej elastyczne, nie puszą się. Efekt błyszczących, gładkich włosów bez grama silikonu. Lubię to, i to bardzo!

Producent zaleca trzymać odżywkę na włosach 2 min. Ja nakładam odżywkę od ucha w dół i trzymam ją na włosach 20 min (w tym czasie akurat wykonuję oczyszczanie twarzy metodą OCM). Po upływie tego czasu, nakładam jeszcze odrobinę na skalp i po chwili spłukuję. Stosując odżywkę w ten sposób, zawsze otrzymuję pożądany efekt, a przy tym nie przetłuszczam skalpu.

Śmiało mogę polecić tę odżywkę osobom, które borykają się z puszeniem włosów, ale jednocześnie bardzo przetłuszcza im się skalp. Efekt gwarantowany i widoczny już po pierwszym użyciu :)

Pozdrawiam serdecznie!
Azime

PS: po pół roku przerwy (marzec 2016) od stosowania tej odżywki, znów do niej wróciłam, żeby zobaczyć, czy znów będę tak zadowolona- efekt jak najbardziej mnie usatysfacjonował!

środa, 17 czerwca 2015

[219.] Majowe denko.


Cześć Dziewczyny!

W natłoku zajęć, kompletnie zapomniałam o podsumowaniu zużyć maja! Jakie kosmetyki zostały zdenkowane? Co o nich sądzę? Zapraszam na szybkie recenzje zwłaszcza, że w tym denku znajduje się masa naturalnych kosmetyków, które mogą przypaść Wam do gustu.


Pielęgnacja ciała:


1. Peeling do ciała "Kawa z Makadamią" z Mydlarni LiLa- tak na prawdę jest to peeling i balsam w jednym. Świetnie złuszcza naskórek (uwielbiam peeling kawowy!) a dodatkowo mocno nawilża skórę. Co ciekawe- skóra po zastosowaniu tego kosmetyku pięknie odbija światło, więc ten efekt na pewno będzie świetnie podkreślał opaleniznę! Produkt naturalny, o prostym składzie. Pełną recenzję i opis produktu znajdziecie tutaj: KLIK!

2. Organic Therapy- żel pod prysznic "Sweet Dreams"- w maju miałam fazę na zapach waniliowy. Wszystko pachniało wanilią! Gdy zobaczyłam ten żel, (o zapachu wanilii, rzecz oczywista), wiedziałam, że muszę go wypróbować. Zwłaszcza, że zawiera w sobie jedynie łagodne detergenty. Skóra po tym żelu była ukojona, nie pojawiły się żadne podrażnienia czy przesuszenie. Mała dygresja- poprzez wyeliminowanie z żeli SLS, coraz rzadziej sięgam po balsamy do ciała.

3. Yves Rocher- żel pod prysznic- tragedia... YR uchodzi za firmę naturalną, ale kiedy patrzę w ich składy, to zastanawiam się, co oni mają z naturalnością wspólnego? SLSy? Silikony? Alkohol? No przepraszam... A ile osób się nabiera na chwyty marketingowe, które stosuje ta firma. No ale w końcu i ja uległam- w maju była promocja, że przy zapisaniu się do klubu IR, otrzymam gratis tusz do rzęs. Haczykiem było to, że jeśli chcę się zapisać do klubu, muszę kupić produkt za min 7 zł. I wybrałam ten żel (nie patrząc w skład, o zgrozo!). Zastosowanie żelu z SLS poskutkowało u mnie wysypem grudek na dekolcie, delikatnym przesuszeniem skóry. Żel okropnie mocno pachniał- zapach był duszący, dławiący, ostry (perfum był już na 3cim miejscu w składzie, brawo!). Nie mogłam się doczekać, kiedy zużyję żel do końca. YR będę omijać szerokim łukiem- już pominę działanie kosmetyku, bo każdemu pasuje co innego- ale za to, jak firma "robi w balona" klientów.


Oleje:


1. Olej z pestek truskawek, Ol`Vita - cudeńko! Olej nadaje się zarówno do pielęgnacji skóry suchej jak i tłustej. Olej opisywany jest jako szybko wchłaniający się. U współlokatorki, która była w trakcie kuracji kwasami, a ma tłustą skórę, wchłonął się błyskawicznie. Na mojej tłustej twarzy nie wchłaniał się całkowicie, ale na noc zamiast kremu był idealny. Zwłaszcza, że cudnie pachniał (jak na olej ;))- spod typowego, olejowego zapachu wyłaniał się słodkawy aromat truskawek. Nie zapycha porów i reguluje pracę gruczołów łojowych.

2.  Oliwka HIPP- jest ze mną już od wielu miesięcy. Wykorzystuję ją jako olej bazowy do oczyszczania twarzy olejami- metodą OCM. W tej roli spisuje się rewelacyjnie, ponieważ zawiera tylko olej słonecznikowy (niekomedogenny), olej ze słodkich migdałów (bardzo delikatny), witaminę E (jako konserwant) oraz perfum. Polecam ją serdecznie zwłaszcza, że nie zawiera w sobie parafiny, a to największy błąd, jaki obecnie popełniają producenci komponując skład oliwek.

3. Olej rycynowy- ma najlepsze właściwości oczyszczające skórę, ponieważ jego cząsteczka jest zbliżona do budowy cząsteczki keratyny- białka, które buduje naszą skórę. Dzięki tej właściwości może wnikać głęboko w pory skóry i oczyszczać je dogłębnie. Wykorzystuję do OCM.


Pielęgnacja włosów:


1. Equilibra- nawilżająca odżywka dodająca objętości- odżywka godna polecenia. Widocznie nawilża włosy, odbija od nasady, dodaje objętości. Jako, że zawiera w sobie proteiny keratyny, stosowałam ją raz na jakiś czas (moje włosy nie lubią dużej ilości protein). Stosowana zbyt często, powodowała u mnie puszenie włosów, zamiast dodawania objętości. Ale to już kwestia upodobań moich włosiąt :). Zapach dość specyficzny, ale wychodzę z założenia, że kosmetyk ma działać a nie pachnieć. Składniki aktywne w wysokich stężeniach- aloes, keratyna, olej arganowy.

2. D-pantenol ze strony zrobsobiekrem.pl- półprodukt polecony przez koleżankę ze studiów. Jeśli macie puszące się włosy, d-pantenol będzie strzałem w dziesiątkę! Dodaję go do szamponów i odżywek, dzięki czemu łatwiej opanować mi puszące się kosmyki.

3. Montibello, szampon do włosów czerwonych- czerwony pigment bardzo szybko się wypłukuje. Mimo, że na co dzień stosuję szampony bez SLS, pigment i tak się wymywa, jest to nieuniknione. Żeby odświeżyć kolor, zakupiłam ten szampon. Do naturalnych to on nie należy, ale skład ma na prawdę przyjemny- brak SLS, tylko jeden, lekki silikon w niewielkim stężeniu. Posiada czerwony barwnik, stąd jego krwisty kolor. Mieszam go sobie na dłoni wraz z innymi szamponami, o działaniu pielęgnującym. Kolor jest rzeczywiście odświeżony, wprawdzie nie aż tak, jak tuż po farbowaniu, ale nie można odmówić mu działania. Nie łapie odrostów. Uwaga, jeśli ma się pazurki pomalowane na biało- zafarbuje ;). Początkowo byłam do niego sceptycznie nastawiona, obecnie jest to mój must-have! Pełna recenzja pojawi się na blogu :)

4. Green Pharmacy, eliksir wzmacniający-drogeryjna, łatwo dostępna wcierka. Przy okresie wiosennym, gdy włosy zaczynają mocniej wypadać, sprawdza się idealnie. Już po pierwszym użyciu widać, że na szczotce zostaje mniej włosów. Nie posiada w swoim składzie alkoholu, za co duży plus! Na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę. Pełna recenzja: KLIK!

5. Bania Agafii, drożdżowa maska do włosów- obecnie moja fryzura składa się z dwóch części- od czubka głowy do żuchwy włosy są w świetnym stanie, są to kosmyki wyhodowane odkąd wpadłam w sidła włosomaniactwa. Natomiast od żuchwy do końcówek włosy są wysokoporowate i zniszczone. Maska na części "zdrowej" spisuje się bardzo dobrze, dodaje objętości ale nie puszy włosów, łuski są domknięte, włosy nie elektryzują się. Natomiast na części "zniszczonej" nie spisuje się aż tak dobrze, jest za słaba- niektóre kosmyki wyraźnie się puszą. Natomiast maska świetnie spisała się do stosowania na skalp, przyspieszyła porost włosów. Jeśli chcecie zobaczyć efekt, jaki dała w ciągu miesiąca stosowania, zapraszam tutaj: KLIK!

6. Sylveco, lniana maska do włosów- widocznie nawilża i odżywia włosy a także ułatwia ich rozczesywanie. Jednak nie była w stanie dociążyć moich mocno spuszonych włosów. Trzymana na włosach i skalpie 20 min nie powoduje przetłuszczania czy oklapnięcia, za to duży plus. Na pewno polubią się z nią osoby o zdrowych włosach, lekko puszących się lub przetłuszczających. Pełna recenzja tutaj: KLIK

 Pielęgnacja twarzy:


1. Sylveco, arnikowe mleczko oczyszczające- godny zamiennik dla OCM. Nie posiada żadnego detergentu w sobie a oczyszcza skórę na zasadzie polarności tłuszczy. Zawiera olej rycynowy (oczyszczanie, wzmacnianie brwi i rzęs), arnikę (uszczelnianie naczyń krwionośnych), emulgator z oleju kokosowego (ułatwia zmywanie produktu). Mleczkiem oczyszczamy twarz masując ją, a nie ścierając płatkami kosmetycznymi. Świetnie domywa wszystkie kosmetyki, nawet wodoodporne! W ogóle nie daje uczucia ściągnięcia skóry, także spisze się u osób z cerą suchą i naczynkową. Pełna recenzja: KLIK!

2. Sylveco, krem brzozowo-nagietkowy z betuliną- krem o bardzo gęstej formule. Wiele Pań o przesuszonej i mieszanej cerze lubi ten krem. Dla mnie jest za tłusty do codziennego stosowania, jednak stosowany raz na jakiś czas na noc spisuje się bardzo dobrze- regeneruje skórę i zapobiega powstawaniu wyprysków dzięki zawartości nagietka. Reguluje pracę gruczołów łojowych. Świetnie spisywał się podczas wyjazdów na narty, chronił twarz przed mrozem i wiatrem. Niesamowicie wydajny! Data ważności to 3 miesiące, więc po upływie tego terminu zużyłam go do stóp ;) I genialnie zregenerował spękane pięty! 

3. Bania Agafii, maseczka odświeżająca- maseczka nie do zużycia! Bardzo wydajna. Kupiłam ją w zeszłym roku z zamiarem odświeżenia twarzy po opalaniu na wakacjach w Grecji. Od zeszłego roku używałam ją systematycznie i nie mogłam jej wykończyć- na szczęście ma datę przydatności 9 miesięcy po otwarciu. Maseczka daje efekt chłodzenia na twarzy- o ile w lecie był to miły dodatek, o tyle przez zimę nie lubiłam stosować tej maseczki. Niestety, zazwyczaj po jej aplikacji, na drugi dzień pojawiały mi się wypryski. Nie wrócę do niej, chociaż skład ma bardzo dobry. Na szczęście w ofercie Bania Agafii jest dużo maseczek, także na pewno wypróbuję inne warianty.

4. Sylveco, rumiankowy żel do mycia twarzy- polecany przy cerze tłustej i trądzikowej. Posiada 2% kwasu salicylowego. Nie jestem zwolennikiem wykorzystywania kwasów w produktach detalicznych, ponieważ nieumiejętne stosowanie może spowodować podrażnienie. A klienci potrafią być kreatywni, i mają przeróżne pomysły. Oczyszczam twarz metodą OCM, ale podczas wyjazdów i w awaryjnych sytuacjach stosowałam ten żel. Jednak nie przypadliśmy sobie go gustu- nie zauważyłam dogłębnego oczyszczania, zwężenia porów czy zmniejszenia ilości wyprysków. Na pewno nie jest to żel, który mógłby zastąpić OCM. 

5. Make Me BIO- krem do cery suchej i wrażliwej "Garden Roses" - przede wszystkim stosowałam go w zimie jako krem ochronny na dzień. Mimo, że jest dedykowany skórze suchej, nie był tłusty, nie zapychał porów i świetnie sprawdził się w okresie zimowym na mojej tłustej skórze. Wraz z przybyciem wiosny musiałam jednak ograniczyć jego stosowanie, ponieważ cera zaczynała mi się przetłuszczać po nim. Jednak został zakupiony strikte z myślą o pielęgnacji skóry zimą a w tej roli sprawdził się rewelacyjnie! W dodatku ujednolicał koloryt skóry i zmniejszał zaczerwienienia przy cerze naczynkowej! Polecam, kiedyś na pewno wypróbuję jeszcze inne kremy z firmy Make Me BIO. Pełna recenzja produktu: KLIK!


Półprodukty do kuracji kwasami:

Moja skóra, chociaż tłusta i gruba, nie lubi kwasów, łuszczenia się a nawet peelingów enzymatycznych. Jednak okres wiosenny sprzyja kuracjom kwasowym. Nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła wypróbować jakiś bardzo delikatny kwas. Zdecydowałam się na glukonolakton- w teorii miał zmniejszać zaczerwienienie twarzy, ujednolicać koloryt, zmniejszać przebarwienia, nie powodować łuszczenia się skóry. Czy teoria przełożyła się na praktykę? Napiszę Wam na pewno! Glukonolakton rozrobiłam z hydrolatem z melisy, by wyrównać pH. Jestem w trakcie kuracji i efekty są obiecujące. Ale oczekujcie pełnej relacji ;).


Pozostałe:


1.Inglot, Duraline- kosmetyk, którego nie umiem ogarnąć, ale jednak jakoś szybko go zużyłam. Nie umiem napisać jednoznacznej opinii. Absolutnie nie nadawał się do dodawania do cieni prasowanych, ponieważ niszczył je, a powstały "eyeliner" nie był dobrze napigmentowany i nie dało się nim zrobić precyzyjnej kreski. Nie sprawdził się też jako ratunek na zaschnięte eyelinery w żelu. Za to jako produkt do rozrobienia pigmentów i nakładania na usta- rewelacja. Jest to kosmetyk awaryjny, który warto mieć w kufrze przy nagłych wypadkach, jednak nie sięgam po niego regularnie. Raczej sięgam po niego z przypadku.

2. Ziaja, antyperspirant "Sensitive"- antyperspiranty to chyba jedyne kosmetyki konwencjonalne, z których nie potrafię zrezygnować. Dzięki zawartości hydroksychlorku glinu świetnie chroni przed potem. Kolejne opakowanie w trakcie użytkowania.

3. Yves Rocher, perfumy- bardzo ładny, przyjemny, kwiatowo-słodki zapach. Bardzo duże opakowanie, perfumy wystarczyły mi na długi czas. Bardzo lubię słodkie zapachy, ten perfum dostałam w prezencie i był to prezent idealnie trafiony :)


I to byłoby na tyle! Dajcie znać, czy znacie któreś z tych kosmetyków i co o nich sądzicie?
Pozdrawiam serdecznie!
Azime

poniedziałek, 15 czerwca 2015

[218.] Rosyjskie kosmetyki na lepszy porost włosów- miesięczna kuracja, świetny efekt!


Cześć Dziewczyny!

W maju postanowiłam wykonać kurację na porost włosów z użyciem rosyjskich kosmetyków "Bania Agafii. W tym celu zaopatrzyłam się w następujące produkty- aktywne, ziołowe serum na porost włosów oraz maskę drożdżową. Kurację przeprowadziłam przez równy miesiąc, systematycznie stosując powyższe kosmetyki. Stan wyjściowy mojej czupryny:

10 maj, 60 cm- kuracja start!

Natomiast 10 czerwca, po kuracji, włosięta zostały ponownie zmierzone. Tym razem miarka pokazała... 63 cm! Aż 3 cm przyrostu w ciągu miesiąca! Przyznam, że nie spodziewałam się aż takiego wyniku. Niestety, nie miałam możliwości wykonać zdjęcia włoskom, a kiedy w końcu możliwość nastąpiła, byłam po fryzjerze (włosy zaczęły mi się okropnie puszyć, przez długi czas nie mogłam znaleźć winowajcy, myślałam, że wymagają podcięcia końcówek. Teraz zaczynam podejrzewać, że puch jest wywołany... olejem kokosowym! Nie wydaję na razie osądu, będę jeszcze obserwować włosy...). 

Włosy po miesięcznej kuracji, ale również, niestety, po podcięciu końcówek.

Mimo, że włosy zostały podcięte, na zdjęciach ewidentnie widać, że poprawiła się również gęstość i objętość włosów.
 
Skład INCI maski:
Aqua with infusions of: Yeast Extract, Betula Alba Juice; enriched by extracts: Inula Helenium Extract, Arctostaphylos Uva Ursi Extract, Silybum Marianum Extract, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil, Ribes Aureum Seed Oil, Pinus Sibirica Cone Oil, Rosa Canina Friut Oil, Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid,  Sorbic Acid


Skład INCI aktywnego serum:
Althaea Officinalis Extract, Shizandra Chinensis Officinalis Oil, Panax Ginseng Extract, Mellissa Officinalis Leaf Oil, Arctium Lappa roqt Extract, Urtica Dioica Extract, Betula Alba Extract, Yeast Extract, Capsicum Anuum Fruit Extract, Climbazole, Allantoin, Pantothenic Acid, Neolone
  
Moja opinia:
Początkowo miałam wrażenie, że serum spisuje się gorzej jak Jantar. Nie zauważyłam porostu baby hair, nie spowodowała nagłego zaprzestania wypadania włosów. Jednak systematyczność okazała się kluczem do sukcesu- 3 cm przyrost w ciągu miesiąca wzbudził zdziwienie nawet u fryzjerki, która przycinała mi końce. Normalny przyrost jaki obserwuję, to 1 cm. Nie można więc odmówić kosmetykom działania. Natomiast maskę stosowałam zarówno przed, jak i po myciu włosów. Przed myciem nakładałam maskę również na skalp, ponieważ zależało mi na tym, by składniki aktywne działały przede wszystkim na cebulki włosów. 

Systematyczność w kuracji przyniosła efekt nie tylko w postaci przyrostu włosów, ale również zauważyłam zmniejszone wypadanie włosów i ich zagęszczenie. Na sam koniec, porównam efekt:


Mimo, że początkowo nie widziałam efektów i byłam sceptycznie nastawiona co do skuteczności tej kuracji, po porównaniu efektów widzę, że warto. Polecam przetestować wyżej wspomniane kosmetyki, szczególnie w połączeniu! Nie umiem jednoznacznie powiedzieć, czy któryś kosmetyk ma większy udział w tym efekcie, ponieważ stosowałam je w tym samym czasie. Teraz będę eksperymentować, więc jeśli zaobserwuję jakieś ciekawe zmiany, roszady, koniecznie Was poinformuję ;)

Pozdrawiam serdecznie!
Azime