czwartek, 28 sierpnia 2014

[132.] Lekki krem nagietkowy Sylveco.


Witam!
Jak wiecie, jestem sympatyczką polskich kosmetyków ziołowych firmy Sylveco. Są to przystępne cenowo i względnie łatwo dostępne kosmetyki ziołowe (do nabycia w aptekach i sklepach zielarskich). 

Osobiście mam coraz mniej problemów ze skórą. Nie mniej jednak moja tłusta i naczynkowa cera czasem daje o sobie znać, dlatego skłoniłam się do zakupu wersji z nagietkiem. Dlaczego? 

Producent tak zachwala produkt:
"Nagietek lekarski to źródło substancji aktywnych o właściwościach przeciwbakteryjnych, przeciwzapalnych, gojących i oczyszczających. Zastosowanie tego cennego surowca gwarantuje w lekkim kremie nagietkowym skuteczną pielęgnację i regenerację w przypadku skóry skłonnej do infekcji, podrażnionej, zanieczyszczonej, z objawami trądziku. "

A co znajdziemy w kremie?

Jak widać, krem posiada wiele substancji czynnych łagodzących podrażnienia i pomagających utrzymać skórę w odpowiedniej elastyczności i nawilżeniu. Skład jest niemal całkowicie naturalny. Produkt nie zawiera żadnych sztucznych emolientów, zbędnych polepszaczy, perfum, substancji potencjalnie kancerogennych czy konserwantów.

Po rozpakowaniu pudełeczka, znajdziemy w nim krem w pojemniku z pompką oraz obszerną ulotkę.

Sylveco, jak to Sylveco, zasypuje nas ogromem informacji na temat działania poszczególnych składników. Tekturowe opakowanie jest całe pokryte ciekawymi informacjami, tak samo jak pojemnik z kremem oraz załączona ulotka.

Informacje zawarte na ulotce:



Informacje zawarte na tekturowym opakowaniu oraz pojemniczku w którym jest krem:




Trzeba przyznać, że Sylveco nie ma nic do ukrycia. Jasno i otwarcie wypisuje składniki INCI wraz z wyjaśnieniem, co kryje się pod nazwą. Ilość informacji może przytłaczać, nie mniej jednak należę do osób, które lubią wiedzieć, co jest w kosmetyku i dlatego ten ogrom informacji jest dla mnie atrakcyjny.

Jeśli jednak któreś z Was (tak jak i ja), nadal odczuwa niedosyt informacji, zapraszam na stronę sylveco.pl, gdzie możecie zapoznać się z jeszcze większą ilością informacji a także z wynikami ich badań laboratoryjnych (wspomnę, że wiele firm bardzo niechętnie publikuje swoje badania, Sylveco daje nam te badania do wglądu o dowolnej porze).

Jednak to, o czym pisze producent to jedno, a to jak działa kosmetyk to drugie. Czy lekki krem nagietkowy spełnił obietnice producenta oraz moje oczekiwania?

Tak! Krem nadaje się zarówno na noc jak i na dzień. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Skóra zaraz po zastosowaniu lekko się czerwieni, jednak jest to u mnie normalny objaw związany z moimi reaktywnymi naczynkami. Efekt ten jednak szybko znika, rumieńce bledną prawie całkowicie, twarz ma wyrównany, zdrowy koloryt. 

Krem nie spowodował zapchania mojej tłustej skóry, nie pojawił się u mnie wzmożony łojotok czy rozszerzenie porów. Początkowo troszkę odpychał mnie zapach- ciężko mi go określić, jednak bardzo odbiega od pięknie pachnących kosmetyków. Nie jest to też smród. To specyficzny zapach, jednak po ok. tygodniu stosowania przestałam na niego reagować (zwłaszcza, że widziałam, jak bardzo moja skóra polubiła się z tym kremem). 

Dzięki pompce, w higieniczny sposób możemy wydobyć pożądaną ilość produktu.

Jestem bardzo zadowolona z tego kremu i polecam go wielu osobom. Bardzo dobrze spisuje się u osób borykających się jednocześnie z trądzikiem oraz zaczerwienieniem i wrażliwością cery. Jest o wiele lepszy niż większość drogeryjnych kremów w tej cenie - kosztuje ok. 26 zł.

Zaprzyjaźniłam się również z łagodzącym kremem pod oczy firmy Sylveco (KLIK!) - zapraszam do przeczytania recenzji :) 
Przypomnę, że w walce o piękną cerę, "efekt wow" wywołało u mnie oczyszczanie twarzy metodą OCM (KLIK!). Serdecznie zachęcam do wypróbowania tej metody!

Pozdrawiam =)


Edit 6.01.15r.
Zdenkowałam już niejedno opakowanie tego kremu i jest najlepszym kremem na dzień, jaki miałam do tej pory!

czwartek, 21 sierpnia 2014

[129.] Łatwiej zapobiegać, niż leczyć...

Witam!
Dzisiejszy post będzie typową opisówką. Mam nadzieję jednak, że ten post naświetli niektórym konsumentom pewne sprawy dotyczące kosmetyków.

Wiele czytelniczek tego bloga to osoby związane z kosmetyką/kosmetologią mniej lub bardziej. Są świadomymi konsumentami. Jednak na co dzień w pracy spotykam osoby, które nie mają pojęcia, że kosmetyk z założenia nie jest substancją leczniczą, cofającą powstałe zmiany lecz ma spełniać funkcję pielęgnacyjną.

Czy to oznacza, że kosmetyki nie działają?

Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy. Jeśli ślepo wierzymy w obietnice producentów oraz koncernów, niestety, często możemy obejść się smakiem. Bo przecież ile osób kupiło krem przeciwzmarszczkowy lub likwidujący popękane naczynka i nie zauważyło żadnej poprawy?

Kluczem do pięknej i zdrowej cery jest świadomość, czego naszej skórze potrzeba, jak możemy jej pomóc, oraz wybieganie myślami w przyszłość, np. "jeśli teraz będę nadużywać solarium, jak będę wyglądać za 5 lat?". 

Nabywcy kosmetyków dzielą się na dwie grupy: 
1. osoby, które kompletnie nic nie robią ze swoją skórą (lub robią niewiele i niesystematycznie) a kiedy zobaczą jakiś defekt, chcą go cofnąć, by znów cieszyć się nienaganną cerą i móc nie zawracać sobie głowy stosowaniem kosmetyków,
2. osoby stawiające na pielęgnację, by zapobiec powstawaniu defektów w przyszłości lub opóźnić starzenie się skóry.
Kosmetyk z założenia ma spełniać funkcję pielęgnacyjną. Także łatwo można się domyśleć, że osobom spod nr 1 kosmetyki niewiele pomogą, lub pomogą na krótki okres czasu. Jeśli klient ma takie wymagania, lepiej poradzić mu inwazyjne zabiegi kosmetyczne i medycyny estetycznej, by mógł zobaczyć efekty od razu, ponieważ zazwyczaj tego oczekują klienci. Nie jest to jednak dobre podejście - skoro i tak w/w klienci nie będą dbać o cerę, to zmiany i defekty po jakimś czasie wrócą i to ze zdwojoną siłą. Przytoczę tutaj zabieg z użyciem botoksu. Botoks, jest to substancja chemiczna, która powoduje porażenie mięśni twarzy. I ten efekt wcale nie ustępuje (wbrew powszechnej opinii :)). Mięśnie porażone są trwale, a fakt, że po ok. pół roku osoba znów odzyskuje swoją dawną mimikę jest spowodowany tym, że tworzą się nowe połączenia nerwowe w skórze. Jaki więc jest efekt przy długotrwałym stosowaniu botoksu? Albo przestaje być skuteczny, ponieważ organizm bardzo szybko tworzy nowe połączenia nerwowe, albo całkiem odwrotnie- organizm się poddaje, przestaje wytwarzać nowe połączenia i zostajemy bez mimiki w miejscu, gdzie został wstrzyknięty botoks. Przy okazji botoksu, wspomnę, że jest to metoda skuteczna jedynie w przypadku zmarszczek mimicznych, tj. jeśli marszczymy czoło między brwiami (tzw. "lwia zmarszczka") lub często unosimy brwi do góry. Botoks sprawia, że nie uniesiemy już tych brwi, nie zmarszczymy czoła. O ile patrząc zwyczajnie w lustro efekt wydaje nam się świetny, ponieważ nie widzimy zmarszczki, o tyle możemy wyglądać dziwnie, gdy nie potrafimy wyrazić zdziwienia, unieść brwi, czy ich zmarszczyć. 

Dermatolodzy zalecają, że botoks powinny stosować osoby... mające ok. 20 lat! Dlaczego? Ponieważ porażając mięśnie w młodym wieku, zapobiegamy powstawaniu zmarszczek mimicznych. A co z zanikiem mięśni, który pojawia się, jeśli mamy je przez długi czas porażone? A co, jeśli w wieku 30 lat będziemy mieć permanentnie porażone mięśnie i nie będziemy miały w ogóle mimiki? Czy rzeczywiście o to chodzi, by w wieku 20 lat stosować tak drastyczne środki?

Absolutnie. Nie dajmy się zwariować :) 

Mój zestaw do wykonania maseczki dla cery trądzikowej i naczynkowej.
Jak już wielokrotnie wcześniej wspomniałam- kosmetyki mają na zadanie pielęgnować skórę i zapobiegać powstawaniu zmian a nie cofać już powstałe. Nie oznacza to, że kosmetyki nie działają na już powstałe zmiany, nie mniej jednak jak napisałam w tytule "łatwiej zapobiegać, niż leczyć". W przypadku kosmetyków należy mieć na uwadze, że codzienne, systematyczne, małe czynności są kluczem do sukcesu i w przyszłości dadzą wielki efekt.

Jeśli wiemy, czego naszej skórze potrzeba, powinnyśmy w tym kierunku ją pielęgnować. Często jednak nieprawidłowa pielęgnacja doprowadza do gorszego stanu niż przed używaniem kosmetyku. Dzieje się tak, ponieważ wiele kosmetyków jest wręcz przeładowane chemią, która powoduje powstawanie zaskórników, pryszczy, łojotoku, a często także nie działa wcale, przez co tak na prawdę kosmetyk jest bezwartościowy. Często wynikiem nieprawidłowej pielęgnacji jest sucha, odwodniona skóra z trądzikiem (w prawidłowym profilu cery trądzik nie występuje przy suchej skórze). Wystarczy odpowiednia pielęgnacja, by cera odzyskała swój rytm.

Jeśli chodzi o dokładne składniki w kosmetykach, które są wartościowe a których powinniśmy się wystrzegać, napiszę o tym osobny post, żeby nie przedłużać. Ze swojej strony mogę polecić kosmetyki firm Sylveco, Bania Agafii czy stronę z półproduktami zrobsobiekrem.pl. Moim pielęgnacyjnym objawieniem było spróbowanie OCM, czyli oczyszczania twarzy za pomocą olejów (link do posta: >KLIK<).

Edit 14.09.14r.- post dot. składu INCI: KLIK!

Aktualnie używane przeze mnie kremy firmy Sylveco.
Pamiętajmy, że zdecydowanie łatwiej jest zapobiegać zmianom niż je cofać. I właśnie takie zadanie jest stawiane kosmetykom. Powinniśmy bacznie obserwować swoją twarz i zauważać, że np. jeśli w okresie zimowym dochodzi do częstych przesuszeń skóry, lub podrażnień, powinniśmy stosować bardziej treściwe kremy, by zapobiec popękaniu naczynek w przyszłości. Niestety, jeśli naczynka już popękają, nie uda się ich wyleczyć za pomocą kosmetyków, w takim przypadku potrzebne już są zabiegi z użyciem IPL lub lasera. Niestety, raz uszkodzone naczynka mają tendencje do nawrotu, nawet po zaleczeniu ich IPLem lub laserem, dlatego lepiej zawczasu je wzmacniać i sprawić, żeby nie popękały. Dlatego kosmetyki do cery naczyniowej z reguły mają takie substancje jak wyciąg z kasztanowca, rutynę, witaminę C, które działają uszczelniająco i wzmacniająco na naczynka. Preparaty te mogą zmniejszyć pojawiający się rumień, jednak nie cofną powstałych zmian. Jeśli więc masz często zaczerwieniona twarz, pamiętaj o wzmocnieniu naczynek krwionośnych.

Częstym problemem jest również trądzik młodzieńczy, który nieleczony i/lub nieprawidłowo pielęgnowany prowadzi do wytworzenia się trądziku różowatego. Jest to przewlekły stan chorobowy występujący u dorosłych, charakteryzujący się wrażliwą i naczyniową cerą oraz zmianami trądzikowymi. Charakterystyczne dla tej choroby są przewlekłe zaczerwienienia, popękane naczynka a w ich obrębie pryszcze. Co ciekawe- nie występują jednak rozszerzone pory. Z trądzikiem różowatym ciężko walczyć, ponieważ większość kosmetyków powoduje jedynie nasilenie się zmian. Z cerą należy postępować jak z przysłowiowym jajkiem a efekty i tak są znikome. Trądzikowi różowatemu, szczególnie wśród Panów, towarzyszy przerost tkanki skórnej na nosie. Ten stan trzeba już leczyć chirurgicznie- należy poddać się wycinaniu przerosłej tkanki.

Powyższe przykłady bardzo dobrze obrazują, po co istnieją kosmetyki i jak powinno się je stosować. Przede wszystkim liczy się świadomość, jakich rezultatów możemy oczekiwać. Często nadużywanym słowem jest "przeciwzmarszczkowy". Odpowiedzmy sobie same- czy ta nazwa oznacza, że kosmetyk wygładzi zmarszczki, czy będzie zapobiegał ich powstawaniu?
Na sam koniec przypomnę o poście, w którym opisuję jak określić swój rodzaj cery i jak powinno się ją pielęgnować. Są to podstawowe informacje, nie mniej jednak bez nich "ani rusz" :) Link do posta: >KLIK<

A Wy jakie macie podejście do kosmetyków? Czego od nich oczekujecie?

Pozdrawiam! :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

[128.] Przesyłka ze "zrobsobiekrem.pl"

Witam!
Ostatnio pokończyłam półprodukty, których używam do pielęgnacji skóry. Najwyższa pora na uzupełnienie zapasów! Oczywiście widząc, że są bardzo skuteczne, postanowiłam zaopatrzyć się w kilka nieznanych mi jeszcze substancji.
Niedawno dotarła do mnie paczuszka, jej zawartość prezentowała się następująco:


Co dokładnie w niej było?
Zacznę od produktów, które już znam, polecam i bardzo lubię, następnie opiszę moje wrażenia po pierwszych użyciach nowości.

1. Francuska glinka czerwona


Jest to moje "must have". Świetnie działa na lekko przetłuszczającą się cerę, pochłania sebum a dodatkowo wzmacnia naczynia krwionośne, przez co jest polecana dla cer naczynkowych. Pełną recenzję tej glinki pisałam tutaj: KLIK!. Glinkę mieszam z hydrolatem bułgarskim różanym (właściwości nawilżające), dodaję potrójny kwas hialuronowy oraz odrobinę oleju arganowego. Dodatek oleju sprawia, że maseczka gorzej się nakłada, jednak uczucie ściągnięcia nie jest aż tak mocne jak po samym hydrolacie lub wodzie.
Glinkę można kupić tutaj: KLIK!

2. Potrójny kwas hialuronowy 1.5%




Kwas hialuronowy jest to substancja odpowiadająca za utrzymanie odpowiedniego poziomu nawilżenia skóry. Ze względu na budowę cząsteczki, kwas hialuronowy może mieć przeróżne działanie- może wnikać w skórę i w ten sposób utrzymywać odpowiedni poziom nawilżenia lub tworzyć film na skórze, który zapobiega uciekaniu wody z naskórka. Dokładnie opisywałam różne rodzaje kwasu hialuronowego tutaj: KLIK!. Ta substancja jest dla mnie obowiązkowa jako dodatek do maseczek, czasem stosuję ją jako serum pod krem na noc. Konsystencję określiłabym jako pomiędzy żelem a płynem. Nie spływa, ale też nie rozsmarowuje się jak żel (szybciej się wchłania). Polecam wypróbować jako mały dodatek do pielęgnacji.
Kwas hialuronowy można kupić tutaj: KLIK!

3. Olej arganowy



Ten olej jest jednym z najbardziej uniwersalnym z olejów- pomaga w walce z nadmiernym łojotokiem, natłuszcza cerę suchą, wycisza grę naczyniowa a przede wszystkim pomaga w walce ze starzejącą się, zanieczyszczoną i ziemistą cerą. Do tej pory używałam tego oleju do OCM (o tym, czym jest OCM, i jak stworzyć najprostszą i najbardziej uniwersalną mieszankę do oczyszczania twarzy pisałam tu: KLIK!). Do tej pory stosowałam deodorowany olej arganowy, by uniknąć tego słynnego smrodku. Widząc jednak, jakie świetne efekty daje, postanowiłam tym razem zakupić organiczny, niedeodorowany olej. I jak wrażenia? Rzeczywiście jest to lekki smrodek, jednak uważam, że opinie na internecie są przesadzone :) Zapach oleju nie jest wyczuwalny przy OCM (nie wybija się spod oliwki HIPP), nakładałam ten olej również na końcówki włosów w celu ich wygładzenia i ochrony (smrodek również się nie utrzymał). Skóra po tym oleju jest rozświetlona, gładka, bardziej promienna, stąd tak wiele osób uwielbia ten olej. Jak wcześniej wspomniałam, postanowiłam wypróbować zamienić silikonowe sera na końcówki włosów właśnie olejem. Wyczytałam, że olej arganowy sprawdza się całkiem dobrze w tej roli. Muszę jednak wyczuć, ile mogę nakładać tego oleju na włosy- dziś zdecydowanie przesadziłam i chodzę z jednym, wyjątkowo tłustym pasmem włosów :). Jednak odrobina mniej oleju i moje włosy pięknie się błyszczą i nie puszą się. Ważne, żeby nakładać ten olej na umyte, mokre włosy, omijając skalp.
Olej arganowy można kupić tutaj: KLIK!

4. Olej z pachnotki



Jako, że podczas lata zauważam, że moja skóra ma tendencje do wzmożonego produkowania łoju oraz powstawania zaskórników i pryszczy, postanowiłam wypróbować olej z pachnotki, który działa antybakteryjnie a szczególnie dobrze pozbywa się bakterii Propionibacterium acnes, wywołujących trądzik młodzieńczy. Zaczęłam dodawać ten olej zamiast arganowego do mieszanki OCM (olej arganowy nadal stosuję w maseczkach). Czy zauważyłam efekty? Tak! Odkąd używam tego oleju do mycia twarzy, nie pojawił mi się ani jeden nowy pryszcz czy zaskórnik. Stare wypryski powolutku i ładnie się goją, skóra nie jest przesuszona. Zaobserwowałam lekkie rozświetlenie twarzy, moje nadpobudliwe naczynka są wyciszone. Efekt promienności cery nie jest aż tak mocny i widoczny jak w przypadku oleju arganowego, jednak jest zauważalny. Jednak główną rolą tego oleju jest antybakteryjność i pod tym kątem jest bardzo skuteczny. Jeśli chodzi o zapach, olej z pachnotki z całą pewnością wygrywa z olejem arganowym. Ten zapach jest wyczuwalny, jednak niedrażniący, obojętny dla nosa.
Olej z pachnotki można nabyć na: KLIK!

5. Spirulina


Skoro już mówimy o zapachu, to warto zwrócić uwagę na tego śmierdziela. Cuchnie niemiłosiernie- i wcale nie jest to zapach ryby, jak niektórzy sugerują. Pozwolę sobie bardzo dosadnie opisać ten smrodek: "zatęchnięte siano, zalane deszczówką i zwierzęcą uryną". Mimo wszystko twardo wzięłam się za rozrabianie mikstury. Żeby zneutralizować zapach, zmieszałam spirulinę z hydrolatem różanym. Mieszankę nałożyłam na twarz i pozostawiłam do wyschnięcia. Dzięki intensywnemu zapachowi hydrolatu, smród spiruliny był trochę stłumiony, niestety, nadal wyczuwalny. Mimo, że nałożyłam tę algę bardzo cienką warstwą, efekty jakie zaobserwowałam to mniejsze zaczerwienienia, szybsze gojenie się ranek po pryszczach, wyrównany koloryt cery. Na większe efekty muszę niestety poczekać- nasza skóra potrzebuje około miesiąca, żeby efekty były widoczne. Dzieje się tak, ponieważ naskórek jest zbudowany z kilku warstw i zanim komórka przejdzie od warstwy rozrodczej do miejsca złuszczenia, mija 28 dni. Dlatego pamiętajmy, że stosując preparaty rewitalizujące, np. stymulujące syntezę kolagenu, efektów możemy oczekiwać dopiero po miesiącu.
Spirulina jest skuteczna ze względu na bogactwo zawartych w niej substancji czynnych: aminokwasów, protein, witamin, mikro- i makroelementów, enzymów i innych. Dokładny opis oraz możliwość zakupu znajdziecie tutaj: KLIK!

6. Hydrolat geraniowy


Jeszcze nie zdążyłam się do niego dobrać, ponieważ postanowiłam najpierw wykończyć hydrolat różany, który posiadam. Na zakup tego hydrolatu zdecydowałam się, ponieważ jest idealny dla cery tłustej i naczyniowej- wykazuje działanie antyseptyczne oraz wzmacniające naczynka. Myślę, że w połączeniu z glinką czerwoną będzie tworzył świetną maseczkę, która zaradzi mojej tłustej a jednocześnie wrażliwej i naczyniowej cerze.
Hydrolat geraniowy można nabyć tutaj: KLIK!

Jeśli nie wiecie, jaki macie rodzaj cery, zapraszam do postu, w którym opisałam poszczególne typy i podtypy cer: KLIK! Właściwe określenie typu i ew. podtypu/ów naszej cery jest kluczem do odpowiedniej pielęgnacji, która pomoże nam uporać się z nieprzyjemnymi dolegliwościami.

A czy Wy stosujecie któreś z tych półproduktów? Może polecacie jakieś inne? Chętnie dowiem się, jak Wy wykonujecie maseczki lub jakie są składniki Waszych mieszanek do OCM.

Pozdrawiam!

PS Tosia dawno nie pomagała mi w testowaniu. Tym razem przypomniała sobie o swoich obowiązkach jako naczelnej bloga i przeniuchała wszystkie półprodukty:

 Smrodek oleju arganowego wyraźnie ją zaintrygował.

Za to zapach oleju z pachnotki nie przypadł Tosi do gustu (jednak nie od dziś wiadomo, że Tosia woli smrodki, niż ładne zapaszki).

 "Dlaczego położyłaś to na moim kocyku?"

Podczas testowania kwasu hialuronowego.
Pozdrawiamy! =)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

[126.] Łagodzący krem pod oczy Sylveco- recenzja.






Witam,
dziś przychodzę do Was z recenzją łagodzącego kremu pod oczy firmy Sylveco.

Od niedawna zostałam ich fanką, a to za sprawą świetnych składów, jakie posiadają. Jednak zacznijmy po kolei. 

Co producent pisze o produkcie:
"Chaber bławatek i świetlik łąkowy to znane w medycynie ludowej rośliny o dobroczynnym działaniu na oczy. Zawarte w naszym kremie zapewniają najdelikatniejszej i najcieńszej skórze wokół oczu długotrwałą ochronę i ukojenie. Starannie dobrane składniki aktywne kremu pozwolą zmniejszyć cienie i obrzęki, usunąć objawy zmęczenia, poprawiając jednocześnie sprężystość skóry."

Czy producentowi udało się spełnić te obietnice? Dowiecie się w dalszej części notki :). 


Po rozpakowaniu tekturowego opakowania, moim oczom ukazała się sporej wielkości pojemniczek z kremem (aż 30 ml!) oraz ulotka z wypisanym po kolei składem INCI oraz szczegółowym opisem wybranych składników.


Skład INCI kremu przedstawia się następująco: 

Jak widać, skład jest w 90% naturalny, nie zawiera zbędnie obciążających skórę zagęszczaczy czy sztucznych emolientów. Nie znajdziemy w nim sztucznych konserwantów ani zapychającej skórę parafiny. W związku z wysoką zawartością naturalnych składników już można się zastanowić, że krem rzeczywiście ma szansę zadziałać ;).

Co ciekawe- mimo, że krem nie posiada w sobie żadnych sztucznych polepszaczy wyglądu, stabilizatorów i zagęszczaczy, wcale nie odbiega konsystencją od innych kremów. Może jest ciut bardziej lejący, jednak absolutnie nie tak, żeby spływał nam z palców. 

Także opakowanie jest pokryte dużą ilością informacji na temat składników zawartych w kremie:




Jeśli jesteście dociekliwi i szczegółowi, Sylveco zaspokoi Wasz głód wiedzy. Na opakowaniu i na ulotce znajduje się wiele informacji. Jeśli jednak ktoś potrzebuje naukowych dowodów o skuteczności tych kremów, odsyłam na stronę sylveco.pl do zakładki Kompendium. Znajdziecie tam dane naukowe potwierdzające skuteczność. Na mnie osobiście wywarło to duże wrażenie, ponieważ zazwyczaj skuteczność kremów ocenia się poprzez subiektywne badanie odczuć kilku testerów, którzy za darmo otrzymali próbki. Sylveco pokazuje nam labolatoryjne wyniki badań. Gdy pisałam do kilku znanych Polskich koncernów kosmetycznych, nie udostępniali wyników laboratoryjnych. Pierwsze co nasunęło mi się na myśl "Czyżby nie mieli się czym pochwalić?". Także jawne pokazywanie wyników firmy Sylveco przekonało mnie, że warto wypróbować ich kosmetyki.

Chociaż ja bardzo lubię dociekać, co jest w kosmetyku i jak działa, nie każdy zwraca na to uwagę. Spotkałam się z opinią, że tak duża ilość informacji jest przytłaczająca. Rzeczywiście, do ludzi zazwyczaj trafia prosty i chwytliwy przekaz oraz cieszące oko opakowanie z ładnym nadrukiem. Tylko pytanie, czy wolimy ładnie wyglądające opakowanie, czy ładnie działającą substancję? ;)


Jeśli już mówimy o opakowaniu, to bardzo spodobał mi się patent, że ten krem posiada pompkę. Do nałożenia kremu na całą okolicę wokół oczu wystarczy zdecydowanie mniej niż jedna pompka, ponieważ krem jest bardzo wydajny.

No i na koniec najważniejsze- jak produkt spisał się u mnie?
Nie mam wielkich problemów ze skórą pod oczami, ponieważ już od dawna zwracam uwagę na pielęgnację tej części twarzy. Krem szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, także jak najbardziej nadaje się pod makijaż, nawet dla osób z cerą tłustą.
Nie zauważyłam jednak, żeby w trakcie stosowania tego kremu wystąpiła u mnie opuchlizna pod oczami. Krem przyjemnie nawilża i regeneruje skórę, nie zauważyłam żadnego przesuszenia na skórze wokół oczu. Rzeczywiście spojrzenie jest świeże, oko rzadziej jest podrażnione, także polecam osobom noszącym soczewki kontaktowe. 

Cena kremu to niecałe 30 zł. Jednak biorąc pod uwagę skład, wydajność i ilość kremu w tubce, uważam, że absolutnie nie jest to wygórowana kwota. Na pewno pozostanę przy tym kremie na dłużej. Stawiam na naturalne składniki oraz pielęgnację a ten krem pomaga mi to zrealizować.

Dla zainteresowanych, którzy nie czytali poniższych postów, polecam:

Pozdrawiam serdecznie!



czwartek, 7 sierpnia 2014

[125.] Denko lipiec 2014r.


Witam!
W dzisiejszym poście zrobię podsumowanie lipcowego denka. Znacie któreś z powyższych produktów? A może chcecie je nabyć i ciekawi Was opinia na ich temat? Serdecznie zapraszam do lektury!


Produkty do włosów:

 1. Eliksir przeciw wypadaniu włosów Green Pharmacy- bardzo wydajny i skuteczny produkt. Znacznie zahamował wypadanie moich włosów, opakowanie wystarczyło mi na ok. 3 miesiące. Niestety, po dłuższym stosowaniu zaczął przetłuszczać mi włosy, dlatego stosowałam go kilka godzin przed myciem głowy. Myślę jednak, że wrócę kiedyś do niego. Pełna recenzja: KLIK!

2. Olej na porost włosów Bania Agafii- produkt o rewelacyjnym składzie i powalającym w skutkach działaniu. W ciągu miesiąca znacznie poprawił kondycję moich włosów. Niestety, opakowanie jest bardzo licho wykonane i na pow. zdjęciu widać, jak prezentuje się po zakończonej kuracji (ok. 1.5 miesiąca stosowania). Przez cały okres stosowania oleju opakowanie doprowadzało mnie do szału, jednak patrząc na efekty myślę, że jeszcze kiedyś skuszę się na niego. Pełna recenzja: KLIK!

3. Szampon z olejkami, Timotei- oj, przeciętniak. Zużyłam go raczej do mycia pędzli niż włosów :)

4. Odżywka wzmacniająca "Goodbye Damage", Garnier- odżywki tej firmy są bardzo chwalone w blogosferze. Mi jednak nie spasowały- lubiły obciążać mi włosy i sklejać je. Nie przewiduję kolejnego zakupu.

5. Suchy szampon Shauma- suchy szampon zawsze gości w mojej łazience. Do tej pory najchętniej wybieram Shaumę, ponieważ ładnie pachnie i rzeczywiście radzi sobie z odświeżeniem włosów. Łatwo daje się wyczesać. Nie stosuję go jednak często, są to wyjątkowe sytuacje (ma spore ilości alkoholu denat.).

6. Maska intensywnie regenerująca do włosów suchych i zniszczonych, Biovax- Biovaxy stosuję od kilku miesięcy. Przyznam, że bardzo polubiłam maski tej firmy. Stosuję je przed myciem włosów wraz z olejem. Pełna recenzja: KLIK!

 Produkty do oczyszczania twarzy:


1. Dwufazowy płyn do demakijażu, Ziaja- w większości zużyłam go na modelkach, sama użyłam go jedynie kilka razy, gdy nie miałam czasu na OCM. Przyjemny, nie podrażnia skóry (chociaż szczypie, gdy dostanie się do oka), radzi sobie z demakijażem kosmetyków wodoodpornych. Zawsze mam go w łazience i jeszcze na długo przy nim zostanę.

2. Płyn micelarny BeBeauty- również używany jedynie w wypadkach, gdy brakowało mi czasu na OCM. W większości zużyty na potrzeby zmywania makijażu po sesjach zdjęciowych. Dobrze oczyszcza twarz, jednak nie radzi sobie z wodoodpornymi kosmetykami. Nie pozostawia tłustej warstwy. To również jest kosmetyk, który zawsze gości na mojej półce w łazience.

3. Oliwka HIPP- oliwka o najlepszym składzie na polskim rynku. Nie zawiera parafiny, sztucznych emolientów ani konserwantów. Stosuję ją do oczyszczania twarzy metodą OCM (jeśli nie wiesz, co to za metoda, zapraszam do osobnej notki: KLIK!). Oliwka spełnia swoje zadanie świetnie- pielęgnuje twarz już podczas oczyszczania. Dzięki tej metodzie na trwałe pozbyłam się rozszerzonych porów, wyciszyłam grę naczyń krwionośnych, pojawia mi się zdecydowanie mniej pryszczy. Polecam ją przede wszystkim ze względu na bardzo dobry skład, kolejne opakowanie w trakcie wykańczania!

Maleństwa:


1. Próbka kremu BB- recenzja w przygotowaniu ;) Na szybko mogę napisać, że jest to trwały kosmetyk, jednak ma średnie krycie- o ile zakrył zaczerwienione policzki, o tyle podkreślał pory i zmarszczki.

2. Henna Delia- hennowanie brwi to świetny sposób na ich podkreślenie. Na co dzień nie podkreślam brwi cieniem, jedynie przecieram je zwilżonym patyczkiem kosmetycznym, by usunąć spomiędzy włosków nadmiar podkładu i nadać brwiom kształt. Jednak hennowanie brwi co 2 tyg obowiązkowe ;). Henna tej firmy dostępna jest w Rossmanie, ładnie farbuje włoski, przy czym nie barwi skóry. Na pewno zużyję jeszcze wiele opakowań. Czy chcecie poradnik, jak powinno się farbować brwi henną, czy informacje, które są w internecie są dla Was wystarczające?

3. Bronzer Terracotta, Oriflame- był to mój pierwszy bronzer. Czasem lubił być zbyt ciemny i wpadać w pomarańczowe tony, jednak nauczyłam się jego obsługi. Bardzo wydajny, nie zdążyłam go zużyć przed zakończeniem daty ważności.

4. Maseczka do twarzy z amarantusem, Tołpa- kosmetyk podarowany przez koleżankę, którą niestety maseczka uczuliła. Mi na szczęście nic niepokojącego nie uczyniła :). Po jednorazowym zastosowaniu ciężko dopatrywać się jakiegoś super-działania, nie mniej jednak maseczka przyjemnie nawilżyła mi twarz. Jednak nie odbiegała jakością od innych drogeryjnych maseczek.

5. Serum wzmacniające A+E, Biovax- używam również pełnowartościowego produktu. Pełną recenzję pewnie przygotuję niebawem. Serum jest całkiem przyjemne, jednak do moich mocno zniszczonych włosów potrzeba więcej silikonów, które mocno zatuszuję zniszczenia. Pewnie wrócę do tego kosmetyku, gdy poprawi się stan moich włosów.

6. Maseczka redukująca zaczerwienienia, Soraya- po tej maseczce owszem, skóra jest nawilżona i naczynka są wyciszone, jednak nie jest to długotrwały efekt :).

Inne:


1. Pianka do golenia Venus- używam ją od kilku lat i nie widzę potrzeby wymiany na inną. Jednak natura obdarzyła mnie-na szczęście!- bardzo "bezproblemowym" owłosieniem na nogach. Jeśli macie większe wymagania co do produktów do depilacji, no to nie będę wychwalać, że pianka jest idealna. Ciężko mi to ocenić... Ja jednak pozostanę przy niej na dłużej :).

2. Zmywacz do paznokci Isana- spełnia swoją rolę, dobrze zmywa lakier, do tego ma przystępną cenę. Nie czarujmy się jednak, że zmywacz będzie pielęgnował płytkę paznokcia lub skórki ;). Jeśli nadal będzie w niskiej cenie, zapewne sięgnę po niego.

3. Potrójny kwas hialuronowy, zrobsobiekrem.pl- dodawałam go do francuskiej glinki czerwonej, by nadać maseczce nawilżających właściwości. W jaki sposób sporządzam maseczkę dla siebie dowiecie się w tej notce: KLIK! a jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej o samym kwasie hialuronowym jak i o jego odmianach, zapraszam tutaj: KLIK!.


To już wszystkie kosmetyki, które udało mi się wykończyć w lipcu. Do kolejnego denka już zaczęłam zbierać opakowania ;). Znacie któreś z powyższych produktów? Jak u Was się spisują? 

Pozdrawiam =)